Większość rzeczy wydawała się funkcjonować nie tak, jak powinna. Gubił się w tych wszystkich wydarzeniach. Wciąż w głowie miał obraz z dwóch ostatnich zgromadzeń, które były co najmniej dziwne i miały tragiczne zakończenia. W dodatku przecież jeszcze niedawno ich obóz zaatakował dziki pies, a po tym nie zdążyli się nawet pozbierać, bo zaraz zaczynały się inne dramatyczne sytuacje.
Zajęczyk Omyk zmarła z dwójką kociąt. Śmierć kotki była okropna, lecz nie to przerażało go najbardziej. W żłobku była wtedy Jemioła. Myśl o tym, że jego matka mogłaby podzielić los karmicielki, wstrzymywał mu oddech w piersi. Kochał swą rodzicielkę niezależnie od tego, jaka była. Zdał sobie sprawę, jak rzadko się z nią widywał i poczuł żal. Chociaż ich spotkania polegały na siedzeniu w ciszy i wpatrywaniu się wspólnie w jeden punkt, były dla niego niezwykle ważne. Obiecał sobie być lepszym synem i częściej ją odwiedzać.
Nawet nie był w stanie wyobrazić sobie, co czuje Miętowa Gwiazda. Widział w tamtym momencie u kocura łzy, a nie spodziewał się, że tacy jak on potrafią płakać. Pamiętał jak jeszcze wraz z Firletkowym Płatkiem i Bursztynowym Pyłem próbowali uratować jego ukochaną i dzieci, ale było za późno. Bluszcz nie wierzył, by Mleczny Płatek był zdolny do takiego podstępnego zabójstwa z premedytacją, ale nie mu było oceniać. Nie znał pointa aż tak dobrze, ale po ich krótkiej znajomości wydawał mu się być kimś zbyt delikatnym na takie czyny.
Lider miał prawo do swojej decyzji. Van nawet nie był w stanie się postawić na jego miejscu. Na ogół wszystko rozwiązywał jak najbardziej pokojowo, ale nie chciał myśleć, by kiedykolwiek sam musiał cierpieć po stracie bliskich. Jemioła, Srocze Pióro, jego mentor i przyjaciele… Oni wszyscy byli dla niego ważni i to dla nich starał się być zawsze dobrym medykiem i służyć każdemu pomocą. Nawet Fałszywe Serce, który to bywał dla liliowego opryskliwy, zasługiwał na specjalne miejsce w życiu ucznia.
Przełknął ślinę, znowu patrząc na kawałek księżycowego kamienia, dla którego specjalnie powiększono leże medyków. Zrobili dosyć ładny ołtarzyk, udekorowany kolorowymi kwiatkami i paroma ziołami. Chcieli, by Klan Gwiazd ich nie opuszczał. To był jedyny sposób na bycie blisko z przodkami, a po tych wszystkich tragediach ten kontakt wydawał się niezbędny i bardzo ważny.
Westchnął, odwracając się w stronę mentora z pytaniem, czy mają wystarczająco dużo maku, kiedy to usłyszeli niepokojące odgłosy ze strony obozu. Wybiegli niemalże w tym samym czasie, będąc w razie co gotowym do pomocy.
Firletkowy Płatek stała wśród tłumu kotów. Wyglądała okropnie, a z jej pyska padały niewyraźne słowa. Trzęsła się, starając wyrównać oddech i wyrzucić z siebie parę wyrazów.
- Ktoś nas zaatakował, deszcz zamaskował zapach. Tata… próbował mnie bronić. Widziałam tylko krew i jego zmasakrowane ciało – szeptała, nie patrząc nikomu w oczy.
Zajęczyk Omyk zmarła z dwójką kociąt. Śmierć kotki była okropna, lecz nie to przerażało go najbardziej. W żłobku była wtedy Jemioła. Myśl o tym, że jego matka mogłaby podzielić los karmicielki, wstrzymywał mu oddech w piersi. Kochał swą rodzicielkę niezależnie od tego, jaka była. Zdał sobie sprawę, jak rzadko się z nią widywał i poczuł żal. Chociaż ich spotkania polegały na siedzeniu w ciszy i wpatrywaniu się wspólnie w jeden punkt, były dla niego niezwykle ważne. Obiecał sobie być lepszym synem i częściej ją odwiedzać.
Nawet nie był w stanie wyobrazić sobie, co czuje Miętowa Gwiazda. Widział w tamtym momencie u kocura łzy, a nie spodziewał się, że tacy jak on potrafią płakać. Pamiętał jak jeszcze wraz z Firletkowym Płatkiem i Bursztynowym Pyłem próbowali uratować jego ukochaną i dzieci, ale było za późno. Bluszcz nie wierzył, by Mleczny Płatek był zdolny do takiego podstępnego zabójstwa z premedytacją, ale nie mu było oceniać. Nie znał pointa aż tak dobrze, ale po ich krótkiej znajomości wydawał mu się być kimś zbyt delikatnym na takie czyny.
Lider miał prawo do swojej decyzji. Van nawet nie był w stanie się postawić na jego miejscu. Na ogół wszystko rozwiązywał jak najbardziej pokojowo, ale nie chciał myśleć, by kiedykolwiek sam musiał cierpieć po stracie bliskich. Jemioła, Srocze Pióro, jego mentor i przyjaciele… Oni wszyscy byli dla niego ważni i to dla nich starał się być zawsze dobrym medykiem i służyć każdemu pomocą. Nawet Fałszywe Serce, który to bywał dla liliowego opryskliwy, zasługiwał na specjalne miejsce w życiu ucznia.
Przełknął ślinę, znowu patrząc na kawałek księżycowego kamienia, dla którego specjalnie powiększono leże medyków. Zrobili dosyć ładny ołtarzyk, udekorowany kolorowymi kwiatkami i paroma ziołami. Chcieli, by Klan Gwiazd ich nie opuszczał. To był jedyny sposób na bycie blisko z przodkami, a po tych wszystkich tragediach ten kontakt wydawał się niezbędny i bardzo ważny.
Westchnął, odwracając się w stronę mentora z pytaniem, czy mają wystarczająco dużo maku, kiedy to usłyszeli niepokojące odgłosy ze strony obozu. Wybiegli niemalże w tym samym czasie, będąc w razie co gotowym do pomocy.
Firletkowy Płatek stała wśród tłumu kotów. Wyglądała okropnie, a z jej pyska padały niewyraźne słowa. Trzęsła się, starając wyrównać oddech i wyrzucić z siebie parę wyrazów.
- Ktoś nas zaatakował, deszcz zamaskował zapach. Tata… próbował mnie bronić. Widziałam tylko krew i jego zmasakrowane ciało – szeptała, nie patrząc nikomu w oczy.
***
Sam nie rozumiał, co się stało. Nikt zresztą nie wiedział, co tak naprawdę ostatnio dzieje się w tym lesie. Firletkowy Płatek odeszła do starszyzny, nie mówiąc już nic więcej o tamtym zdarzeniu. Bluszcz i Bursztyn zostali sami, a van wiedział, że nastał ten dzień.
Już od pewnego czasu miał sporą wiedzę, by przestać być uczniem, a stać się asystentem medyka. Oszukiwał sam siebie, próbując odwlec to, co nieuniknione. A teraz, kiedy ich klan był w rozsypce, a oni stracili jedną uzdrowicielkę, nadeszła i specjalna chwila dla niego.
Mentor wspierał go, kiedy zbliżyli się do kamienia i spojrzał na niego z uśmiechem, dodając mu w ten sposób otuchy. Liliowy stał spokojnie. Nie stresował się, po prostu nie do końca wierzył we własne możliwości.
Wziął głęboki wdech.
To był ten moment.
Kremowy spojrzał na kamień.
- Ja, Bursztynowy Pył, medyk Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zrozumieć drogę medyka, i z waszą pomocą służyć swojemu klanowi przez wiele przyszłych księżyców – urwał, spoglądając ponownie na młodszego. – Bluszczowa Łapo po czy przysięgasz podążać drogą medyka, trzymać się z daleka od klanowych wojen i chronić wszystkie koty, nawet za cenę życia? – zapytał.
- Przysięgam. – odpowiedział natychmiastowo.
- Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaje ci imię medyka. Bluszczowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Bluszczowe Pnącze. Klan Gwiazdy docenia twoje opanowanie i cierpliwość, oraz wita cię, jako pełnoprawnego medyka Klanu Klifu.
Ceremonia nie była taka, jakby wyglądała w grocie wraz z medykami z innych klanów, ale kocur nie potrzebował teraz uwagi. Podszedł do kamienia i przyłożył do niego nos, czując, jak przeszywa go dziwna energia. Powieki zaczęły wydawać mu się cięższe, a w uszach zabrzmiał mu cichy szelest.
Już od pewnego czasu miał sporą wiedzę, by przestać być uczniem, a stać się asystentem medyka. Oszukiwał sam siebie, próbując odwlec to, co nieuniknione. A teraz, kiedy ich klan był w rozsypce, a oni stracili jedną uzdrowicielkę, nadeszła i specjalna chwila dla niego.
Mentor wspierał go, kiedy zbliżyli się do kamienia i spojrzał na niego z uśmiechem, dodając mu w ten sposób otuchy. Liliowy stał spokojnie. Nie stresował się, po prostu nie do końca wierzył we własne możliwości.
Wziął głęboki wdech.
To był ten moment.
Kremowy spojrzał na kamień.
- Ja, Bursztynowy Pył, medyk Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zrozumieć drogę medyka, i z waszą pomocą służyć swojemu klanowi przez wiele przyszłych księżyców – urwał, spoglądając ponownie na młodszego. – Bluszczowa Łapo po czy przysięgasz podążać drogą medyka, trzymać się z daleka od klanowych wojen i chronić wszystkie koty, nawet za cenę życia? – zapytał.
- Przysięgam. – odpowiedział natychmiastowo.
- Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaje ci imię medyka. Bluszczowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Bluszczowe Pnącze. Klan Gwiazdy docenia twoje opanowanie i cierpliwość, oraz wita cię, jako pełnoprawnego medyka Klanu Klifu.
Ceremonia nie była taka, jakby wyglądała w grocie wraz z medykami z innych klanów, ale kocur nie potrzebował teraz uwagi. Podszedł do kamienia i przyłożył do niego nos, czując, jak przeszywa go dziwna energia. Powieki zaczęły wydawać mu się cięższe, a w uszach zabrzmiał mu cichy szelest.
***
Z początku prawie dostał zawału, kiedy spostrzegł w zasięgu swojego wzroku wilka. Minęła chwila, nim zauważył na jego futrze owczą skórę. Dookoła niego było dziewięć zwiędłych róż, a łapy zwierzęcia owinięte były czarnym bluszczem, który pozostawiał po sobie krwiste rany i najprawdopodobniej sprawiał bestii ból. Mroczną scenę momentalnie zastąpił inny obraz.
Piękna łąka, porośnięta zewsząd kwiatkami i innymi, wspaniałymi roślinami. Miły dla uszu śpiew ptaków, przyjemne promienie słońca ogrzewające całą okolicę i delikatny wiaterek, który sprawiał, że nie było tu aż tak ciepło.
I po chwili zaszła kolejna zmiana. Teraz nie było tu ani trochę ładnie. Na miejscu polany stała pustynia. Pełno piachu, wirujące ku górze drobinki przy każdym podmuchu wiatru, totalne pustkowie.
Jedyną dekoracją dla otoczenia była samotnie rosnąca na środku kępka.
Kępka mięty.
***
Mimo tego, co widział, wstał nadzwyczajnie spokojnie. Tak, jakby dopiero co obudził się po krótkiej drzemce, a nie niepokojącym śnie, który mógł być zwiastunem czyhającego na klan niebezpieczeństwa. Wiedział, że to, co widział, musiał zachować dla siebie.
Skinął krótko w stronę Bursztyna, chcąc zapewnić, iż wszystko jest w porządku.
Szkoda tylko, że nie było.
Fajny sen
OdpowiedzUsuńThx, sana wymyślałam
UsuńGRATKI BLUSZCZ
OdpowiedzUsuń