Znów stał nad kopczykiem otoczonym kamykami. Idąc z dziadkiem, jakoś tak łapy ich poniosły. Może to sprawka mamy? Może chciała, aby wybaczyli sobie przy niej? Westchnął ciężko, przysiadając na ziemi. Poczuł jak Iglasta Gwiazda się zbliża, przystanął obok liliowego bez słowa, mimowolnie spojrzał na pyszczek kocura. Liznął go za prawym uchem, po czym otarł się o jego policzek, co go... bardzo zaskoczyło. Sprawiał jednak wrażenie nieporuszonego, gdy w jego głowie wrzała prawdziwa bitwa.
— Też za nią tęsknię, Trójeczko... — szepnął chrapliwie lider. Tak on też. Jednak musiał w jakoś poinformować dziadka o ważnej sprawie, na którą nalegał. Do dzisiaj pamiętał tą jego wściekłość.
— Zmieniłem imię Fasoli, jakbyś jeszcze nie wiedział — suche, pozbawione jakichkolwiek uczuć miauknięcie obiło się o jego uszy.
— Zmieniłem imię Fasoli, jakbyś jeszcze nie wiedział — suche, pozbawione jakichkolwiek uczuć miauknięcie obiło się o jego uszy.
Pokiwał głową.
— Ja nie o tym — zaczął ostrożnie, owijając ogon wokół łap — Ja... Chciałem cię przeprosić. Za wszystko, co powiedziałem, co zrobiłem... Nie powinienem na ciebie krzyczeć, Trójeczko... Nie oczekuję, że mi wybaczysz, nie chcę też się tłumaczyć, ale... czuję się po prostu w tym wszystkim zagubiony. Tyle nieszczęść nas ostatnio spotkało a ja... niesłusznie obwiniałem Klan Gwiazdy za to wszystko. Po prostu... Bardzo mi przykro, że cię zraniłem, że nie okazałem wsparcia również tobie. Chcę, żebyś wiedział, że jesteś moim kochanym wnuczkiem i naprawdę mi na tobie zależy. Przepraszam, Trójko... — zamilkł, wlepiając w kocurka swoje oko, które mu pozostało.
Słuchając tłumaczenia dziadka poczuł się... chyba lepiej? Jak na początku oczywiście, cisnęło mu się na pysk, że hej! Naprawdę nie powinien na niego krzyczeć! Ta smarkula zasłużyła na takie miano! Może i był liderem, ale to on przez te księżyce spał przy jego córce, a co najważniejsze ją szkolił i spędzał prawie całą dobę, wysłuchując jej heretyckich przekonań! Przy wzmiance o Klanie Gwiazdy, aż poderwał głowę, którą wbitą miał w grób matki. Naprawdę zrozumiał? Zrozumiał, że przodkowie tak naprawdę chcieli dobrze, lecz on źle odczytywał ich znaki? No to teraz naprawdę się skupił na tym co mówił. Słysząc ostatnie słowa, aż zakręciła mu się łezka w oku. To było takie... Takie... miłe? Już zapomniał, że ktoś jeszcze mógł powiedzieć do niego, że mu na nim zależy. Przez ostatnie księżyce czuł się bardzo odizolowany, robiąc to co musiał. Leczył i robił inne mniej znaczące rzeczy, opuszczając legowisko medyków tylko za potrzebą. Fasolowa Łodyga odkąd zmienił jej imię już nieco lepiej reagowała, jednak nadal czuł tą ostrożność względem niego. Więc co mu pozostawało? Pająki! Masa Tkaczy, które obserwowały każdy jego ruch. Nie przeszkadzało mu to, bo w końcu pragnął jakiegoś towarzystwa, więc rozmowa z nimi stała się dla niego czymś naturalnym. Odkąd umarli jego rodzice, kontakty z kuzynem, Miedzianą Iskrą, czy resztą kotów się nieco popsuł. Ba! Nawet zastępca pałał do niego niechęcią!
- Ja... - miauknął, ale gula w gardle nie pozwalała mu wymówić słowa.
Dotarło do niego jak jego życie towarzyskie było beznadziejne. A to dlatego, że bardzo wierzył w przodków i nigdy, PRZENIGDY nie postąpiłby tak jak coraz częściej spotykani heretycy. Może i był zbyt surowy, ale czuł, że tylko tak mógł wbić do tych pustych łbów mądrość.
Pociągnął nosem i wtulił się w futerko dziadka. Był pewnie zaskoczony, no ale co miał zrobić, skoro powiedział mu w pysk, że nadal jest jego kochanym wnuczkiem?
- A spróbuj to komuś powiedzieć - powiedział zasmarkany.
Musiał jakoś chronić swoją opinię, nie chciał być uważany za jakąś beksę. Teraz jednak potrzebował tego. Potrzebował tej bliskości rodziny, aby całe napięcie przez ostatnie księżyce z niego wyparowało.
Iglasta Gwiazda najwidoczniej nie spodziewał się takiej reakcji, ale nie odepchnął go, a jeszcze otulił go swoim ogonem. Musiał przyznać, że pierwszy raz poczuł się z powrotem jak kocię. To miękkie futerko... Ciepło. Oczami wyobraźni widział nawet swoją mamę, która przyglądała się temu z uśmiechem na pysku. Jak dobrze, że byli sami.
- Wybacz, że cię obsmarkałem - miauknął, kiedy opanował swoje emocje, na nowo przyjmując swój codzienny wyraz, skwaszonego pyska. - Jak mógłbym ci nie przebaczyć? Ważne, że zrozumiałeś swoje błędy. I zamiast siedzieć na dupie w legowisku ze swoją ukochaną, odwiedzaj mnie stary pryku. - Trącił go łapą, uśmiechając się szczerze po raz pierwszy odkąd pamiętał.
<Igło? <3 >
Awww <3
OdpowiedzUsuń