Rudy grzbiet kusił coraz bardziej, aby się na niego wspiąć. Nagietkowa Łapa wydawał się pogrążony w myślach i nie zauważył, że niebezpieczeństwo się zbliża. Jego wibrysy zadrżały z ekscytacji. To poczucie, że był kimś wielkim zaczęło narastać. Głód władzy odezwał się w jego trzewiach. Sunął, cicho, cichuteńko, łapka za łapką, aż nie dotarł do celu. Następnie wspiął się na grzbiet brata, który strzepnął uchem i odwrócił głowę, próbując zlokalizować niesfornego kleszcza, który piął się coraz wyżej, aż nie rozłożył się na jego szczycie.
— Powoź mnie — rzucił rozkazującym tonem.
Nagietkowa Łapa zrobił coś zgoła innego, co wytrąciło go całkowicie z równowagi. Sięgnął po niego łapą i go strącił, przez co przeturlał się w dół pod jego kończyny. Z pyska uciekł mu niezadowolony pomruk. Jak on śmiał?! Było mu już tak wygodnie, a kocur okazał się skończonym mysim móżdżkiem! Powinien czuć się zaszczycony, że wybrał go jako swego sługę. Mógł grzecznie spełnić jego rozkaz, dając mu napawać się upragnionym triumfem wielkości. Ale nie... Nagietek nie wydawał się chętny do poddania jego woli. Zaraz złapał go za kark i uniósł w górę, co wywarło w nim falę niepokoju. Chyba nie idą znów do nierudych?! Afe! Czy nie nauczył się już, że to tak nieładnie? Mama teraz jak nic go wydziedziczy!
Próbował się uwolnić, ale ten trzymał go dość solidnie. Nie wyszli jednak ze żłobka co go zaskoczyło. Brat coś robił, zerkając ukradkiem w kierunku matki, która zajmowała się siostrami. Jeśli tak czynił to oznaczało, że robił coś nielegalnego. Mógł to wykorzystać. Wystarczyło zawołać mamę i w zasadzie był gotów to zrobić, lecz w tym samym momencie został upuszczony na mech.
Otrzepał się i posłał kocurowi niezadowolone spojrzenie, dopiero po chwili orientując się co ten zaplanował. Ha! Ale był głupi! Sądził, że to go powstrzyma? Nagietkowa Łapa pozwijał mech tak, aby stanowił swego rodzaju mur pomiędzy nim, a tym gdzie rudy stał. Od razu nie patyczkując się, wspiął się sprawnie na to, pokazując bratu, że jego pomysł był do bani. Rudzielec jednak jakby spodziewając się takiego obrotu sprawy, strącił go łapą i skończył na dole. Po raz kolejny wspinał się, coraz bardziej zły, a Nagietek raz po raz, go spychał, bawiąc się przy tym znakomicie. To nie tak miało wyglądać! To on powinien się cieszyć, a nie uczeń!
— Już masz dość? — zwrócił się do niego brat, widząc że zaprzestał wspinania się po mchu.
— Jesteś okropny! Powiem mamie, że mnie dręczysz! — wypiszczał rozeźlony.
— A-a-a. — Położył mu łapę na pysku. — Co ja mówiłem jeszcze nie tak dawno temu? Chcesz znów zostać zarażony przez nierudego za to, że nie słuchasz się starszego brata?
Cały zapowietrzył się na te słowa. Oczywiście, że pamiętał to co się stało i znał morał jaki krył się pod tym co mówił. Mimo to... mimo to nie podobało mu się, że miał się go słuchać. To powinno być odwrotnie! Ale nie wiedział jak miał go przestraszyć. Nie posiadał mocy zsyłania zarazy, która odebrałaby bratu piękno. Był na straconej pozycji.
Nagietkowa Łapa rozsiadł się wygodnie widząc, że wygrał to starcie.
— Gdy zostanę liderem to będzie odwrotnie — fuknął, zadzierając swój mały nosek.
— Nie gadaj — Brat wydał z siebie przerysowany, zdumiony głos. — Ty? Liderem?
— A tak. — Uśmiechnął się szeroko, nie wyczuwając, że kocur nie brał jego słów na poważnie. Ba! Uważał, że ten mu zaczął nawet zazdrościć, bo nie miał nawet takich pragnień, a co najważniejsze możliwości do osiągnięcia tego celu. — Gdy będę duży i wpływowy, zrobię z Klanu Burzy centrum świata! I każdy będzie do mnie przychodził, składając pokłony i wielbiąc mój majestat. A ty będziesz moim sługą i ochroniarzem, bo oczywiście - ja. — Wskazał łapką na siebie. — Nie zamierzam brać udział w tych... tych... Brudnych szkoleniach na wojownika. Jestem ponad to.
Narcyzowa Łapa zagwizdał przeciągle.
— No, no... A skąd pomysł, że się na to zgodzę? I niestety... choć to może być dla ciebie rozczarowujące, nie wyjdziesz ze żłobka jako lider. To tak nie działa — parsknął. — Więc nie. Nie widzę siebie w tej roli. Znajdź sobie innego jelenia. — Pacnął go w nos.
Jak to?! Co on mówił za okropieństwa! To Różana Przełęcz nie zrobi go liderem, gdy ukończy szósty księżyc? Przecież był wybrańcem! Narodził się, więc musiała mu ustąpić pierwszeństwa. Zresztą... ze słów mamy wynikało, że nie radziła sobie na tej pozycji. To trochę dziwne, bo jego zdaniem władanie klanem to była super zabawa, na dodatek dziecinnie prosta.
— Nie pacaj mnie! — Najeżył się i korzystając z uśpionej czujności rudzielca, wspiął się po mchowym murze i dopadł do niego. Ten widząc to otoczył go łapami, przez co znów znalazł się w pułapce. Ale za to był bliżej, dzięki czemu mógł go pokąsać ząbkami. Wziął się od razu do roboty, by ten wziął go w końcu na poważnie.
Nagietkowa Łapa ze znudzeniem wpatrywał się jak ciągał jego sierść, nie robiąc mu absolutnie żadnej krzywdy. Był większy i przez to sądził, że był silniejszy, ale nie! To on był! Właśnie pokazywał mu, że oto był górą! Wspaniałości mu nie odmówi. Ale powoli czuł ogarniające go zmęczenie, a jego przeciwnik nie słaniał się z bólu. Nie... nie może... Nie... nie może tu przegrać. Jednak ciało nie słuchało, chciało odpłynąć, zregenerować siły... i pyk. Nagle mały robak przestał się ruszać. Głowa mu opadła pod dziwnym kątem i tak jak siedział, tak usnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz