Czarna leżała sama w żłobku. Szybka Łania poszła ze swoim synem do Byczej Szarży. Jak zwykle. A Kamiennej Agonii pozostało tylko więdnąć w samotności. Kisnąć pod wpływem tych pasożytów, które rozwijały się w jej macicy. Pasożytów, które należały do... do niego.
Nagle usłyszała jakieś kroki, zimne powietrze dotarło do niej. Karmicielka natarczywie skierowała wzrok na swoje łapy. Leżała w kącie, odwrócona tyłem, odosobniona od wszystkiego.
Kto tym razem? Żar przyszedł porozsiewać plotki? A może to Splątane Futro przyszła w odwiedziny, by ją wyśmiać i pochwalić się swoim awansem? Szczypiorkowa Łodyga? Albo Glina, jej brat, który pewnie nienawidzi jej tak jak cała reszta?
— K-kamień. P-przepraszam... to m-moja wina.
Zielonooka wybałuszyła oczy, nie odwróciła się jednak. Znała ten głos.
Wilcza Zamieć.
Co ona tu robiła? Dlaczego do niej przychodziła? Dlaczego po tym wszystkim, co czarna jej zrobiła, wciąż dawała jej wsparcie?
Powinna była ją porzucić. Zostawić ją samą, by raz po raz gniła w kociarni, aż nic z niej nie zostanie. Powinna była patrzeć na ten ból i zgotować jej takie samo piekło, jakie córka Króliczego Susu jej zgotowała.
Teraz rozumiała.
Teraz rozumiała ten cholerny ból. Ten ból wykorzystania.
Zajęcza Gwiazda nigdy nie wydawał się kimś, kto mógłby się tego dopuścić.
Była naiwna.
Powinna za to zapłacić.
Kamienna Agonia tylko zamknęła oczy, wypuszczając drżący oddech.
— Nie masz prawa mówić, że to twoja wina — przełknęła ślinę.
Czy był sens się starać? Czy był sens się odzywać?
Powinna to wszystko porzucić.
Zmusiła się do przełknięcia guli w gardle. Poczuła napływające do oczu łzy. Łzy straty.
— T-to ja zgotowałam ci to piekło — próbowała zachować obojętny głos. Ale po chwili po prostu rozpłakała się.
Nic już nie miało sensu.
Chciała umrzeć. Tylko taką przysługę mogła zrobić światu.
— Za każdym razem byłam dla ciebie podła. Byłam wobec ciebie Lisim Sercem — załkała, choć jej głos stłumiony był przez łapy, w których chowała bezsilnie pysk. — A ty za każdym razem do mnie wracałaś.
Z każdym kolejnym słowem coraz ciężej było jej powstrzymać drżenie głosu.
"Po co się starasz?"
"Nie mów nic"
"Straciłaś wszystko"
"Nawet Zajęcza Gwiazda cię skrzywdził. Nawet on nie ma do ciebie zaufania"
"Lisie Serce"
"Niczym się nie różnisz od Piaskowej Gwiazdy"
Bez słowa odwróciła się i wtuliła pysk w posiwiałe futro kotki, zaczynając cicho szlochać. Nie mogła uwierzyć w to, co ją czekało. Nie mogła uwierzyć, że Zajęcza Gwiazda był tego stwórcą.
Wilcza Zamieć na początku wydawała się trochę zdziwiona, jednak odpowiedziała na przytulenie. Otuliła córkę Królik ogonem, opierając pysk na jej barkach.
Kamienna Agonia przyłożyła czoło do jej klatki piersiowej i zaczęła płakać. Pociągała nozdrzami, czując przytłaczającą bezradność.
— Rozumiem cię. Już cię rozumiem — wyszeptała zielonooka, czując na sobie wilgoć łez. — Ja... Ta ciąża...
"Twój brat mnie wykorzystał"
Jasne. Kotka już widziała, jak Wilcza jej wierzy... Przecież Zajęcza Gwiazda tak ufał Kamiennej Agonii. Powierzył jej morderstwo, a nawet pozycję zastępcy. I nagle co? Wilcza miałaby uwierzyć, że ją zgwałcił?
Prawnuczka Czaplej Gwiazdy spuściła wzrok. Tak bardzo nie wiedziała, co zrobić. Tak bardzo nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej się to przydarzyło. Tak bardzo żałowała.
Dlaczego? Dlaczego on jej to zrobił?
— Ja... Nie musisz mi wybaczać — wyszeptała. — Spieprzyłam sprawę. Byłam głupia. Przepraszam.
Chciała po prostu zaszyć się w kącie i już nigdy nie obudzić. To wszystko brzmiało jak okropny koszmar. Jak sen, z którego nie dało się wybudzić. Nie dało się uciec.
Zajęcza Gwiazda to zrobił. To był fakt. Zrobił jej coś tak okropnego.
Nigdy nie pomyślałaby, że on... Że on byłby w stanie...
— N-nie potrafię ci nie przebaczyć — odpowiedziała Wilcza Zamieć. Zielonooka nie przestała wtulać się w jej sierść. Nie chciała przestawać. Czuła, że jeśli to zrobi, znowu wróci do pustego świata, w której każdy jej nienawidzi. — M-mimo tego wszystkiego... T-tego co zrobiłaś... Nie potrafię cię opuścić. C-chciała...a-abym naprawić t-to co jest pomiędzy nami. Żebyśmy nigdy więcej się już nie raniły. Żebyś już nigdy więcej mnie nie dystansowała. Nie opuszczę cię. Zaufaj mi.
Oczy córki morderczyni błysnęły.
— Naprawdę jesteś skłonna mi wybaczyć? — głos Kamiennej Agonii był słaby. Oschnięty, jakby pozbawiony barwy.
— Tak — Wilcza Zamieć na chwilę zamilkła, nim spojrzała się swoim jedynym okiem na zielonooką.
— Czy możemy zacząć od nowa? — wyszeptała z chrypą w głosie siostra Glinianego Ucha. — Czy możemy zapomnieć o tym, co było wcześniej?
Kamienna Agonia czuła się słaba. Chciała się już poddać. Zwrócić się do kamiennych ścian żłobka i nigdy z niego nie wyjść. Ale patrząc w oczy Wilczej Zamieci, nabrała iskry nadziei. Gasła tak szybko, jak się pojawiła. Ale skoro Wilcza Zamieć jej nie nienawidziła... Może ona jej nie zostawi? Nie wykorzysta jak zepsutą zabawkę, tak jak Zajęcza Gwiazda i Jałowy Pył?
Kotka nie wiedziała, co czuć. Była zmarnowana i przerażona. Bała się. Nie była już tą samą furiatką.
Teraz była tylko zagubioną w świecie ofiarą. Opuszczona. Wykorzystana. Porzucona. Znienawidzona.
Ale miała Wilczą Zamieć. Ona jej nie nienawidziła. Ona...
Umięśniona czarna kotka ponownie uroniła strumyk łez i oparła głowę na barku Wilczej Zamieci.
Czy był jeszcze dla niej ratunek?
<Wilcza?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz