Uśmiechnęła się, układając pysk na barku Szyszki. Dawniej musiałaby stanąć na palcach. Przymknęła ślepia i poczuła się jak dawniej, zanurzając pysk w miękkiej sierści. Przez uderzenie serca miała wrażenie, że przyszłość nigdy nie miała miejsca.
Kocica odsunęła się od niej tak, by móc spojrzeć jej w oczy. Odwzajemniła gest, zanurzając się w żółtym spojrzeniu. Szyszka mogła i wyglądać jak dawniej, ale jej ślepia mówiły wszystko. Miały w sobie cały ból, trud i szczęście surowego życia osoby dźwigającej odpowiedzialność. Matki.
Mimowolnie pochyliła łeb i wykonała powolny gest przytknięcia lewej łapy do piersi i odwrócenia jej poduszką do góry. Dopiero po uderzeniu serca dotarło do niej, że nikt, może poza Kudłaczem, który zszokowany wpatrywał się w liderkę, nie zrozumiał przekazu. Potrząsnęła łbem, rozbawiona.
- Przepraszam, stare przyzwyczajenia. Ciebie też dobrze widzieć - Uśmiechnęła się ciepło do zaskoczonej Szyszki. Milczała przez chwilę, w końcu westchnęła cicho. - Co do twoich pytań... Spróbuję odpowiedzieć jak najkrócej. - Tajemniczy uśmiech czaił się w kącikach jej pyska. - Od końca. To jest Kudłacz - wskazała stojącego pół kroku za nią kocura. Drgnął, zdradzając zdenerwowanie. Uśmiechnęła się do niego uspokajająco. Uniósł nieco uszy, ale jego sierść wciąż drgała niespokojnie. - Moje i jego łapy przeszły niejedną wspólną ścieżkę. Ręczę za niego głową.
Kudłacz posłał jej zaskoczone spojrzenie, na które nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się za to do Szyszki. Liderka skinęła głową, wciąż jednak obserwując kocura. Iskra czuła, że kotka ma więcej pytań.
- Ponoć jestem jego mentorką - miauknęła, żeby rozwiać jej wątpliwości. - Choć nie wiem, czy póki co to ja nie nauczyłam się więcej - zamilkła, uśmiechając się lekko. Kątem oka dostrzegła, że Kudłacz już miał otworzyć pysk i coś powiedzieć, ale obecność tylu obcych kotów go powstrzymała.
- A jak nas znaleźliście? - Szyszka starała się być uprzejma, ale kocica czuła jej niepokój.
- Lisica nam pomogła. - Czekoladowa uśmiechnęła się, jak gdyby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
- Lisica? - Liderka przeszukiwała w głowie katalog znanych sobie samotników i kotów, które mogły przybrać podobne imię. - Jak wyglądała? Skąd była?
- Ruda, ciemne łapy, jasny pysk, piękne ciemne oczy, trochę większa ode mnie. Nie zdradziła mi swojego imienia.
Na pyszczku czarnej odmalowały się szok i niedowierzanie.
- Rozmawiałaś z lisicą? Prawdziwą?!
Kotka tylko skinęła głową.
- Była bardzo uprzejma. Wasza tajemnica jest u niej bezpieczna. Obiecałam jej pomoc w ochronie terenów i prawie zażądała ode mnie Przysięgi, zanim cokolwiek powiedziała.
Liderka wpatrywała się w nią zaskoczona, nawet nie mając siły dziwić się temu, co mówiła czekoladowa. Zanim zdążyła ją dopytać o szczegóły albo zrugać za lekkomyślność, ta, jak gdyby nigdy nic, skinęła jej głową na pożegnanie i dała znak swojemu towarzyszowi. Wyszli z legowiska i już po chwili po obozie rozniósł się ciepły głos wędrowczyni.
Czekoladowa wzrokiem odszukała swoją siostrę. Miały sobie tyle do powiedzenia…
Cieszyła się, że Szyszka zapomniała o swoim pierwszym pytaniu.
Nie chciała jej oszukiwać.
Nieszczęśliwy Kudłacz szedł za nią jak cień. Spode łba lustrował nowe miejsce i koty, podskakując na każdy gwałtowniejszy gest. Nie podobało mu się to. Truchtał za mentorką, która zdawała się go zupełnie ignorować, pochłonięta własnymi myślami. Szczęśliwymi, z tego co widział.
Bał się jak nigdy. Tylko zaufanie do Iskry jeszcze go tu trzymało.
Rozglądał się czujnie po obcym sobie miejscu. Obóz. Miejsce, w którym mieszkała grupa kotów. Razem. Wszyscy.
Jakaś kotka się do niego uśmiechnęła a on w ostatniej chwili opanował rwące się do skoku mięśnie.
Czekoladowa rozmawiała z kotką, która ponoć była jej siostrą, nie zwracając na niego uwagi. Myśl, że Iskra miała rodzinę była jakaś... obca. Zawsze myślał, że są tacy sami. Odrzuceni. Samotni.
Ufał jej. Wiedziała co robi, prawda?
Czekoladowa spojrzała w żółte ślepa. Dawniej, kiedy w nie patrzyła, miała wrażenie że przegląda się w gładkim lustrze jeziora. Teraz…
- Opowiedz mi o wszystkim. Proszę - miauknęła do siostry. W jej głosie brzmiał smutek.
- Sporo się tego nazbierało.
Kąciki jej pyska się uniosły na szorstki ton głosu bicolorki.
- Mamy czas - odparła pogodnie, ale w jej oczach zalśniło coś melancholijnego. - Muszelka nie żyje - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Skąd wiesz? - Siostra przyjrzała jej się badawczo. Wędrowczyni zamknęła ślepia, uwidaczniając pokrywający powieki barwnik.
- Wołałam ją we Śnie i przyszła. Obie was wołałam. Bałam się, że… - Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do wojowniczki. W żółtych ślepiach lśniły łzy. - Że obie przyjdziecie.
<Nostalgio? Przepraszam za chaos xd Szyszko - spodziewaj się sesji! :3 >
Jestem gotowa! :3
OdpowiedzUsuń