W całym tym natłoku myśli i uczuć, jaki zapanował w jej sercu i umyśle, prawie przegapiła zmianę w samopoczuciu kota, o którego tak często się martwiła. I kiedy Skrzelikowa Łapa podbiegł do niej pewnego ranka i otarł się o nią, witając się z uśmiechem i entuzjazmem w głosie, Karasiowa Ławica stanęła naprzeciw niemu totalnie zszokowana, z rozdziawionym pyszczkiem i mrugając, chcąc się upewnić czy to naprawdę jej brat.
– Wymienimy się językami? Dawno tego nie robiliśmy prawda? – zapytał czekoladowy kocurek, skacząc w koło z radością.
Nie zdążyła mu nic odpowiedzieć, bo Srocza Gwiazda zwołała zebranie klanu, na którym… Skrzelik został mianowany. Co więcej obawy rodziny, że mógłby otrzymać imię tak samo obraźliwe jak to Cuchnącego Śledzia, nie spełniły się, gdy liderka nazwała go Skrzelowym Szeptem. Karasiowa Ławica czuła się tak dumna i szczęśliwa! Teraz już całe rodzeństwo mogło się poszczycić mianem wojownika! Znów spać w tym samym legowisku…
Wraz z bratem faktycznie dzielili wieczorem tego dnia języki i nic nie mogło zepsuć im dobrego humoru. Zarówno mianowanie jak i najwidoczniej spędzenie w ostatnim czasie większej ilości czasu z Algową Łapą – jedną z młodszych księżniczek miało na Skrzelika dobry wpływ. Karaś udało się porozmawiać z jej zdaniem najnormalniejszą wnuczką Sroczej Gwiazdy na zgromadzeniu, które odbywało się całkiem niedawno i musiała przyznać, że Algowa Łapa pozytywnie ją zaskoczyła. Nie traktowała jej brata gorzej, rozmawiała z nim i wszystko wskazywało na to, że nie planuje wywinąć mu żadnego okrutnego dowcipu, już po zdobyciu zaufania. Karaś rozważała nawet przez jakiś czas, czy gdyby poprosiła Algę o wsparcie w ich sprawie, może osiągnęliby więcej. Tylko że sama już doświadczyła tego, jak niewiele dociera do Sroczej Gwiazdy przez rozmowę. A dodatkowo prosząc o coś takiego, odseparowałaby kotkę od własnej rodziny, a nie chciała jej tego robić. Alga wydawała się po prostu normalna i szczera. Tak inna niż reszta rodu królewskiego, niż Srocza Gwiazda, Mandarynkowa Łapa, Różana Łapa, Tuptająca Gęś… Na wspomnienie zastępczyni Karaś przeszły dreszcze. Córka liderki co wieczór wydawała z widoczną przyjemnością polecenia dotyczące patroli, nie kryła się w najmniejszym stopniu ze swoją nienawiścią do czekoladowych i szczerze? Karasiowa Ławica nie była w stanie sobie wyobrazić jak będzie wyglądać życie w klanie, gdy to ta kotka obejmie władzę. A przecież Srocza Gwiazda nie mogła sprawować swoich funkcji wieczność, prędzej czy później przejdzie do legowiska starszyzny i zostawi Klan w rękach swojej rodziny.
– Odpłynęłaś – usłyszała cichy głos Skrzelowego Szeptu, który leżał obok niej, pierwszy raz w legowisku wojowników.
Musiała się spiąć, gdy nieprzyjemne myśli napłynęły jej do głowy. Ich futra stykały się delikatnie i mogli wyczuć wibracje jakie generowały ciała ich, oraz leżących w pobliżu kotów. Krzycząca Makrela był całkiem blisko, pochrapując; zaraz za nim leżała Ryjówkowy Urok, kompletnie nie przejmując się odgłosami, które wydawał z siebie jej partner. Krabowe Paluszki była dalej, blisko Cyranki i Kazarki. Karasiowa Ławica poczuła lekkie ukłucie w sercu.
– Przepraszam… – wymruczała w odpowiedzi. – Wiesz, to że Krabik nie ma tu blisko, to trochę moja wina… Kłóciłyśmy się ostatnio, teraz chwilowo leżymy daleko od siebie. Ale jestem pewna, że też się bardzo cieszy z twojego mianowania i jest dumna, po prostu nie chciała podchodzić przy mnie.
– W porządku – Skrzelowy Szept wciąż brzmiał spokojnie. – Na pewno porozmawiam z nią kiedy indziej.
Karaś uśmiechnęła się.
– Zobaczysz, teraz wszystko będzie lepiej – miauknęła z ekscytacją. – Będziemy mogli chodzić razem na patrole kiedy tylko będziemy chcieli, nikt nie będzie ci mógł dokuczać z powodu bycia uczniem, tak jak wcześniej; wszystko się ułoży! I widziałeś, jaki tata jest dumny?
– T-tak, ja… Bardzo się cieszę.
Ktoś mruknął, żeby się przymknęli i dali wreszcie innym spać. Karasiowa Ławica siłą powstrzymała się od odkrzyknięcia czegoś niemiłego.
– Przecież jeszcze nie jest tak późno, zresztą mamy Porę Zielonych Liści, trzeba korzystać z pogody i długich dni – fuknęła tylko pod nosem, czym wywołała u Skrzelika rozbawiony pomruk.
Ułożyła się tylko trochę wygodniej i już niedługo później faktycznie oboje spali.
***
– Karasiowa Ławico?
Niski damski głos powstrzymał Karaś przed dołączeniem do Ryjówkowego Uroku w jedzeniu kolacji. Zastygła w miejscu i odwróciła się, z lekkim przerażeniem zaobserwowując stojącą w pobliżu Kruczy Szpon, wpatrzoną w nią z lekko wykrzywionym uśmiechem.
– Nie miałabyś ochoty na pogawędkę? – spytała czarno-biała, sprawiając wrażenie, jakby w jej pytaniu w rzeczywistości chodziło o coś całkiem innego.
Karasiowa Ławica nie była zbyt przekonana co do tego pomysłu. Ta jedna kotka, wywoływała u niej strach od kiedy tylko zobaczyła ją pierwszy raz, wychodząc ze żłobka. A i Piórolotkowy Trzepot nie lubił jej! To był jeden z dwóch głównych powodów, dla których nie mogły wspólnie trenować z Krabik jako uczennice, gdy ta dostała Kruczą za mentorkę… Karaś zawsze też miała wrażenie, że treningi te nie były dla jej siostry przyjemne i źle na nią wpływały, nawet pomimo tego, że końcowo nauczyła się wszystkiego i została wojowniczką.
Kruczy Szpon czekała jednak na jej odpowiedź, a Karasiowa Ławica nie miała najmniejszego pomysłu jak się wywinąć z tej sytuacji.
– Um… Chyba możemy, tak myślę…? – miauknęła niepewnie.
– Cudownie – kotka mruknęła z zadowoleniem i nakazała Karaś ogonem iść za sobą. – A więc słyszałam, że nie przepadasz za Sroczą Gwiazdą? – zagaiła, gdy już usadowiła się wygodnie ze swoją piszczką w ciut bardziej odludnym miejscu.
– P‐po prostu nie zgadzam się z niektórymi j-jej poglądami.
Czy to był egzamin, test? Kruczy Szpon chciała ją wesprzeć? Skrytykować? Powiedzieć wszystko liderce? Dlaczego głos Karaś musi tak drżeć i niepewnie brzmieć, gdy jest potrzebny?
– Poglądy to bardzo ogólne stwierdzenie… Możesz rozjaśnić? – W pytaniu rozbrzmiała już lekka doza irytacji.
– Ja… N-nie uważam, żeby koty czekoladowe były gorsze. –To nie było coś czego się wstydziła! Dlaczego w tym momencie jej słowa brzmiały jak słaba wymówka jakiegoś kociaka…? Kruczy Szpon miała tak przytłaczającą aurę, że Karaś gubiła się w tym, co chciała powiedzieć. – No i też, ta władza dziedziczna, um… No bo… Nie jestem pewna, czy jest sprawiedliwym rozwiązaniem – starała się ratować.
– To już choć trochę ciekawsze – Krucza parsknęła nieprzyjemnie. – Nie martw się, od ciebie czekoladowi z pewnością gorsi nie są – objaśniła, jednak brzmiało to jak przytyk, nie pocieszenie. Dodatkowo chwilę później ziewnęła. – No cóż, jakbyś kiedyś planowała dorosnąć i wziąć sprawy w swoje ręce, zamiast rozsiewać po klanie durne plotki; możesz się odezwać… Być może będę miała na tyle dobry dzień, żeby zapobiec wszystkiemu, co najpewniej uda ci się zepsuć.
Po czym tak po prostu wstała i sobie poszła, wraz ze swoją ledwie napoczętą piszczką, zostawiając Karaś w kompletnym szoku. Co Kruczy Szpon właśnie zaproponowała, pomoc w zamachu? Powstrzymanie Karasiowej Ławicy, gdyby to ona takowy zamach chciała planować? Co chciała ratować przed zepsuciem, Klan? Sroczą Gwiazdę? Karaś? Jedno się potwierdziło, była już mentorka Krabik faktycznie była przerażająca.
Mętlik panujący w głowie Karasiowej Ławicy spowodował, że nie zauważyła kompletnie zbliżającej się Krabik, aż do momentu w którym kotka już dość głośno na nią naskoczyła:
– Żartujesz sobie?! Poważnie?! To jest to co teraz robisz?! – Nagłe syki siostry spowodowały, że Karaś skoczyła na równe nogi i aż jej się uszy położyły.
– N‐nie wiem o czym mówisz!
– No jasne, przecież właśnie widziałam. Jak rozumiem Kruczy Szpon sama do ciebie podeszła zagadać?! Z takimi kotami się teraz zadajesz?! Myślisz, że wtedy coś dla siebie ugrasz?!
– To nie tak – chciała wytłumaczyć, że właśnie tak było i to nie jej wina, jednak zorientowała się, że siostra wcale nie chce jej wysłuchać. Do tego w jej wzroku było coś innego niż złość, tak jakby wyrzut, jak gdyby Krabowe Paluszki czuła się… Zawiedziona? Zdradzona?
Przez chwilę obie stały wpatrzone w siebie, pełne złości, zmartwienia, żalu… Po chwili jednak Krabik odwróciła się na tylnej łapie i odeszła w stronę ich mamy z wysoko podniesionym ogonem.
Karaś samotnie dokończyła kolację, czując się paskudnie sama ze sobą.
***
Nie minęły dwa dni, gdy Ryjówkowy Urok poruszyła temat ciągłych kłótni swoich córek. Wraz z Karaś znajdowały się właśnie na patrolu łowieckim, obok dreptał zestresowany Krzycząca Makrela starający się mówić o wszystkim poza drażliwymi tematami ostatniego czasu, jednak nikogo więcej nie było – i teraz Karasiowa Ławica zastanawiała się, czy nie było to zamyślone przez jej mamę już wcześniej.
– Muszę przyznać, że jestem tobą bardzo zawiedziona – Ryjówka syknęła na starcie. – Naprawdę, bardzo zawiedziona.
– O, a widziałyście tamtego motyla? Był taki ładny, cały żółciutki… – Krzycząca Makrela przerwał, gdy ogon jego partnerki pacnął go między uszy, najwidoczniej na znak, że ma się wreszcie zamknąć. Położył po sobie uszy i rzucił Karaś przepraszające spojrzenie, tak jakby chciał jej przekazać słowo “próbowałem”.
– Mam nadzieję, że masz coś na wytłumaczenie, bo te twoje wymysły już trwają stanowczo zbyt długo, patrząc na twój wiek – Ryjówkowy Urok mówiła już normalnie, nie patrząc jednak córce w oczy i machając intensywnie ogonem.
– Jakie wymysły… To, że nie chcę, żeby Skrzelik był poniżany przez wszystkich w klanie?
Jej głos brzmiał tak gorzko, jak świadomość Karaś, że mama i tak nie zrozumie. Zbyt ważna dla niej była pozycja, zbyt ważne były znajomości z wysoko postawionymi kotami.
– Skrzelik nie jest poniżany przez wszystkich w klanie – matka znów machnęła ogonem, uznając to za kwestię niedyskusyjną. – Został mianowany na wojownika, ma się wyjątkowo dobrze, nic mu się nie dzieje. A Ty narażasz honor całej rodziny, wykłócasz ze swoją jedyną siostrą, zrażasz do siebie córki i wnuczki liderki… Nie pamiętasz, jak ci mówiłam, żebyś próbowała się zaprzyjaźnić z Różaną Łapą? To byłaby dla Ciebie tak cenna sojuszniczka! Ale nie, musiałaś robić wszystko po swojemu i poza rodziną w klanie właściwie nie masz znajomych. A na zgromadzeniach szlajasz się z tą całą klifiaczką… Liczyłam, że chociaż relacja z Cisową Łapą zaspokoi tą twoją ciągotę do kotów z innych klanów, ale Krzycząca Makrela mówi, że wciąż rozmawiasz z tamtą.
Karaś poczuła się, jakby ktoś jej wbijał pazur pod żebra. Spodziewała się krytyki wszystkiego: jej kłótni z siostrą, zbyt odważnego mówienia o swoich poglądach, podkładania się, ale nie jej relacji z Północą! Była zaskoczona, że mama zauważyła jak wiele czasu razem spędzały. Czy naprawdę aż tak pilnowała tego, co porabiają jej córki?
Ryjówkowy Urok zamilkła, chcąc chyba lepiej zebrać myśli, jednak Krzycząca Makrela skorzystał z okazji, próbując trochę złagodzić sytuację:
– Widzisz Karaś, mama się po prostu trochę martwi, bo to niedobrze być zbyt blisko z kotami z innych klanów… Ale przecież to nie tak, że umawiacie się na jakieś tajne schadzki wyznawać miłość, samo rozmawianie na zgromadzeniach nie jest jeszcze czymś złym.
Karaś przełknęła ślinę i pokiwała głową. Ciekawe co jej rodzice by powiedzieli, gdyby wiedzieli, że jednak spotykają się również na granicy, albo o tym, jak uczyła Północ pływać…
– Czymś złym jest otwarte krytykowanie liderki własnego klanu przy wszystkich – Ryjówkowy Urok wróciła do głównego tematu. – Martwię się, że Srocza Gwiazda już i tak przygląda ci się od dłuższego czasu…
“To dobrze” – odbiło się w myślach Karaś. – “Niech zauważy, że jej dyskryminacja ma jakiś odzew, że coś się dzieje.”
– Musisz natychmiast przestać rozpowiadać te bzdury, a najlepiej przeprosić za nie – jej matka kontynuowała, po czym dodała z żalem, jak gdyby jednak do samej siebie: – Na własnej piersi wychowana, z własnej piersi wykarmiona, a tak naraża całą rodzinę…
– Nie narażam całej rodziny – ogon Karaś poruszył się z irytacją. – Jedynie samą siebie. Taka Krabik cały czas stwierdza, że jestem głupia i że się ze mną nie zgadza. Zresztą, mamo, jestem już dorosła, nie możesz oczekiwać, że zawsze będę robić to, czego sobie zażyczysz. Jakie nieprzyjemności mają mnie spotkać za mówienie prawdy? Czy w Klanie Nocy nie ma już prawa do posiadania własnego zdania? Nie wolno myśleć samodzielnie?
Oczywiście to tylko bardziej zdenerwowało Ryjówkę i kotki do niczego nie doszły. Krzycząca Makrela wracał z nimi przybity i mimo, że nie brał udziału w kłótni, to chyba na niego najgorzej ona wpłynęła. Jak na patrol łowiecki, zwierzyny przynieśli bardzo mało lub wcale, a później nie odzywali się za bardzo do nikogo resztę wieczoru. Karaś kładąc się na posłaniu, zwinęła się w kłębek bardziej niż zwykle, zakrywając nos ogonem. Chciała się ukryć przed wszystkimi. Dlaczego nawet jej bliscy nie chcieli jej pomóc…? Dlaczego ważniejsza od prawdy była pozycja…? Nie chcieli zrozumieć, czy rozumieli, ale uznali to za mniej ważne od podlizywania się liderce i jej rodzinie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz