BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.
Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 3 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 sierpnia 2021

Od Zbożowej Gwiazdy

Grad uderzał ją w grzbiet, gdy wracała do obozu z piszczkami w pysku. Chuderlawy wróbel oraz wyliniała wiewiórka nie były wymarzonym posiłkiem, dodatkowo rude stworzonko było zamarznięte na kość. Śnieg skupiał pod poduszkami, które niemalże odmarzały. Co jakiś czas kotka starała się przyspieszyć kroku, jednakże przenikliwy aż do kości mróz uniemożliwiał jej spokojny bieg.
Machnęła ogonem, przedzierając się przez wyższą zaspę.
Co jakiś czas oglądała się za siebie, mając wrażenie, że czyjeś paskudne ślepia ją obserwują.
Na szczęście niczego nie zauważyła.
Jedynie miejsce, gdzie po śmierci wujka poszłaby odebrać życia przypomniało jej o ważnej kwestii. Jeśli ten rudy bachor nie ruszy dupy po kawałek kamienia zesłanego przez przodków, to albo wykopie go aż zawyje, albo sama pójdzie.
Jedno z dwóch.
Paskudny gówniarz, dlaczego nie mógł być taki jak jego brat Jesiotrowa Łuska, tylko być rozwydrzonym pierdem?
Pokręciła łbem.
To nie był czas na niesnaski. Starczyło, że Lisie Łajno skłócił klan. Kocica zdrętwiała, gdy kilka króliczych skoków przed nią wiatr rozwiał zaspę, ukazując jasne futro pokryte ciemnymi pręgami. 
Podeszła ostrożnie, może ktoś zasłabł i nie był w stanie dojść do obozu... Zmarszczyła nos, może i nie miała pamięci godnej sowy, jednakże niezbyt przypominała sobie, żeby ktoś z jej wojowników miał takie futro.
Podeszła bliżej. Klatka piersiowa delikwenta nie unosiła się. Chyba nie żył.
Dotknęła go łapą.
Zimny i twardy jak skała. Westchnęła cicho. Czyli znalazła trupa. Coś jednak nie dawała jej spokoju, rozejrzała się.
Pstrokate futro kotki stanęło dęba, widząc ślady krwi wiodące od granicy z klanem klifu. Rozwalone wszędzie wnętrzności... Zacisnęła mocniej szczęki, spinając mięśnie. Śnieżyca, która powoli zaczynała się rozkręcać ani trochę nie pomagała w wykryciu potencjalnego mordercy.
Wróciła pospiesznie do klanu i upewniwszy się, że wszyscy są w obozie poinformowała o zaistniałej sytuacji. Treningi w tamtej części polany zostały odwołane, zaś wojowników prosiła o chodzenie w minimum parach, jeśli wybiorą się na polowanie.
Biorąc głębszy wdech zakończyła przemowę, prosząc by każdy był ostrożny. Miała nadzieję, że taka decyzja zapewni klanowi bezpieczeństwo.

Nowi członkowie Pustki!

 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBpBWjqF2xfRJmUy5Jx6VWjiq74mp4bZp3oOjOOYTO5-yjH5SSCxFMSHn7Az6eDhxOL3tellWRcEGPc0Oj5pDRycy_UZgRxsadR_wgS1L3N2NMhU59B38bTb7lSBG35-iyrHaQ2QuhldFT/s1070/bez3.png
BEZ
Powód odejścia: decyzja administracji
Przyczyna śmierci: morderstwo
 
Odszedł do Pustki
 
 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVLF3JyGqjmoKhEstW8NgWDndCeOz3phBJ_2jaQlM0WjoumpKW3KhwKuxVXK2RabYwlAxBzFBlNoGLz5_4FeOgn0HNhdqwQ5YjbumVGuv1QyIQ_A4yn0NgHSpB8ik6dwckDb5OvgwKma5M/s1600/S%25C5%2581ONIK.png
SŁONIK
Powód odejścia: decyzja administracji
Przyczyna śmierci: morderstwo

Odszedł do Pustki

Od Jaśminowego Snu CD. Zimorodkowego Blasku

~krótki powrót do akcji z wężem~
 
 
Przypomniało sobie sytuację sprzed niedawna, jak Mleczny Płatek odchodzi daleko w las, a ono obserwowało to z pogardą. Wcześniej miało z nim dość neutralne relacje, nawet jeśli pewnego razu pokłócili się o jaskółkę ze stosu, a Jaśmin skrzyczało kocura od góry do dołu. Upierało się, że przecież tknęło ją jako pierwsze, a razem z tym poleciała wiązanka przekleństw, która odstraszyła srebrnego. Niestety, starsze koty uznały wtedy racje Mlecznego Płatku, wtedy Aroniowej Łapy, bo wystarczyło zrobić słodkie oczka i się podlizać.
Jednak Jaśminowy Sen puściło to w niepamięć. Mimo wszystko był on bratem ich dwóch dobrych kolegów - Fałszywego Serca i Droździego Trelu. Tą jedną rzecz mogło, ale jego głupotę? Nie, nie mogło o tym zapomnieć - ten akt debilizmu uśmiercił matkę i jej kocięta. Jak można być takim kretynem, żeby nie dobijać węża. Próbowało sobie przypomnieć, kto był jego mentorem. Hmm...Omszona Mordka? Jeszcze większy idiota i śmieć. Już nie trzeba się dziwić...
- Jaśminowy Śnie! Byłoś przy tym? - Z rozważań wyrwał ich Zimorodkowy Blask, który był bardzo zmieszany zaistniałą sytuacją. - Podobno wygnano Mlecznego Płatka!
- Cicha woda brzegi rwie, wujku - powiedziało cicho Jaśmin.
- Co masz na myśli, Jaśminku?
- Mleczny Płatek upolował węża i zaniósł go do żłobka - wyjaśniało kocurowi. - Węża, który okazał się być jeszcze żywy i tak Miętowa Gwiazda stracił Zajęczy Omyk i kocięta. Nie rozumiem tego, wujku. Tak trudno upewnić się, że zwierzyna jest martwa? Ale jak widać, idiota przeszkoli idiotę.
- Nie mów tak o nim - Wujek zadrżał. - Przecież to był taki dobry kocur. Na pewno zaszło jakieś nieporozumienie.
- Na pewno i tym nieporozumieniem był Omszona Mordka. Wybacz, że tak mówię o twoim bracie, ale nie zasłużył sobie na pochlebstwa.
Zimorodkowy Blask zamarł i spuścił po sobie uszy. Skoro był taki nieobecny, na pewno przypomniało mu się o Orzełku. I jak tu nie mieć wyrzutów sumienia?
Jaśminowy Sen nie miało pojęcia, jak pocieszyć przyszywanego wujaszka. Po prostu się do niego przytuliło. Tyle się naobiecywało, że jego synek się znajdzie. A jego nadal nie było. Tylko we wspomnieniach ojca.
 
***
 
~back to the future~
 
 To już pora Nagich Drzew. Z nieba spadł biały puch, którego Jaśmin szczerze nienawidziło. No i jeszcze ten lód. Przeklęty lód, przez który się poślizgnęło, wpadło na Rdzawe Futro. Mocno przeżyło to, że ich ogromne zauroczenie zwichnęło łapę właśnie przez nich. Musiało natychmiast ponarzekać Zimorodkowemu Blaskowi! Miało nadzieje, że poradzi im co nie co, żeby nie spieprzyć ich relacji.
- Wujkuuuuu! Sknociłom...
- Co się stało, Jaśminku? - Kocur oderwał się od obecnego zajęcia. Oto przykład ukochanego kota, czyli dla wszystkich ma czas.
- Spieszyłom się... wpadłom na Rdzawe Futro i no... no... skręciła łapę - panikowało. - Na pewno teraz mnie nienawidzi!
- Weź głęboki wdech - próbował uspokoić. - No już, już. Ona na pewno wie, że to był wypadek.
- Chciałobym ją przeprosić. Tylko nie wiem, jak.
Zimorodek zamyślił się na chwilę. Właściwie to zaczął głośno myśleć.
- Kwiaty? Nie, nie. Za dużo śniegu. Kurcze, nie wiem. Mamy śnieg... to może ulep bałwana?
Jaśminowy Sen spojrzało na swoje łapy i zadrżało. Mało dość śniegu, a mniej chętnie korzystałoby z niego więcej, niż do chodzenia. Jednak było skłonne do poświęceń dla Rdzawego Futra.
- Dobrze, wujku. Tak zrobię. Dziękuję! A pomożesz mi w tym?

<Zimo, zostań moją Elsą!>

 

Od Wiśniowej Łapy CD Rozżarzonego Płomienia

     Kotka musiała się solidnie powstrzymywać, by nie wybuchnąć śmiechem. Koniec końców uczucia i tak wygrały, a na chłodnym pysku szylkretki pojawił się cień uśmieszku. Nie spodziewała się, że ktoś taki jak jej kuzyn mógłby ją o cokolwiek poprosić. A tu proszę, miłe zaskoczenie! Może Piaskowa Gwiazda nie zrobiła z niego kompletnego idioty. Jakieś resztki taktu i kultury ma. 
- Może coś przeoczyłam, ale kodeks wojownika raczej nie wspominał nic o tym, że powinnam słuchać się ciebie.  - Odpowiedziała zimno, wracając na ziemię. - Może nierudzi by mi ufali, gdybyś tak na nich nie naskakiwał.
- Oskarżasz mnie?! - Rudzielec podniósł głos, ale kotka pozostała niewzruszona. Przyzwyczaiła się. 
- Nie - Mruknęła bez wzruszenia, chcąc, żeby przestał zawracać jej dupę. Miło było obserwować, jak gadał ze Słonecznikową Łodygą, ale nie chciało jej się marnować głosu na dyskusję z kuzynem. - Gdybym wiedziała cokolwiek o morderstwie, już dawno powiedziałabym to Piaskowej Gwieździe. Radziłabym ci nie szukać zaczepki u innych kotów i pogodzić się ze śmiercią Pszczelego Pyłka. Zanim się obejrzysz, ktoś może poderżnąć gardło i tobie.
Poczuła skurcz w żołądku, że tak dużo powiedziała. Nie chciała być zbyt wylewna, uważała, że krótkie wypowiedzi są bardziej zrozumiałe i przemówi do rozsądku Rozżarzonemu Płomieniowi, ale czasu nie cofnie. Ciekawiła się, co odpowie.
- Ja się nie boję, nie nakręcaj się tak - Warknął. - Nie jestem kociakiem, który by się poryczał, bo mamusia mu umarła.
- Nie widzę nic złego w płakaniu, jeśli to konieczne - Stwierdziła Wiśniowa Łapa, badając wzrokiem kocura. Narobił sobie bliznę na pysku. Zainteresowało ją, skąd ją otrzymał. 
- Płaczą tylko bachory - Odparł z wywyższającym się tonem. - i kotki.
- Dziwi mnie, że dorosły kocur dalej wierzy, że płeć decyduje o charakterze - Powiedziała uczennica medyka chłodno i odwróciła się, nie chcąc kontynuować dyskusji. Już się nauczyła, że kuzynowi niełatwo przemówić do rozsądku. Nawet, gdyby na własnej skórze poczuł konsekwencje swoich działań, i tak nie zmieniłby zdania. Musiała przyznać, że był pod tym względem twardy. Ale głupi. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ktokolwiek mógłby mieć aż tak poprzewracane w głowie, by wierzyć w bajeczki, że nierudzi są głupią niższą warstwą. Nie broniła ich, ale nie uważała za słuszne oskarżanie ich o wszystkie plugawe czyny. Przynajmniej tym razem kuzyn doczepił się do rudego. Słonecznikowej Łodygi. Osobiście kotka nie posądzała go o morderstwo. Raczej nie byłby w stanie. Wyglądał, jakby rzeczywiście bardzo kochał Pszczeli Pyłek.

**
Skała była cholernie zimna. Musieli gdzieś się uchronić przed powodzią, ale kotka nie uważała, żeby to było dobre miejsce. Była pora nagich drzew, a skała nie tylko nie miała żadnego zadaszenia, ale w dodatku niewygodna i chłodna. Tortie podniosła się powoli. Spała blisko matki. Borówkowa Morka o dziwo dalej beztrosko leżała, chociaż zazwyczaj rozpierała ją ogromna energia. Kotka dojrzała, że jej kuzyn znowu uczepił się Słonecznikowej Łodygi. Nie znudziło mu się?
- A ty dalej swoje? - Mruknęła, podchodząc do niego. Kremowy korzystając z okazji przemknął się, przytłoczony gniewem Żara. 
- To samo mógłbym powiedzieć tobie - Warknął kocur. - To moja matka, a on musiał maczać w tym łapy!
- Chcesz to idź to sobie powiedz Piaskowej Gwieździe - Odpowiedziała kotka znieważająco. - Gdyby był winny, pewnie już dawno by to przyznał. Zresztą, kogo to obchodzi? Stało się. A on nie miał powodu, żeby zabijać innego rudego. Masz prawo mieć podejrzenia, ale po co, na litość Klanu Gwiazdy, tak na niego krzyczysz?
- Nie możesz mi rozkazywać! - Syknął Rozżarzony Płomień. - Może byś przestała zgrywać przyjaciółkę każdego i pomyślała o klanie!
- Nie rozkazuję ci - Powiedziała z zimnym spojrzeniem kotka, jak zawsze omal nie tracąc cierpliwości przy kuzynie. - Rób co chcesz. Ja wyrażam swoje zdanie, a tego nie możesz mi zabronić.

<Rozżarzony Płomień?>

Od Wrzosowej Pogoni

Gradowe kule jedna za drugą spadały na ziemię, zmuszając koty do schronienia się w leżach bądź pod liśćmi, czy to drzew czy krzewów. Z każdym uderzeniem serca zdawały się robić one coraz większe, zasypując powoli obóz i poszycie lasu. Wrzosowa Pogoń szybko uciekła do legowiska, już widząc szare chmury zasłaniające wieczorne niebo. Coraz mniej było widać, a krótkie pokrzykiwania kotów, które akurat trafił grad, mąciły spokój tej pory dnia.
- Masz szczęście, że akurat nie byłaś na polowaniu, co? - głos należący do tak miłej jej kotki rozległ się z głębi leża. Wrzos uśmiechnęła się, kiwając potwierdzająco głową.
- To byłby problem. Mam nadzieję, że Indyk zdąży wrócić zanim się porządnie rozpada.
- Tak, bo jeszcze dostanie w łepek i stanie się jeszcze głośniejszy niż jest - prychnęła Perliczka, na co Wrzosowa Pogoń odpowiedziała jej jasnym chichotem.
W legowisku oprócz nich było jeszcze parę kotów. Niektórzy wojownicy psioczyli pod nosem na pogodę, inni czyścili futra, a jeszcze kolejni szykowali się do snu.
- Nie przestanie już dzisiaj padać - stwierdziła kremowa, zauważając zamyślone spojrzenie zielonookiej skierowane ku zewnątrz.
- Miałam jeszcze odwiedzić Słowik i Jemiołę w żłobku - westchnęła, strząsając z siebie bryłki lodu które zdążyły chwycić się jej burego futra. - Cóż, chyba muszę zmienić plany na wieczór.
- Nie zaszkodzi iść spać wcześniej. Jutro rano je odwiedzisz - bicolor przeciągnęła się leniwie, by za moment okryć nos ogonem i życzyć ciche "dobranoc". Wrzos obdarowała Perliczy Grzebień ciepłym spojrzeniem, a jej pyszczek rozjaśnił niepowstrzymywany uśmiech gdy patrzyła na jakże urocze zachowanie ulubionej kotki. Wrzosowa Pogoń ruszyła z miejsca, by zająć swoje legowisko. Ułożyła się na tyle wygodnie na ile jej leże dzisiaj pozwalało, po czym odłożyła głowę i czekała na sen. Ten jednak długo nie nadchodził. Lodowe perły nieba rozbijały się o zmarzniętą ziemię w akompaniamencie huczącego wśród sosen i świerków wiatru. Kolejne podmuchy zrywały gałęzie oraz igły, by ostatecznie wedrzeć się chłodem do legowisk Klanu Klifu. Zielone oczy wpatrywały się w wichurę za wejściem, a niedużym ciałem raz po raz wstrząsał dreszcz. Co jeśli jakieś drzewo zawali się na obóz? Wiatr rozerwie ich legowiska i pozbawi dachu nad głową? A jeśli ktoś nie zdążył wrócić bezpiecznie do obozu i rano znajdą jego truchło przykryte lodem gdzieś na terenach Klanu Klifu? Jeśli rozpęta się burza z piorunami i któryś z nich uderzy w ziemię, wzniecając pożar? Młoda wojowniczka westchnęła głęboko, dźwigając się na łapy. Długo ze sobą walczyła, nie chcąc jej przeszkadzać. Próbowała układać w głowie scenariusze rozmowy, które trzymały ją na jawie jeszcze mocniej niż grzmiący żywioł na zewnątrz.
- Perliczko? - szepnęła, nie chcąc wystraszyć nagłym obudzeniem cętkowanej. Ta początkowo skrzywiła się delikatnie, powoli rozbudzając, a gdy tylko uchyliła powieki jej pyszczek złagodniał. - Mogę… mogę dzisiaj spać z tobą? Nie mogę zasnąć… - wytłumaczyła cichutko, by nie obudzić reszty klanowiczów. Delikatnie onieśmielona Perliczy Grzebień zamrugała parę razy, upewniając się, że pozbyła się resztek snu z powiek, po czym odchrząknowszy cicho podsunęła się na swoim legowisku, zapraszając burą obok.
- Dziękuję - ta zamruczała uradowana, powoli układając się koło kocicy. Gdy zobaczyła, jak blisko teraz znajdował się pyszczek Perliczki gdy się położyła, jej policzki oblały się rumieńcem. Obie kotki, równie onieśmielone, szybko odwróciły od siebie łepki, jednak ani jedna z nich nie chciała się mocniej odsuwać. Ciepłe futro Perliczki ogrzewało Wrzos, której serce znów biło jak szalone. Co ona sobie myślała? Tak na pewno nie uda jej się zasnąć, a co dopiero szybciej! A co jeśli będzie się wiercić w nocy? Spać z otwartym pyskiem? Gadać przez sen? Mimo tego nie żałowała swojej propozycji i była bardziej niż szczęśliwa, że Perliczy Grzebień się zgodziła. Jej bliskość sprawiała, że czuła się przyjemnie lekka i nawet nie zdała sobie sprawy gdy nawet straszna pogoda przestała jej przeszkadzać. Dopóki jej Perliczka była blisko, to nic złego nie mogło się stać. Bura ukryła pyszczek w mchu pachnącym niczym kotka leżąca przy jej boku i zamknęła oczy. Równy oddech, zapach oraz ledwo słyszalne pochrapywanie Perliczki, którą szybko znów zmorzył sen, przyniósł Wrzosowej Pogoni spokój, który ostatecznie pozwolił jej na zaśnięcie.

Od Słonecznika

*akcja dzieje się wciąż podczas późnej jesieni bo ruffka nie wyrobiła*

W obozie Owocowego Lasu mijał spokojnie kolejny ponury deszczowy dzień, kiedy spomiędzy korzeni jednego z targanych wiatrem drzew wyjrzała mała, kremowa główka. Kocur rozejrzał się chwilę, po czym zwinnym jak na kociaka ruchem wyskoczył na mokrą trawę. Jego mama i siostra obydwie usnęły, zmęczone deszczową pogodą, ale kociak zdążył już wyspać się za wszystkie czasy i miał dość umierania z nudy. Nie miał oczywiście ochoty się oddalać, ale pokusa chęci zobaczenia reszty obozu i poznania klanowiczów była zbyt duża, a kocur miał w zwyczaju robić to, na co ma ochotę bez spoglądania na konsekwencje. Maluch nieświadomy niebezpieczeństwa dzielnie wykonał parę kocięcych, chwiejnych kroków, kiedy w jednym momencie na raz wydarzyło się parę rzeczy. Gałąź nad nim wydała niepokojący odgłos, usłyszał czyjeś szybkie kroki i mignął mu przed pyszczkiem czerwony owoc, który ciężko się od czegoś odbił i przeturlał na długość paru ogonów po ziemi. Słonecznik ze zdziwienia otworzył szeroko oczy, chociaż nie dotarło do niego za bardzo co się stało i podniósł swój wzrok na czarno-białego kota, który stał nad nim i wyraźnie właśnie westchnął z ulgą.
- Ale było blisko - wymruczał mlody kocur, jakby bardziej do siebie niż do kociaka, wylizując miejsce na swoim grzbiecie gdzie spadł owoc. - Takie duże jabłko mogłoby wyrządzić kociakowi niezłą krzywdę, gdyby spadło na głowę.
Słonecznik jeszcze bardziej się wytrzeszczył, rozglądając się między jabłkiem a kotem, rozumiejąc nagle jaki był powód tej interwencji.
- Braciszku, dziękuję! Uratowałeś mi życie! - maluch zaczął się śmiać i prawie ze szczęścia rzucił się uczniowi na szyję, przed czym jednak powstrzymała go ich różnica wzrostu, co lekko go rozczarowało.
- Brat? Nie jestem twoim bratem - odparł nieco zagubiony sytuacją uczeń. - Nazywam się Puchacz i jestem uczniem.
- Brat Puchacz - powtórzył zdeterminowany maluch i uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Ja jestem Słonecznik, a moja mama śpi tam - wskazał na plątaninę korzeni.
- Dobrze...? - Puchacz zastanawiał się dokąd zmierza ta dyskusja.
Slonecznik zawahał się przez chwilę, a mina kociaka nagle lekko spoważniała.
- Proszę nie mów mamie, że wyszedłem, bo będzie straszna. Możemy się pobawić? 

<Puchacz?>

30 sierpnia 2021

Od Bluszczowego Pnącza

Miętowa Gwiazda, a raczej jego wyobrażenie w głowie Bluszcza, ponownie przystanął blisko młodego kocura i z uwagą obserwował, jak ten szykuje potrzebne do wyleczenia chorych zioła. Za każdym razem, gdy ten tkwił w otoczeniu liliowego, sierść na grzbiecie kocura zaczynała drżeć od przenikliwego chłodu.
- Ah, znowu braki? – westchnął van, przerzucając łapką pozostałe stosiki, by upewnić się, że potrzebna mu roślina przypadkiem nie trafiła na nieswoje miejsce. Niestety nie znalazł jej, a Pora Nagich Drzew przyniosła ze sobą nie tylko śnieg, ale i grad, który stanowił już dla nich większe niebezpieczeństwo. Wszystko powoli przykrywał biały puch, a sporo niezbędnych im okazów flory zniknęło pod mroźną i grubą warstwą. Niby zdążyli porobić wcześniej zapasy, ale teraz nie potrafił odnaleźć tego, co było mu potrzebne.
Spojrzał z rezygnacją w stronę, gdzie stał Miętek. Dosłownie zniknął na jego oczach, na co medyk tylko cicho jęknął, bo ani trochę nie rozumiał tego, co się działo. Dlaczego tak często go widywał? Lider pojawiał się i po prostu rozpływał jak we mgle. Bluszczowe Pnącze wiedział, że nie jest on prawdziwy, ale powoli zaczynało go męczyć te ciągłe zwidy.
Otrząsł się i postanowił zabrać za to, co należało do jego obowiązków. Przez wejście do legowiska przeszła Słoneczna Polana, pokaszlując, czym od razu zakomunikowała swoją przypadłość. Ledwo podał jej odpowiednie zioła, a obok niego pojawił się Śnieżna Zamieć, twierdząc, że nie czuje się najlepiej.
Kocurem zajął się Bursztynowy Pył, który wykrył u czarnego odwodnienie. Pouczył go, jak ważne jest dostarczanie organizmowi płynów, na co wojownik prychnął i po wszystkim wyszedł z nisko zwieszonym ogonem.
Liliowy po skończeniu pracy odetchnął z ulgą, patrząc na ich medykamenty. Powinni przetrwać do następnej pory, więc wszelkie zmartwienia na moment go opuściły. Z uśmiechem poinformował kremowego, że na chwilę wychodzi.
Udał się do żłobka, w celu odwiedzin matki. Przy okazji spojrzał na będące tam kociaki, dwóch potomków Miętowej Gwiazdy, oraz niedawno narodzonego Jelonka, który kulił się przy boku swojej rodzicielki. Czarnawy spojrzał na niego zaciekawiony, po czym skrył mordkę w sierści Zgubionej Duszy.
Bluszcz z uśmiechem podszedł do Jemioły, ale jego wyraz pyska gwałtownie spoważniał, kiedy spostrzegł u kotki te same objawy, które widział wcześniej u Śnieżnej Zamieci. Od razu poprosił ją, by poszła za nim, na co ta z początku skuliła się przy ścianie, a dopiero po chwili jego namówień zgodziła się i podreptała do leża medyków.
Van szybko się nią zajął, nie chcąc, by odwodnienie przeobraziło się w coś znacznie gorszego. Nie mógł dopuścić do tego, aby ktokolwiek w tym klanie cierpiał. Musiał pomóc każdemu, kto tego potrzebował. Taka w końcu była jego rola.
Po wszystkim odprowadził ją do kociarni. Porozmawiali chwilę, posiedzieli w ciszy przyglądając się wspólnie otoczeniu, aż nadszedł czas na powrót. Kocur wstał i pożegnał wszystkie karmicielki i ich dzieci, a potem wyściubił nos na zewnątrz. 
Z nieba zaczął padać śnieg, a temperatura otoczenia znacznie spadła. Wojownicy wracali z patroli, dorzucając ostatnie zdobycze do stosu, a następnie kryjąc się w swoich legowiskach. Większość z nich drżała i Bluszcz zaczął zastanawiać się, jak wielu chorych może jeszcze przybyć. 
Liliowy także miał zaszyć się na dobre wśród roślin, kiedy to pośród zaśnieżonego krajobrazu znowu zobaczył Miętową Gwiazdę. Obóz pozostał prawie że pusty, bo tylko on i rudy kocur pozostali na zimnie, stojąc nieruchomo i wpatrując się w ciszy w siebie nawzajem.
Lider wykonał parę kroków w stronę medyka, po czym zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Jego zielone ślepia zalśniły wśród białych płatków, sypiących się licznie z nieba. Uchylił pysk i wydał z siebie zduszony jęk, a oddech kocura pozostawił w powietrzu obłok.
- P-potrzebuję p-pomocy… - wydukał.
Wiatr zawiał liliowemu prosto w oczy. Zamknął je i otrzepał futro ze śniegu, a kiedy uchylił powiekę, zobaczył puste miejsce.
Zadrżał, wycofując się do środka leża medyków. Słyszał zza sobą głos zmartwionego Bursztyna, ale zignorował go. Zaczął wątpić w to, że widziany przez niego Miętowa Gwiazda, to jedynie wymysł jego głowy. Dawno nie widział takiej ilości cierpienia w czyimś spojrzeniu, a fakt, iż rudy odezwał się do niego, jeszcze bardziej napędzał go do przemyślenia tego wszystkiego.
Musiał poczekać do następnego spotkania z „liderem” i wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Kto wie, czy przypadkiem nie chodzi tu o coś poważniejszego. 

Wyleczeni: Jemioła,, Słoneczna Polana, Śnieżna Zamieć

Od Orzecha (Orzechowego Zmierzchu) CD. Niezapominajkowego Snu

 *Kiedy to było... W sensie, podczas kary*

- Odpocznij uderzenie serca.
Orzech strzepnęła uszami, spoglądając na brata.
- Jeśli chcesz. - mruknęła, wzruszając ramionami. 
Obwąchała przyniesionego przez vana ptaka. Obok niego leżały stokrotki, pomięte i przemarznięte. Przed oczami na chwilę stanął jej obraz takich samych przynoszonych jej niemal codziennie. Teraz nie było na to czasu.
- Dzięki. - miauknęła cicho, wgryzając się we wróbla. 
Chwilę siedzieli w ciszy, zagapieni w niebo.
- Słuchaj... Przepraszam.
- Za co? - zapytał zaskoczony.
- Za wszystko, co poszło źle.

*Skip o jakiś księżyc, powiedzmy, że kociaki mają po 4 ks*

Przemykała cicho przez obóz. Nie miała ochoty budzić innych, po prostu chciała coś zjeść. Uszy zwisały jej z tyłu głowy, a cała kotka drżała. Nie chciała zostać przyłapana. 
Porwała ze stosu srokę, i szybkim krokiem skierowała się z powrotem do żłobka. W ciemności mignęło jej znajome spojrzenie zielonych oczu. Szylkretka jednak zignorowała Niezapominajka, spoglądając na niego z pod przymrużonych powiek. Nie miała ochoty na jakiekolwiek kontakty.

*Skip do teraz*

 Niezapominajkowy Sen został zastępcą. Szylkretowa chciała się cieszyć z sukcesu brata, ale nie dawała rady. Miała wrażenie, że teraz dzieli ich wielka przepaść; van zyskał w oczach wielu członków klanu, a ona nadal była postrzegana jako morderczyni. A wcale nie miała ochoty dalej grać w te gierki, doświadczyła już konsekwencji tego wszystkiego i nie chciała przeżywać tego ponownie.
Wróciła ze spaceru z Rudzikową Łapą. Byli nad rzeką, a rudy pochwalił się jej, czego nauczył go wujek. Orzechowy Zmierzch z ulga stwierdziła, że nie ma nic przeciwko kontaktom obu kocurów, w końcu wychodziło im to na dobre.
- Słyszałam, że nauczyłem Rudzika pływać. - zagadnęła brata przy wejściu do obozu - Tak ogólnie, to gratulacje!
Polizała oboje po czołach, mrucząc cicho.

<Niezapominajek? Siostra się stara>

29 sierpnia 2021

Od Iskrzącego Kroku

Pora nagich drzew rozszalała się na dobre a doskonałym tego przykładem byli chorzy, którzy co jakiś czas przychodzili do medyków. Jak ktoś się nie poślizgnął i uderzył, czy też nie złapał kataru to przychodził ze sztywnymi stawami bo się przysnęło na zewnątrz. 
Medycy mieli łapy pełne roboty i Iskrzący Krok doskonale o tym wiedziała, chciała ich trochę odciążyć, jednakże Bursztynowy Pył utwierdzał ją w przekonaniu, że zarówno on, jak i Bluszczowe Pnącze, radzą sobie wręcz wyśmienicie we dwójkę.
Szylkretka nie była tego pewna, szczególnie w momencie gdy przyszła do nich Marchewkowa Natka z jakimś dziwnym glutem, który wypływał z jej spuchniętego, prawego oka. Żeby było jeszcze weselej, okazało się, że nie mieli jakichś tam konkretnych liści, które miały zakryć leczniczą papkę, nałożoną przez liliowego kocurka.
— Jesteś pewny, że nie mam iść po te liście? — miauknęła spokojnie, obserwując jak medyk krząta się po składziku i przewraca wszystko do góry nogami.
— A niby po jakiego jeża masz iść? Ja tu mam wszyściutko kochanieńka!
— Yh... właśnie widzę — kotka schyliła się, by nie dostać czasem jakimś korzonkiem czy innym zawiniątkiem. Nie rozumiała upartości medyka, jeśli czegoś nie miał - ona mogła spróbować to odszukać, przecież to nie tak, że źle poprosić kogoś o pomoc. Poza tym, Iskrzący Krok z radością wręcz odpoczęłaby od tego bajzlu.
I tym w swojej głowie a także i w klanie.
 
Wyleczeni: Marchewkowa Natka

Od Iskrzącego Kroku

"Puchata chmurka?"
Z przyjemnością wróciła do swojego pierwszego spotkania z Wróblową Gwiazdą, które nie odbyło się na zgromadzeniu. Pozwoliła mu się przytulić do siebie i obsmarkać futerko. Mimo wszystko... nie żałowała niczego, to pierwsze spotkanie, miało w sobie coś, do czego Iskrzący Krok bardzo chętnie wracała myślami. 
Nieśmiały uśmiech burego.
Jego nerwowy ton...
Tęskniła za tym, brakowało jej tego pogodnego uśmiechu na jego puchatej mordce oraz radosnych iskierek w oczach. Było jej brak opowieści o wilkach, które żyją pośród gwiazd, o przodkach, w których wierzył ojciec Wróblowej Gwiazdy. Czasem kocur zwierzał się jej z drobnych aspektów w swoim życiu, doceniała jego zaufanie wobec jej samej.
 "Ej, Chmurko, przecież nic się nie stało, lubię się tulić"
Właściwie to... dlaczego przestała nazywać go chmurką, skoro jego puchate futerko takową przypominało? Sama nie miała pojęcia, jednakże szczerze żałowała, ze tak wyszło. Owszem, nazywanie kocura Wróbelkiem było przesłodkie ale... Chmurka jakoś tak bardziej do niego pasowało.
"Ah, romantyk widzę. W takim razie do zobaczenia, Chmurko"
Właściwie to... spotkanie o zachodzie słońca było bardzo romantyczne jednakże nie chciała się do tego otwarcie przyznać. Pamiętała radosną ekscytację, gdy szła na ich spotkanie z uśmiechem na mordce i nowym imieniem.
Teraz pozostało jej tylko wspomnienie błękitnych oczu, burego futra i słodkiego uśmiechu.
Tęskniła za Wróbelkiem a zmartwienie o kocura zżerało ją żywcem. Co jeśli coś mu się stało?

Od Iskrzącego Kroku

Znowu krew.
Znowu.
Znowu
I znowu.
Orle Pióro błagający o pomoc, kocięta Zajęczego Omyku proszące, by tego nie robiła. Cofnęła się desperacko, uderzając grzbietem o czarną ścianę. Dookoła rozległ się pogłos trzaskającej gałęzi.
W jednym uderzeniu serca grunt pod jej łapami zniknął. Kotka pisnęła, lecąc w dół a następnie uderzając całym ciałem o twardy grunt. 
Wypluła z pyska krew, krztusząc się. 
Obraz przed jej ślepiami powoli zaczął się rozmazywać. Powieki stawały się z każdą chwilą jeszcze cięższe niż przedtem.
Wszystko zniknęło, pozostawiając po sobie czarną plamę. 
Obudziła się z krzykiem, dysząc ciężko. Obok niej leżał Koguci Krzyk, który tego samego dnia zranił sobie ogon o wnyki do tego stopnia, że trzeba było kawałek niego odgryźć. Bursztynowy Pył co prawda mówił, że to nie wpłynie jakkolwiek na kondycję kocura, jednakże ten i tak dramatyzował.  
Zastępczyni popatrzyła na swoje łapy, między którymi leżały dwa ziarenka maku. Zmarszczyła nos. Myślała, że brała je wszystkie. Może dlatego znowu dręczyły ją koszmary a sen był ulotny niczym motyl. 
Cholerna bezsenność.
Iskrzący Krok zwinęła się w kulkę, chowając pyszczek w ogonie. Mimo iż posłanie miała grube a legowisko medyków słynęło jako najcieplejsze miejsce do spania to i tak czuła szalejącą na zewnątrz śnieżycę. Już dawno nie widziała tak paskudnej pory nagich drzew a to dopiero miał być początek.

wyleczeni: Koguci Krzyk, Iskrzący Krok

Od Zbożowej Gwiazdy

Smutna Cisza.
Cholerna smutna cisza i jej cholerna obecność w klanie.
Zboże nigdy nie rozumiała dlaczego Aroniowa Gwiazda przyjął ją do klanu. Ani z niej pożytku nie było ani żadnej korzyści. Sam jeszcze żywy Mokra Gwiazda hardo podkreślał, że ta wariatka zafundowała jego klanowi ostry łomot od gwiezdnych.
Korciło ją, żeby wywalić kotkę na krzywy pysk, jednakże nie miała żadnego powodu. No i nie była psycholem, aby skazać tą miernotę na śmierć z głodu czy zamarznięcie na kość. 
Pozostało jej jedynie siedzieć cicho i pozwolić, żeby nienawiść do tej wariatki sobie wesoło siedziała gdzieś tam głęboko w jej bebechach.
— A tej co? — miauknęła znudzona do Jesiotrowej Łuski, gdy tylko wróciła z popołudniowego patrolu. Niby wszystko było w jak najlepszym porządku, jednakże widok zamarzniętej rzeki ani trochę jej nie radował. Jeszcze przyjdzie im żreć śnieg, aby się napić.
Widok Smutnej kręcącej się przy legowisku medyków ani trochę jej nie pasował.
— Kacze Pióro mówił, że ponoć jest wyczerpana. Jeszcze Bezchmurne Niebo dopadł katar. To dopiero początek pory nagich drzew... a co będzie później? — kocica prychnęła z pogardą w myślach. Wyczerpana... ciekawe czym, bycie cholernym darmozjadem? Leżeniem na dupie całe dnie?
 Nie mówiła jednak żadnej z tych rzeczy głośno.
— Prowadzisz jutrzejszy poranny patrol, prawda? — Jesiotr skinął jej głową, pusząc się dumnie — Sprawdź proszę dokładniej brzegi rzeki, dobrze? Chcę wiedzieć, czy wszędzie jest zamarznięta. Tylko proszę, bądźcie ostrożni.
— Dobrze, Zbożowa Gwiazdo — kremowy wojownik skinął jej głową. Kocica nadal nie przywykła do nowego imienia, jednak musiała przyznać - brzmiało ono dość dumnie.

wyleczeni: Smutna Cisza, Bezchmurne Niebo

Od Zbożowej Gwiazdy

Śnieg padał w najlepsze w towarzystwie gradu, większość patroli została odwołana, podobnie jak treningi. Pogoda była zbyt paskudna, by ryzykować zdrowiem a nawet życiem jakiegoś kota. 
Nie wszystkim się to jednak podobało. Ognisty Język próbował na siłę wytaszczyć Rudzikową Łapę na mróz, wrzeszcząc, że uczeń nie przykłada się do treningu i gdyby to on był liderem, już dawno by oberwał za niekompetencję. 
Krzyki czarnego kocura były tak głośne, że aż dotarły do legowiska liderki. Ta wyściubiła nos na zewnątrz, ignorując niezadowolone stęknięcie Wieczornikowego Wzgórza, który był właśnie w trakcie opowiadania jej jakiejś historyjki.
Kotka nie bardzo go słuchała, jednakże nie miała serca się przyznać. Chciała sprawić przyjemność przyjacielowi.
— Ognisty Języku! Daj mu spokój! — warknęła, widząc jak kocur nie odpuszcza mimo oczywistego sprzeciwu kocurka. Głos liderki przebił się przez śnieżycę, trafiając do uszu wojownika.
— Gdybym ja był liderem-! — zaczął, podchodząc bliżej jej legowiska. Bengalka zeskoczyła na śnieg a za nią Wieczornik, którego zainteresowały wrzaski.
— Ale nie jesteś! Odpuść nareszcie albo pożałujesz! — zagroziła, czując jak mróz wyziębia jej ciało aż do kości. Czarny warknął, jednakże dał spokój, na odchodnym szczerząc kły w stronę przerażonego rudzielca, który skulił się, chowając pyszczek między łapami. Kocica westchnęła ciężko, trącając ucznia łapą — Chodź do mojego legowiska, musimy porozmawiać.
— A-ale... j-ja nic nie z-zrobił-łem — szepnął. Jego głos był niemalże zagłuszony przez szalejący wicher. Bengalka starała się przybrać jak najbardziej pogodny wyraz pyska, by go nie przestraszyć.
— Nie o to chodzi, nie musisz się bać. Chcę tylko porozmawiać — miauknęła, nim machnęła ogonem aby ten szedł za nią.
Na całe szczęście - uczeń ruszył bez zająknięcia się
Wbiła pazury w korę drzewa, wspinając się po pniu do swojego ciepłego legowiska. Rudzielec wskoczył tuż za nią. Ślepia miał wielkie, jakby kocica zaraz miała go zabić za sam fakt, że żyje.
— Słuchaj, wiem, że pewnie jesteś bliski treningu — zaczęła, wbijając w niego brązowe ślepia — Jednakże mam też świadomość, jakim popaprańcem jest Ognisty Język- — zamilkła, gdy rozległy się wrzaski. Ponownie wystawiła łeb na zewnątrz, czując jak mróz zostawia na jej wąsach lód. Zwęziła ślepia w szparki, wracając zaraz jednak do rozmowy z Rudzikową Łapą, gdy znalazła źródło wrzasków.
To tylko Wieczornik sprowadzał Ognistego do parteru.
Kaszlnęła, siadając i owijając ogonem swoje łapy.
— Wracając, chcę zapytać, czy nie zmienić ci mentora? Wiesz, nie musisz się z nim męczyć. Owszem, trening to konieczność ale nie przymus. W dodatku z takim czubkiem. W każdym razie, jeśli tego chcesz, pozwolę wybrać ci nawet nowego nauczyciela — miauknęła, unosząc kąciki pyszczka ku górze. Coś ostatnio często się uśmiechała.

< Rudziku ? >

Od Iskrzącego Kroku

 Co jakiś czas zerkała ze zdziwieniem ale i zaciekawieniem na Rubinowe Futro, który dumnym krokiem dreptał tuż obok niej. Od zerwania z Olchowym Sercem nie miała zbytniej styczności ze swymi "dziećmi". Nie, że jakoś specjalnie za tym tęskniła, jednakże trochę było jej z tym dziwnie. 
Szczególnie teraz, gdy kocur poprosił zastępczynię o rozmowę.
Nie wiedziała za bardzo, czego kremowy mógłby od niej chcieć, głównie dlatego się zgodziła. No i z czystego szacunku do rozmówcy. 
Śnieg sypał, jednakże nie tak szalenie jak poprzedniego wschodu słońca. Kotka musiała odwołać wszystkie ustalone patrole, zaś mentorzy - treningi. Ta pora nagich drzew sprawiała wrażenie, jakby chciała się wryć w pamięć klanowych kotów jako jedna z najsurowszych zim w ich życiu.
Zatrzymali się przy na wpół zamarzniętym strumieniu.
Rubinowe Futro jakoś tak zesztywniał, co nie uszło uwadze jego przybranej matce.
— Odchodzę z klanu — miauknął kocurek, wlepiając ślepia w tereny należące dla klanu wilka.
— Co? Ale... dlaczego? Źle ci tutaj? Nikt cię przecież nie wygnał — kotka nie bardzo rozumiała co się dzieje, niecodziennie słyszy się takie informacje — Dlaczego, Rubinku?
Kocur wpatrywał się jednak hardo przed siebie, zaś jego długie futro powiewało na wietrze.
— Nie czuję się dobrze w klanie klifu, mamo — kotka zamilkła na to słowo, dziwne uczucie... — Poza tym, mama poznała jakiegoś kocura z klanu wilka, chyba się w nim zakochała. Mówi, że ze wzajemnością. Chcę to sprawić, nie chcę, by znowu cierpiała.
Zastępczyni pokiwała głową, czując się jak najgorszej klasy morderca. Wiedziała, że cierpienie Olchy były tylko i wyłącznie przez nią, nie zamierzała tego kryć.
— W takim razie powodzenia. Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić — miauknęła cicho, uśmiechając się lekko. Wojownik kiwnął jej głową, nim jednak przekroczył granicę, wtulił się w jej klatkę piersiową, mrucząc.
A później pognał przez zaspy ku nowemu życiu.
Powodzenia, Rubinku

Od Zbożowej Gwiazdy

"— Chciałabyś zostać ze mną? Wiesz, tu, w klanie nocy. Mogłybyśmy połączyć legowiska i spać razem... Wiesz, być prawdziwą parą — miauknęła cicho, odpowiedziało jej jedynie niezadowolone prychnięcie.
— Żartujesz sobie, tak? — na te słowa poczuła, jakby miała się rozpłakać niczym mały kociak. Pociągnęła nosem — Klan nocy nigdy nie będzie moim prawdziwym domem. Nie ważne jak bardzo ty, czy ja będziemy się starać. Nie ważne jak bardzo cię kocham. Klan Lisa to miejsce, do którego należę — mówiąc to, otarła się o jej policzek, mrucząc uspokajająco — Zrozum to, proszę — szepnęła na jednym wdechu. Zboże pokiwała twierdząco głową. Oczywiście, że ją rozumiała! Tylko... jeszcze to do niej nie chciało dotrzeć."
Żałowała, że nie dołączyła do niej, nim została zastępcą. Wtedy łatwiej byłoby jej odejść od dotychczasowego życia. Może wzięłaby ze swoją jeszcze Wieczornika.
Może...
Od jakiegoś czas nic nie było dla niej pewne, wręcz przeciwnie, wszystko co ją otaczało zdawało się być bańką mydlaną, która zaraz miała pęknąć. Pamiętała, jak obiecała szylkretce, że będzie przy niej zawsze a teraz? Konopia kisiła się w owocowym lesie, zaś Zboże zyskała stołek lidera klanu nocy. Były oddzielnie a tak ją zapewniała, że nigdy się nie rozdzielą.
Schowała nos między łapy.
Zbożu brakowało liźnięć za uchem, ignorowania jej własnej przestrzeni osobistej, czy po prostu wtulania się w siebie po cudownych czułostkach, które dzieliły tylko i wyłącznie między sobą.
Mimo iż Wieczornik czasem nocował w jej legowisku, chcąc dotrzymać przyjaciółce towarzystwa, to nadal nie było to. Rudy był dla niej praktycznie jak brat a ona potrzebowała swojej ukochanej tuż obok.
Razem mogłyby chować się w miękkim legowisku z mchu, trawy i pór, wtulając się w siebie i wymieniając liźnięciami.
Zamknęła oczy, próbując zasnąć, jednakże brak szylkretowego futra u boku skutecznie to utrudniał.

Od Sroczego Pióra CD Bluszczowego Pnącza

 Obecność Bluszczowej Łapy na jego mianowaniu znaczyła dla niego cholernie wiele. Z radością wspominał dzień, kiedy drżąc ze strachu wystąpił przed członków klanu i przyjął imię wojownika, kolejny raz w swoim życiu zmieniając legowisko. Tym razem raczej na stałe. Drugie legowisko wojowników klanu klifu było z lekka większe od tego pierwszego, jednakże i tak lwia część wojowników spała w tym mniejszym. Niektórzy mówili, że z przyzwyczajenia, inni, żeby być przy kimś bliskim. 
Sroczek wybrał sobie to najbardziej oddalone od wejścia legowisko, zapewniało mu prywatność a także było w miarę przyzwoicie oddalone od wejścia. Jakie zdziwienie wpełzło na jego pyszczek, gdy niedługo później do legowiska wpadła Kalinkowa Łodyga, opierdzielając kocura, że specjalnie przygotowała mu legowisko obok siebie, a ten wybrał akurat inne.
Później zniknęła w wejściu, zaraz jednak pojawiając się w kępką trawy i mchu w pyszczku. 
Rzuciła wszystko obok Sroczego Pióra, uśmiechając się z zadowolenia.
I właśnie takim sposobem Sroczek utknął tuż przy kotce, do której jego serce się wyrywało.
— Znowu o niej myślisz? — Bluszczowe Pnącze sprzedał mu kuksańca w bok, na co burasek zmarszczył niezadowolony nos. Jak to "znowu" i "o niej"? Aż tak często uciekał myślami do ukochanej kotki? 
Pokręcił łebkiem, czując jak zażenowanie zalewa jego ciało. Jeszcze to, co odwalił na jego ostatnim spotkaniu z Kalinką... Romantyk to był z niego gorszy aniżeli z koziej dupy.
— M-mhm... — stęknął, na co Bluszczyk poruszył z zaciekawieniem wąsami. No tak, jako medyk nie mógł mieć partnera ani partnerki, do tego miał mentora plotkarza i gadułę, nic dziwnego, że aż tak interesowała go relacja jego brata z jakąś wojowniczką.
No dobra, nie jakąś tylko najwspanialszą na świecie wojowniczką.
— No, opowiadaj! Jak wam się układa?
Sroczek zagryzł dolną wargę, nerwowo przebierając łapkami.
— N-nie uk-kład-da... — pisnął, czując jak wspomnienie sytuacji, która miała miejsce dwa wschody słońca temu, doprowadza go na skraj emocji. Zachował się żałośnie... jak miał ponownie popatrzeć kotce w oczy. Jak?
— Dlaczego nie? Myślałem, że wszystko jest dobrze — Bluszczyk ułożył się wygodniej, przyciągając do siebie mysz, którą wybrał ze stosu. Sroczek skulił się odruchowo 
— P-pow-wied-działem d-do n-niej D-roździ T-trel-lu j-jak m-miała d-d-dać m-m-mi b-buzi-iaka... — szepnął. Słowa ledwo przecisnęły się przez jego gardło.

< Bluszczyku? >

Od Krzemienia cd Szyszki

 - Rozluźnij się. 
Siedział jak zamurowany, niezdolny do wyrwania się z uścisku w jakim zamknęła go mentorka. Pierwszy raz był przytulany i... cały zesztywniał. To było dziwne, nieznane uczucie, które nie dostarczało nic z przyjemności. Pewnie dla innych było to miłe i cudowne. Ale... ale on nie potrafił się rozluźnić. Nieważne jakby się starał, taka bliskość kojarzyła mu się tylko z bólem i gotowością do ataku lub ucieczki. W końcu każde zbliżenie się do rodziców, przypłacał ranami. Nigdy nie zaznał dobrego dotyku.
Do teraz.
- Spokojnie. - Spojrzał na Szyszkę, tą sędziwą staruszkę, która starała się mu pomóc. 
Chciała zaoferować mu coś, co ma każdy, a czego nie miał szansy zaznać. Gdyby nie to, że ta go objęła tak, że bez siły się nie obejdzie wyrwać, już dawno wyplątałby się z jej futra. 
- To... dziwne... - powiedział tylko, mając nadzieję, że ta go już wypuści. 
- Nie jesteś przyzwyczajony, to dlatego - stwierdziła fakt oczywisty. - Nadal jesteś spięty - zauważyła.
- Tak.. ja... nie umiem się rozluźnić... Nie wiem czemu... Jak... - plątał się w słowach. - Wiem... to głupie... - westchnął. 
- Wcale nie. Ale dobrze ci idzie.
Co do tego miał wątpliwości, ale się nie sprzeczał. Posiedział tak jeszcze kilka uderzeń serca, aż w końcu Szyszka wypuściła go z uścisku.
- I jak było? Strasznie? - zapytała. 
O dziwo nie. Pokręcił głową, siląc się na uśmiech. 
- Było... chyba w porządku. Dziękuję - miauknął, po czym oboje rozeszli się do swoich spraw. 
Jeszcze długo wspominał to uczucie. Czy jeżeli znajdzie sobie kogoś, z kim mógłby spędzić resztę życia, to tulenie będzie dla niego czymś normalnym? Nie wiedział...

***

Nadeszła Pora Nagich Drzew. Nie cierpiał tej pory. Nie dość, że było zimno, to zwierzyna skryła się w swoich norach. Strasznie marudził na warunki w jakich żyli. W Siedlisku Wyprostowanych, miał przynajmniej krzak, pod którym mógł liczyć na ochronę przed śniegiem. Na gałęzi nie było tak kolorowo. Z całych sił kulił się na posłaniu, przeklinając to, że drzewa pogubiły wszystkie liście. Było mroźno, tak bardzo, że z jego pyska wydostawała się para. 
Inaczej miała się sprawa z Ziębą, która narzekała na brak błota. Teraz jej futro zlewało się naturalnie z otoczeniem, przez masę białego puchu, który zalał ziemię. 
- Teraz cię nie widać - zauważył, chcąc jakoś ją pocieszyć. 
- Co? To znaczy, że wcześniej było mnie widać? Dopiero, kiedy spadło to. - Wskazała na śnieg. - Jestem niewidoczna? 
Nie wiedział za bardzo jak na to zareagować. Czyżby ją jakoś uraził? Och, nie znał się na tym! Czasami dostawał burę od białej za pochwały, które według niej miały jakieś drugie dno!
- Nie to miałem na myśli! - przyrzekł. 
- Ta, jasne - fuknęła, ale zaraz na jej pyszczek wkradł się radosny uśmiech. 
Mimo wszystko chyba cieszyła się, że była w czymś lepsza od innych. Już widział jak w jej głowie tworzy się plan zapolowania na zdobycz, a ta jej nie dostrzegając, kończy w jej pysku. 
Zadrżał ponownie. Łap już prawie nie czuł. Może więcej mchu załatwi sprawę? Kiedy o tym pomyślał, niebo zasnuła gruba chmura. Pociemniało tak, jakby zbierało się na burzę. Zamiast jednak deszczu, coś łupnęło tuż obok niego. Zdziwiony spoglądał na białą kulę i ze zdziwieniem zadarł łeb do góry. To coś spadło z nieba? 
Widział jak więcej kotów dostrzega to dziwne zjawisko. Kul robiło się więcej. Nie były jednak miękkie, lecz twarde, przez co kilka mniejszych gałązek pękło, gdy przedarły się przez korony drzew. 
Szybko zeskoczył na ziemię, o mały włos unikając uderzenia w głowę. Co by się stało, gdyby to coś go trafiło? Rozejrzał się, ale nie dostrzegł Zięby. Miał nadzieję, że znalazła jakieś schronienie. Właśnie! Szybko skierował kroki do legowiska medyków i tam postanowił to wszystko przeczekać. Zaskoczony Wschód już pytał co się dzieję, ale łupnięcie przy wyjściu, zamknęło mu pysk i z zaciekawieniem wyjrzał, przyglądając się dziwnym opadom. 
- Wiesz może co to jest? - zapytał czarnego. 
Krzemień pokręcił głową, siedząc i zauważając, jak większość kryję się po krzakach, byle nie dostać taką kulką. 
- Szyszko, tutaj! - zawołał liderkę. Była już podstarzała, więc takie przebywanie na zewnątrz mogło się dla niej źle skończyć. 

<Szyszko?>

Od Zbożowego Kłosu(Zbożowej Gwiazdy) CD Niezapominajkowej Łapy(Niezapominajkowego Snu)

Plotki w klanie nocy o jej rzekomym romansie z samym liderem miały się dobrze. Wybitnie wręcz, doprowadzając kocicę do szału a przy okazji - utwierdzając innych w przekonaniu, że jej wybuchy gniewu są tylko potwierdzeniem na ten szalony romans. Zbożowy Kłos zmarszczyła nos. Niedorzeczność. Przecież jak miała całować się z własnym wujkiem albo robić gorsze rzeczy?
Mimowolnie jedzenie podeszło jej do gardła.
To było tak samo obrzydliwe, jak miałaby pocałować Wieczornika.
Chyba by się zrzygała. 
Cały czas czuła na sobie czyjeś przenikliwe spojrzenie. Gdzie nie poszła każdy patrzył jej na łapy czy futro, jakby miała mieć czyjąś krew na mordzie. Miała dosyć. Im dłużej to znosiła, tym bardziej miała wyjść w cholerę, do Konopi, która jako jedyna ją rozumiała. 
Strzepnęła uchem, odwracając łeb. Niezapominajkowa Łapa drgnął, strosząc futro na ogonie. Kocica prychnęła. Cudownie, kolejny gremlin co się na nią gapił. Kocurek odwrócił głowę na kilka uderzeń serca.
Spojrzał jeszcze raz na kotkę. Ich spojrzenia się spotkały.
— Jakiś problem? — mruknęła w jego stronę. Nie zamierzała się bawić w żadne gierki i udawać miłego tonu. Cholerny gówniarz
— Eee...
Bengalka uniosła brew, machając ogonem wyczekująco. Kocurek poruszył łapami, drżąc.
— ...Ja chciałem zapytać skąd ta blizna? — wskazał na nos kotki. No cóż, nie tego pytania się spodziewała. Szczeniak zdawał się być przerażony samym faktem, że bengalka wyczaiła, że się na nią gapił. Zboże nie sądziła, że zadał akurat takie pytanie bez celu.
— Od mojej partnerki — odparła, wracając do gapienia się na swoje łapy. Uczeń nie odszedł jednak, tylko nieśmiało postawił uszy — Byłej i martwej partnerki, dokładniej mówiąc — sprostowała szybko.
— M-miałaś k-koogoś? — wydusił z siebie brzmiąc niczym przerażona mysz. 
— Tak — zamyśliła się na kilka uderzeń serca, opowiedzieć mu o tej zdrajczyni? Skoro zapytał... powód do mówienia źle o Żytnim Polu, nawet taki mały, był dla niej wręcz zaproszeniem — Kotkę, z resztą, zawsze je wolałam — mimo wszystko uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie żałosnych prób zaimponowania Konopi — Tylko, że Żyto była inna. Urodziła się w złym ciele. Borówka i Zboże to również jej dzieci. Znalazłam ją kiedyś podczas polowania. Samotną i przerażoną, zawlekłam do klanu i... została. Myślałam, że ją kocham, ze wzajemnością. A później wrobiła mnie w bachory — warknęła, wysuwając pazury — Zdradziła z pieszczoszką i do tego przystawiała się do Biegnącego Potoku — niechęć oraz złość w kotce rosła. Wstała, napinając mięśnie — Dobrze, że zdechła — skwitowała krótko.
Niezapominajek otwierał pyszczek, jednakże zastępczyni zdążyła tylko burknąć ciche "Daj mi spokój, chcę być sama", nim oddaliła się w stronę legowisk wojowników.
* * *
Otrzepała się ze śniegu, wchodząc do swojego nowego legowiska. Mięśnie bolały ją od targania Chorego Ucha, która skręciła sobie łapę podczas patrolu. A liderka mówiła, że ma nie włazić na lód. Ta jednak najwidoczniej jej nie słuchała. Bengalka machnęła ogonem, zatapiając się w miękkiej plątaninie traw oraz ptasiego puchu. Mech wyłożony w całym leżu działał wyśmienicie jako izolacja ciepła. 
— Zbożowa Gwiazdo? Jesteś? — kocica prychnęła niezadowolona, wyłaniając się ze swojego posłania. Najpierw wytknęła nos spomiędzy piór a później sam łeb.
— Coś się stało? Lisie Łajno próbuje nawiać? — zapytała, widząc swojego zastępcę, którego futro było niemalże pokryte w całości śniegiem. Machnęła ogonem, zapraszając go do środka. Niech się trochę ogrzeje.

< Niezapominajku? >

Wyleczeni: Chore Ucho

Od Rozżarzonego Płomienia cd Wiśniowej Łapy

 - Piaskowa Gwiazda? Szczypiorkowa Łodyga? Splątane Futro? Twoja matka? Marchewkowa Łapa? - Mogła wymieniać w nieskończoność. - Naprawdę nie sądziłam, że mógłbyś uważać Piaskową Gwiazdę czy Pszczeli Pyłek za sła...
Rudy już otworzył usta, a Wiśniowa Łapa nawet nie pofatygowała się, by dokończyć zdanie.
I chyba dobrze, że tego nie zrobiła. Doskonale zdawał sobie sprawę do czego zmierzała. 
- Są lepsi i gorsi. Rude kotki są... jeszcze do przyjęcia. Mają szansę nie być słabymi, wronimi strawami - miauknął, czując się źle, że przyznawał kuzynce rację. - Ale ty z tymi ziołami na niewiele się zdasz. - dodał, aby nie poczuła się wyróżniona czy lepsza. 
Mimo to, nie zamierzał oddawać swojego posiłku czekoladowemu medykowi. Zaciągnął go do jamy i zaczął spożywać, z dala od tej irytującej kotki.

***

Siedział przy skale, gdzie odbywały się zgromadzenia. Ich obóz zalało, co było okropne. Chciał już wrócić do swojego legowiska, a nie siedzieć tu i marznąć. A robiło się z dnia na dzień coraz chłodniej. Nawet zaproponował liderce, aby wysłać tam kilku nierudych, aby osuszyli obóz. Nie wiedział jednak, czy Piaskowa Gwiazda na to się zdecyduje. Delektował się dniem bez deszczu, gdy do jego uszu dotarły niezbyt wesołe wieści. Jego matka... nie żyła. Zerwał się na równe łapy i od razu dorwał Słonecznikową Łodygę, który już wytłumaczył sprawę liderce i właśnie od niej wracał. Ale kremowa nie była w żadnym stopniu z nią spokrewniona, nie to co on. Już sam fakt, że jego siostra zdychała, chyrlając gorzej od dzika, nie był radosny. Dwoma susami znalazł się tuż przy kocurze, rozpoczynając swoje przesłuchanie. 
- Jak do tego doszło? Mów! Zabiłeś ją? - naparł na niego, zmuszając do wycofania, aż nie natrafił na skałę. 
Widział jak strach maluje się na jego pysku. Nie na co dzień ma się w końcu do czynienia ze wściekłym, młodym kocurem, jeszcze synem kotki, w której się podkochiwało. 
- Nie! Ja... ja ją kochałem! Ja nigdy! - w oczach zalśniły mu łzy. 
Albo dobrze kłamał, albo mówił prawdę. Trudno mu było ocenić. Zmierzył go pogardliwym spojrzeniem, aż dotarło do niego, że mógł być jego przyszywanym ojcem. O ile nie był nim wcześniej. Ponownie jego twarde spojrzenie przyszpiliło wojownika, który zaczął dygotać. Nie... On nie mógł być jego ojcem. Przecież ta trzęsidupa za nic nie podbiłaby serca jego matki! Mimo to nadal podejrzewał go za jej zabicie. Bo skoro się widzieli po raz ostatni, to...
- Po co kazałeś jej tam pójść?! Mów! - warknął. 
- Tylko... chciałem... p-p-powiedzieć, że... ją... kocham - zaniósł się szlochem. 
Patrzył się z odrazą na to zasmarkane chuchro. Odwrócił się od niego, dając mu z ogona w pysk. 
- Będę miał cię na oku gnido - wysyczał, oddalając się.
W tym momencie wyłapał zaciekawiony wzrok Wiśniowej Łapy. Pewnie słyszała całą rozmowę. Niech sobie nie myśli, że nagle się rozryczy. Matka umarła, stało się. Mimo to czuł dziwne ukłucie w piersi. Nadal chyba do niego nie dotarło, że jej już nie zobaczy. Dlaczego ona? Czemu nie ciotka Borówkowa Mordka czy ta Pokręcony Łeb? No czemu? 
- Jeżeli się odezwiesz, wyrwę ci wąsy - Był wściekły. Cała jego postawa to mówiła. Spojrzał na kuzynkę, która nadal stała, patrząc na niego. 
Pokręcił ze zrezygnowaniem łbem i ruszył w jej kierunku. Musiał dorwać tego mordercę. Nie wierzył, że od tak wskoczyła sobie do rzeki i się utopiła. Chodziły plotki, że zawsze na miejscu zbrodni czuć było zapach ziół. A kto się na nich znał, jak nie ona? 
- Słuchaj... wiesz kto zabija? Powiedz prawdę. Jesteś tolerancyjna. - Skrzywił się. - I pewnie ci nierudzi ci ufają. Mówili coś? I nie wyskakuj zaraz z tym, że proszę cię o coś! To twój obowiązek, aby mi powiedzieć! Bo nim się obejrzysz i twoją matkę ktoś zabiję. 

<Wiśniowa Łapo?>

Od Rozżarzonego Płomienia cd Jałowej Łapy

Palił go gniew. Jak ten niewdzięczny bachor; co z tego, że był od niego starszy, śmiał tak się do niego odzywać?! Należał mu się szacunek! A on? Nie dość, że nie odpowiada na jego zarzuty, to zaczyna pyskować! Naprawdę żałował, że liderka nie wlepiła mu gorszej kary. Takiego darmozjada, jeszcze pewnie mordercę, należało wygnać z klanu! Wtedy ich problemy dobiegłyby końca. Nie widział lepszego rozwiązania. 
- Zamkniesz w końcu swoją prześliczną mordę?! - odpalił. 
Już chciał mu wyrzucić wiązankę brzydkich słów, dlaczego to on powinien się zamknąć i przyznać do popełnionej zbrodni, a nie wykręcać, kiedy zamarł. 
Co on właśnie powiedział? Chyba mu się przesłyszało. Musiało. Ten... nie rudy kmiot... twierdził, że miał prześliczną mordę? Zachwycał się tym, że szpeciła mu pysk blizna, którą mu zadał? Czyżby się z niego naigrywał? A może mówił poważnie? 
Zmrużył oczy, rzeczywiście zamykając na chwilę jadaczkę. Pierwszy raz posłuchał się takiego osobnika. Ale nieświadomie! Musiał zrozumieć co ten chciał mu tym przekazać, aby odpowiednio zareagować. 
Słyszał plotki jakoby Jałowa Łapa zalecał się do Kamiennej Łapy. Musiał przyznać, że ma dziwny gust, skoro wyrywa takie paskudztwo, jeszcze o takim podłym charakterze. W sumie ją też powinien uwzględnić na swojej liście zdrajców. 
W tym czasie uczeń dalej go obserwował, jakby obawiał się z jego strony jakiegoś ataku. 
- Coś ty powiedział? - tylko tyle był w stanie wypowiedzieć. 
Zjeżył się i zaczął powoli podchodzić, jak do ofiary. 
- To co słyszałeś! - odrzekł, uważnie obserwując jego ruchy. 
Nagle z jego pyska wyrwał się chichot, który przerodził się w śmiech. 
- Wybacz, ale nie gustuje w ofermach losu. Już masz większe szansę z Kamienną Łapą - odrzekł, nadal nie mogąc powstrzymać śmiechu. 
Nie miał pojęcia czy palnął to bez zastanowienia, czy był masochistą i naprawdę uważał go za pięknego. Oczywiście on wolał kocury, nie krył się z tym, w końcu miał poglądy o kotkach, takie jakie miał, jednak... zniżać się do TAKIEGO poziomu? Jeszcze nie oszalał, a desperatem nie był. 
- O rany... gdyby nie twoje bojowe nastawienie, przygarnąłbym cię jako zwierzaczka. Jesteś zabawny - stwierdził, a jego wyraz pyska wrócił do normalności. - Dzisiaj ci odpuszczę. Jednak jeszcze raz zobaczę coś podejrzanego w twoim zachowaniu i skończy się twoja beztroska - zagroził, kierując kroki z powrotem do obozu.

<Jałowa Łapo?>

Od Kamiennej Łapy CD Jałowej Łapy

 Jedno jej oko drgnęło, gdy usłyszała to, co wykrzyczał uczeń. Czy ten wstrętny padalec był na tyle wścibski, by wściubiać nos w jej sprawy? Bo zachciało mu się pomagać? Zatkało ją. Po prostu ją zatkało.
Wzięła głęboki oddech, czując, jak do jej oczu podpływają łzy i szybko je przymknęła, mając nadzieję, że niebieski ich nie zauważył.
- Naprawdę, Jałowa Łapo? - Warknęła, zbliżyła się do ucznia i wycelowała w jego pierś łapą oskarżycielsko. - PRZESTAŃ INTERESOWAĆ SIĘ NIE SWOIMI SPRAWAMI! Po co mam się ciebie słuchać, pierdolony idioto? Żebyś zdechł w męczarniach jak Króliczy Sus, został zamordowany jak Świerszczowy Skok czy spalony jak Zwęglone Futro?!
Po co miała mu pozwolić na pomoc? Nie chciała jeszcze raz tego przechodzić. Nie chciała przechodzić kolejnej śmierci. Niech trzyma się z daleka. 
Kotka nie dała mu odpowiedzieć. Machnęła wściekle ogonem.
- Wynoś się - Warknęła. - I zostaw mnie w świętym spokoju! Już i tak narobiłeś miliardy kłopotów. Trzymaj się ode mnie z daleka. Masz mnie za kociaka?
Jałowa Łapa wydawał się zdziwiony tak wielkim wybuchem. Nie ciężko było zdenerwować Kamienną Łapę, ale tym razem kotka nie panowała nad emocjami całkowicie.
- To tak źle, że chcę pomóc? - Odparł stanowczym głosem. - Raczej ty uważasz mnie za kociaka. Ciągle próbuję cię zrozumieć!
- Więc przestań - Syknęła. - I tak nie zrozumiesz, idiotyczny bachorze. Wracaj sobie do Pokręconego Łba, w końcu tak świetnie ją popierałeś, gdy nakablowała na moją matkę!
Odwróciła się, nie chcąc słuchać kolejnych słów ucznia. Pysk ją piekł, gdy się oddalała. Najdalej od traktora, najdalej od niego. Miała już dość. Najpierw Jałowcowy Świt, a teraz jego uczeń? To był żart? Zachciało im się zawracać jej dupę. Przynajmniej ten pierwszy nie przewidział sobie żadnej pomocy.

**
Wróciła napalona z zającem w pysku. Chciała ochłonąć. Nie wiedziała już, co robić i czy powinna porozmawiać z Jałową Łapą. Nie myślała logicznie przy jego towarzystwie. Tak samo jak przy Jastrzębim Cieniu czy Piaskowej Gwieździe. Na jej liście było miliard kotów, które samą swoją obecnością sprawiały, że nikła jej zdolność racjonalnego myślenia i jedyne, co po sobie okazywała w takich momentach, to wściekłość.
Sunęła się po dość płaskiej pokrywie śniegu. Pora nagich drzew dopiero się zaczęła, a kotka już drżała z zimna. Znów zachorowała i nie obędzie się bez wizyty u Jeżowej Ścieżki. Westchnęła. Były rzeczy ważne, i ważniejsze.
Spotkała niebieskiego uczniaka przy traktorze. Rozmawiał ze swoim bratem. Czarna spiorunowała Sasankowy Kielich wzrokiem.
- Spadaj - Warknęła. - Chcę porozmawiać z Jałową Łapą.
Coś tam wygdakał, ale przynajmniej był posłuszny. Kotka spojrzała prosto w oczy Jałowej Łapie, czując, że nieważne jak bardzo tego chce, nie powinna mu teraz przywalać w ryj.
- Dlaczego wygoniłaś mi brata? - Spytał kocur z pretensją. -  Sama mówiłaś, żebym trzymał się od ciebie z daleka. Znowu masz problem?
- Wyjątkowo nie - Odpowiedziała z warkotem, starając się zachować spokój. - Wystarczająco cię już owaliłam. Zasłużyłeś. Jesteś tak samo wścibski, jak Glina.
Uciszyła go agresywnym spojrzeniem, gdy otworzył pysk.
- Ja teraz mówię - Syknęła. - Przez twoje istnienie wszyscy myślą, że się kochamy, więc nie dawaj im kolejnego powodu, by tak sądzić! Po prostu przepraszam za mój wybuch wtedy, dobra? Ale nie jestem kociakiem. Nie jestem tak słaba, by potrzebować twojego wsparcia. 
Potrzebowała. W kij potrzebowała wsparcia. Ale nie zamierzała się do tego przyznawać, zwłaszcza przy nim. Nie ufała mu. Gdyby mógł tu być Zwęglone Futro, miałaby przynajmniej kogoś, przy kim mogłaby płakać w nieskończoność i nie musiałaby ukrywać słabości. Była twarda. Po prostu tyle problemów przytłaczało ją od środka, a Jałowa Łapa tylko pogarszał sytuację. Koszmarnie chciało jej się płakać. Tymczasem na zewnątrz dalej pozostała tą samą agresywną, silną kotką, która nie pozwoli sobie na słabości. Przynajmniej starała się nie pozwalać. 
Dusiło ją w środku, że przyznała się do winy, ale ego było mniej ważne w tym momencie. Rzadko przepraszała. Miała nadzieję, że przynajmniej to sprawi, że Jałowa Łapa się odwali i przestanie doszukiwać się w niej słabości, w których mógłby ją wesprzeć.

<Jałowa Łapo?>

Od Zbożowej Gwiazdy CD Konopii

gay gay homosexual
- małe wyrzuty, że nie jest potworem przecież
- zwyzywaj szyszkę (chuj w dupe starej babie)
- zacznij ryczeć
- uprzyj się, że nie zostawisz jej samej
- kochanie spierdalaj ze mną
- weź bądź bardziej czuła pizdo dla swojej baby
- romantiko za friko
- romeo z koziej dupy

Od Zbożowej Łapy (Zbożowej Gwiazdy) CD Konopiowej Łapy (Konopii)

Zboże nerwowo przebierała łapami, rozglądając się za mentorem, który najwidoczniej znowu postanowił mieć ją w dupie. Niezadowolona kotka machnęła ogonem, prychając. Nie wiedziała jak bardzo zryty łeb miała Pstrągowa Gwiazda, dając jej tego nieudacznika na nauczyciela, jednakże jedno było pewne - poziom zrytości ich liderki wywalał poza skalę. 
Bengalka obserwowała jak podchodzi do nich Biegnący Potok, uśmiechając się łagodnie tak, jak miała to w zwyczaju. Zboże wyłapała nawet odrobinę współczucia w jej kierunku.
— Dziś znów trening we trójkę? — bardziej stwierdziła niż zapytała.
Kotki kiwnęły łebkami. Już miały ruszać, gdy Konopia spostrzegła zirytowaną Ostróżkę patrzącą się, jak jej mentor nie może wyplątać się ze własnego legowiska. Spojrzała niepewnie na Zbożową Łapę i Biegnący Potok.
— Może Ostróżka pójdzie z nami? Zdaje się, że ten mech całkowicie pokonał Białego Kła...
Kotki popatrzyły na siebie. Właściwie... dlaczego nie? Biegnąca skinęła łebkiem, podchodząc w kierunku płowego oraz jego wściekłej uczennicy. 
— Hej... co ty taka struta? Starą mysz zjadłaś? — miauknęła Zbożowa Łapa, trącając Konopię w bark.
Szylkretka nie odpowiedziała nic.
* * *
Trening we trzy... był dziwny. Nie było tych dziwnych acz przyjemnych momentów bliskości między kotkami, zamiast tego Konopia starała się rozmawiać z Ostróżką, jednak z mizernym skutkiem. Zboże postanowiła więc skupić się na treningu, by siostry mogły się jakoś dogadać. 
Jedynie co jakiś czas zerkała na nie ukradkiem, upewniając się, czy wszystko idzie w dobrym kierunku.
No, nie bardzo szło.
* * *
Liznęła kotkę w policzek, zaś ta zamruczała cicho, przeciągając się. Słońce przyjemnie grzało, zaś ptaki ćwierkały gdzieś ukryte między koronami drzew. Zboże przysunęła się bliżej, przymykając oczy i ciesząc się spokojnym dniem. 
Konopia przeciągnęła się, wysuwając pazury, które wbiła w ziemię.
— I jak tam w klanie nocy? — miauknęła cicho. Zboże przeniosła na nią wzrok swoich czekoladowych ślepi, unosząc przy tym brew. Od kiedy kotkę interesowało życie w klanie?. Poruszyła wąsami, nie wiedząc co jej odpowiedzieć. Ta widząc niezdecydowanie pstrokatej, obróciła się na brzuch, wstając. Swoim ogonem przejechała po pysku kotki a następnie otarła się o jej bok.
Zastępczyni zamruczała cicho, gdy otrzymała liźnięcie w policzek. 
— Jakoś leci — odparła nareszcie, wyrwana ze swoich myśli, kiedy szylkretka przygryzła jej ucho. Skrzywiła się, poruszając wąsami, zaraz jednak uspokoiła się, gdy otrzymała przepraszające liźnięcie w policzek — Wiesz, same nudy, chociaż pewnie nie takie, jak u ciebie — zaśmiała się cicho, pozwalając starszej kotce dosłownie się na niej uwalić.
— Mhhh~ Gdyby nie Bocian, pewnie bym umarła z nudów — stęknęła Konopia, co rusz podgryzając jej uszy albo szturchając je łapą. Niezadowolona mruknęła coś pod nosem, doduszając głowę Zboża do ziemi swoimi łapami.
— A ty nie bawisz się czasem zbyt dobrze? — węglowa zrzuciła z siebie natręta, który przekoziołkował kilka lisich skoków po trawie — Powinnaś dostać po nosie — w kilku krokach znalazła się tuż nad nią. Mimo lekkiej irytacji, na pysku zastępczyni gościł specjalny uśmiech, który okazję widzieć miała tylko Konopia — Kocham cię.
— Ja ciebie też, pani zastępczyni
W odpowiedzi szylkretka otrzymała cichy śmiech, nim teraz to to ona robiła za poduszkę.
* * *
Spoglądała w niebo, czując jak pora nagich drzew zaczyna dawać się we znaki. Krótkie dni, zimne noce, do tego niedawno spadł pierwszy śnieg. Jeszcze chwila i kolejna pora roku rozszaleje się na dobre. Zbożowa Gwiazda owinęła się ogonem.
Myślała o Konopi, czy pamięta o ich spotkaniu, które miało nadejść za paręnaście wschodów słońca. Bengalka zastanawiała się, jaki kit wcisnąć, czy po prostu udać, że wychodzi na polowanie... Pokręciła głową, będąc liderką miała więcej obowiązków, musiała więc być jeszcze bardziej rozważna.
Kolejny skandal nie wchodził w grę.
Zakryła łapą nos, zagrzebując się w piórach oraz suchej trawie, które naznosiła niedługo po zostaniu liderką. Dzięki temu w legowisku było ciepło i przytulnie. Bengalka była też ledwie widoczna, przez swoje futro, które wtapiało się między pierzem.
Jej myśli ponownie uciekły w stronę ukochanej partnerki.
Na następnym spotkaniu zaproponuje jej dołączenie do klanu nocy.

Od Jastrzębiego Cienia cd Jastrzębiego Podmuchu

 Polowanie przebiegło w napiętej atmosferze. On oczywiście był rozluźniony, bo czego się bać po osobie, która go szkoliła? Bardzo dobrze poznał Jastrzębi Podmuch podczas ich wspólnych treningów, więc widział, że nie podobało jej się jego towarzystwo. Nic nie umknęło jego uważnemu oku. Nawet niewielkie zmiany w mimice twarzy, były sygnałami. A mentorka zachowywała się nadzwyczajnie nerwowo. Już sam fakt, że wywiercała mu w plecach dziurę informował go o tym, że ta coś knuła. Ale co? Czyżby jej podejrzenia z jego matki, teraz spadły na niego? Przecież nie dawał jej powodów do takich myśli. A może już kompletnie oszalała? Trudno to było stwierdzić. 
Wyczuł mysz i przypadł do ziemi. Bezszelestnie zakradł się do stworzenia i pozbawił życia. Jastrzębi Podmuch obserwowała to w ciszy, pewnie wnioskując jakieś kolejne głupoty. 
- Zamiast skupiać uwagę na mojej osobie, może byś mi pomogła? - zapytał, chcąc wyrwać kotkę z tego dziwnego transu. Nie miał zamiaru odwalać roboty za nią. W końcu razem przyszli polować, tak aby wzmocnić utracone więzi mentor - uczeń. 
- Oczywiście - miauknęła tylko i za chwilę skupiła uwagę na kolejnej zdobyczy.
Tym razem to on ją obserwował. Niech poczuję jakie to niekomfortowe, gdy ktoś patrzy komuś na łapy.

***

Bycie zastępcą nałożyło na jego barki wiele obowiązków. Wyznaczanie patroli, słuchanie skarg, to była jego codzienność. Zgrywał przy tym uprzejmego i pomocnego, zachęcając wojowników do zwierzeń. Dzięki temu wiedział co działo się w klanie. Pasowało mu to, bo nie musiał już ukrywać się w krzakach i podsłuchiwać. Koty same do niego lgnęły, pragnąc znaleźć rozwiązanie na swoje zmartwienia i troski. Wystarczyło tylko dać trochę uwagi w zadręczone serca, a już było się uważanym za dobrego kota. 
Z matką widywał się okazjonalnie. Ta większość czasu chodziła własnymi ścieżkami, nie ingerując w to co robił. Pewnie jej pasowało, że zarządzał klanem. Mogła zajmować się sobą. Zresztą odkąd wujek zmarł, była jakaś... inna. Nie miał zamiaru ją o to wypytywać. Nauczył się, że trzymanie zawiązanego języka, może być jego sukcesem w wspinaniu się po szczeblach kariery. 
Dostrzegając dawną mentorkę, zawołał ją. Ta uniosła głowę i skierowała kroki w jego stronę. Ah ta władza... Mógł tak siedzieć i czekać na swoich poddanych, nie musząc ich szukać. Wystarczyło, aby komuś to polecił i już! 
- O co chodzi? - zapytała. Widział, że nie podobało jej się to, że ją wezwał. Miał szczerze to w nosie. Wykonywał tylko swoje obowiązki i jeżeli jej się nie podobało to mogła obwiniać tylko siebie. Gdyby wzięła ten stołek, to ona mogłaby być na jego miejscu.
Jak dobrze, że odmówiła!
Czuł się teraz wspaniale. Małym kosztem osiągnął tak wiele! 
- Ja, ty i Gepardzią Cętka udamy się na patrol. Musimy odnowić ślady zapachowe przy granicy z Klanem Klifu i zobaczyć, czy woda nie zamarzła - wyjaśnił. 
Właśnie Nadeszła Pora Nagich Drzew i mróz szczypał każdego w łapy. Śnieg powoli spływał na ziemię, co mogło stanowić problem, gdy ziemia się olodzi. Potrójny Krok będzie miał masę roboty. Przynajmniej czerwony kaszel okupiony wieloma ofiarami był już w ostatniej swojej fazie i praktycznie zaniknął. 

<Jastrząb?>

Od Jeżowej Ścieżki

 Trzeba przyznać, że ostatnie kilka księżyców było dość chorowitych. Medyk ledwo znajdował czas na pozbieranie ziół i ich segregację. Do tego dochodziła sprawa ze świętym kamieniem, którego przyniósł do klanu. Skupiał się również na szkoleniu Wiśniowej Łapy, która miała go w przyszłości zastąpić, choć oczywiście Jeżyk obawiał się, że Klan Gwiazdy mu ją odbierze, tak jak poprzednich uczniów. Chyba nie przeżyłby już kolejnej straty, w końcu miał swoje młodzieńcze księżyce już dawno za sobą. 

Ten dzień zaczął się dla niego pracowicie, może dlatego, że nadeszła Pora Nagich Drzew. Zwykle właśnie wtedy rodziło się najwięcej chorób i urazów, więc niezbędne było pozbieranie odpowiedniej ilości medykamentów. 

Najpierw zajął się Koperkowym Powiewem, który zajrzał do niego że sztywnością stawu. Musiał umocnić jego łapę, jednak nie dał ostatecznej gwarancji, że wojownik wróci do pełnej sprawności. Tak kończyły się wizyty w ostatniej chwili. Jednakże przynajmniej uratował swoje życie. Przy okazji zajął się infekcją jego oka.

Następna była Zmierzchowa Łapa, z poważną astmą, która prawie doprowadziła ją do śmierci. Jeżowa Ścieżka zajął się zwyrodnieniem tylnej łapy Dzikiego Gonu i podrażnioną skórą Trzcinowej Sadzawki. 

To jednak nie był koniec pracowitego dnia. Medyk powitał z uśmiechem kolejnego pacjenta. Ziemniacza Bulwa przyszedł do niego z odrętwioną kończyną, natomiast Szemrzące Szuwary dolegało to samo. Jakby się zgadali! 

W całym szale dzisiejszego dnia, Jeżowa Ścieżka nawet nie przejął się swoim kaszlem, który stopniowo stawał się coraz gorszy. Obiecał sobie, że zajmie się nim jak najszybciej i dla pewności, żeby się nie rozwinął, zjadł odpowiednią ilość kocimiętki, która uspokoiła go przy okazji aż do pory zapadnięcia w sen. 


Wyleczeni: Koperkowy Powiew, Zmierzchowa Łapa, Jeżowa Ścieżka, Dziki Gon, Trzcinowa Sadzawka, Szemrzące Szuwary, Ziemniaczana Bulwa

Zimowe dolegliwości!

 Nadeszła Pora Nagich Drzew, a z nią kolejne dolegliwości!

Dolegliwości odczuwają wymienione niżej koty z:

Klanu Burzy:

Wiśniowa Łapa - ból gardła
Mniszkowy Kwiat - swędząca infekcja
Kozi Skok - ból zęba
Niebiański Kwiat - kaszel
Słonecznikowa Łodyga - ból gardła
Szemrzące Szuwary - przemrożenie
Szczypiorkowa Łodyga - przemarznięcie
Sasankowy Kielich - skręcenie tylnej łapy
Jałowa Łapa - biegunka
Szybka Łapa - ból gardła
Kamienna Łapa - przemrożenie
Wrzos - ból dziąseł

Klanu Klifu:

Iskrzący Krok - bezsenność
Tańcząca Pieśń - skręcenie przedniej łapy
Zimorodkowy Blask - katar
Kwaśny Język - odmrożenie poduszki
Koguci Krzyk - zranienie łapy/ogona
Słoneczna Polana - kaszel
Śnieżna Zamieć - odwodnienie
Fałszywe Serce - katar
Marchewkowa Natka - infekcja oka
Jemioła - odwodnienie
Wschodzik - zapalenie ucha
Barwinkowy Podmuch - gorączka

Klanu Nocy:

Ognisty Język - zwichnięcie ogona
Jesiotrowa Łuska - odmrożenie poduszki
Chore Ucho - skręceni tylnej łapy
Zbożowe Pole - przemrożenie
Bezchmurne Niebo - katar
Szałwiowy Szlak - przemrożenie
Wirujący Pył - ból gardła
Rudzikowa Łapa - kaszel
Wydrza Łapa - kaszel
Jagodowa Łapa - ból brzucha
Malinowy Pląs - ból kręgosłupa
Smutna Cisza - wyczerpanie

Klanu Wilka:

Krocząca Gwiazda - przemarznięcie
Potrójny Krok - przemrożenie
Modrzewiowa Kora - zranienie łapy/ogona
Skrząca Nadzieja - kaszel
Północny Mróz - wybicie barku
Świetlista Dusza - infekcja ucha
Suśli Nos - ból gardła
Wróblowa Łapa - katar
Sosenka - ból brzucha

Owocowego Lasu:

Szyszka - ból gardła
Konopia - wymioty
Jabłko - ból gardła
Orzeł - odwodnienie
Kolendra - kaszel
Komar - infekcja gardła
Bez - przemrożenie
Tajfun - kaszel
Kostka - ból gardła
Pędrak - odwodnienie

Samotnicy i Pieszczochy:

Kawka - ból gardła
Ryjówka - wymioty
Szczęściarz - wymioty
Loki - odmrożone poduszki
Hagrid - kaszel
Kizia - wyczerpanie 


Choroby kotów, które nie poszły ze swoimi dolegliwościami do medyka i nie zostały wyleczone, przechodzą w II lub III stadium. Dotyczy to kotów z :

Klanu Burzy:

Koperkowy Powiew - skręcenie tylnej łapy > zwyrodnienie > sztywność stawu
Zmierzchowa Łapa - zapalenie płuc > kaszel, duszności > astma
Jeżowa Ścieżka - biały kaszel > zielony kaszel
Drżąca Ścieżka - kleszcz > gorączka
Dziki Gon - skręcenie tylnej łapy > zwyrodnienie
Trzcinowa Sadzawka - swędząca infekcja > podrażniona skóra
Szemrzące Szuwary - ból stawu > odrętwienie kończyny
Ziemniaczana Bulwa - ból stawów > odrętwienie kończyny
Koperkowy Powiew - infekcja oka > tymczasowa ślepota na oko

Klanu Klifu:

wszyscy wyleczeni! :D

Klanu Nocy:

wszyscy wyleczeni! :D

Klanu Wilka:

Wróblowa Łapa - katar > trudności z oddychaniem

Owocowego Lasu:

Bielik - wybicie barku > sztywność kończyny

Samotnicy i Pieszczochy:

Szczęściarz - niestrawność > wymioty
Teta - katar > trudności z oddychaniem
Papież - katar > trudności z oddychaniem
Anubis - kolec w łapie > infekcja


Koty z dolegliwościami powinny udać się do medyka zimą.
W przypadku grywalnej postaci należy napisać opowiadanie skierowane do medyka w klanie (jeśli jest on grywalny) lub opisać samemu wizytę u niego. Objawy nie muszą wystąpić od razu po rozpoczęciu zimy - mogą w połowie a nawet i pod koniec.
Jeśli kot zlekceważy dolegliwości (tzn nie zostaną wyleczone w danej porze roku), mogą się one zaostrzyć i/lub przemienić w gorsze i niebezpieczniejsze choroby.
WAŻNE! Osoby, które same wstawiają swoje opowiadania proszę o dodawanie pod opowiadaniami z leczeniem etykietkę "choroby".
UWAGA! Proszę, żeby pod opowiadaniami z leczeniem (szczególnie NPC!!!), były w liście wymienione imionami koty, które otrzymały kurację!

Od Zbożowego Kłosu(Zbożowej Gwiazdy) CD Wieczornikowego Wzgórza

 * skip taaaaaaajm *
 Borsuk został wrzucony do dołu z radosnym pomrukiem. Jego poplecznicy ukarani, nowe zasady wprowadzone... Spojrzała w kierunku swojego nowego legowiska. Tłum zmęczonych, wybudzonych kotów wrócił do legowiska, by dokończyć swój zasłużony, mniej lub bardziej, odpoczynek. 
Coś trąciło ją w bok.
— Skończyłaś tyle gadać? — odwróciła się, słysząc znajomy i stęskniony głos.
Wieczornikowe Wzgórze.
Ta cholerna kupa futra, za którą tęskniła...
Uśmiechnęła się słabo, czując jak do jej oczu powoli napływały łzy. Tyle księżyców bez tego mysiego móżdżka było jedną z najgorszych konsekwencji, jakie niosło za sobą wygnanie. Z jej pyska uciekło radosne westchnięcie, nim rzuciła się na niego, wtulając w miękkie futro. 
"Ty durny kłaku, tęskniłam" mamrotała niewyraźnie, wczepiając się w go pazurami. Kocur nie pozostał dłużny, przytulił ją z całej siły, pociągając nosem.
A ponoć chłopy nie płaczą.
Bengalka nie sądziła, że tak bardzo będzie jej brakować chociaż samego faktu, że ten popapraniec jest obok. A jednak. Miała ochotę wyć i wrzeszczeć ze szczęścia, że nareszcie może go przytulić, swojego najlepszego przyjaciela.
Kota, który był dla niej jak rodzony brat.
Oparła swoją głowę na jego barku, oddychając ciężko. Starała się uspokoić, jednakże z pyska kotki nadal uciekało ciche charczenie, zaś z nosa leciały gluty, które wytarła w rudawe futro. W odpowiedzi otrzymała niezadowolone stęknięcie oraz pacnięcie w łeb. Kocur odsunął ją od siebie niezadowolony, jednakże wyraz pyska zdradzał prawdziwe intencje.
— I czego ryczysz? Ta twoja z tobą zerwała? — Zboże pociągnęła nosem. Nadal zalewała ją fala smutki i radości, jednakże szybko ustępowała dzikiej euforii.
Spuściła głowę, biorąc głębszy wdech i ocierając łzy.
Się rozkleiła jak głupi kociak.
— Nie, płaczę na widok twojej szpetnej mordy — zaśmiała się pod nosem, uchylając przed strzałem prosto w łeb. Nastroszone futro Wieczornika opadło, gdy ta ponownie go przytuliła — A tak serio... cieszę się, że nic ci nie jest. Nie potrafiłabym sobie wyobrazić, co bym zrobiła, gdyby jeszcze ciebie zabrakło... — miauknęła cicho, przymykając ślepia.
Gdyby jeszcze obok była Konopia... Na moment przypomniała sobie o słodkim zapachu kotki, czując przyjemne mrowienie oraz ciepło.
— Ale się z ciebie klucha zrobiła na tym wygnaniu! Ja myślałem, że wróci jakaś niezależna baba o sile tysiąca byków a nie jakaś ciepła klucha — szturchnął ją w brzuch, na co ta odsunęła się ze śmiechem. Walnie mu kiedyś, jednak nie teraz. Była w zbyt wyśmienitym humorze. Zamiast tego wytknęła jedynie język, prychając w rozbawieniu.
— Głupi jesteś
— A ty fujarowata. No, gadaj, kto cię zmiękczył? — zniżył głos do szeptu, tak, żeby tylko Zboże go słyszała — Pewnie ta twoja, widziałyście się, nie?  Co robiłyście?
— Lepiej zapytaj, czego żeśmy nie robiły — miauknęła w odpowiedzi, owijając łapy swym pstrokatym ogonem. Wojownik zamilkł na kilka uderzeń serca 
— Całowałyście się? — kiwnęła mu głową — Miziałyście? — kolejnie kiwnięcie. Kocur podrapał się po brodzie — A ten... tego, no wiesz? — poruszył sugestywnie brwiami.
— N-no wiesz ty co! Jesteś posrany! — stęknęła oburzona, czując, jak robi się jej gorąco. Ile by dała, by powtórzyć jedną z ich czułych chwil podczas wizyty za ogrodzeniem. Nerwowo odwróciła wzrok, Wieczornik zdołał wykrzyczeć "Ha! A jednak", nim oberwał łapą po mordzie.
Cholerny bezwstydnik, o takie rzeczy pytać.

< Wieczornik? >

Od Bluszczowej Łapy(Bluszczowego Pnącza) CD. Mysiego Kroku

Trochę nie był w stanie uwierzyć, że kocur nie okazał żadnej skruchy. Jeśli to on skrzywdził Jemiołę, to gdzie jego poczucie winy? Dlaczego nie ukazywał swych emocji, tylko dusił to w sobie?
A może to Bluszcz bezsensownie go obwiniał?
W głowie liliowego tkwiło zbyt wiele pytań, na które nikt nie był w stanie udzielić mu zadowalających odpowiedzi. Nie chciał bezpodstawnie obwiniać Mysi Krok, ale po podsłuchaniu jego rozmowy z Mroźnym Oddechem wszystko wskazywało na jedno. Młody nie miał odwagi zapytać wprost kocura, czy to on dopuścił się takiego haniebnego czynu na jego matce.
- A skoro pamiętasz, jaka była przed tym, to możesz mi opowiedzieć trochę o jej zachowaniu? – spytał nagle, na co kremowy nerwowo machnął ogonem, a uczeń medyka momentalnie skarcił się za bycie wścibskim. Wprost widać było, jak rzuca oskarżenia, toteż potrząsnął głową, przywracając się do porządku. – Znaczy, to nie jest ważne. Przynajmniej nie teraz – dodał, biorąc głęboki wdech i wypuszczając ze świstem powietrze z nozdrzy. – O, Trybula, to nam się przyda.
Tak po prostu zmienił temat, jakby przypadkiem rozpraszając się roślinką. W rzeczywistości szukał ucieczki od niezręcznej rozmowy, a słodka woń doprowadziła go do przydatnego okazu flory. Było mu naprawdę głupio, że tak naskakiwał na wojownika, ale myśl o tym, iż ten może być jego ojcem, wręcz pozbawiała go poczucia winy.
Chciał po prostu wiedzieć. Potrzebował prostej odpowiedzi: tak lub nie, a jeśli wyszłaby ta twierdzącą, to pragnął poznać powód, dla którego Mysi Krok porzucił ich rodzinę.

***

Znowu było coś nie tak.
Stał samotnie w legowisku medyków, gdyż Bursztyn poszedł przyjrzeć się starszyźnie. Na plecach poczuł dobrze znany mu już chłód. Za każdym razem, gdy nieprzyjemnie zimno przenikało jego futro na grzbiecie, w okolicy pojawiał się Miętowa Gwiazda. Tyle że był on poniekąd wadliwy, bo po ich krótkich spotkaniach rozpływał się w powietrzu.
Raz sytuacja była jeszcze zabawniejsza, bo Bluszczowe Pnącze widział lidera podwójnie. Jeden stał na skale, skąd głosił przemowę dla klanu, a drugi wręcz pojawił się przy nim i zniknął w zaledwie ułamek sekundy.
Tym razem rudy był bliżej niego niż zwykle, patrząc uważnie na łapy vana, pod którymi kryły się ledwo co przyniesione zioła. Miał je posegregować, ale niespodziewana wizyta kocura go rozproszyła.
- Miętowa Gwiazdo, czy mogę ci w czymś po… - urwał, kiedy jego potencjalny rozmówca rozpłynął się w powietrzu, niczym mgła. Van westchnął zmęczony tym wszystkim i wyszedł przed legowisko, przysiadając przy wejściu i patrząc drętwo we własne łapy. Naprawdę nie rozumiał, co się działo.
To był znak od przodków? Czy też po prostu dopadała go jakaś choroba?
W życiu potrzebował odpowiedzi na wiele pytań, a nagłe pojawienie się Mysiego Kroku jeszcze bardziej mu o tym przypomniało.
- Coś się stało? – zapytał wojownik.
- Nieee – przeciągnął, kiwając przecząco głową. – Przekładanie tych ziół całymi dniami potrafi być męczące, choć pewnie to nic w porównaniu z bieganiem za gryzoniami i ganianiem ptaków. – Uśmiechnął się słabo, przyglądając się rozmówcy.
I u niego spostrzegł jakieś zmartwienie. Wydawał się być czymś przygnębiony.
A przecież Mroźnego Oddechu już nie ma. Bluszcz wciąż w głowie miał jej rozmowę z kocurem i żałował, że nie zdążył się jej dopytać o to, skąd wie o ojcostwie Myszka. Może udzieliłaby mu sensownej odpowiedzi, dzięki czemu van miałby o jeden powód mniej do zmartwień?
- A czy u ciebie wszystko w porządku? Wyglądasz dosyć mizernie, nie chcesz czegoś na wzmocnienie? Mamy nawet spore zapasy, znajdzie się coś dla ciebie – rzucił, zmieniając ton głosu ze spokojnego na weselszy. Chciał zarazić kocura lepszym samopoczuciem, choć wciąż istniało ryzyko, że to zwykły potwór.

<Myszku?>