— Wilcza Łapo?
Kotka nie zareagowała. Nadal wpatrzona we własne łapy cicho płakała. Nie rozumiała czemu tyle kotów próbowało do niej dotrzeć. Jedyne czego pragnęła to zapaść się pod ziemię. Głęboko.
— Co się stało? — znienawidzone przez Wilczą pytanie ponownie padło.
Zajęczy Nos też nią o to pytał. Wiele razy. Kotka nie potrafiła tego zliczyć nawet jeśli by chciała. Lecz ona i tak nie umiała odpowiedzieć na to pytanie. Za każdym razem żołądek podchodził jej do gardła, a płacz się nasilał. Nerwowo drgawki opanowywały jej ciało. Przełknęła ciężko ślinę, czując jak potok łez się zwiększa. Nie mogła. Nie chciała. Chciała wyrzuć to z pamięci. Zapomnieć.
— Możesz mi powiedzieć, wiesz? Nikomu nie powiem, obiecuję. Będzie ci lżej na sercu... — miauczał do niej spokojnie kocur.
Wilcza Łapa zacisnęła mokre od łez ślipia i pokręciła łbem. Nie mogła.
— Możesz mi powiedzieć, wiesz? Nikomu nie powiem, obiecuję. Będzie ci lżej na sercu... — miauczał do niej spokojnie kocur.
Wilcza Łapa zacisnęła mokre od łez ślipia i pokręciła łbem. Nie mogła.
* * *
Zmrok opanował świat. Skulona kłębek Wilcza Łapa i tak się tym nie przejęła. Kolejny dzień spędzony na tkwieniu w przeszłości minął jak każdy poprzedni. Słowa Piaskowej Gwiazdy wbite mocno w łeb kotki nie chciały jej opuścić. Nie chciały zostawić. Okrutnie powtarzały się w myślach Wilczej powodując kolejne salwy płaczu. Była wyczerpana. Wykończona. Półmartwa. Ledwie żywa.
Jej dalsze istnienie nie miało sensu.
Nie po tym co zrobiła.
— Wilcza Łapo. Twoja kara dobiegła końca. — surowy głos sprawił, że całe futro kotki się zjeżyło. — Bycza Szarżo wyciągnij tą wronią strawę.
Czarny kocur fuknął. Nie był zadowolony. Znów musiał dotykać jej odrażającego ciała. Brutalnie złapał kotkę za kark i wyciągnął z dołu. Upuścił ją niezgrabnie na ziemię. Tak i pozostała. Zbyt słaba by wstać. Zbyt słaba by mieć jeszcze jakiś honor.
— Mam nadzieję, że przemyślałaś sobie już wszystko. — syknęła Piaskowa Gwiazda. — Za drugim razem uwierz mi nie będę taka miła. — dodała, mordując czarną wzrokiem.
Wilcza Łapa nie zareagowała. Nie miała siły. Wykończone ciało i umysł nie do końca rozumiały co się działo.
— Wrzuć ją do legowiska uczniów. Jutro masz trening. Z samego rana.
Jej dalsze istnienie nie miało sensu.
Nie po tym co zrobiła.
— Wilcza Łapo. Twoja kara dobiegła końca. — surowy głos sprawił, że całe futro kotki się zjeżyło. — Bycza Szarżo wyciągnij tą wronią strawę.
Czarny kocur fuknął. Nie był zadowolony. Znów musiał dotykać jej odrażającego ciała. Brutalnie złapał kotkę za kark i wyciągnął z dołu. Upuścił ją niezgrabnie na ziemię. Tak i pozostała. Zbyt słaba by wstać. Zbyt słaba by mieć jeszcze jakiś honor.
— Mam nadzieję, że przemyślałaś sobie już wszystko. — syknęła Piaskowa Gwiazda. — Za drugim razem uwierz mi nie będę taka miła. — dodała, mordując czarną wzrokiem.
Wilcza Łapa nie zareagowała. Nie miała siły. Wykończone ciało i umysł nie do końca rozumiały co się działo.
— Wrzuć ją do legowiska uczniów. Jutro masz trening. Z samego rana.
* * *
Każdy wschód słońca wyglądał tak samo. Pobudka, trening, krzyki, czas z Zajęczym Nosem, spanie. Rutyna stała się tym co trzymało Wilczą Łapę przy życiu. Niezgrabnie wlokła się do przodu, nie rozumiejąc co się dzieje. Nie czując, że żyje. Jej ciało słabe i wyczerpane wszystkim co się stało nie raz odmawiało kotce posłuszeństwa. Upadała na pysk. Zataczała się. Traciła przytomność. Łykała zioła od Jeżowej Ścieżki.
Widziała zmartwienie w zielonych ślipiach Zajęczego Nosa. Spędzali razem czas po każdym treningu. Kocur zmuszał ją do zjedzenia czegokolwiek. Opowiadał o swoim dniu. Mierzył każdego kto ośmielił się z niej zaśmiać. Obiecywał, że Piaskową Gwiazdę dosięgnie sprawiedliwość. Wilcza Łapa nie wierzyła sprawiedliwość. Gdyby ona istniała już dawno byłaby w Klanie Gwiazd. Doceniała czas z bratem. Był jedynym powodem, dla którego jeszcze istniała. Jedynym co trzymało ją w tym okropnym świecie.
— Wilcza Łapo...? Wilcza Łapo. — czyjś głos uporczywie upominał ją o uwagę.
Niepewnie skierowała wzrok na łapy właściciela. Białe. Inne niż Zajączka. Znała je.
— Wilcza Łapo, chciałabyś się ze mną przejść? — zaproponował Jałowcowy Świt.
Kotka pokręciła łbem. Nie miała na nic siły. Chciała jedynie zasnąć i nigdy się nie obudzić.
— Proszę. To dla mnie ważne. — wojownik nie ustępował. — To niedaleko.
Zrobił parę kroków do przodu i spojrzał czy Wilcza Łapa idzie za nim. Kotka niechętnie podążyła. Nie chciała tam iść, ale nie potrafiła odmówić. Po paru krokach do jej nozdrzy uderzył zapach śmierci. I kwiatów. Czarna zadrżała. Nigdy nie była w tym miejscu. Nigdy nie chciała tu przyjść. Poczuła jak dreszcz przechodzi przez jej ciało. Przerażone ślipię spojrzały na łapy wojownika.
— To grób Bluszczowej Poświaty. Kochałem ją z całego serca, ale Klan Gwiazd zabrał ją z tego świata. Nim zdążyłem powiedzieć jej jak bardzo ją kocham. — zaczął Jałowcowy Świt.
Wilcza Łapa spuściła wzrok. Nie wiedziała co powiedzieć. Chciała jedynie uciec stąd jak najszybciej. Nieprzyjemne wspomnienia bombardowały jej umysł, zalewając kotkę rozpaczą.
— A to... to grób... grób twoich kociąt, Wilcza Łapo. S-spójrz... Zajęczy Nos urwał im... świeżych kwiatów. — miauknął cicho kocur.
Czarna kotka zalała się płaczem. Pokręciła łbem. Nie. Nie ona nie miała kociąt. Ona ich nie zabiła.
— Ja też straciłem swojego kociaka... — niepewnie rozpoczął Jałowiec. — Nie tak jak ty. Biedronka uciekła, ale wierzę, że jest cała i zdrowa. Muszę w to wierzyć... Współczuję ci twojej straty. Nawet nie wyobrażam sobie bólu jaki teraz odczuwasz. Ja... ja bym chyba tego nie przeżył.
Wilcza Łapa tonąc we własnych łzach, kręciła jedynie łbem.
Widziała zmartwienie w zielonych ślipiach Zajęczego Nosa. Spędzali razem czas po każdym treningu. Kocur zmuszał ją do zjedzenia czegokolwiek. Opowiadał o swoim dniu. Mierzył każdego kto ośmielił się z niej zaśmiać. Obiecywał, że Piaskową Gwiazdę dosięgnie sprawiedliwość. Wilcza Łapa nie wierzyła sprawiedliwość. Gdyby ona istniała już dawno byłaby w Klanie Gwiazd. Doceniała czas z bratem. Był jedynym powodem, dla którego jeszcze istniała. Jedynym co trzymało ją w tym okropnym świecie.
— Wilcza Łapo...? Wilcza Łapo. — czyjś głos uporczywie upominał ją o uwagę.
Niepewnie skierowała wzrok na łapy właściciela. Białe. Inne niż Zajączka. Znała je.
— Wilcza Łapo, chciałabyś się ze mną przejść? — zaproponował Jałowcowy Świt.
Kotka pokręciła łbem. Nie miała na nic siły. Chciała jedynie zasnąć i nigdy się nie obudzić.
— Proszę. To dla mnie ważne. — wojownik nie ustępował. — To niedaleko.
Zrobił parę kroków do przodu i spojrzał czy Wilcza Łapa idzie za nim. Kotka niechętnie podążyła. Nie chciała tam iść, ale nie potrafiła odmówić. Po paru krokach do jej nozdrzy uderzył zapach śmierci. I kwiatów. Czarna zadrżała. Nigdy nie była w tym miejscu. Nigdy nie chciała tu przyjść. Poczuła jak dreszcz przechodzi przez jej ciało. Przerażone ślipię spojrzały na łapy wojownika.
— To grób Bluszczowej Poświaty. Kochałem ją z całego serca, ale Klan Gwiazd zabrał ją z tego świata. Nim zdążyłem powiedzieć jej jak bardzo ją kocham. — zaczął Jałowcowy Świt.
Wilcza Łapa spuściła wzrok. Nie wiedziała co powiedzieć. Chciała jedynie uciec stąd jak najszybciej. Nieprzyjemne wspomnienia bombardowały jej umysł, zalewając kotkę rozpaczą.
— A to... to grób... grób twoich kociąt, Wilcza Łapo. S-spójrz... Zajęczy Nos urwał im... świeżych kwiatów. — miauknął cicho kocur.
Czarna kotka zalała się płaczem. Pokręciła łbem. Nie. Nie ona nie miała kociąt. Ona ich nie zabiła.
— Ja też straciłem swojego kociaka... — niepewnie rozpoczął Jałowiec. — Nie tak jak ty. Biedronka uciekła, ale wierzę, że jest cała i zdrowa. Muszę w to wierzyć... Współczuję ci twojej straty. Nawet nie wyobrażam sobie bólu jaki teraz odczuwasz. Ja... ja bym chyba tego nie przeżył.
Wilcza Łapa tonąc we własnych łzach, kręciła jedynie łbem.
Nie. Ona... ona nie miała kociąt. One... one nigdy nie istniały. Nie mogły. Nie miały jak. Ona nigdy ich nie chciała. Ona ich nie zabiła.
— Nadałaś im jakieś imiona? — zapytał delikatnie wojownik.
Kotka przełknęła ciężko ślinę. Wbiła wzrok nieprzytomnie w ogon kocura.
Imiona. Jej kocięta zmarły bezimienne. Nienazwane. Niekochane. Niechciane.
— Patrzą na ciebie z Klanu Gwiazd. Nie mają ci tego za złe, Wilcza Łapo. My wszyscy wiemy, że to nie była twoja wina.
Cisza.
Jałowcowy Świt nie odezwał się już ani jednym słowem. Kotka niepewnie wstała na drżących łapach. Zrobiła krok. Niechętny. Przepełniony bólem. Uniosła pysk. Mniszki. Jej ulubione kwiaty. Krople łez uderzyły o uschnięte płatki.
Imiona.
Musiała nadać im imiona.
Chociaż na tyle zasługiwały jej martwe kocięta. Chociaż tyle mogła dla nich zrobić.
— B... B-b-b-b... B-b-b... B-blu... B-blusz... B-b-bluszczyk... B-blusz... B-bluszczyk i G-g-g... G-g... G-gaw... G-g... G-g-gawro... G-gawronek... — wydusiła z siebie.
Jałowcowy Świt podszedł do niej i usiadł koło kotki, która zanosiła się coraz silniejszym płaczem.
— Nadałaś im jakieś imiona? — zapytał delikatnie wojownik.
Kotka przełknęła ciężko ślinę. Wbiła wzrok nieprzytomnie w ogon kocura.
Imiona. Jej kocięta zmarły bezimienne. Nienazwane. Niekochane. Niechciane.
— Patrzą na ciebie z Klanu Gwiazd. Nie mają ci tego za złe, Wilcza Łapo. My wszyscy wiemy, że to nie była twoja wina.
Cisza.
Jałowcowy Świt nie odezwał się już ani jednym słowem. Kotka niepewnie wstała na drżących łapach. Zrobiła krok. Niechętny. Przepełniony bólem. Uniosła pysk. Mniszki. Jej ulubione kwiaty. Krople łez uderzyły o uschnięte płatki.
Imiona.
Musiała nadać im imiona.
Chociaż na tyle zasługiwały jej martwe kocięta. Chociaż tyle mogła dla nich zrobić.
— B... B-b-b-b... B-b-b... B-blu... B-blusz... B-b-bluszczyk... B-blusz... B-bluszczyk i G-g-g... G-g... G-gaw... G-g... G-g-gawro... G-gawronek... — wydusiła z siebie.
Jałowcowy Świt podszedł do niej i usiadł koło kotki, która zanosiła się coraz silniejszym płaczem.
— Bluszczyk i Gawronek. — powtórzył. — Piękne imiona.
<Jałowiec?>
<Jałowiec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz