Kątem oka spojrzał na zebraną niedaleko stosu ze zwierzyną gromadę wojowników. Z ich strony dochodziły wesołe śmiechy i pomrukiwania, co świadczyło o tym, iż dobrze się bawią. Bluszczowe Pnącze na sam widok uśmiechnął się łagodnie. Dobrze, że niektórzy wciąż mają powody do szczęścia i nie chodzą z ponurymi wyrazami pyska.
Jedna z nich, najmłodsza, wydała mu się być bardziej znajoma.
Od razu zdał sobie sprawę, że to Wrzosowa Łapa, uczennica jego brata. Srocze Pióro czasami wspominał mu o swoich treningach i dumie z podopiecznej. Co prawda teraz jest zakochany, ale wciąż zapewne pełnił rolę dobrego mentora.
Stojącą nieopodal burą znał również z jej częstych odwiedzin u Firletkowego Płatka. Kotki wydawały się mieć naprawdę dobre relacje i Bluszcz zaczął zastanawiać się, czy Wrzos zdążyła z nią porozmawiać, nim ta całkowicie zamknęła się w sobie i skryła wśród starszych.
Westchnął przelotnie i zawrócił ze swoim zbiorem do legowiska.
Z zainteresowaniem przyglądał się zebraniu klanowemu. Znów widział Wrzosową Łapę, która stanąwszy przed Miętową Gwiazdą, miała przejść mianowanie na wojownika. Nie wyglądała na bardzo zestresowaną, ale z jego miejsca trudno było mu to ocenić.
Zmrużył oczy, patrząc na lidera. Ostatnimi czasy miał dziwne wrażenie, że widzi rudego częściej, niż to w ogóle możliwe. Zdecydowanie było z nim coś nie tak, aczkolwiek ten swoje przeżył i mógł nie czuć się najlepiej. Liliowy chętnie zaoferowałby mu coś na uspokojenie, ale kocurowi z takim charakterem może być ciężko jakkolwiek pomóc.
Poczekał do końca ceremonii i zawrócił do legowiska. Rozejrzał się i ziewnął, czując, jak ogarnia go lekkie zmęczenie. Przy okazji zmiótł ogonem idealnie posegregowane stosiki z medykamentami. Zioła walały się dosłownie wszędzie, a on niemrawo zaczął przekładać je na właściwie miejsce.
Bursztynowy Pył poszedł po brakujące korzenie łopianu, podczas gdy Bluszcz próbował naprawić sytuację. Nie był na siebie zły, jego spokój jak zawsze wysuwał się na pierwszy plan. Sam nabałaganił, to teraz musi posprzątać.
Spostrzegł, że kilka roślinek znalazło się poza leżem. Z westchnięciem pomaszerował w stronę wyjścia, gdy nagle pewna futrzasta istotka zaczęła zbierać jego zguby, a po chwili skierowała się z nimi do środka. Omal nie zderzyła się z Bluszczem, stojącym w przejściu.
- Przepraszam – miauknął pospiesznie, wycofując się i dając kotce przejść. – Dziękuję, że je pozbierałaś i przyniosłaś. Trochę mi się nabałaganiło – przyznał z zakłopotaniem.
- Cieszę się, że mogłam pomóc – odparła bura.
Zapanowała między nimi niezręczna cisza. Van nie wymagał od nikogo aktywnej rozmowy, więc nie narzekał na moment spokoju. Rozglądał się po wnętrzu legowiska, zastanawiając się, czym może zainteresować kotkę.
- Gratuluję nowego imienia, Wrzosowa Pogoń. – Uśmiechnął się lekko i westchnął. – Byłaś blisko z Firletkowym Płatkiem, prawda? Z pewnością wspominała ci o wielu roślinach i ich właściwościach. Nie chciałabyś może pochwalić się tym, co już wiesz? – spytał, ochoczo pacając stosik maku. – Chętnie opowiem ci o paru ziołach, o których możesz jeszcze nie wiedzieć. Nawet wojowniczce taka wiedza może się nieraz okazać przydatna i uratować życie w sytuacji kryzysowej – stwierdził, posyłając w jej stronę łagodny uśmiech i patrząc na nią troskliwie, chcąc zakomunikować, że wciąż jest tu mile widziana, a jej pomoc na pewno im się nieraz przyda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz