Dzień po porodzie Tuptającej Gęsi
Każdy dzień pokazywał jej boleśnie na drodze coraz to kolejne rzeczy których nie umiała, nie chciała umieć, albo całkowicie psuła za każdym razem. Nie odnajdywała się w tym co miała robić, ba, męczyło ją już samo próbowanie zmienienia się tak jak oczekiwała od niej matka. Już zrozumiała, że jest okropna w każdej dziedzinie, to czemu po prostu nie mogła być wojownikiem by robić cokolwiek? Czemu nie może po prostu jakoś funkcjonować bez dokończonego treningu? Jakąś rybę może by złapała, pobić przeciętnie, ale dałaby sobie radę… To czemu miała wyciskać z siebie resztki chęci na coś, co jeszcze bardziej skręci ją w środku?Rozumiała, że to wszystko było nie w porządku wobec innych, uczyła się z jakimiś młodszymi kotami bo była na ich poziomie i nie powinna zostać wojowniczką, lecz… Na pewno się tego nie dało zmienić? Cokolwiek zaradzić? Jeżeli będzie musiała budzić się z rana jeszcze przez najbliższe kilka księżyców tylko po to, by ponarzekać na śmierdzący las, to nawet medytacji jej się odechciewało. Bo jak tu znaleźć ukojenie duszy, gdy wszystko zmuszało ją do ciągłej wściekłości i rozgoryczenia? Jej łapy przestawały do niej należeć, czuła się po prostu jakby utknęła w innym ciele, które na ślepo miało robić jakieś pierdoły. Dla niej już nie było innej opcji, niż powtarzać ten cały cykl w kółko do końca jej dni.
O dziwo jednak w ten jeden dzień coś się zmieniło i nie została obudzona o świcie. Nikt nie kazał jej zanurzać się w zimnej wodzie, by poćwiczyć nie topienie się. Kiedy wyszła już z legowiska uczniów, jakiś losowy kot zdążył jej tylko powiedzieć, że matka ją wzywa do siebie. I to już brzmiało strasznie. Starała się, by jej zdumienie nie było aż tak widoczne, by udawać, że rzeczywiście wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. Tak naprawdę była w cholerę przerażona, bo czego mogła od niej oczekiwać Srocza Gwiazda w środku dnia?
Niepewnie podeszła do legowiska lidera, nie do końca przekonana do tego, czy chce się teraz widzieć z matką. Ale co tam, będzie na pewno luźno, skoro….To była jej kochana mentorka…
- Um, mamo? Srocza Gwiazdo? Chciałaś mnie widzieć z tego co słyszałam... Coś się stało? - uśmiechnęła się lekko, w głębi duszy biegnąc maraton pod górkę. W momencie gdy była jeszcze poza legowiskiem myślała, że będzie dobrze, ale gdy do niego weszła, zmieniła zdanie. Będzie okropnie.
Srocza Gwiazda wyglądała jakby jej wyczekiwała, siedząc na posłaniu z luźno położnym ogonem. Kiedy przekroczyła próg legowiska, liderka wyprostowała się, zwiększając swoją wysokość o głowę. Spowodowało to, że poczuła się jeszcze bardziej onieśmielona.
- Tak, wzywałam. - zaczęła, wstając z legowiska. Podeszła do niej bliżej, kontynuując - Czy znasz powód dla którego tu jesteś?
Przełknęła ślinę, patrząc się gdzieś w bok.
- Chyba nie... Tak mi się wydaje... Jest jakiś problem?
Liderka trzpnęła z niezadowoleniem ogonem.
- Co myślisz o swoich postępach na treningu, Kotewkowa Łapo? - zapytała, okrążając powoli niższa kotkę.
- Jest... Znośnie? - powiedziała z nadzieją, że Sroczej Gwieździe nie o to chodziło…
Próbowała ignorować to, jak strasznie wyglądała obecnie jej mentorka. Unikała wzroku tych całkowicie pozbawionych emocji ślepi i odliczała sekundy do końca ich rozmowy.
- Spójrz na twoje siostry. Wszystkie skończyły trening już wiele, wiele księżyców temu. Niektóre z nich mają już nawet własne rodziny, szkolą młodych uczniów... Twoich kolegów z legowiska. - mówiła, nie urywając kontaktu wzrokowego - Wystarczająco długo tolerowałam twoje zachowanie. Wierzyłam, że źle się czujesz, byłam cierpliwa, jednak osiągnięcie tego samego co Tuptająca Gęś, Wirująca Lotka, a nawet Spieniony Nurt zajęło ci dwa razy dłużej niż im! Myślę, że sama wiesz jak patrzą na ciebie inni wojownicy. Wszakże to ty każdego dnia musisz mierzyć się z ich spojrzeniami na swoim grzbiecie.
Spojrzała smutno na mamę.
- Ale... Ja... No nie mogę się wytłumaczyć, ale jest aż tak źle?... Ja naprawdę... Nie idzie mi najgorzej! A może nie chcę zakładać rodziny jak moje siostry? Może... Takie życie mi się podoba?... Te wszystkie spojrzenia mi... Nie przeszkadzają.
Próbowała zignorować to głośne westchnienie pełne zawodu, jednak jej poczucie winy wzrastało. Czarno biała cofnęła się krok do tyłu, a w głębi jej oczu odbiło się matczyne zmartwienie i rozczarowanie.
- Nie są najgorsze, jednak to nie jest wystarczające dla kogoś kto jest moją córką. Klan nie będzie się czuł bezpiecznie w łapach kogoś, komu nie udało się nawet wyszkolić własnej uczennicy... Dlatego jestem zmuszona podjąć bardziej radykalne środki.
Poczuła taki szok jakiego nigdy w życiu. Jak jej serce już i tak biło strasznie szybko, to teraz była już była zawrotna prędkość.
- Jakie radykalne środki?! Mamo?!
- Nie krzycz - gestem łapy uspokoiła ją. - Nie martw się. Jesteś moim dzieckiem, nie wygnam cię. Jednak nie możesz pozostać bezkarna. - wzięła głębszy wdech - Twoja siostra wczoraj się okociła. Większość kotów już wie, co się stało z jednym z nich.... To prawdziwa tragedia dla Klanu Nocy.
Nie możemy czuć się bezpiecznie, kiedy nasze kociaki giną tuż po narodzinach. Dodatkowo, Tuptajaca Gęś to moja zastępczyni. Ma teraz dużo obowiązków, zarówno tych matczynych, jak i wobec klanu. Dlatego chcę, abyś to ty została piastunką jej kociąt.
Powstrzymała się od parsknięcia ze śmiechu i szczerego przerażenia. To… Nie brzmiało tak źle, ale co jeżeli była do tego nieodpowiednia jak do wszystkiego?!
- Ale ja przecież nie znam się na dzieciach! Będę jeszcze bardziej kłopotliwa niż teraz! Co jeżeli coś im się stanie przeze mnie? Tuptająca Gęś mi nie wybaczy przecież!
- Jesteś moją córką, oczywiście, że dasz sobie radę! - pocieszyła Kotewkę.- Wątpiąc w siebie wątpisz w swoją rodzinę, a to jest niedopuszczalne. Nikt nie rodzi się z umiejętnością opieki nad dziećmi. Nauczysz się, prędzej czy później. Jednak bycie piastunką przychodzi z wieloma zasadami i ograniczeniami, chociaż to i tak drobnostka w porównaniu do perspektywy życia jako wygnaniec. - wymruczała - Co prawda twoim priorytetem są kocięta o przywódczej krwi, jednak o inne też musisz dbać i nauczyć zasad panujących w Klanie Nocy. Jesteś przekonującą i sprytną kotką, poradzisz sobie. Otrzymasz własny ciepły kąt i będziesz mogła spać tyle ile kocięta... Twoim głównym zadaniem będzie ochrona i nauka ich. Im wcześniej młode zaczną zdobywać doświadczenie tym lepiej. Muszą wiedzieć jak poradzić sobie w razie kryzysu. - zatrzymała się, rozmyślając, co jeszcze powinna dodać - Nie przejmuj się matkami. Mogą być uparte, ale to ty rządzisz w żłobku. Jedyne w czym im możesz pomóc to poród... Nie możemy pozwolić na kolejne straty niewinnych maleństw... Jak pewnie się domyślasz, nie będziesz mogła opuszczać obozu bez nich i wybranego wojownika do eskorty. Jedzenie będzie ci dostarczane przez uczniów, podobnie jak czynione jest to z karmicielkami, więc nie musisz się martwić o to, że zabraknie ci pożywienia.
Była trochę zestresowana tymi wszystkimi nowymi rzeczami, a ta cała nowa rola przytłaczała ją tą odpowiedzialnością za dzieci. Naprawdę wolała nie wyobrażać sobie tego co mogło jej się stać, jeśli coś zawali.
- Nie brzmi aż tak źle... Sama nie wiem co o tym myśleć, bo ja... Uh, naprawdę się starałam być wojownikiem... Nigdy nie będę mieć możliwości zostania wojownikiem? Ani niczego takiego? Są jeszcze jakieś zakazy czy?...
- Rozumiem, dlatego właśnie ciebie wybrałam do tej roli. Masz wiedzę wojownika, jesteś młoda i sprawna. Jednak prawdziwi wojownicy nie mogą sobie pozwolić na taką ignorancję. Spójrz na to co stało się z Ryjówkowym Urokiem. Od śmierci Drozdowego Futra cały czas chudnie. A to wszystko mogłoby się potoczyć inaczej, gdyby tylko bardziej przykładała się do treningu... jednak nie o niej teraz rozmawiamy. Nie ma innych zakazów, sama powiedziałaś, że nie chcesz zakładać rodziny, dlatego własne potomstwo nie stanie ci na drodze w opiece nad innymi kociakami. Wieczorem ogłosimy klanowi twoje nowe imię i powołanie. Przygotuj się.
Tak właśnie zakończyły rozmowę - i nie, nie udało jej się przygotować. Dalej czuła się strasznie nieprzygotowana. Nieprzygotowana w każdym calu. Nawet kiedy później Srocza Gwiazda to wszystko ogłosiła, dalej nie była pewna co ze sobą począć.
[1263 słów]
[25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz