*z góry przepraszam za odpis dopiero po miesiącu*
Sama przycupnęła na łapkach i zakradła się za kocurkiem, a za sobą słyszała ciche kroki Rosy. Ich trójka przecisnęła się przez wejście do legowiska medyka. Obie kotki bezradnie spojrzały po sobie, skryte w kącie, natomiast Zimorodek niczym przywódca ich gromady, najodważniej zbliżał się do stosiku z ziołami. Sokole Skrzydło był zajęty badaniem jednego z wojowników, którego imienia Zguba nie znała, aczkolwiek nie wyglądał jej na miłego. Nie była pewna, czy podbieranie leków było najlepszym pomysłem, ale jeśli nie chce umrzeć, to musi to zrobić. Wciąż lekko trzęsła się ze stresu, iż jej się nie uda i nie dożyje następnego dnia.
Niebieski podszedł do nich ze zdobyczą w pyszczku i z dumą wyrzucił przed kotki.
— Widzicie? — wyszeptał, obracając się i spoglądając na Sokole Skrzydło, który był zbyt pochłonięty pacjentem, aby zauważyć trójkę kociaków, kradnących mu niezbędne roślinki. — Teraz wasza kolej — dodał.
Obie kotki, wciąż sparaliżowane, ruszyły cicho do przodu, obserwując bacznie medyka, a przy tym starając się wykonać zadanie jak najszybciej. Będąc przy stosie obie pochwyciły ząbkami drobne zioła, a następnie biegiem wróciły do Zimorodka.
— Co wy tu robicie? — zamarły, kiedy usłyszały głos dorosłego. Obrócili się w stronę Sokolego Skrzydła, który wydawał się spokojny, dopóki nie odkrył, iż został okradziony. — Ej! Oddajcie to — zażądał.
— W nogi! — rzucił młody kocurek i łapiąc swoje zioło, wybiegł z legowiska. Kotki spanikowane powtórzyły jego ruch i czym prędzej przebierając łapkami, popędziły za synem Berberysowej Bryzy. Medyk krzyknął coś za nimi, ale nie gonił ich. Kociaki zatrzymały się dopiero przy żłobku, wyrzucając z pyszczków obślinione roślinki. Wszyscy ciężko dyszeli, nie mogąc ochłonąć po tak energicznym biegu.
— To. Było. Super! — wyrzucił w końcu Zimorodek, pełen radości w głosie. Rosa i Zguba nie do końca podzielały jego entuzjazm. — Teraz jesteśmy bezpieczni i będziemy żyć! — dodał, z jeszcze weselszym tonem w głosie.
— Nie powinniśmy chyba okradać medyka… — zaczęła niepewnie liliowa, ale jej brat tylko machnął łapką.
— To była sprawa życia i śmierci. Musieliśmy to zrobić — stwierdził poważnie. Postanowili odpuścić sobie ganianie za liśćmi i walkę z nimi, gdyż woleli już nie ryzykować swoją egzystencją.
****************
Kiedy Rosa i Zimorodek opuścili żłobek, szylkretka zaczęła czuć się samotna. W końcu i ona otrzymała miano ucznia i nowe imię, przez co mogła dołączyć do przyjaciół w legowisku ucznia.
Zmiana otoczenia jednak wpłynęła trochę na nią. Coraz częściej popadała w chwilę zamyśleń, lecz z każdym dniem, dotyczyły one coraz to poważniejszych rzeczy. Nie wpłynęło to jednak na jej całkiem pozytywne spojrzenie na świat. Co najwyżej przestała aż tak dbać o relacje z innymi. Zauważyła, że niektórzy mają całkiem spore ilości przyjaciół, a ona ograniczyła się do dwójki, w dodatku — coraz rzadziej z nimi rozmawiała.
Po treningach z mentorem, lubiła chodzić na spacery, które odbywała w wolnej chwili od wypełniania innych obowiązków ucznia. To wszystko było zarazem ekscytujące i przerażające. W końcu — z każdym dniem rosła i powinna bardziej przykładać się do niektórych rzeczy, jeśli chce osiągnąć coś satysfakcjonującego w czasie swojej egzystencji.
Kiedy pewnego dnia wróciła z treningu, zderzyła się z wybiegającym z legowiska niebieskim kocurkiem.
— Przepraszam! — rzuciła instynktownie. Mamusia przez cały czas powtarzała jej, jak bardzo ważne jest używanie słów, którymi można okazać komuś szacunek. — Oh, Zimorodkowa Łapo, nie zauważyłam cię! — wyrzuciła pogodnie.
— Cześć! — odparł, otrząsający się lekko po zderzeniu. — Dawno cię nie widziałem! — oznajmił. Zgubiona Łapa co prawda widziała go każdego poranka, jak spał. Wstawała zdecydowanie za szybko, aby z rana posiedzieć sobie na ulubionym kamyku, znajdującym się na krańcu obozu, a następnie poobserwować poranek innych kotów. I ta rutyna powtarza się za każdym razem, kiedy wschodzi słońce. I zawsze przerywa ją jej mentor, który już doskonale wie, gdzie powinien jej zazwyczaj szukać.
— Ja ciebie również — stwierdziła, zastanawiając się, czy jest jeszcze jakieś produktywne i interesujące zadanie, jakie powinna dzisiaj wykonać – Gdzie się tak spieszysz? – spytała z lekkim, kocim uśmiechem. Machnęła ogonem, kiedy zaczęła mocniej odczuwać aktualną porę Nagich Liści. Z pewnością chciała się już znaleźć w z lekka cieplejszym miejscu, aczkolwiek chciała też pogadać z innymi rówieśnikami.
<Zimorodkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz