— Co jest takiego fajnego w Wengielku? Ja mam wsysko co on, więc cemu to on jest taki wyjątkowy? — pisnęła szylkretka, mocniej obejmując łapę kocicy. — Nie puszcze dopóki mi nie powies!
Zielonooka popatrzyła ze zdziwieniem na kocię uczepiające się jej łapy. Za kogo ona się uważała? I jeszcze miała czelność tak się do niej odzywać?
— Nie mam czasu na kocięce zabawy — prychnęła zastępczyni. Nienawidziła bachorów. Może oprócz Węgielka. On jedyny wyszedł. — Poza tym, Węgielek nie ma rudych łat. W przeciwieństwie do ciebie i twoich sióstr.
— A co to zmienia?! — wkurzona kuleczka jedynie mocniej przywarła do łapy zastępczni, oczekując odpowiedzi.
Córka Króliczego Susu przewróciła oczami. Nie dziwiła się, że Wilcza nie lubiła tych kociąt. Były irytujące, głupie i nic nie wiedziały o świecie. Co, miała się teraz spowiadać przed tym natrętnym dzieciakiem? Wyjawić jej wszystko, co działo się gdy te siedziały sobie beztrosko w brzuchu Wilczej i wcześniej? Niech je ktoś nauczy, by nie zawracały dupy innym kotom i siedziały cicho w żłobku.
Kamienna Agonia potrząsnęła łapą na tyle lekko, by nie skrzywdzić kotki, ale na tyle mocno, by ją zrzucić. Spojrzała się poirytowany wzrokiem na szylkretkę.
— Jak tak chcesz wiedzieć, to się spytaj twojej matki — parsknęła.
Węgielek był o niebo lepszy od tych dzieci. Rozumiała, że były ciekawskie, ale że aż tak? Czemu tak bardzo chciały jej uwagi, zamiast iść do innych wojowników?
— Albo jakiegoś starszego wojownika — dodała. — Nie wiem, byle nie mnie. Nie mam zamiaru opowiadać historyjek.
<Czajka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz