Powinien się poddać. Szept na pewno naskarżyłaby, że uciekł. Później zrobiłoby się niemiło i cały jego wspaniały plan poszedłby w pieruny, a już dosyć słucha marudzenia dorosłych o tym, co jest złe, a co dobre.
Wycofał się, nie widząc sensu w dalszym działaniu.
***
To wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Kociak biegł, ile sił w nogach, trzymając się blisko mamy i innych klanowiczów. Otaczał ich labirynt pomarańczowych ścian, tak gorących, że wszyscy się go bali.
"Nie zbliżajcie się do ognia, inaczej będzie po was", tłumaczyła to tajemnicze zjawisko jedna z wojowniczek, biegnąca przy Sikorkowym Śpiewie. Nie żeby to uspokoiło młode, ale chociaż w ten sposób mogli zrozumieć, co właśnie robią i dlaczego uciekają. Wszyscy starali się chronić wzajemnie, a Mokra Gwiazda ich prowadził zawile przez ścieżkę nieskaloną zniszczeniem. A przynajmniej się starał, gdyż uszka Dzikiego podłapywały parę imion kotów zaginionych.
Co jakiś czas wojownicy podrzucali kuperki kociąt przez przeszkody i w taki sposób gromada z Klanu Burzy wyszła spod sideł żywiołu. Dziki chciałby udawać, że się nie bał, ale nie mógł. Szczególnie, kiedy przyszedł moment przeprawy przez rzekę, a kociaki miały pójść przodem. Na szczęście, jakoś to poszło. Jeden z wojowników chwycił go za kark i jakoś poszło.
Wędrowali jeszcze kawałek, aż Mokra Gwiazda zatrzymał się na jakimś terenie i postanowił, że zamieszkają tymczasowo. Dziwnie było to słyszeć... Zostać tak daleko od domu, do którego przywyknął.
Jego plany znowu zostaną pokrzyżowane, ale uznał, że się dostosuje... Na razie.
Udając, że nic się wcześniej nie działo, zwinął się w kłębek obok Sikorki i obserwował lamentujące koty.
<Sis? Pomęcz mnie jeszcze trochu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz