Zmarszczyła pyszczek na widok gluta zwisającego z nosa Rumiankowej Łapy. Biedak, współczuła mu, że męczy go katar, ale mógł czy raczej powinien iść wydmuchać nos, chociażby w liście nim zdecydował się do niej podejść, aby porozmawiać o treningu.
– Wiesz co, porozmawiamy innym razem. Spieszę się na spotkanie... – skłamała, kierując się w całkowicie innym kierunku, niż znajdowała się baza "fajnych kociaków".
Zostawiła w tyle rodzeństwo, nie racząc się nawet na niego spojrzeć. Pewnie gdyby się odwróciła, z trudem by mogła powstrzymać grymas obrzydzenia. Dziwiła się, że niektórym kotom nie przeszkadzało to, jak się prezentują i potrafiły wracać do obozu z futrem pokrytym pyłem czy ziemią. I tak jakby na złość Szancie, otrzepywały się blisko jej posłania w legowisku uczniów.
Zazdrościła starszemu, który miał legowisko na wyłączność. Niekiedy pod pretekstem wymiany mchu i chęci wysłuchania jego opowieści zakradała się do legowiska starszyzny, aby napawać się czystością tego pomieszczenia. Początkowo była wyganiana przez kocura, jednak ostatecznie przywykł do jej obecności, a nawet udało jej się wkupić w jego łaski! Pochlebstwa, czasami szczere, czasami naciągane, padały z jej pyszczka bardzo często podczas rozmowy z rudym kocurem, który wydawać by się mogło, że cieszy się z faktu, że ma do kogo pysk otworzyć.
Częstym gościem w starszyźnie, nawet częstszym od Szanty była Ognista Piękność. Początkowo to właśnie ona odwracała uwagę kocura od Szanty, gdy zasypywała go nowinkami w klanie, a szylkretka zwinięta w kłębek leżała na pachnącym wolnym legowisku. W końcu jednak nawet i ona została zaproszona do rozmowy. Tak było i teraz gdy swoje kroki skierowała do starszyzny i była świadkiem rozmowy rodzinnej między Nagietkiem i jego szwagierką.
– ... prawda? Och, Szanto, dobrze, że jesteś! Potrzebuje twojej rady! Znowu!
Cóż, Szanta przywykła do prób uratowania związku Ognistej Piękności z Płomiennym Rykiem, jednak wciąż była tylko małą uczennicą, która o związkach, partnerach i kociętach wiedziała tyle, co nic. Mimo to dzieliła się radami z kocicą, która co jakiś czas przytakiwała jej, bądź mówiła "A nie mówiłam!, bądź "Też tak myślę.". Czasami się łapała na tym, że nie dziwiła się czemu rudy kocur miał dość swojej partnerki. Była upierdliwa i ciągle trajkotała. Ale była też troskliwa i miła, w szczególności, gdy rady małej szylkretki przyniosły małe skutki. W zamian za dobre rady sama dzieliła się radami, głównie pielęgnacyjnymi. Gdy Szanta zaczęła się do nich stosować, zbierając krople rosy do małego naczynka i mieszając je z konkretnymi ziołami, by następnie natrzeć nimi sierść, zauważyła, że jej włos stał się gęstszy i bardziej lśniący.
– Gdybyś była bardziej ruda, a mniej czarna z przyjemnością bym cię zaadaptowała... I gdybyś była młodsza i byłabyś znajdką, a nie córką Cykoriowego Pyłku mogłabym wmówić Płomyczkowi, że doczekaliśmy się ponownie kociąt, ale przez te wszystkie przykre wydarzenia zdecydowałam cię ukryć przy granicy w bezpiecznym miejscu, aby nikt cię nie skrzywdził tak jak dwoje moich kociąt... – zaświergotała tuląc do siebie Szantę. Z jej oczu spłynęła pojedyncza łza.
"Ta, na pewno by kupił tę bajkę!"
– Onie. Tylko nie to. – wymsknęło się jej. – Nie wiem co gorsze. Fakt, że Zawodząca Łapa zostałby moim kuzynem, czy fakt, że moim ojcem zostałby Płomienny Ryk.
– Wiesz co, porozmawiamy innym razem. Spieszę się na spotkanie... – skłamała, kierując się w całkowicie innym kierunku, niż znajdowała się baza "fajnych kociaków".
Zostawiła w tyle rodzeństwo, nie racząc się nawet na niego spojrzeć. Pewnie gdyby się odwróciła, z trudem by mogła powstrzymać grymas obrzydzenia. Dziwiła się, że niektórym kotom nie przeszkadzało to, jak się prezentują i potrafiły wracać do obozu z futrem pokrytym pyłem czy ziemią. I tak jakby na złość Szancie, otrzepywały się blisko jej posłania w legowisku uczniów.
Zazdrościła starszemu, który miał legowisko na wyłączność. Niekiedy pod pretekstem wymiany mchu i chęci wysłuchania jego opowieści zakradała się do legowiska starszyzny, aby napawać się czystością tego pomieszczenia. Początkowo była wyganiana przez kocura, jednak ostatecznie przywykł do jej obecności, a nawet udało jej się wkupić w jego łaski! Pochlebstwa, czasami szczere, czasami naciągane, padały z jej pyszczka bardzo często podczas rozmowy z rudym kocurem, który wydawać by się mogło, że cieszy się z faktu, że ma do kogo pysk otworzyć.
Częstym gościem w starszyźnie, nawet częstszym od Szanty była Ognista Piękność. Początkowo to właśnie ona odwracała uwagę kocura od Szanty, gdy zasypywała go nowinkami w klanie, a szylkretka zwinięta w kłębek leżała na pachnącym wolnym legowisku. W końcu jednak nawet i ona została zaproszona do rozmowy. Tak było i teraz gdy swoje kroki skierowała do starszyzny i była świadkiem rozmowy rodzinnej między Nagietkiem i jego szwagierką.
– ... prawda? Och, Szanto, dobrze, że jesteś! Potrzebuje twojej rady! Znowu!
Cóż, Szanta przywykła do prób uratowania związku Ognistej Piękności z Płomiennym Rykiem, jednak wciąż była tylko małą uczennicą, która o związkach, partnerach i kociętach wiedziała tyle, co nic. Mimo to dzieliła się radami z kocicą, która co jakiś czas przytakiwała jej, bądź mówiła "A nie mówiłam!, bądź "Też tak myślę.". Czasami się łapała na tym, że nie dziwiła się czemu rudy kocur miał dość swojej partnerki. Była upierdliwa i ciągle trajkotała. Ale była też troskliwa i miła, w szczególności, gdy rady małej szylkretki przyniosły małe skutki. W zamian za dobre rady sama dzieliła się radami, głównie pielęgnacyjnymi. Gdy Szanta zaczęła się do nich stosować, zbierając krople rosy do małego naczynka i mieszając je z konkretnymi ziołami, by następnie natrzeć nimi sierść, zauważyła, że jej włos stał się gęstszy i bardziej lśniący.
– Gdybyś była bardziej ruda, a mniej czarna z przyjemnością bym cię zaadaptowała... I gdybyś była młodsza i byłabyś znajdką, a nie córką Cykoriowego Pyłku mogłabym wmówić Płomyczkowi, że doczekaliśmy się ponownie kociąt, ale przez te wszystkie przykre wydarzenia zdecydowałam cię ukryć przy granicy w bezpiecznym miejscu, aby nikt cię nie skrzywdził tak jak dwoje moich kociąt... – zaświergotała tuląc do siebie Szantę. Z jej oczu spłynęła pojedyncza łza.
"Ta, na pewno by kupił tę bajkę!"
– Onie. Tylko nie to. – wymsknęło się jej. – Nie wiem co gorsze. Fakt, że Zawodząca Łapa zostałby moim kuzynem, czy fakt, że moim ojcem zostałby Płomienny Ryk.
[Trening wojownika - 505 słów]
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz