Zabawa skończyła się, gdy zostali nakryci przez tatę. Kaczorek był taki dumny, widząc go na skale obok przywódców i zastępców. Jego tata, wielki zastępca Klanu Nocy! Jesionowy Wicher nie był jednak zadowolony, że się wybrali na Zgromadzenie, chociaż bardziej przeszkadzał mu fakt bycia niemiłym dla głupiego Jesiotra i kuzynostwa. Tak właśnie po ucieczce, zostali złapani, a następnie przyprowadzeni do obozu, gdzie odbyła się pierwszy raz dość poważna rozmowa między ich trójką. Kaczorek nie był zły na tatę, że ten na nich podniósł głos. W końcu był jego ukochanym tatą i nie powiedział o niczym Brzoskwiniowej Bryzie, przez co kociaki uniknęły większej afery. Przynajmniej udało się zobaczyć Zgromadzenie i nasrać na legowisko Aroniowej Gwiazdy.
Obecnie bawił się z Malinką, pod czujnym okiem Brzoskwiniowej Bryzy. Korzystali z radosnych czasów bycia kociakami. Gdy ten beztroski czas przeminie, skończy się pewien etap ich życia i brak odpowiedzialności za swoje czyny.
— Kaczorku? — zauważył jak ruda kulka, przeturlała się pod jego łapy.
Rudzielec zaprzestał zabawy. Zauważył Jesionowy Wicher, więc otrzepał sierść i podszedł do taty, z wysoko uniesionym ogonkiem. Miauknął na powitanie.
- Chciałem cię przeprosić - miauknął do kociaka. - Wasze mianowanie na uczniów odbędzie się już jutro. Mam nadzieję, że polubisz się ze swoim mentorem i będziesz się pilnie uczył. Kiedy zostaniesz uczniem, będziesz odpowiadał przed swoim mentorem, mną i liderem. Możesz więc uznać to za koniec kar, nadawanych ci przez mamę.
Otworzył szerzej ślepka z zaskoczenia.
— Ale.. ale jutro? To za szybko! Chce się jeszcze bawić! A.. a nie uczyć. I.. i to trochę dziwne, że mamy nie będzie, bo zawsze była i.. i nie chce. — miauknął. Malinka zajęła się jakąś szyszką, więc miał trochę więcej czasu. Spojrzał w ślepia taty. — Dalej jestem mały.
Kopnął kamyczek.
— Tak jesteś malutki, ale kończysz szósty księżyc. Czas na twoje mianowanie. Niestety nie możesz być wiecznie kocięciem. No i bycie uczniem nie jest wcale takie złe. Poznasz dużo fajnych rzeczy. Na dodatek możesz mamę odwiedzać, jak poprosisz może iść z wami na patrol, więc będzie obok.
— A z tobą też będę mógł? — spytał kocurek.
Jesionowy Wicher lekko się uśmiechnął.
— Oczywiście, synku.
Karzełek zamachał radośnie ogonkiem.
— Zobaczysz, że będę super wojownikiem! — miauknął.
Nie cieszył się i to bardzo. Chciałby mieć jeszcze kilka księżyców na bycie kociakiem. Westchnął. Zbyt szybko to zleciało. A pamiętał jeszcze jak był fasolką, tulącą się do futra mamy. Te patrole, polowania, treningi... w ogóle go tak nie cieszyły, ale co miał poradzić? Do tego jako syn zastępcy, będzie się musiał potrójnie starać.
Stanął na tylnych łapkach, przednimi opierając się o klatkę piersiową taty.
— I obiecuje, że nie będę aż tak psocił. Tylko nie bądź już smutny, proszę. — dotknął noskiem szyi kocura, bo był za mały by sięgnąć wyżej. Takie uroki bycia karzełkiem. Poczuł jak Jesionowy Wicher liże go po łebku, więc zamruczał szczęśliwy. Odsunął się i uśmiechnął szeroko. — Ale teraz musisz się ze mną pobawić, tato! W wojnę, grrr!
Skoczył na ogon kocura, jakby ten był jakiś wrogiem. Wbił w niego pazurki, następnie odbijając się i skacząc na grzbiet Jesionowego Wichru.
— Poddaj się klifiaku! Nie masz szans ze mną, Kaczorkową Gwiazdą! — pisnął rozbawiony, rozpoczynając gryzienie ucha taty. Usłyszał śmiech czekoladowego.
— O nie, to koniec. Wygrałeś, Kaczorkowa Gwiazdo, poddaje się!
Kaczorek poruszył zadowolony wąsikami, zanim ześlizgnął się z boku zastępcy. Chwycił jakąś szyszkę i rzucił w jego stronę, machając ogonkiem zachęcająco, żeby tata ją odrzucił. Teraz pora na zabawę w kopnij szyszkę! Na pewno do nocy nie wypuści ze żłobka taty. Będą się bawić i koniec!
***
No i nadszedł ten dzień. Brzoskwiniowa Bryza staranie umyła swoje potomstwo, przez co ich sierść lśniła z czystości. Kocica mruczała dumna i co jakiś czas powtarzała, że bardzo ich kocha i że sobie poradzą. Kaczorek skulił się pod wpływem tej całej odpowiedzialności. Nie chciał być uczniem. Aż do momentu, w którym Aroniowa Gwiazda wezwał do siebie klan, bawił się w żłobku.
Wraz z nadejściem szczytowania słońca, cała czwórka wesołej rodzinki opuściła kociarnię. Brzoskwiniowa Bryza na czele, prowadząc za sobą trójkę kociaków. W dokładnej kolejności: Jesiotr, Malinka i Kaczorek. Kociaki usiadły obok niej, jednak szybko zostały popchnięte lekko nosem do przodu. Mama została w tłumie pobratymców, czekających na mianowanie trójki szkrabów.
— Kaczorku, Malinko, Jesiotrze, wystąpcie. Ukończyliście sześć księżyców i nadszedł czas, abyście zostali uczniami. — zaczął Aroniowa Gwiazda. Zwrócił się najpierw do najmłodszego z nich. — Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika, będziesz się nazywać Jesiotrowa Łapa. Twoim mentorem będzie Biegnący Potok. Liczę, że przekaże ci całą swoją wiedzę.
Kaczorek wsłuchał się w słowa przywódcy. Nie znał Biegnącego Potoku, ale już sam sposób, w jaki ze spokojem podeszła do jego brata sugerował, że będzie dobrą mentorką. Zetknęli się nosami i przyszła kolej na Malinkę. Rudzielec obserwował z dumą, jak jego siostra zostaje Malinową Łapą, a jej mentorem staje się Królicze Serce. Już nie mógł się doczekać, aż wspólnie będą chodzić na trening! Bo to oczywiste, że nawet po rozdzieleniu ze żłobkiem, dalej będą się ze sobą trzymać!
Nadszedł czas na niego. Powstrzymał się przed ucieczką, występując do przodu i pewnie spoglądając na Aroniową Gwiazdę.
— Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika, będziesz się nazywać Kacza Łapa. Twoim mentorem będzie Borsuczy Warkot. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę.
Kacza Łapa. Brzmiało tak inaczej. Kocurek wystąpił do przodu, stykając się nosem ze swoim mentorem. Miał własnego, wow! Liczył, że okaże się super. Odeszli na bok.
- Kacza Łapa! Malinowa Łapa! Jesiotrowa Łapa!
Wsłuchał się w krzyki klanu. Wykrzykiwali imiona nowych uczniów. Dumnie wypiął pierś, mimo wszystko odrobinę się ciesząc, że jest w centrum uwagi.
— Jutro o wschodzie słońca zaczynamy. Nie spóźnij się. — burknął Borsuczy Warkot.
Kacza Łapa zastrzygł uszami. Coś w jego tonie głosu się mu bardzo nie spodobało. Obiecał tacie, że będzie grzeczny, więc ugryzł się w język. Wstał z miejsca i skoczył na Malinową Łapę. Potarzali się trochę po ziemi.
— Musimy koniecznie iść na trening razem, siostra! — zamruczał.
Następnie uczeń Klanu Nocy podbiegł do Brzoskwiniowej Bryzy i otarł się o jej futro w podziękowaniu za karminie, kochanie i opiekę nad nimi.
— Gratuluję, mój mały wojowniku. — zamruczała, liżąc go za uchem.
Uśmiechnął się do mamy. Szkoda, że nie urósł przez ten czas. Musiał jeszcze z jednym członkiem rodziny się zobaczyć, zanim pobiegnie do legowiska uczniów, zajmując dla siebie miejsce. Rozejrzał się, aż jego niebieskie ślepka zatrzymały się na tacie. Jesionowy Wicher siedział bliżej miejsca przemówień. Kacza Łapa podbiegł do zastępcy, z uniesionym ogonkiem i błyskiem w oczach.
— Tato, zostałem uczniem, widziałeś? — podskoczył. — Tylko mój mentor jakiś taki dziwny... ale obiecuje, że będę pracował baaardzo ciężko!
Zawahał się na uderzenie serca. Powoli podszedł o krok bliżej, a potem wtulił w sierść Jesionowego Wichru, przytulając się do taty i cicho mrucząc.
— Kocham cię, tato.
<Jesionowy Wichrze? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz