Znowu krew.
Znowu.
Znowu
I znowu.
Orle Pióro błagający o pomoc, kocięta Zajęczego Omyku proszące, by tego nie robiła. Cofnęła się desperacko, uderzając grzbietem o czarną ścianę. Dookoła rozległ się pogłos trzaskającej gałęzi.
W jednym uderzeniu serca grunt pod jej łapami zniknął. Kotka pisnęła, lecąc w dół a następnie uderzając całym ciałem o twardy grunt.
Wypluła z pyska krew, krztusząc się.
Obraz przed jej ślepiami powoli zaczął się rozmazywać. Powieki stawały się z każdą chwilą jeszcze cięższe niż przedtem.
Wszystko zniknęło, pozostawiając po sobie czarną plamę.
Obudziła się z krzykiem, dysząc ciężko. Obok niej leżał Koguci Krzyk, który tego samego dnia zranił sobie ogon o wnyki do tego stopnia, że trzeba było kawałek niego odgryźć. Bursztynowy Pył co prawda mówił, że to nie wpłynie jakkolwiek na kondycję kocura, jednakże ten i tak dramatyzował.
Zastępczyni popatrzyła na swoje łapy, między którymi leżały dwa ziarenka maku. Zmarszczyła nos. Myślała, że brała je wszystkie. Może dlatego znowu dręczyły ją koszmary a sen był ulotny niczym motyl.
Cholerna bezsenność.
Iskrzący Krok zwinęła się w kulkę, chowając pyszczek w ogonie. Mimo iż posłanie miała grube a legowisko medyków słynęło jako najcieplejsze miejsce do spania to i tak czuła szalejącą na zewnątrz śnieżycę. Już dawno nie widziała tak paskudnej pory nagich drzew a to dopiero miał być początek.
wyleczeni: Koguci Krzyk, Iskrzący Krok
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz