*czasy okupacji Burzaków obozu*
Migocząca Tafla kręciła ogonem niezadowolona, wpatrując w puszącego się przed Burzaka.
— Ogłuchłaś, Wilczaku? — syknęła szylkretka. — Oprócz futra na zadzie straciłaś i rozum?
Migotka prychnęła.
— Nie będę słuchać śmierdzącego Burzaka.
Usiadła obrażona do kotki tyłem. Nie zamierzała się słuchać nikogo, a co dopiero jakiegoś królikojada. Ci ostatni pałętali się w ich obozowisku. Było ich zdecydowanie za dużo, a chory dziadek grzał dupę w legowisku, rycząc. Na dodatek tych wszystkich śmierdzieli ściągnął jej kochany brat. Potrójny Maruda. Wywróciła oczami. Za co ją tak pokarano, że trafiła na tak beznadziejną rodzinę?
— Oj, uwierz mi, że będziesz. — burknęła o wiele niższa kotka, wskakując na nią.
Kremowa na pewno nie spodziewała się, że z hukiem trafi na ziemie. Pomimo że nie widziała kotki była przekonana, że na jej pysku widnieje paskudny, wredny uśmiech. Podniosła się i pospiesznie strzepnęła ją z siebie. Niewielka szylkretka znalazła się na ziemi, a Migotkę aż kusiło by przygnieść ją swoim ciężarem. Może to by nauczyło ją szacunku. Jednak zbyt dużo ślip im się przyglądało.
— Spadaj do swojej króliczej nory. — syknęła Migocząca Tafla, unosząc dumnie ogon.
Wygrała tą walkę i teraz może poobgadywać to durne dupsko Burzaka z Świetlikowym Skrzydłem. Może i starsza kotka próbowała ją odgonić z sykiem za każdym razem, gdy przychodziła, koniec końców i tak słuchała jej wywodów, a ona jej. Historie dawnej medyczki tylko upewniły ją w przekonaniu, że wszystko jest beznadziejne i jedyne co im pozostało to marudzić.
— Nie myśl, że to ci ujdzie na sucho. — usłyszała za sobą.
Wywróciła oczami. Zaczęła wątpić, czy ta burzacka pchła wie co to przegrana.
— Wracaj do żłobka kociaku.
Wściekły jazgot ucieszył uszy Migotki. Nie oglądając się za siebie, skierowała się do legowiska starszych, gdzie już cała zjeżona Świetliste Skrzydło na nią czekała.
— Znowu ty. — przywitała. — Spadaj, nie zamierzam słuchać znów twojego pierdolenia. Nie doceniasz tego co masz.
Migocząca Tafla położyła uszy niezadowolona. Znowu to samo. "Masz zdrowy ogon i oko blablabla... nie przeżyłaś takiej tragedii jak ja blablabla... jesteś niewychowaną gówniarą blabla..." i tak dalej. Kotka niemal znała to na pamięć.
— Jakieś przygłupie Burzaki nam się pałętają po obozowisku. — prychnęła, siadając obok kotki.
Niebieska zjeżyła się jeszcze bardziej.
— Ogłuchłaś? Idź z tymi Burzakami w cholerę.
— Na dodatek dziadek moczy tyłek w swoim legowisku. Robi wielkie halo z tego, że syn mu zwiał i stracił łapę. Ja też straciłam coś i tak się nie atencjuje. — wskazała na wyłysiały tyłek.
Świetliste Skrzydło jęknęła, zatykając sobie uszy mchem.
— No wiem. Jeszcze ostatnio kręcą się wokół niego te mysie bobki łysolca. Wiesz, że Wilcze Serce prawie odbił mojego dziadka babci? Zauroczył go i skradł mu serce! A Miedziana Iskra to tylko taka zmyła. No wiem, dwulicowy drań z niego. Ale mojemu ojcu i tak nie dorasta do pięt...
— Błagam, zamknij się. — syknęła Świetliste Skrzydło, wysuwając pazur.
Migocząca Tafla wywróciła ślipiami.
— Trzeba było mówić, że jesteś w nie sosie, a nie się puszysz jak wiewiórka. — mruknęła.
Ogon niebieskiej ostro uderzył o ziemię. Na pysku wymalowany miała grymas.
— Migocząca Taflo, jesteś tu?
— Trzeba było mówić, że jesteś w nie sosie, a nie się puszysz jak wiewiórka. — mruknęła.
Ogon niebieskiej ostro uderzył o ziemię. Na pysku wymalowany miała grymas.
— Migocząca Taflo, jesteś tu?
Kotka podniosła się, słysząc swoje imię. Spojrzała w stronę wejścia do starszyzny. Nieznany jej Burzak wpatrywał się w nią oczekująco.
— Czego? Mam lepsze rzeczy do roboty niż wasze głupie patrole.
— Hiacyntowa Cętka cię woła. Masz się zjawić teraz.
Migotka wywróciła oczami. Kolejny głupi Burzak musiał zawracać jej głowę. Niechętnie ruszyła za obcym kotem. Odkąd ten niebieski bobek ogłosił się zastępcom mało kto wolał mu podpadać. A Migocząca Tafla ostatnie na co miała ochotę to dodatkową robotę. Nie minęło dużo czasu, a stanęła przed niebiesko-białym kocurem.
— Oh, jesteś. — mruknął znudzonym głosem. — Słyszałem o twojej sprzeczce z Mniszkowym Kwiatem.
Spojrzał na swoje lewo. Szylkretka siedziała niezadowolona. Jak za karę.
— Masz ją przeprosić.
— Co? Przecież to ona miała jakiś problem do mnie! — oburzyła się kremowa. — Spadajcie obydwoje do swojej króliczolandii. Ja nie zamierzam przepraszać ŻADNYCH Burzaków!
Kocur położył uszy.
— Chyba już zapomniałaś kto uratował wam tyłek. — syknął Hiacynt.
— Poradzilibyśmy sobie sami!
— Jasne! Spójrz na swój obóz! Już teraz wygląda jak gang kalek. — warknął.
Migocząca Tafla zjeżyła się. Co prawda sama cały czas marudziła na Klan Wilka, ale to nie oznaczało, że jakieś głupie mysie bobki też to mogą robić. Trzepnęła ogonem.
— Przeproś ją albo jutro cały dzień chodzisz na patrole. — postawił jasny warunek Hiacyntowa Cętka.
Migotka wywróciła ślipiami.
— Przepraszam. — wypluła to słowo, jak najgorsze przekleństwo.
Zła odmaszerowała do legowiska wojowników. Miała już dość tego dnia. Ułożyła się w legowisku z zamiarem przespania całego dnia. Niespodziewane kłucie zmusiło ją do wstania. Swędzące bąble pojawiły się na jej opuszkach. Syknęła. Nie musiała się domyślać czyja była to robota. Prędkim krokiem skierowała się do medyka. Jej brat grzebał w jakiś uschniętych roślinach. Nawet nie podniósł wzroku.
— Masz coś na to. — mruknęła, podchodząc do niego.
Przysunęła mu łapę pod pysk. Ten zmarszczył się.
— Zajęty jestem, nie widzisz?
Śnieżna Łapa siedziała niezadowolona w kącie. Migotka prychnęła. Ona tu była priorytetem. I na dodatek jego siostrą. A ten wolał gdybać przy smarkuli przygłuchej staruszki.
— Czyli mi nie pomożesz? — syknęła.
— Nie teraz. Musisz poczekać. Cierpliwie.
Kotka wywróciła oczami.
— Nie to nie. Głupi mysi bobek! — rzuciła, wychodząc z legowiska medyków.
— Masz coś na to. — mruknęła, podchodząc do niego.
Przysunęła mu łapę pod pysk. Ten zmarszczył się.
— Zajęty jestem, nie widzisz?
Śnieżna Łapa siedziała niezadowolona w kącie. Migotka prychnęła. Ona tu była priorytetem. I na dodatek jego siostrą. A ten wolał gdybać przy smarkuli przygłuchej staruszki.
— Czyli mi nie pomożesz? — syknęła.
— Nie teraz. Musisz poczekać. Cierpliwie.
Kotka wywróciła oczami.
— Nie to nie. Głupi mysi bobek! — rzuciła, wychodząc z legowiska medyków.
Ogon chodził jej wściekły z prawej na lewo. Nikt tu jej traktował poważnie. Widząc szylkretowe futro głupiego Burzaka, nie wytrzymała.
— Jesteś taka dziecinna! — warknęła na Mniszkowy Kwiat.
Kotka uśmiechnęła się przez grymas.
— I kto to mówi? — odszczeknęła.
Migotka wysunęła pazury. Tego było już za dużo. Rzuciła się na niewielką kotkę. Nie zwracała uwagi na krzyki kotów. Liczyło się tylko utarcie nosa tej smarkuli. Niewielka szylkretka broniła się lepiej niż spodziewała. Ich walka była zacięta. I pewnie szybko, by się nie skończyła, gdyby grupa kotów nie odciągnęła ich od siebie.
— Migocząca Taflo, widzę, że same z tobą problemy. — syknął Hiacyntowa Cętka.
Jego ogon kiwał się na boki.
— A ty zdawałaś się mi mądrzejsza. — mruknął w stronę Mniszkowego Kwiatu.
— Jesteś taka dziecinna! — warknęła na Mniszkowy Kwiat.
Kotka uśmiechnęła się przez grymas.
— I kto to mówi? — odszczeknęła.
Migotka wysunęła pazury. Tego było już za dużo. Rzuciła się na niewielką kotkę. Nie zwracała uwagi na krzyki kotów. Liczyło się tylko utarcie nosa tej smarkuli. Niewielka szylkretka broniła się lepiej niż spodziewała. Ich walka była zacięta. I pewnie szybko, by się nie skończyła, gdyby grupa kotów nie odciągnęła ich od siebie.
— Migocząca Taflo, widzę, że same z tobą problemy. — syknął Hiacyntowa Cętka.
Jego ogon kiwał się na boki.
— A ty zdawałaś się mi mądrzejsza. — mruknął w stronę Mniszkowego Kwiatu.
— To ona zaczęła! — oburzyła się szylkretka.
— Jasne! Nie kłam! — warknęła kremowa. — Głupi mysi bobek!
— Zamknijcie się obydwie! — krzyknął na nie Hiacynt. — Od dziś wasza dwójka, aż do odwołania, chodzi na wszystkie patrole i polowanie razem. Zobaczę jedną samą, a czeka ją jeszcze gorsza robota.
Kotki niezadowolone uderzały ogonem o ziemie.
— No chyba cię pogrzało! — wrzasnęła na niego Mniszek.
— Jasne! Nie kłam! — warknęła kremowa. — Głupi mysi bobek!
— Zamknijcie się obydwie! — krzyknął na nie Hiacynt. — Od dziś wasza dwójka, aż do odwołania, chodzi na wszystkie patrole i polowanie razem. Zobaczę jedną samą, a czeka ją jeszcze gorsza robota.
Kotki niezadowolone uderzały ogonem o ziemie.
— No chyba cię pogrzało! — wrzasnęła na niego Mniszek.
— Chyba zapominasz kto tu jest rządzi. — upomniał ją kocur.
— Mokrej Gwieździe, by się to nie spodobało! On jest liderem, a nie ty! Ty jesteś tylko synem zastępczyni! To nie daje ci żadnej władzy nad nami!
— Powiedziała córka pieszczocha i przybłędy. Jak tak ci się nie podoba, to tam masz wyjście z obozu.
— Nienawidzę cię!
Po tych słowach szylkretka uciekła w stronę lasu.
— Mokrej Gwieździe, by się to nie spodobało! On jest liderem, a nie ty! Ty jesteś tylko synem zastępczyni! To nie daje ci żadnej władzy nad nami!
— Powiedziała córka pieszczocha i przybłędy. Jak tak ci się nie podoba, to tam masz wyjście z obozu.
— Nienawidzę cię!
Po tych słowach szylkretka uciekła w stronę lasu.
* * *
Migocząca Tafla z niepocieszeniem otworzyła oczy. Dziś czekał ją patrol z tym skrzyżowaniem kota z królikiem. Westchnęła. Naprawdę nie chciało jej się spędzać z kotką, więcej niż to konieczne. Czyli najlepiej wcale. Mniszkowy Kwiat zachowywała się, jakby pozjadała wszystkie rozumy i ona była tu najważniejsza. To irytowało kremową. Wystarczyło, że jeden Burzak już się rządził. Trzepnęła ogonem. Niechętnie wstała z nadzieją, że później poopowiada to wszystko Świetlikowemu Skrzydłu. Skierowała łapy w stronę zarządzającemu patrolami Hiacyntowej Cętce.
— Jesteś. — mruknął. — Mniszkowy Kwiat nie wróciła. Ale pewnie nie ma jaj, by wrócić do Klanu Burzy. Więc masz ją znaleźć.
Minęło parę wschodów słońca, a podjudzanie Burzaków i Wilczaków nie okazało się trudne. Wystarczyło komuś coś szepnąć, wmówić albo popchnąć, a już na siebie syczeli. Niczym kocięta we żłobku. Z czasem zauważyła, że nie tylko ona nad tym kombinowała. Borsuczy Krok także mąciła co po niektórym.
— I jak? — mruknęła do Mniszkowego Kwiatu, która właśnie się do niej przysiadła z piszczką.
— Lamparci Skok to taki pacan. — stwierdziła rozbawiona szylkretka. — A Mała Łapa sam z siebie odwala większość roboty. Jeszcze Hiacynt każe Mroźnej Łapie pływać w lodowatym strumieniu. Tego nawet nie musiałam mu podpowiadać.
— "Żeby być silnym wojownikiem, trzeba mieć równie silny umysł" — przedrzeźniała zastępcę kremowa.
Mniszek zaśmiała się cicho.
— Wróblowe Serce dostanie szału, jak zobaczy go przemoczonego. Może w końcu ktoś oszpeci pysk naszemu kochanemu zastępcy. — rozmarzyła się kremowa.
— Pewnie tak. Chodź na polowanie zanim Hiacynt przydzieli nas do patrolu z jakimś nudziarzami. — mruknęła szylkretka i szturchnęła ją.
— Nieważne.
Mniszek westchnęła, wywracając ślipiami.
— Dziś nie mam wiele czasu, ale jak chcesz możemy jutro się tutaj spotkać. I porozmawiać nad tym "nieważnym" tematem. — miauknęła, puszczając jej oczko.
Migocząca Tafla nieco speszona kiwnęła łbem.
— To do jutra.
— Do jutra, Migocząca Taflo!
— Jesteś. — mruknął. — Mniszkowy Kwiat nie wróciła. Ale pewnie nie ma jaj, by wrócić do Klanu Burzy. Więc masz ją znaleźć.
— Co? Nie zapomnij.
— Skoro tak, to siedzisz dziś w kociarni i pomagasz siostrze niańczyć kocięta. Wiesz, naprawdę dużo ich tam.
Migotka wywróciła oczami. Na dobrą sprawę mogła tylko udawać, że szuka szylkretki.
— Dobra, idę. — syknęła, kierując się w stronę lasu.
Po przejściu się na tyle daleko, by Burzaki już nie mogły jej zwęszyć, usiadła. Przynajmniej tu miała trochę spokoju. Zaczerpnęła świeżego powietrza. Skrzywiła się. Coś jej tu śmierdziało. Rozejrzała się. Czyjś ogon wystawał za krzaka. Westchnęła głośno.
— Serio, Klanie Gwiazd? — szepnęła, spoglądając w niebo.
Odpowiedziała jej cisza. Niechętnie ruszyła w stronę ogona. Może Hiacyntowa Cętka jakoś nagrodzi ją za zaciągnięcie tego lisiego bobka do obozu? Zacisnęła zęby na karku szylkretki.
— Co robisz?! Puszczaj olbrzymie! — syknęła niezadowolona Mniszek, wijąc się w pysku Migotki niczym małe kocie.
Próbowała ją podrapać, ale kremowa nie pozwoliła jej na to.
— Ogłuchłaś?! Puszczaj, mówię! Puszczaj! Puszczaj mnie, durny Wilczaku!
Migocząca Tafla wypuściła ją z pyska. Skoro tak nalegała. Szylkretka upadła na ziemie.
— Durny mysi bobku! Co ty pogrywasz?! Chcesz się bić, co? Chcesz? Nie ma sprawy! Zleje ci znowu tyłek! — warknęła bojowniczo.
Migotka zjeżyła się.
— Hiacyntowa Cętka kazał cię przyprowadzić do obozu.
— Aha. I co teraz jesteś jego króliczkiem na posyłki? Głupi Wilczak! Nie macie za grosz honoru! Nic nie warte lisie bobki!
— Zamknij się! — syknęła kremowa, która z każdym słowem szylkretki coraz bardziej wysuwała pazury. — Nie zamierzam cię niańczyć!
— To nie musisz! Idź w cholerę!
— Nie, to ty idź! Idź do swojego klanu i zostaw mój dom. — warknęła, szykując się do skoku.
— Głupia! Myślisz, że ja chce tu siedzieć? Śmierdzicie gorzej niż starsi, jakbym mogła to bym już wróciła!
— Nikt nie trzyma! Bierz Hiacynta i do widzenia!
Mniszkowy Kwiat położyła uszy.
— Aghhg! Nie rozumiesz! To nie jest takie łatwe.
— Nie widzę nic trudnego w przejściu przez granice.
Szylkretka trzepnęła ogonem.
— Wy Wilczaki nie widzicie nic poza czubkiem swojego nosa! Ani ja, ani większość z nas nie chce tu siedzieć! To Hiacyntowi władza uderzyła do łba!
Migocząca Tafla prychnęła.
— To niech Mokra Gwiazda zrobi z nim porządek. W czym jeszcze problem.
Mniszkowy Kwiat spuściła wzrok.
— Mokra Gwiazda, on... nieważne! Nie udawaj, że cię to obchodzi!
— Oj, uwierz nic mnie nie obchodzi bardziej niż wasze opuszczenie nasze klanu! Wszyscy mają was dość.
— To pomóż mi z tym. — mruknęła niepewnie Mniszek. Migotka myślała, że się przesłyszała.
— Co?
— Sprawmy, że Wilczaki wkurzą się na tyle na Burzaków, że sami załatwią Hiacynta.
Kremowa już chciała nakrzyczeć na kotkę, że nie jest tak głupia, by nabrać się na taki podstęp, ale zawahała się. Zarówno ona i jak szylkretka chciała, żeby Burzaki wróciły do Klanu Burzy.
— Nie kłamiesz? To nie podstęp? — mruknęła.
— Po co bym miała kłamać. Nienawidzę Hiacynta równie mocno co ty.
— Jasne. — zmrużyła oczy. — Czym ci tak podpadł.
— Nie interesuj się, Wilczaku. — syknęła szylkretka. — Wracajmy za nim znów coś mu się nie spodoba.
— Nie kłamiesz? To nie podstęp? — mruknęła.
— Po co bym miała kłamać. Nienawidzę Hiacynta równie mocno co ty.
— Jasne. — zmrużyła oczy. — Czym ci tak podpadł.
— Nie interesuj się, Wilczaku. — syknęła szylkretka. — Wracajmy za nim znów coś mu się nie spodoba.
* * *
Minęło parę wschodów słońca, a podjudzanie Burzaków i Wilczaków nie okazało się trudne. Wystarczyło komuś coś szepnąć, wmówić albo popchnąć, a już na siebie syczeli. Niczym kocięta we żłobku. Z czasem zauważyła, że nie tylko ona nad tym kombinowała. Borsuczy Krok także mąciła co po niektórym.
— I jak? — mruknęła do Mniszkowego Kwiatu, która właśnie się do niej przysiadła z piszczką.
— Lamparci Skok to taki pacan. — stwierdziła rozbawiona szylkretka. — A Mała Łapa sam z siebie odwala większość roboty. Jeszcze Hiacynt każe Mroźnej Łapie pływać w lodowatym strumieniu. Tego nawet nie musiałam mu podpowiadać.
— "Żeby być silnym wojownikiem, trzeba mieć równie silny umysł" — przedrzeźniała zastępcę kremowa.
Mniszek zaśmiała się cicho.
— Wróblowe Serce dostanie szału, jak zobaczy go przemoczonego. Może w końcu ktoś oszpeci pysk naszemu kochanemu zastępcy. — rozmarzyła się kremowa.
— Pewnie tak. Chodź na polowanie zanim Hiacynt przydzieli nas do patrolu z jakimś nudziarzami. — mruknęła szylkretka i szturchnęła ją.
Dziwne ciepło zalało w miejscu, w którym dotknęła ją kotka. Zignorowała to i ruszyła za nią. Pora Opadających Liści zaczynała im dokuczać. Było coraz zimniej. A chłodny wicher rozwiewał jej futro. Czubek nosa nieprzyjaźnie zaszczycał ją z zimna.
— Zimno jest. Nie możemy gdzieś sobie posiedzieć? — zaproponowała Migocząca Tafla.
Mniszkowy Kwiat odwróciła się zdziwiona jej propozycją.
— Dopiero co wyszliśmy, a tobie już zimno? Jesteśmy w lesie. Nie ma gdzie się skryć.
Migotka uniosła dumnie ogon.
— Jest dużo dziupli. Możemy w którejś przeczekać w to wiatrzysko. — zaproponowała.
Szylkretka skrzywiła się.
— Nie lubię ciasnych miejsc.
Kremowa uniosła brwi.
— Powiedziała ta co mieszka w króliczej norze.
— One są dość przestronne, ok?
— Zimno jest. Nie możemy gdzieś sobie posiedzieć? — zaproponowała Migocząca Tafla.
Mniszkowy Kwiat odwróciła się zdziwiona jej propozycją.
— Dopiero co wyszliśmy, a tobie już zimno? Jesteśmy w lesie. Nie ma gdzie się skryć.
Migotka uniosła dumnie ogon.
— Jest dużo dziupli. Możemy w którejś przeczekać w to wiatrzysko. — zaproponowała.
Szylkretka skrzywiła się.
— Nie lubię ciasnych miejsc.
Kremowa uniosła brwi.
— Powiedziała ta co mieszka w króliczej norze.
— One są dość przestronne, ok?
Migocząca Tafla zaśmiała się cicho. Mniszkowi najwidoczniej to się nie spodobało. Rzuciła mokrą kupą liści i kotkę. Kremowa syknęła i odwdzięczyła się tym samym. Liście zawirowały w powietrzu. Walka była zacięta, a obie po paru uderzeniach serca skończyły całe oblepione nimi.
— Wyglądasz jak leśny potwór. — mruknęła z rozbawieniem szylkretka.
— Ty nie lepiej. — syknęła, próbując strzepnąć z karku dość dużego i obślizgłego liścia klonu.
Szylkretka zaśmiała się, widząc jej próby ściągnięcia go.
— Zostaw go sobie. Pasuje ci do pyska. — rzuciła, biegnąc dalej. — Już chyba nie jest ci tak zimno, co?
— Wyglądasz jak leśny potwór. — mruknęła z rozbawieniem szylkretka.
— Ty nie lepiej. — syknęła, próbując strzepnąć z karku dość dużego i obślizgłego liścia klonu.
Szylkretka zaśmiała się, widząc jej próby ściągnięcia go.
— Zostaw go sobie. Pasuje ci do pyska. — rzuciła, biegnąc dalej. — Już chyba nie jest ci tak zimno, co?
Migotka prychnęła.
— Głupi Burzak.
— Coś mówiłaś? — zawołała Mniszek. — No chodź, kupo futra! Musimy coś upolować, żeby Hiacyntowa Cętka nie posłał nas rano na patrol. Budzenie ciebie jest nie lada wysiłkiem.
Kremowa wywróciła oczami.
— Odezwała się ta co chrapanie. Przez ciebie nie da się spać. Zapytaj Miedzianą Iskrę.
Mniszek zmarszczyła brwi.
— Haha, bardzo śmieszne. Chodź, zanim znów ci zmarznie tyłek.
— Coś mówiłaś? — zawołała Mniszek. — No chodź, kupo futra! Musimy coś upolować, żeby Hiacyntowa Cętka nie posłał nas rano na patrol. Budzenie ciebie jest nie lada wysiłkiem.
Kremowa wywróciła oczami.
— Odezwała się ta co chrapanie. Przez ciebie nie da się spać. Zapytaj Miedzianą Iskrę.
Mniszek zmarszczyła brwi.
— Haha, bardzo śmieszne. Chodź, zanim znów ci zmarznie tyłek.
* * *
*dzień przed pożarem*
Wraz zgromadzeniem i awanturze na nim wojownicy Klanu Burzy odeszli z Klanu Wilka. Prócz Hiacyntowej Cętki i Lamparciego Skoku. Cel Migoczącej Tafli i Mniszkowego Kwiatu został niemal osiągnięty, a przez powrót szylkretki do rodzinnego klanu kotki nie widywały się niemal. Migotka, choć starała się okłamywać się samą siebie, tęskniła za nią. Mniszek była pierwszym kotem, z którym się dogadywała. Brakowało jej wrednych uśmiechów kotki i wspólnego obgadywania pacanów z ich klanów. Mijał kolejny księżyc, a ona siedziała sama na granicy Klanu Wilka i Burzy. Z lichą nadzieją, że się w końcu spotkają. Chciała jej tyle powiedzieć, a jeszcze więcej opowiedzieć. Wbiła smutno wzrok w łapy. Może Mniszkowy Kwiat zginęła, a ona jak głupia tu sterczała?
— No proszę. — usłyszała znajomy głos.
Podniosła szybko ślipia. Szylkretowe futro sprawiło, że szybciej zabiło jej serce. Poczuła jakby ją zmroziło. Wszystkie przygotowane wypowiedzi uciekły jej z łba. Mogła tylko się wpatrywać w podchodzącą do niej kotkę.
— Hej, Migocząca Taflo. Co się tu sprowadza? Chyba nie stęskniłaś się za moim pyskiem? A może chcesz mi oddać Hiacyntową Cętkę? Przyjmuje tylko martwego. — mruknęła z lekkim rozbawieniem.
Migotka otworzyła niepewnie pysk.
— No co? — niecierpliwiła się Mniszek.
— J-ja... B-brakowało mi ciebie. — miauknęła, próbując się nie rozpłakać.
Mniszkowy Kwiat uśmiechnęła się wrednie.
— Tylko nie rycz.
— Nie ryczę. Gdzie byłaś? Czemu nigdy nie starałaś się mnie spotkać?
Szylkretka pokręciła łbem.
— Dużo się działo, ale czasem tu przychodziłam. Ale ciebie nie było.
— Czyli obie miałyśmy pecha. — zaśmiała się cicho. — Wiesz, ja chyba... — speszyła się przed wyznaniem tego kotce tego.
— Chyba? No mów. Podniosła szybko ślipia. Szylkretowe futro sprawiło, że szybciej zabiło jej serce. Poczuła jakby ją zmroziło. Wszystkie przygotowane wypowiedzi uciekły jej z łba. Mogła tylko się wpatrywać w podchodzącą do niej kotkę.
— Hej, Migocząca Taflo. Co się tu sprowadza? Chyba nie stęskniłaś się za moim pyskiem? A może chcesz mi oddać Hiacyntową Cętkę? Przyjmuje tylko martwego. — mruknęła z lekkim rozbawieniem.
Migotka otworzyła niepewnie pysk.
— No co? — niecierpliwiła się Mniszek.
— J-ja... B-brakowało mi ciebie. — miauknęła, próbując się nie rozpłakać.
Mniszkowy Kwiat uśmiechnęła się wrednie.
— Tylko nie rycz.
— Nie ryczę. Gdzie byłaś? Czemu nigdy nie starałaś się mnie spotkać?
Szylkretka pokręciła łbem.
— Dużo się działo, ale czasem tu przychodziłam. Ale ciebie nie było.
— Czyli obie miałyśmy pecha. — zaśmiała się cicho. — Wiesz, ja chyba... — speszyła się przed wyznaniem tego kotce tego.
— Nieważne.
Mniszek westchnęła, wywracając ślipiami.
— Dziś nie mam wiele czasu, ale jak chcesz możemy jutro się tutaj spotkać. I porozmawiać nad tym "nieważnym" tematem. — miauknęła, puszczając jej oczko.
Migocząca Tafla nieco speszona kiwnęła łbem.
— To do jutra.
— Do jutra, Migocząca Taflo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz