Bezszelestnie przysunął się do myszy, skubiącej ziarenko niedaleko jednego z owocowych drzew. Powoli. Łapa za łapą. Cicho. Wyczulony na najmniejszy dźwięk, mogący zdradzić jego pozycję. Będąc wystarczająco blisko, odbił się od ziemi z tylnych łapek, prosto na gryzonia. Odebrał mu życie, zakopując następnie, żeby wrócić po zwierzynę później. Bocian z zadowoleniem skinął głową, obserwując ten cały czas z odpowiedniej odległości, poczynania swojego ucznia. Grusza odwrócił się do mentora, unosząc ogon w geście zadowolenia. Kolejna zdobycz. Może być. Nie miauknął mu jednak tego. Lepiej żeby dalej się starał, niż otrzymywał pochwały, które zdaniem białego aż tak potrzebne do prawidłowego rozwoju młodzika nie były. Zamiast tego lepiej dać ostry wycisk na treningu walki, czy kąśliwe uwagi podczas łowów.
- Możemy wracać. - mruknął biały.
Zmrużył oczy w zamyśleniu. Postanowił, że wrócą drogą blisko Ogrodzenia, przy okazji upewniając się po zapachu, jak daleko znajdują się lisy. Bocian trzepnął koniuszkiem ogona, który uderzył w pobliski mały kamyk. Nie podobało mu się życie w zamknięciu. Owszem, niewola u Klanu Nocy była gorsza, ale skoro wygrali i byli w większej grupie, to mogli wrócić na swoje stare tereny! Przynajmniej nie zachowywaliby się jak ostatni tchórze!
Grusza pojawił się przy jego boku. Zerknął na mentora inteligentnymi, oczekującymi ślepiami.
- I co się gapisz, lisi bobku? Ruszaj się.
Biały pomknął przed siebie truchtem. Jego uczeń podążył za nim, starając się dotrzymać mu kroki, chociaż sam zdawał się być zmęczony. Przedarli się przez gęste krzewy. Liście i gałązki nieprzyjemnie ocierały się o długie futro kocura. Wojownik prychnął, gdy na chwilę utknął. Taki minus dłuższego futra. Gdy wydobył się z gęstwin, skierował się do Ogrodzenia. Zatrzymał się przed siatką. Jego wzrok utkwił w horyzoncie. Poczuł przy sobie obecność syna Perły, ale nawet na niego nie zerknął.
- Tam jest zupełnie inaczej niż tutaj. - mruknął Bocian. Pamiętał doskonale jak on i Konopia uciekli z niewoli i przez długi czas kryli się na zajętych przez lisy terenach. To dopiero była wolność.
Poruszył wąsami. Liczyć, że ta tępa, puszczalska Nornica, zgnije poza Ogrodzeniem. Od jej ucieczki minęły zaledwie dwa dni. Szkoda, że to nie on się jej pozbył.
Uderzył ogonem w ucho swojego ucznia. Grusza drgnął, kiwnął łebkiem i skierował się za białym w drogę powrotną do obozu.
Zszedł z Jabłoni rozglądając się za swoim uczniem. Grusza się spóźniał, co wywołało chłodną irytację w kocurze. Odkąd Jabłonka uległa śmiertelnemu wypadkowi, zdawał się być jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Zerknął w stronę Wschodu, który radosnym krokiem zmierzał w jego stronę. Czujne ślepia Bociana, szybko natrafiły na zmęczone oczy medyka. Uniósł wyżej pysk.
- Co się głupio strzeżesz?
Wschód posłał mu wesoły uśmiech.
- Rodzina nam się powiększyła, bracie.
Bocian prychnął.
- Niby jak?
- Ostróżka urodziła. Jednego kocurka i dwie kotki. Odwiedź ją koniecznie. Podchmurnemu Żurawiowi pewnie zrobi się miło. - miauknął.
Biały kocur trwał chwilę w ciszy, zanim odwrócił się, z zamiarem poszukiwania Gruszy. Wschód coś za nim zawołał, jednak go zignorował. Miał ważniejsze sprawy na głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz