- Eh, będzie się puszył, że jednak idziemy na trening. - mruknął Kacza Łapa, wywracając oczami. Wstał na równe łapki i niechętnie ruszył do wyjścia. Znajdując się na zewnątrz, dojrzał czekającego na niego poirytowanego Borsuka. Syknął na mentora, gdy ten do niego podszedł.
Jesionowy Wicher ruszył za nim, rzucając na wojownika niezadowolone spojrzenie. Miał nadzieję, że jego plan wypali i sprawi, że po tym Borsuczy Warkot ogarnie się i będzie bardziej zważał na słowa i czyny przy jego synu.
- No! I widzisz! Jak tylko postraszy cię ojciec, to już wychodzisz ochoczo na trening! - prychnął kocur, co spowodowało, że pysk karzełka zaczął otwierać się do bluźnierstw.
Zastępca jednak na to nie pozwolił, zatykając pysk syna ogonem.
- Borsuczy Warkocie, nie inicjuj znów kłótni. Idźcie na trening.
- Co? Ale... - zaczął kaczorek najwyraźniej nie rozumiejąc, czemu nagle ojciec zmienił zdanie.
- Zobaczysz - miauknął tajemniczo.
Przecież nie powie mu, że jeszcze nie miał zamiaru wcielać swojego planu w życie, bo musiał zobaczyć na własne oczy, jak wojownik traktuje jego syna. Wtedy mógłby wyskoczyć z krzaków i mu przylać.
Mentor syna Jesionowego Wichru prychnął coś pod nosem, wołając karzełka, a następnie ruszył w stronę wyjścia z obozu. Kacza Łapa jeszcze zerknął na ojca, który posłał mu tajemniczy uśmiech, poganiając łapą, aby już szedł.
***
Byli w lesie. Tak... Kiedy mentor i jego uczeń się oddalili, Jesionowy Wicher ruszył ich śladem. Skryty w krzakach, przy sprzyjającym wietrze, był trudny do wyczucia. Na początku wszystko szło w miarę normalnie, jednak zaraz zrozumiał niechęć syna do wojownika. Naprawdę za dużo sobie pozwalał. Kaczorek nawet nie skończył polować, a ten już go wołał, mówiąc, że jest nieudacznikiem. Tego było za dużo.
Czekoladowy zaczął się skradać, aby przybliżyć się do zadufanego w sobie kocura, który w tak karygodny sposób wyżywał się na młodszym. Kiedy był już blisko, rzucił się na niego, wprawiając go w prawdziwe zaskoczenie. Trochę się gryźli, bo zaskoczenie wyzwoliło w nim instynkt obronny, ale w końcu widząc, że to zastępca, który był bardzo, bardzo niezadowolony przestał, odchodząc od niego na lisi skok.
- Co to ma znaczyć? - miauknął zdziwiony.
- Co? Widziałem wszystko. Jak śmiesz nękać mojego syna? Kaczorku? - spojrzał na syna, który obserwował to wszystko z boku. - Pomożesz mi w skopaniu tyłka temu... lisiemu bobkowi?
<Kacza Łapo? Bijemy go>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz