- No już, po drodze mi opowiesz o co poszło, dobrze?
Drżąca Ścieżka spojrzał na niego wielkimi oczami w takim samym odcieniu. - G-gdzie idziemy?
- Do Siedliska Dwunożnych. Przejdziemy przez tereny Klanu Nocy. Muszę zebrać kocimiętkę. - westchnął. Ruszył do wyjścia. - A w twoim towarzystwie będzie mi raźniej.
- Dobrze - Kiwnął głową.
Już wolał podróż do tego siedliska niż użerać się dalej z matką. Kiedy opuścili obóz, złapał głębszy oddech. Całe napięcie powoli odchodziło. Obserwował otoczenie, myśląc jak zacząć wyjaśniać, dlaczego jego matka dostała napadu agresji.
- No więc... Co do tego o co poszło... To...Wróciłem z polowania... I miałem przyjść po te zioła co mi pomagają z moimi zwidami. Ale mama mnie zawołała i kazała iść na polowanie z Wiewiórczym Pazurem i jego uczennicą. A ja nie chciałem, bo już byłem. Na dodatek codziennie z nimi chodzę i mam ich dość. No i wtedy jej powiedziałem, że idę do ciebie, a ona się wkurzyła. Myślałem, że zaciągnie mnie do brata siłą, dlatego uciekłem do ciebie. - wyjaśnił. - Wujku. Ona jest okropna! Odkąd wróciła z Klanu Wilka... Jest jak mój cień! Wie co robię, gdzie chodzę i z kim się zadaję! Ostatnio nawet mówiła, abym bardziej zwracał uwagę na Muszą Łapę. No ale... Ale ja jej nie lubię. Znaczy... Ona chyba też mnie nie lubi. A po tym co teraz się stało, zakaże mi spotykać się z tobą - miauknął ze smutkiem.
- Dreszczyku. Nie może ci tego zakazać, bo inaczej będzie miała ze mną do czynienia - zapewnił go o tym medyk.
Po tych słowach poczuł się nieco pokrzepiony, ale zmartwienie nadal pozostało. Gdyby matka spełniła swoje groźby... Nie wiedziałby co zrobić. Tak naprawdę w Klanie Burzy nie miał nikogo poza siostrą i wujkiem. Orlikowy Szept się nie liczył. W końcu miał swoje obowiązki. Musiał odchować dzieci.
Idąc, zwrócił uwagę, że przechodzili przez tereny należące do Klanu Nocy. Najwidoczniej minęli już kamień, na którym przemawiają liderzy i znaleźli się w bardzo nieprzyjemnym rejonie. Musiał teraz się skupić. Kto wie co sobie pomyślą patrole, kiedy ich tu zobaczą?
Jeżowa Ścieżka widząc niepokój bratanka uspokoił go, zapewniając, że są bezpieczni. Dowiedział się dzięki temu, że medycy mogą przechodzić przez tereny bez niczyjej zgody w poszukiwaniu ziół. Było to zaskakujące, ale i jakie dziwne! Pierwszy raz mógł poobserwować tereny innych klanów, a nie tylko swoje. Dużo drzew, rzeka. Niesamowite! Nie sądził, że świat mógł być tak duży! W końcu zniknęli w lesie. To... Było takie dziwne uczucie. Rozglądał się w prawo i w lewo, obserwując teren. W takim miejscu łatwo o zasadzkę! Gęste i suche rośliny tylko bardziej podsycały jego niepokój. Brak otwartej przestrzeni był prawie że paraliżujący. Serce biło mu wtedy dwukrotnie szybciej niż zazwyczaj.
Kiedy opuścili las, odetchnął z ulgą. Przez ten czas nie wymienili dużo słów. Drżąca Ścieżka wolał pozostać cicho, kiedy stąpał łapą po terenie wroga.
Kiedy ten etap wędrówki mieli za sobą, nastał kolejny. I tu... Było na początku nieco strasznie. Dziwne dźwięki, zapachy. Potwory, które były od nich większe, przejeżdżały po jakiejś czarnej ścieżce.
- Spokojnie nic nam nie grozi. Trzymaj się blisko mnie, dobrze? - miauknął wujek, widząc jego pysk pełen strachu.
Kiwnął głową i nadal z zaciekawieniem zerkał na dziwne istoty. Były dziwne, bezwłose i chodziły na dwóch łapach! W końcu zanurkowali za jakąś zaporą, a medyk udał się do jakiegoś ładnie pachnącego krzaku. Nos wojownika bardzo się uaktywnił. W końcu pierwszy raz czuł tyle nowych zapachów! Stojąc na straży zauważył dziwny kamień z otworami. Był bardzo duży. Prawie jak drzewo! Podszedł zaciekawiony do szklanej, przezroczystej powierzchni i dostrzegł tam bardzo dziwny widok! Tam był kot! Łasił się do nogi tego dziwnego potwora! A on zamiast go zjeść, to go dotknął! Jak to mogło sprawiać przyjemność? Najwidoczniej tak, skoro stąd nawet słyszał głośne mruczenie pieszczoszka. A może to było coś tak przyjemnego, jak bliskość ukochanej osoby? Chyba nigdy się tego nie dowie. Czując dotyk na futrze, szybko odwrócił łeb z niepokojem. Na szczęście był to tylko wujek, który zebrał co miał zebrać i zapraszał go do drogi powrotnej. Ale wtedy... Przezroczysta ściana się otworzyła, a Dwunożny wyciągnął do niego rękę. Obserwował to z rosnącym przerażeniem. On chciał go dotknąć! Złapać! Dotknąć! Przerażony zastygł w miejscu. To był chyba atak paniki! Słyszał wołanie Jeżowej Ścieżki. Starał się przemóc i ruszyć. I tu... Dwunożny dotknął go w nos. Ten chwilowy dotyk oraz bodziec wystarczyły, aby dał nogę. Szybko nie oglądając się za siebie, pomknął pod płotem i wybiegł na czarną drogę. Za nim rozległ się krzyk wujka. Odwrócił łeb, a następnie dojrzał zbliżającego się potwora. To koniec...
A właśnie, że nie! Poczuł silny uścisk i pociągnięcie w tył. Ze zdziwieniem spojrzał na przerażonego wujka po drugiej stronie ścieżki. Zioła wypadły mu z pyska. Podbiegł szybko do niego i jego wybawcy, a może raczej wybawczyni?
- Następnym razem radzę uważać - Niebieska bicolorka, przejechała mu ogonem po nosie, przez co kichnął.
- D-dzięki za ratunek - miauknął nadal próbując wyjść z szoku.
<Jeżyku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz