*przed zgro*
Podrapał się łapką w ucho. Ostatnio dziwnie go piekło. Czasen ból się nasilał, a czasem mu odpuszczał. Kwaśny nie za bardzo rozumiał jego działanie. Dokuczał mu zawsze w najmniej oczekiwanym momencie. Na dodatek nie mógł nic z tym zrobić. Gdy był mniejszy mama chodziła z nim do medyka. Teraz mamy nie było. Zniknęła po tym jak miała ich wziąć do cioci Pstrąg. Czy po kłótni z tatą właśnie tam się wybrała? Słońce coraz wyżej wchodziło na niebo. Czas jego treningu się zbliżał. Rozejrzał się za trójkolorowym futrem zastępczyni. Berberysowa Bryza była jego mentorką. Zdaniem Maślak powinien go nauczać jakiś "tępi niczym on" samiec zamiast przyszłej liderki. Kwaśny z racji tego, że nie wiedział jak się mentorów zmienia został jednak przy tym.
— Tu jesteś, Kwaśna Łapo — mruknęła z niezadowoleniem kotka.
Kwaśny spojrzał na nią niepewnie. Nie wiedział gdzie indziej miałby niby być. W końcu odkąd został uczniem mieszkał w legowisku uczniów.
— Miałeś na mnie czekać przy wejściu do obozu — dodała, widząc wzrok ucznia.
Kwaśny przekrzywił łebek.
— Nie słyszałem.
Zastępczyni wypuściła ciężko powietrze z nosa, ale nie skomentowała tego.
— Oby to się nie powtórzyło — burknęła.
Kwaśny kiwnął łebkiem.
— Idziemy.
Kocurek podążył za jej łaciatą kitą. Śnieg nieprzyjemnie lepił mu się do futra. Zmierzali w stronę rozciągającej się koło Orlego Drzewa polanie. Tam Berberysowa Bryza najczęściej zabierała swojego ucznia na trening. Szli i szli, a przez zimny wiatr ucho piekło go coraz bardziej. Na tyle, że i na jego pyszczek wkradło się skrzywienie. Berberysowa Bryza otworzyła pysk. Kwaśny zarejestrował to, ale zamiast użytecznych informacji usłyszał tylko ciche i niezrozumiałe mamrotanie kotki. Przekrzywił łebek, by nastawić drugie ucho w stronę mentorki.
— ...dlatego właśnie tego nie wolno robić. — miauknęła stanowczym głosem.
Napotkawszy się z pojrzeniem ucznia, zmrużyła ślipia.
— Powtórz.
— Dlatego właśnie tego nie wolno robić.
Kocica westchnęła ciężko.
— Kwaśna Łapo, czemu mnie nie słuchasz? — syknęła, a w jej głosie pobrzmiewał gniew.
Kwaśny nie rozumiał czemu się złości. To nie jego wina, że ucho mu nie działało.
— Nie słyszałem cię — odparł.
— Nie słyszałem cię — odparł.
Zastępczyni zirytowana trzepnęła ogonem.
— To co mam twoim zdaniem zrobić, byś zaczął słychać?
Kwaśny spojrzał na łapy mentorki. Tyko one nie wyrażały złości.
— Zabrać do medyka? — miauknął cicho z położonymi uszami.
* * *
Kocica westchnęła niezadowolona. Chyba nie niezbyt się cieszyła ze straconych wschodów słońca. Kwaśny nie marudził na dodatkowy czas spania. Poza tym u medyka nie musiał człapać się przez śnieg, który nieprzyjemnie wplątywał mu się w sierść podczas treningów. Maź, którą nałożył mu na ucho medyk umorzyła nieco nieprzyjemne pieczenie w uchu kocurka.
— Następnym razem jak będzie cię coś boleć to przyjdź do mnie sam — mruknął z lekkim uśmiechem Sokole Skrzydło.
Kwaśny kiwnął łebkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz