- Najlepsza opcja ze wszystkich - uśmiechnął się chytrze. Planować i rozkładać mógł jedynie na temat jak się nie narobić. Co do następnych słów, posłał jej dość niepewne spojrzenie, jakby się chciał upewnić, czy kotka na pewno wie co robi i czy tego też na pewno chce. Potem jednak wstał, kierując się w stronę rzeki - Chodź słońce! Czas cię odgracjować.
Pierwsze kroki kotki były pewne. Każde kolejne zdawały się coraz bardziej ospałe i niestabilne, jakby krótkie łapki tonęły w smole. Każdą taką zmianę, można było usłyszeć.
- Masz na myśli, że będę musiała zmienić imię? - wymamrotała. - Jeśli myślisz o swojej liderce, to wydaje ci się, że to będzie coś miłego, czy nazwie mnie jakiś Śmierdzącym Łajnem? - mruknęła.
- Aha, to na pewno przepióreczko - mruknął z uniesionym ogonem - Co tam jeszcze było... kłapoucha? karłowatołapa? - wyliczał w zadowoleniu - Nie bój się, najgorsze co może ci dać, to ,,pchiełka". - Akurat o imię się nie martwił. Bardziej chodziły mu po głowie dwie przeszkody, zwane jako jego własna matka, oraz autentyczne problemy. Jakby, jasne, on Grację znał, ale reszta? No i nie mógł powiedzieć: hej, spotkałem się z owocówką kilka razy na granicy, i.... ej, w sumie, właśnie, że mógł. Znaczy, oczywiście, nie powie, że pochodzi z owocowego lasu, ale nikt mu nie zabroni się spotykać na granicach z samotnikami. Do tego wyglądającymi tak niegroźnie. Nie tylko on robił coś na nielegalu. Nawet pani idealna skądś wygrzebała na tyle szurniętego gościa, by uznał, że fajnie by było mieć z nią kociaki. Chociaż w sumie temat ten zaczynał go nudzić, widocznie komuś się jednak podobała. Chociaż ciągle zdawało się być to abstrakcją. Niemniej, nie mógł wyrzucić z głowy faktu, że nazwała jedno z kociąt Stokrotką.
- Szepcząca Pustko - rzuciła karcąco. - Nie jestem aż taka niska. Chociaż jeśli wszystkich karmią w tym klanie tak jak ciebie karmili, to może będę wyjątkowo kurduplowata przy innych - westchnęła, próbując się nie rozmyślać.
- Bo ja wiem? Zawsze się zastanawiałem, czy podczas rozmowy z tobą mam się położyć, czy może cię podnieść - odparł całkiem poważnie - Może raniuszek? - dodał po chwili tonem zamyślonym, po czym stanął przy brzegu rzeki.
- Ranisz to ty moje uczucia, a nie raniuszek - mruknęła. - Mój drogi przyjacielu, skomentuj jeszcze raz negatywnie mój wzrost, a stworzę z niego najlepszą formę ataku i będę praktykować ją tylko na tobie - zagroziła, starając brzmieć się jak najbardziej poważnie, choć przelotny śmiech sam opuścił jej pysk.
- Ja? Nigdy w życiu - zaprotestował teatralnie, po czym wskazał łapą na wodę - No, to hop!
Niby widziała, jak kocur stawia kroki w wodzie, ale bardzo nieufnie za nim szła. Gdy już jednak jej łapa dotknęła dna, a liliowy wydawał się nie topić, ruszyła pędem przed siebie, byleby jak najszybciej znaleźć się brzegu. Niby wszystko fajnie, ale z jej wzrostem można by się utopić w kałuży.
- Hej, ale ja chcę zostać Burzakiem, nie Nocniakiem - upomniała go.
- Mhmmm, ale tu masz całkiem śmierdzące podłoże - powiedział, z zadowoleniem wyciągając coś z dna, co ciężko było nazwać błotem, jakby był z tego niezwykle dumny - I od tego zaczniemy~ - Nie dało się ukryć. Zapach mułu, wodorostów i pewnie jakiejś martwej kiedyś upadłej tkanki, był całkiem sporym tłumikiem. A to dopiero część przygotowań. Sam kocur niezbyt lubił dotyk tego czegoś. Było ciepłe, dziwne gładkie i miękkie. Wolał o tym nie myśleć. Tymczasem kotka spojrzała na niego z narastającym przerażeniem w oczach.
- Co ty kombinujesz, Szepcząca Pustko? - wymamrotała. Przywykła używać jego pełnego imienia, gdy chciała nadać powagi sytuacji. - Proszę odstawić to, co dzierży twa łapa, zaczynasz całkowicie tracić zmysły kolego, a nawet jeszcze nie jesteśmy blisko twojego klanu...
- Wybory wymagają poświęceń! - ogłosił dostojnie - Z resztą, zaraz to zmyjesz, wystarczy, że się trochę opłuczesz w wodzie i po mule nie będzie ani śladu. Lepsze to, niż lisie oznaczenia - mówił zadowolonym tonem, pewny siebie, już wyciągając łapę, by wytrzeć dość obfitą część w czekoladową sierść. Trochę jak lepienie bałwana, ale z mułu. Wow, kreatywnie.
- Ale poczekaj! - wykrztusiła. - Nie, żebym bała się pobrudzić, ale wiesz, jak już muszę się paprać dla skrycia zapachu, to żebym poczuła się raźniej w byciu brudną, to też cię trochę udekoruje? - zaoferowała, gotowa sięgnąć łapą po błotnistą maź.
- Nie widzę takiej potrzeby - odpowiedział, patrząc na kotkę czysto zdziwiony propozycją - Z resztą, czy ty wiesz jak trudno jest tą biel doczyścić? Nie potrzebuję udawać samotnika.
- Może i masz raaaaacjęęęę... - przeciągnęła. - Ale bym ci się pomogła domyć, no weź - wymamrotała. - W parze raźniej.
Lilowy uniósł czoło. Sensu w tym nie widział, w końcu on miał burzakiem pachnąć. I też brudzić się nie chciał. Czy ona sobie zdawała sprawę, ile czasu zajmowało pielęgnowanie tej sierści?
- Powiedz mi - zaczął, z kwitnącym uśmiechem - Z tą pomocą miałaś na myśli podtopienie mnie, czy użycie bardziej tradycyjnej metody?
- O - wykrztusiła. - To akurat dobry pomysł, ale myślałam o tym drugim. Ja po prostu jestem serdeczną koleżanką, która by ci pomogła we wszystkim, w podzięce za szansę na zmianę życia.
Kocur zagryzł zęby, po czym zerknął wymownie w bok, chcąc sobie znaleźć punkt zaczepienia dla oczu. Jakoś sobie nie mógł tego wyobrazić. Albo nie, właśnie mógł. I w tym był problem.
- Dobra, paćkaj mnie tym - rzucił w końcu bo chwilowej bitwie sam ze sobą, wyciągając jedną z łap.
Natomiast Gracja wydawała się szczerze zaskoczona.
- Ty tak serio? - wymruczała, a potem otrząsnęła się i uśmiechnęła szczerze i szeroko. - Zaskakujesz mnie z każdym razem coraz pozytywniej - wyznała i zbliżyła się do wody, tylko po to, by zamaszystym ruchem zgarnąć błoto z podłoża i rzucić nim w stronę kocura, aby to osiadło się na białym futrze. - Spokojnie, oszczędzę twój ogon, go mi akurat żal.
Szept dostał trochę mułem po oczach, jak i brudną wodą. Uszy zaraz poleciały na boki, ogon zatańczył w powietrzu a na pysku pojawił się wyraz skwaszenia. Miał ubłocone łapy. Trochę futra na piersi. Miał ochotę się położyć i zawyć żałośnie.
- I za jaką cenę - wymruczał do siebie pod nosem, nie pozostając dłużnym. Korzystał z długich łap, miał dzięki nim pewną przewagę. Pierwotnie chciał zwyczajnie kotkę nim nasmarować omijając uszy, oczy i tak dalej. Ale teraz? Rzucił muł w jej stronę. A mogła oszczędzić sobie ten pysk!
- Kolego, ja ci ledwo do łap sięgam, nie zatop mnie w tym błocie! - wyrzuciła, zamykając oczy i cofając się. - Poza tym, miałeś to we mnie wetrzeć, by zaburzyć mój zapach, a nie mnie ubrudzić do końca - dodała, krzywiąc się, gdy poczuła na języku posmak błota, który najwyraźniej się tam dostał.
- Wetrzeć, ubrudzić, nie widzę różnicy - stwierdził, wykładając papkę na grzbiet Gracji, ignorując jej skrzywienie i spojrzenie z ukosa - Potraktuj to jako konsekwencję nagłego targnięcia na moje życie z użyciem mułu.
- Ty to cwany jesteś - stwierdziła. - Najpierw pokazujesz mi się jako miły i dobroduszny, a jak już dałam ci się porwać, to nagle potwór z ciebie wychodzi - mruknęła. - Powiedz mi, masz ty w tym Klanie Burzy jakiś wrogów? Muszę wiedzieć, z kim się bratać.
- Widzisz, to znaczy, że mój urok działa. Czuj się porwana. I jako ofiara dobrowolnego porwania powinnaś się w rolę wcielić i od możliwych burzakowych defektów trzymać z daleka. Inaczej doszczętnie pogrzebiesz swojego porywacza-wybawcę. - Wyłożył kolejną porcję wcierając ją w gęste futro. Nie spodziewał się, że jest go aż tyle. Skorzystał z faktu, że czekoladowa akurat nie patrzyła, tworząc z błotnistego futra dwa różki. Jak plastelina. Szkoda tylko, że nie mógł ich zrobić na głowie.
- Czyli jest ktoś, kogo nie lubisz, okey - wyciągnęła owy wniosek z jego wypowiedzi. - No dobra, to bądź dla mnie miły, a nie będę tego kogoś szukać - zapewniła, wzdychając, gdy błoto znowu dotknęło jej skóry. - Pomimo tego, że czuję się teraz krzywdzona, jestem podekscytowana tym, co mnie czeka.
- O, uwierz, nie będziesz musiała szukać - Rzucił z przekąsem - Na nieszczęście dla siebie i dla mnie. A co cię czeka... Cóż, trening! - O ile jej nie wywalą gdy się zbliżą zbyt blisko. Musiał wymyśleć coś na plan awaryjny. Nie chciał psuć entuzjazmu niskiej kulki, więc postanowił wszystko załatwić w miarę samodzielnie. W tym, wymyśleć kolejne drogi, w które mogliby pójść.
- Ah, no tak - westchnęła z rezygnacją. - Mam swoją podstawową wiedzę, powinnam dać radę - zapewniła.
- Pieszczoch, przez nieszczęścia losu został oddzielony od swoich dwunożnych, przez ostatnich kilka wschodów słońca błąkał się po pustkowiach, doznając nieszczęśliwych spotkań z klanem wilka. Z trudem dotarł na granicę z Klanem Burzy i prosi wybawców o pomoc~ - Ułożył na prędce możliwą historię. W sumie, nie była zła, wystarczyło ją tylko posypać brokatem. A Gracja wyglądała na takiego pieszczocha. - No, gotowe! Teraz tylko spłukać.
- Mam powiedzieć że byłam pieszczochem? Nie wiem, czy z mojego pyska zabrzmi to wiarygodnie - mruknęła niepewnie. - Ale postaram się.
Zetknęła na taflę wody.
- Czy ja mam się teraz... tu położyć, by to z siebie zmyć? - zagadnęła. - Tylko proszę, nie próbuj mnie topić.
- Aha, czas zmyć z ciebie tą kąpiel błotną. I trochę więcej wiary we mnie, nie po to dostałem błotem po sierści by teraz cię topić. Ph. I uwierz mi - zerknął na uszy Gracji, po czym zlustrował dość znacząco i z rozbawieniem resztę jej ciała - Jak na moje wyglądasz na całkiem wzorowego pieszczocha.
Widocznie ta odpowiedź niezbyt się owocówce spodobała, gdyż ta zmrużyła oczy, wbijając w niego obruszone spojrzenie.
- Pieszczochy kojarzą mi się z pulnychmi kotami. Czy ty znowu mi sugerujesz coś niemiłego? - mruknęła. - Uznam, że to był komplement bo mam nietypowy rodzaj uszu i trudno taki spotkać w lesie.
- Ależ nie śmiałbym. Wcześniej już przecież tłumaczyłem -zauważył - Ale zawsze możemy test mieszczenia się w łapach powtórzyć, tak dla zaspokojenia twojej niepewności co do moich komplementów dla twojego futra. - Obserwował kątem oka, jak ta się peszy i odsuwa na te słowa. Niezwykle śmieszne były te reakcje w jego odczuciu. Może powinien częściej stosować takie paplanie?
- Nie ma takiej potrzeby, masz rację, przypomniałam sobie, że z moim rozmiarem jest wszystko w porządku - wymamrotała. Następnie, będąc do połowy łap w wodzie, przykucnęła, chcąc, by ta jak najdokładniej wymyła jej brudne futro. Kocur w tym czasie znów prychnął.
- Widzisz, jaka ta pamięć ulotna, zawsze chętnie ci ją odświeżę - Ochlapał trochę grzbiet kotki, by pomóc w ściągnięciu grubej warstwy, która osadziła się głęboko w futrze. W tym samym momencie, poczuł również, jak kotka wzdryga się przez zetknięcie z zimnem. Może powinien wybrać jakąś bardziej stojącą wodę. Ale jak miał przewidzieć taką sytuację? Powinni się pospieszyć, jeśli nie chcieli zachorować.
- Tylko uważaj na uszy - poprosiła.
- Twoje uszy są ze mną bezpieczne - zapewnił. Jeszcze tylko oblać trochę kark, do którego się niezbyt dało dosięgnąć samemu przeczyścić boki, gdzie na szczęście futro pod wodą nie stawiało oporów, po czym mógł spojrzeć na mokrego kota którego śmiało można było porównać do mopa.
- W sumie to nie potrzeba większej charakteryzacji, wystarczy, że pójdziesz prosto do granicy z takim wyglądem. Nikt nie będzie miał wątpliwości co do twoich przeżyć - Rzucił ukrywając rozbawienie, samemu przecierając resztki mułu, którym został potraktowany.
- Wolałabym zrobić lepsze pierwsze wrażenie, ale jeśli tak mówisz... - Nie brzmiała na przekonaną. Mimo to, jak już wyszła z wody, stanęła blisko niego i dopiero wtedy porządnie się otrzepała. - Tobie też trzeba pomóc zmyć błotko.
- Zostały tylko ślady - stwierdził patrząc na swoją łapę i się krzywiąc. Nie tylko przez widok resztek nalotu, ale również przez fakt, że kotka potraktowała go atakiem wodnych kropel. Zerknął na nią wymownie. Mop zamienił się w jeża. - I dobre wrażenie pierwsze masz już na jednym kocie. Na reszcie możesz mieć drugie. - Stwierdził, na co ta pokiwała głową, uśmiechając się z zawstydzeniem.
- To w takim razie można iść dalej - rzuciła.
- Czyli nici z pomocy z czyszczeniem? - spytał z teatralną nutą nieszczęśnika, przypominając sobie, czemu dał się torturować - A ja się dałem błotem specjalnie obrzucić...
- No musisz się jakoś godnie przy mnie prezentować - stwierdziła. - Ja mam w większości brązowe futro, to ty też miej przez chwilę.
- I to tyle by było z bycia serdeczną koleżanką. - westchnął smutnie - Tak wkręcać biednego burzaka~
- Halo! Ja dalej jestem milutką koleżanką, tylko teraz uczę cię samodzielności - stwierdziła. - Nie wyglądasz na biednego, zmaltretowanego, czy cokolwiek. Swoją drogą nikt się nie będzie martwił o ciebie, skoro tak długo cię już nie ma?
- Zwyczajnie chcesz się wymigać - stwierdził obrażony, siadając i czyszcząc szybkimi pociągnięciami resztki z białej łapy. A on tu takie poświęcenie zrobił. Wykorzystywanie! - Nah, powinno być dobrze, czasem mnie nie było dłużej - stwierdził w trakcie, bez większej emocji - Potrzebujemy jeszcze dwóch rzeczy, a dokładniej trzech, jeśli liczyć twoje zdolności aktorskie, których to nie miałem okazji zobaczyć.
- Nie ma się czym chwalić - przyznała. - Wyobraź sobie, że mówię tą formułkę, co mi wymyśliłeś i to ci powinno wystarczyć, jeśli nie chcesz utracić całkowitej wiary we mnie.
- Jakoś niezbyt mi się widzi słuchanie czegoś pokroju: ,,O nie, jestem biednym porzuconym samotnikiem, proszę pomóżcie, ała" - Ubarwił swój głos o możliwie jak najbardziej bezpłciowy, robotyczny ton jaki istniał. - Dobra przepióreczko, potrzebujemy jeszcze zapachu z drogi grzmotu i trzeba wytrzasnąć skądś krew.
- Coś ty się tak uwziął na tą przepiórkę? - parsknęła. - No dobra, Indyku, ale czemu krew? Brzmi... Brzmi boleśnie, a miało być bezboleśnie - przypomniała.
- Bo jest mała, puchata i nie dostaje mi do brzucha - wyliczył - I nie mówię o twojej krwi. Potrzebujemy dobrego przedstawienia - Stwierdził, ruszając w stronę drogi grzmotu.
Potem znaleźć musieli dwie rzeczy. Mysz, czy inne zwierzę, które by akurat ładnie wpadło w białe łapy, oraz zapach lisa. Z tym pierwszym było łatwiej, wiewiórkę się zjadło, krwią trochę upaćkało Grację, że niby to jej, niby nie. Z zapachem z drogi grzmotu również jakoś poszło. Co prawda spiął się cały, gdy do niej podeszli, ale na szczęście było w miarę pusto, a smród na tyle silny, że nie musieli podchodzić zbyt blisko, by tym nasiąknąć. No i został ten nieszczęsny lis. Tu trzeba było działać bardziej ostrożnie i w tym przypadku Szept po prostu zerwał oznaczone liście, z których chociaż odrobinę zapachu można było przenieść i na Grację, i na nieszczęście, na samego siebie. Plus był taki, że smród całkowicie zamaskował zapach wiewiórki. Ale i tak trzeba potem było się jeszcze przewietrzyć i wytarzać w trawie czy igliwiu, żeby nie upaść podczas marszu. I na koniec... cóż, Szept był całkiem zadowolony z charakteryzacji, którą osiągnął tarzając biedną szylkretkę po różnych miejscach i zapachach. Wyglądała jak prawdziwy, zmęczony survivalowiec! Pozostało tylko dotrzeć na miejsce.
- Słuchaj - zaczął jakoś w połowie - Możemy jeszcze powiedzieć, że się znamy. To być może przekona część z nich. W końcu oni znają mnie, ja ich. - Poddał, patrząc przed siebie. Nie chwaląc się, rozmawiał prawie z każdym w obozie, a młodszych znał od żłobka. Może... może dzięki temu, będzie łatwiej zdobyć ich zaufanie.
Pierwsze kroki kotki były pewne. Każde kolejne zdawały się coraz bardziej ospałe i niestabilne, jakby krótkie łapki tonęły w smole. Każdą taką zmianę, można było usłyszeć.
- Masz na myśli, że będę musiała zmienić imię? - wymamrotała. - Jeśli myślisz o swojej liderce, to wydaje ci się, że to będzie coś miłego, czy nazwie mnie jakiś Śmierdzącym Łajnem? - mruknęła.
- Aha, to na pewno przepióreczko - mruknął z uniesionym ogonem - Co tam jeszcze było... kłapoucha? karłowatołapa? - wyliczał w zadowoleniu - Nie bój się, najgorsze co może ci dać, to ,,pchiełka". - Akurat o imię się nie martwił. Bardziej chodziły mu po głowie dwie przeszkody, zwane jako jego własna matka, oraz autentyczne problemy. Jakby, jasne, on Grację znał, ale reszta? No i nie mógł powiedzieć: hej, spotkałem się z owocówką kilka razy na granicy, i.... ej, w sumie, właśnie, że mógł. Znaczy, oczywiście, nie powie, że pochodzi z owocowego lasu, ale nikt mu nie zabroni się spotykać na granicach z samotnikami. Do tego wyglądającymi tak niegroźnie. Nie tylko on robił coś na nielegalu. Nawet pani idealna skądś wygrzebała na tyle szurniętego gościa, by uznał, że fajnie by było mieć z nią kociaki. Chociaż w sumie temat ten zaczynał go nudzić, widocznie komuś się jednak podobała. Chociaż ciągle zdawało się być to abstrakcją. Niemniej, nie mógł wyrzucić z głowy faktu, że nazwała jedno z kociąt Stokrotką.
- Szepcząca Pustko - rzuciła karcąco. - Nie jestem aż taka niska. Chociaż jeśli wszystkich karmią w tym klanie tak jak ciebie karmili, to może będę wyjątkowo kurduplowata przy innych - westchnęła, próbując się nie rozmyślać.
- Bo ja wiem? Zawsze się zastanawiałem, czy podczas rozmowy z tobą mam się położyć, czy może cię podnieść - odparł całkiem poważnie - Może raniuszek? - dodał po chwili tonem zamyślonym, po czym stanął przy brzegu rzeki.
- Ranisz to ty moje uczucia, a nie raniuszek - mruknęła. - Mój drogi przyjacielu, skomentuj jeszcze raz negatywnie mój wzrost, a stworzę z niego najlepszą formę ataku i będę praktykować ją tylko na tobie - zagroziła, starając brzmieć się jak najbardziej poważnie, choć przelotny śmiech sam opuścił jej pysk.
- Ja? Nigdy w życiu - zaprotestował teatralnie, po czym wskazał łapą na wodę - No, to hop!
Niby widziała, jak kocur stawia kroki w wodzie, ale bardzo nieufnie za nim szła. Gdy już jednak jej łapa dotknęła dna, a liliowy wydawał się nie topić, ruszyła pędem przed siebie, byleby jak najszybciej znaleźć się brzegu. Niby wszystko fajnie, ale z jej wzrostem można by się utopić w kałuży.
- Hej, ale ja chcę zostać Burzakiem, nie Nocniakiem - upomniała go.
- Mhmmm, ale tu masz całkiem śmierdzące podłoże - powiedział, z zadowoleniem wyciągając coś z dna, co ciężko było nazwać błotem, jakby był z tego niezwykle dumny - I od tego zaczniemy~ - Nie dało się ukryć. Zapach mułu, wodorostów i pewnie jakiejś martwej kiedyś upadłej tkanki, był całkiem sporym tłumikiem. A to dopiero część przygotowań. Sam kocur niezbyt lubił dotyk tego czegoś. Było ciepłe, dziwne gładkie i miękkie. Wolał o tym nie myśleć. Tymczasem kotka spojrzała na niego z narastającym przerażeniem w oczach.
- Co ty kombinujesz, Szepcząca Pustko? - wymamrotała. Przywykła używać jego pełnego imienia, gdy chciała nadać powagi sytuacji. - Proszę odstawić to, co dzierży twa łapa, zaczynasz całkowicie tracić zmysły kolego, a nawet jeszcze nie jesteśmy blisko twojego klanu...
- Wybory wymagają poświęceń! - ogłosił dostojnie - Z resztą, zaraz to zmyjesz, wystarczy, że się trochę opłuczesz w wodzie i po mule nie będzie ani śladu. Lepsze to, niż lisie oznaczenia - mówił zadowolonym tonem, pewny siebie, już wyciągając łapę, by wytrzeć dość obfitą część w czekoladową sierść. Trochę jak lepienie bałwana, ale z mułu. Wow, kreatywnie.
- Ale poczekaj! - wykrztusiła. - Nie, żebym bała się pobrudzić, ale wiesz, jak już muszę się paprać dla skrycia zapachu, to żebym poczuła się raźniej w byciu brudną, to też cię trochę udekoruje? - zaoferowała, gotowa sięgnąć łapą po błotnistą maź.
- Nie widzę takiej potrzeby - odpowiedział, patrząc na kotkę czysto zdziwiony propozycją - Z resztą, czy ty wiesz jak trudno jest tą biel doczyścić? Nie potrzebuję udawać samotnika.
- Może i masz raaaaacjęęęę... - przeciągnęła. - Ale bym ci się pomogła domyć, no weź - wymamrotała. - W parze raźniej.
Lilowy uniósł czoło. Sensu w tym nie widział, w końcu on miał burzakiem pachnąć. I też brudzić się nie chciał. Czy ona sobie zdawała sprawę, ile czasu zajmowało pielęgnowanie tej sierści?
- Powiedz mi - zaczął, z kwitnącym uśmiechem - Z tą pomocą miałaś na myśli podtopienie mnie, czy użycie bardziej tradycyjnej metody?
- O - wykrztusiła. - To akurat dobry pomysł, ale myślałam o tym drugim. Ja po prostu jestem serdeczną koleżanką, która by ci pomogła we wszystkim, w podzięce za szansę na zmianę życia.
Kocur zagryzł zęby, po czym zerknął wymownie w bok, chcąc sobie znaleźć punkt zaczepienia dla oczu. Jakoś sobie nie mógł tego wyobrazić. Albo nie, właśnie mógł. I w tym był problem.
- Dobra, paćkaj mnie tym - rzucił w końcu bo chwilowej bitwie sam ze sobą, wyciągając jedną z łap.
Natomiast Gracja wydawała się szczerze zaskoczona.
- Ty tak serio? - wymruczała, a potem otrząsnęła się i uśmiechnęła szczerze i szeroko. - Zaskakujesz mnie z każdym razem coraz pozytywniej - wyznała i zbliżyła się do wody, tylko po to, by zamaszystym ruchem zgarnąć błoto z podłoża i rzucić nim w stronę kocura, aby to osiadło się na białym futrze. - Spokojnie, oszczędzę twój ogon, go mi akurat żal.
Szept dostał trochę mułem po oczach, jak i brudną wodą. Uszy zaraz poleciały na boki, ogon zatańczył w powietrzu a na pysku pojawił się wyraz skwaszenia. Miał ubłocone łapy. Trochę futra na piersi. Miał ochotę się położyć i zawyć żałośnie.
- I za jaką cenę - wymruczał do siebie pod nosem, nie pozostając dłużnym. Korzystał z długich łap, miał dzięki nim pewną przewagę. Pierwotnie chciał zwyczajnie kotkę nim nasmarować omijając uszy, oczy i tak dalej. Ale teraz? Rzucił muł w jej stronę. A mogła oszczędzić sobie ten pysk!
- Kolego, ja ci ledwo do łap sięgam, nie zatop mnie w tym błocie! - wyrzuciła, zamykając oczy i cofając się. - Poza tym, miałeś to we mnie wetrzeć, by zaburzyć mój zapach, a nie mnie ubrudzić do końca - dodała, krzywiąc się, gdy poczuła na języku posmak błota, który najwyraźniej się tam dostał.
- Wetrzeć, ubrudzić, nie widzę różnicy - stwierdził, wykładając papkę na grzbiet Gracji, ignorując jej skrzywienie i spojrzenie z ukosa - Potraktuj to jako konsekwencję nagłego targnięcia na moje życie z użyciem mułu.
- Ty to cwany jesteś - stwierdziła. - Najpierw pokazujesz mi się jako miły i dobroduszny, a jak już dałam ci się porwać, to nagle potwór z ciebie wychodzi - mruknęła. - Powiedz mi, masz ty w tym Klanie Burzy jakiś wrogów? Muszę wiedzieć, z kim się bratać.
- Widzisz, to znaczy, że mój urok działa. Czuj się porwana. I jako ofiara dobrowolnego porwania powinnaś się w rolę wcielić i od możliwych burzakowych defektów trzymać z daleka. Inaczej doszczętnie pogrzebiesz swojego porywacza-wybawcę. - Wyłożył kolejną porcję wcierając ją w gęste futro. Nie spodziewał się, że jest go aż tyle. Skorzystał z faktu, że czekoladowa akurat nie patrzyła, tworząc z błotnistego futra dwa różki. Jak plastelina. Szkoda tylko, że nie mógł ich zrobić na głowie.
- Czyli jest ktoś, kogo nie lubisz, okey - wyciągnęła owy wniosek z jego wypowiedzi. - No dobra, to bądź dla mnie miły, a nie będę tego kogoś szukać - zapewniła, wzdychając, gdy błoto znowu dotknęło jej skóry. - Pomimo tego, że czuję się teraz krzywdzona, jestem podekscytowana tym, co mnie czeka.
- O, uwierz, nie będziesz musiała szukać - Rzucił z przekąsem - Na nieszczęście dla siebie i dla mnie. A co cię czeka... Cóż, trening! - O ile jej nie wywalą gdy się zbliżą zbyt blisko. Musiał wymyśleć coś na plan awaryjny. Nie chciał psuć entuzjazmu niskiej kulki, więc postanowił wszystko załatwić w miarę samodzielnie. W tym, wymyśleć kolejne drogi, w które mogliby pójść.
- Ah, no tak - westchnęła z rezygnacją. - Mam swoją podstawową wiedzę, powinnam dać radę - zapewniła.
- Pieszczoch, przez nieszczęścia losu został oddzielony od swoich dwunożnych, przez ostatnich kilka wschodów słońca błąkał się po pustkowiach, doznając nieszczęśliwych spotkań z klanem wilka. Z trudem dotarł na granicę z Klanem Burzy i prosi wybawców o pomoc~ - Ułożył na prędce możliwą historię. W sumie, nie była zła, wystarczyło ją tylko posypać brokatem. A Gracja wyglądała na takiego pieszczocha. - No, gotowe! Teraz tylko spłukać.
- Mam powiedzieć że byłam pieszczochem? Nie wiem, czy z mojego pyska zabrzmi to wiarygodnie - mruknęła niepewnie. - Ale postaram się.
Zetknęła na taflę wody.
- Czy ja mam się teraz... tu położyć, by to z siebie zmyć? - zagadnęła. - Tylko proszę, nie próbuj mnie topić.
- Aha, czas zmyć z ciebie tą kąpiel błotną. I trochę więcej wiary we mnie, nie po to dostałem błotem po sierści by teraz cię topić. Ph. I uwierz mi - zerknął na uszy Gracji, po czym zlustrował dość znacząco i z rozbawieniem resztę jej ciała - Jak na moje wyglądasz na całkiem wzorowego pieszczocha.
Widocznie ta odpowiedź niezbyt się owocówce spodobała, gdyż ta zmrużyła oczy, wbijając w niego obruszone spojrzenie.
- Pieszczochy kojarzą mi się z pulnychmi kotami. Czy ty znowu mi sugerujesz coś niemiłego? - mruknęła. - Uznam, że to był komplement bo mam nietypowy rodzaj uszu i trudno taki spotkać w lesie.
- Ależ nie śmiałbym. Wcześniej już przecież tłumaczyłem -zauważył - Ale zawsze możemy test mieszczenia się w łapach powtórzyć, tak dla zaspokojenia twojej niepewności co do moich komplementów dla twojego futra. - Obserwował kątem oka, jak ta się peszy i odsuwa na te słowa. Niezwykle śmieszne były te reakcje w jego odczuciu. Może powinien częściej stosować takie paplanie?
- Nie ma takiej potrzeby, masz rację, przypomniałam sobie, że z moim rozmiarem jest wszystko w porządku - wymamrotała. Następnie, będąc do połowy łap w wodzie, przykucnęła, chcąc, by ta jak najdokładniej wymyła jej brudne futro. Kocur w tym czasie znów prychnął.
- Widzisz, jaka ta pamięć ulotna, zawsze chętnie ci ją odświeżę - Ochlapał trochę grzbiet kotki, by pomóc w ściągnięciu grubej warstwy, która osadziła się głęboko w futrze. W tym samym momencie, poczuł również, jak kotka wzdryga się przez zetknięcie z zimnem. Może powinien wybrać jakąś bardziej stojącą wodę. Ale jak miał przewidzieć taką sytuację? Powinni się pospieszyć, jeśli nie chcieli zachorować.
- Tylko uważaj na uszy - poprosiła.
- Twoje uszy są ze mną bezpieczne - zapewnił. Jeszcze tylko oblać trochę kark, do którego się niezbyt dało dosięgnąć samemu przeczyścić boki, gdzie na szczęście futro pod wodą nie stawiało oporów, po czym mógł spojrzeć na mokrego kota którego śmiało można było porównać do mopa.
- W sumie to nie potrzeba większej charakteryzacji, wystarczy, że pójdziesz prosto do granicy z takim wyglądem. Nikt nie będzie miał wątpliwości co do twoich przeżyć - Rzucił ukrywając rozbawienie, samemu przecierając resztki mułu, którym został potraktowany.
- Wolałabym zrobić lepsze pierwsze wrażenie, ale jeśli tak mówisz... - Nie brzmiała na przekonaną. Mimo to, jak już wyszła z wody, stanęła blisko niego i dopiero wtedy porządnie się otrzepała. - Tobie też trzeba pomóc zmyć błotko.
- Zostały tylko ślady - stwierdził patrząc na swoją łapę i się krzywiąc. Nie tylko przez widok resztek nalotu, ale również przez fakt, że kotka potraktowała go atakiem wodnych kropel. Zerknął na nią wymownie. Mop zamienił się w jeża. - I dobre wrażenie pierwsze masz już na jednym kocie. Na reszcie możesz mieć drugie. - Stwierdził, na co ta pokiwała głową, uśmiechając się z zawstydzeniem.
- To w takim razie można iść dalej - rzuciła.
- Czyli nici z pomocy z czyszczeniem? - spytał z teatralną nutą nieszczęśnika, przypominając sobie, czemu dał się torturować - A ja się dałem błotem specjalnie obrzucić...
- No musisz się jakoś godnie przy mnie prezentować - stwierdziła. - Ja mam w większości brązowe futro, to ty też miej przez chwilę.
- I to tyle by było z bycia serdeczną koleżanką. - westchnął smutnie - Tak wkręcać biednego burzaka~
- Halo! Ja dalej jestem milutką koleżanką, tylko teraz uczę cię samodzielności - stwierdziła. - Nie wyglądasz na biednego, zmaltretowanego, czy cokolwiek. Swoją drogą nikt się nie będzie martwił o ciebie, skoro tak długo cię już nie ma?
- Zwyczajnie chcesz się wymigać - stwierdził obrażony, siadając i czyszcząc szybkimi pociągnięciami resztki z białej łapy. A on tu takie poświęcenie zrobił. Wykorzystywanie! - Nah, powinno być dobrze, czasem mnie nie było dłużej - stwierdził w trakcie, bez większej emocji - Potrzebujemy jeszcze dwóch rzeczy, a dokładniej trzech, jeśli liczyć twoje zdolności aktorskie, których to nie miałem okazji zobaczyć.
- Nie ma się czym chwalić - przyznała. - Wyobraź sobie, że mówię tą formułkę, co mi wymyśliłeś i to ci powinno wystarczyć, jeśli nie chcesz utracić całkowitej wiary we mnie.
- Jakoś niezbyt mi się widzi słuchanie czegoś pokroju: ,,O nie, jestem biednym porzuconym samotnikiem, proszę pomóżcie, ała" - Ubarwił swój głos o możliwie jak najbardziej bezpłciowy, robotyczny ton jaki istniał. - Dobra przepióreczko, potrzebujemy jeszcze zapachu z drogi grzmotu i trzeba wytrzasnąć skądś krew.
- Coś ty się tak uwziął na tą przepiórkę? - parsknęła. - No dobra, Indyku, ale czemu krew? Brzmi... Brzmi boleśnie, a miało być bezboleśnie - przypomniała.
- Bo jest mała, puchata i nie dostaje mi do brzucha - wyliczył - I nie mówię o twojej krwi. Potrzebujemy dobrego przedstawienia - Stwierdził, ruszając w stronę drogi grzmotu.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Potem znaleźć musieli dwie rzeczy. Mysz, czy inne zwierzę, które by akurat ładnie wpadło w białe łapy, oraz zapach lisa. Z tym pierwszym było łatwiej, wiewiórkę się zjadło, krwią trochę upaćkało Grację, że niby to jej, niby nie. Z zapachem z drogi grzmotu również jakoś poszło. Co prawda spiął się cały, gdy do niej podeszli, ale na szczęście było w miarę pusto, a smród na tyle silny, że nie musieli podchodzić zbyt blisko, by tym nasiąknąć. No i został ten nieszczęsny lis. Tu trzeba było działać bardziej ostrożnie i w tym przypadku Szept po prostu zerwał oznaczone liście, z których chociaż odrobinę zapachu można było przenieść i na Grację, i na nieszczęście, na samego siebie. Plus był taki, że smród całkowicie zamaskował zapach wiewiórki. Ale i tak trzeba potem było się jeszcze przewietrzyć i wytarzać w trawie czy igliwiu, żeby nie upaść podczas marszu. I na koniec... cóż, Szept był całkiem zadowolony z charakteryzacji, którą osiągnął tarzając biedną szylkretkę po różnych miejscach i zapachach. Wyglądała jak prawdziwy, zmęczony survivalowiec! Pozostało tylko dotrzeć na miejsce.
- Słuchaj - zaczął jakoś w połowie - Możemy jeszcze powiedzieć, że się znamy. To być może przekona część z nich. W końcu oni znają mnie, ja ich. - Poddał, patrząc przed siebie. Nie chwaląc się, rozmawiał prawie z każdym w obozie, a młodszych znał od żłobka. Może... może dzięki temu, będzie łatwiej zdobyć ich zaufanie.
<Straumatyzowany pieszczochu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz