Widząc dalekie płomienie ognia, które trawią tereny Klanu Burzy, na dodatek zbliżające się coraz szybciej do ich terenów, czuł potrzebę, aby coś zrobić. W obozie panował niepokój. Każdy zerkał w niebo na gęsty dym, który rósł i rósł. Lwia Grzywa nakazał, aby on i Świszcząca Wichura udali się na rekonesans w stronę farmy, gdzie urzędował szalony dziadzio. Mieli sprawdzić, czy i tam nie wybuchł pożar, bo ostatnio słyszano tam dziwne odgłosy. Gdyby to się stało Klan Klifu zostałby odcięty od możliwości ucieczki. Dlatego szedł obok wojownika, pierwszy raz będąc cicho jak myszka. W końcu słyszał opowieści o tym, że właśnie tutaj jego starszy brat stracił życie. Za bardzo nie miał ochoty się z nim spotykać w Klanie Gwiazdy. O nie, nie! Co on by począł bez towarzystwa Wronki i Kwaśnego! Jak już umrzeć to razem z nimi!
Obaj wojownicy przeskoczyli przez płot, omijając dziwne zwierzęta. Były interesujące, więc Zimorodkowy Blask na chwilę się zapomniał. Na szczęście syknięcie towarzysza, wytrąciło go z tego chwilowego zawieszenia.
- Przepraszam. Ale wiesz... Dziwne mają łapy. Takie bez pazurów - miauknął, aby jakoś się usprawiedliwić.
- Nie obchodzi mnie to. Idziemy dalej. - syknął kocur.
Ale nieprzyjemny typ. Phi! No nic! Udali się dalej, będąc w centrum terytorium Dwunożnego. Nigdzie nie widzieli ognia, więc prawdopodobnie byli bezpieczni. Na wszelki wypadek zajrzeli jeszcze za grotę, a później skierowali się w drogę powrotną. Było to takie ekscytujące i niebezpieczne!
No właśnie. Coś głośnego przeszyło powietrze. Skulił się rozglądając za źródłem hałasu. Jakieś kilka skoków lisa od nich, stał stary Dwunożny z kijem w łapach. To z niego rozległ się ten odgłos. Był bardzo nieprzyjemny i stawiał sierść na karku. Czy on nie rozumiał, że tak nie wolno?
Świszcząca Wichura padł, a on się zdziwił. A ten co odwala? Szybko ukrył się za wojownikiem, kiedy to kolejna niewidzialna siła, została wystrzelona w ich kierunku. Czemu wojownik w takiej chwili leżał! Powinni uciekać!
- No dalej, chodź! Zwiewamy! - Szarpnął go za ucho.
Ten jednak nic sobie z tego nie robił. Wyglądał jak bez życia. Ale patrzeć się w niebo na chmurki to mógł! A podobno to on był nienormalny! Nie pozostało mu nic innego jak złapać go za ogon i ciągnąć w stronę drzew. Taki widok najwidoczniej zadziwił Dwunożnego, bo stał i się gapił. Ha! Pewnie sparaliżował go strach!
Świszcząca Wichura był bardzo ciężki. No i nie wykazywał chęci, aby pomóc! Dopiero, gdy dotarł z nim dość daleko dostrzegł, że kocur zsikał się czerwoną mazią. Co to było? Przyjrzał się temu. Dziwne... To wychodziło mu z brzucha, a sierść była zmierzwiona. Nacisnął to miejsce, a krew siknęła mu w pysk. Przestraszony aż podskoczył. Atak?! Kichnął wycierając łapą ciecz z oczu. Osz... Na KLAN GWIAZDY! TO BYŁ TRUP! Ale kiedy... jak? Jak to się stało, że kocur umarł?! Czyżby to wina tego czerwonego?! Był otruty?
Zaczął rozglądać się w panice. Co miał zrobić? Co? Przecież... chyba go tu nie zostawi? Co powie mamie?
Musiał więc znaleźć brata. Słyszał, że miał iść gdzieś w rejonach ognia, więc biegiem popędził w tamtą stronę. Im się zbliżał tym dym gęstniał, a jego oczy zaczęły łzawić. Czuł zapach sadzy, który drapał w gardło. Jakimś cudem jednak odnalazł Szczawiowego Liścia, który odwrócił pysk.
- Co ty tu robisz? Miałeś zostać z resztą! - syknął, cofając się o kilka kroków i bratu nakazując zrobić to samo.
- Ale... Ale... Ja poszedłem na zwiady! I Świszcząca Wichura siknął czerwonym czymś! I on nie rusza się! Nie wiem jak!
- Czekaj... Jakie zwiady?!
- No poszliśmy na farmę, aby sprawdzić, czy tam nie ma też ognia. Aby jak coś to mieć drogę ucieczki. Pojawił się jednak Dwunożny z kijem i było głośno. Świszcząca Wichura padł i oglądał chmurki. A potem się zesikał na czerwono. Nie wiem co z nim zrobić! Pomóż mi! - miauknął czując jak gorąc rośnie i rośnie.
<Szczawiowy Liściu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz