To już 101 opowiadanie <3
Postawiłam łapę w przód. Moje średniej długości włosy poruszył ciepły wiatr. Poczułam podniecenie chowające się gdzieś w środku mnie.Pola obsypana różnymi kolorami pączków wesoło lśniła blaskiem słońca. Kolory zlewały się ze sobą na niebie z jasnym błękitem. Ani jednej brzydkiej chmurki.
Poczułam kogoś oddech na karku. Ciepły i wilgotny. No i te zapachy Klanu Wilka zmieszany z łagodną wonią.
Nie umiem nawet opisać, jak bardzo się cieszę. Iskierki w moich oczach same zaczynają tańczyć, gdy tylko pojawia się znak, że liliowy partner jest gdzieś blisko. Serce bije szybciej.
Miła nuta jego głosu dotarła do moich uszu. Uśmiechnęłam się.
- Świt... - wyszeptałam. - T-tak d-długo cię n-nie w... w-widziałam. - łza wzruszenia i tęsknoty spłynęła po moim czarnym, zarumienionym policzku. Czułam, jakby wielka kulka lodu utknęła mi w gardle, nie umiała nic więcej wymiauczeć, każde słowo było przeszkodą nie do pokonania.
Spojrzałam się prosto w morskie oczy, te same co ujrzałam kilkanaście miesięcy temu, tego samego odcieniu, prawie tej samej wielkości, tego samego kota. Źrenice dalej rozszerzone. Spojrzenie wbite we mnie, a ja w niego. Kolejny cichy oddech.
Każda sekunda była tak cenna, najcenniejsza. Cenniejsza od kocimiętki, o którą walczyłam każdego dnia.
Bez żadne znaku zapowiadającego ten ruch Kocur przytulił się do mnie mocno. Ciepły uściska pełny emocji — żalu, miłości, tęsknoty.
Mogłam tyle rzec, miałam tyle do opowiedzenia, ale nie umiałam. Nie umiałam nawet przeprosić, że tak długo mnie nie było, dlaczego mnie nie było. Dlaczego to wszystko stało się tak, a nie inaczej.
Zaczęłam ryczeć, tak głośno i tak smutno jak tyle umiałam w ramionach wojownika. Wtuliłam się w ojca Stokrotki, Burzy i Nocy. Usłyszałam ciche łkanie Świtającej Maski, nie przestałam, nie potrafiłam.
- A-a je-jednak jesteś, Konwalio, jednak j-jesteś... - szepnął cichutko. - N-nie zapomn-mniałaś...
- J-jestem, Świt... N-nigdy bym cię nie opuściła, nigdy bym cię nie zapomniała, z-za n-nic. - zapłakałam głośniej.
- Czemu cię nie było? - wykrztusił. - Tyle dni... Czekałem na ciebie, a ty... Nie było cię...
- J-ja, tak j-jakby... Uwięzili m-mnie w obozie, nie mogłam się wyrwać, ale u-udało mi się.
- C-coś ty przeskrobałaś? - zapytał się lynx i lekko odsunął się od kotki i wytrzeszczył oczy. - C-czy ktoś coś wie?
- N-nie. J-ja... Błagam zo-zostań... Pozwól nam tu zostać dłużej... D-dłużej, dłużej niż zwykle. Błagam... N-nie chcę ta-tam wracać... Błagam, Ś-Świt...!
***
Obudzona potarłam nos łapą, kilka łez po moich policzkach dalej płynęło, choć był to tylko sen, głupi cholerny sen... Chciałam przeklinać wszystko, ale nie miałam sił. Zdołałam tylko pokazać zęby i cicho syknąć.Głowę przykryłam moim łapami. Ze smutkiem wspominałam swoją próbę samobójczą. Brakowało tylko kilka sekund, a już by mnie tu nie było.
Szczerze? Z każdym dniem miałam coraz bardziej wywalone, na to, co się dzieje. Dużo rzeczy straciło swoją wagę.
Zacisnęłam bardziej łapy na swojej głowie, powoli wbijając nieświadomie sobie w nią pazury. Zamknęłam oczy. Widziałam tylko tak piękne morskie oczy.
Oh... Świt... Czuję, jakbym była rozdarta na pół... - głośno westchnęłam. - Nie mogę być tam, gdzie ty... W głębi serca boję się, co przyniesie następny dzień, ale w sumie... Nie może być już g-gorzej. Czuję, że tylko ty byś mnie umiał zrozumieć. Obojga wpadliśmy w to samo bagno i uch... Toniemy w nim chyba... - szeptałam w myślach do liliowego. Ale on i tak nic nie mógł usłyszeć ani zobaczyć.
Zaśmiałam się do siebie nie całkiem normalnie. Kolejna fala tych myśli, których tak ciężko się pozbyć.
W myślach głośno wołam o czyjąś pomoc. Pomoc..., jednak czy ktoś jest mi w stanie pomóc, skoro ja sama nie umiem tego zrobić? Nie umiem pozwolić sobie pomóc...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz