Cały dzień zszedł im na poszukiwaniach Goshenit. Coraz bardziej zastanawiał się czy może jego siostra udała się w to samo miejsce co syn pieszczoszki. Bo to było niepojęte, aby oboje zniknęli tak nagle. Pogodził się już ze śmiercią Kosa, a co jeśli on jednak żył? I któregoś dnia wrócił i zachęcił córkę Jeżyk do opuszczenia domu? To było możliwe. I to by wiele wyjaśniało.
— Och, Diamencie nie wierć się tak! — miauknął Jerzyk niezadowolony, że ich legowisko kołysze się we wszystkie możliwe strony. Jeszcze chwila i jak nic by się rozwaliło. A nie po to starał się znaleźć dobrej jakości patyki i inne rzeczy, aby uwić im takie przewspaniałe gwiazdko. — Wyglądasz przepięknie, więc nie musisz tracić czasu na dodatkowe czyszczenie swej sierści. Chyba, że chcesz wyłysieć, albo gorzej… Zapamiętaj, częste mycie skraca życie! Co za dużo to niezdrowo. — miauknął donośnie, po czym ziewnął, tak mocno rozdziawił swą paszczę, że byłby w stanie połknąć na raz mysz, jeśli by tylko chciał — A teraz dobranoc!
Oparł się o krawędź prowizorycznego legowiska. Musieli się porządnie wyspać przed kolejnym intensywnym dniem poszukiwań.
***
— Wiesz, że to nie celowo… Mogłeś mnie obudzić. Albo krzyknąć mi do ucha, aby się posunął — ziewnął kocur przeciągając się
Wyspał się. I to jak, jak jeszcze nigdy. Może głównie przez to, że przez połowę nocy spał na Diamencie, który niekoniecznie był z tego faktu zadowolony. Wystarczyło na niego spojrzeć, nie był wyspany. A z tego co usłyszał, jego przyjaciel pomimo starań nie był w stanie zrzucić siebie ogromnej kocura.
— Krzyknąłem. Spałeś jak zabity…
— Na pocieszenie ci powiem, że bardzo wygodne z ciebie legowisko! — wyszczerzył się do Diamenta
Przeniósł spojrzenie na Dukata, który wyczekująco spoglądał na dwa koty. Najprawdopodobniej w geście pocieszenie polizał srebrnego kocura po mordce, na co z pyska syna Jeżyk wydobyło się ciche parsknięcie, widząc jak sierść na czubku głowy uniosła się nieco na wzór irokeza.
***
Spędzili wiele dni na poszukiwaniu siostry. Zapuścili się poza znajome tereny, przy okazji jak się okazało wpadając na samozwańczy gang kotów. Chęć do bitki z nich niemal natychmiast wyparowała, kiedy Jerzyk wraz z Diamentem z łatwością powalili jednego z ich członków.
— Nie szukamy zwady… — miauknął Jerzyk kręcąc głową. Gdyby sytuacja była inna, wpadłby w wir bijatyki i dał nauczkę tym “kociakom”, że z potomkami Bylicy oraz członkami Kamiennej Sekty się nie zaczyna. No i z Dukatem, który po raz pierwszy szczerzył kły na nieznajome koty wyczuwając ich wrogie nastawienie. — Chcę znaleźć tylko swoją siostrę. Goshenit. Mówi wam coś to imię? Czarno-biała kotka. Zielone oczy. Bardzo ładna… — uważnie przyglądał się ulicznym rzezimieszkom, bacznie obserwują ich reakcję na zasłyszane informację. — Istnieje duże prawdopodobieństwo, że właśnie udała się w tym kierunku. No a więc, słucham — miauknął naciskając łapą na ogon rudego kocura
— Nikogo tu takiego nie było. — Naprzód niedużej grupki wysunął się kocur łudząco podobny do znajomej mu kotki, tylko że był młody. Wyglądał na rasowego kota, identyczne miał znaczenia jak Cynamonka, być może to właśnie od odpowiadał za tę grupkę. — Żadna mysz się nie prześlizgnie bez mojej wiedzy. Wracajcie do siebie, chyba że chcecie wywołać wojnę wśród gangów — Zmierzył spojrzeniem rudzielca, który z łatwością został pokonany przez w oczach przywódcy jakieś obce koty
— Jesteś pewien? Dukat złapał jej trop…
— Jestem pewien. Nie mam w naturze kłamać, możesz mi zaufać — mruknął, a Jerzykowi ciężko było stwierdzić czy rasowiec faktycznie mówił prawdę, czy kłamał — Sądząc po twoich wypowiedziach, zgaduje, że ta cała Goshenit opuściła was sama z siebie, twój głos nie wskazuje na to, że ktoś ją porwał. A jeśli tak było, może powinieneś zaakceptować decyzję siostry i pozwolić jej na szczęście? — zagadnął
Nie chciało mu się wierzyć, że Groszek faktycznie sama z siebie zdecydowałaby się ich opuścić. Nie była taka. Prawda? Ciężko mu było powiedzieć tak naprawdę jaka była jego siostra. Z czwórki kociąt to właśnie ona wyróżniała się od nich najbardziej. Być może kocur miał rację. Być może faktycznie sama podjęła taką decyzję. Tylko czy wtedy nie powinna się z nimi pożegnać?
— Chodźcie — miauknął Jerzyk, a z jego pyska wydobyło się niezadowolone syknięcie
***
Spędzili kolejne kilka dni na poszukiwaniach kotki, w innych dzielnicach. Niestety, i w tym przypadku poszukiwania były bezowocne. Z każdym kolejnym wschodem słońca, księżycem, porą, które nastały po sobie kocur przestawał wierzyć, że do jego wywiniętych uszu dojdą informacji na temat Goshenit. Zaprzestali poszukiwań. Może tamten kot miał rację. Westchnął. Pragnął, aby się mylił. Tego jednak już się nie dowie, no bo jak. Musiał zająć się dokończeniem treningu, jeśli chciał być mianowany. A żeby tego dokonać, musiał zacząć się babrać w ziołach. Myślał, że uda mu się tego uniknąć, lecz mylił się.
— Nie chce się uczyć medycyny. Po co mi ona, jak mam ciebie Diamencie. Reszta kotów też zna się na medycynie i będzie mnie leczyć, jak mi coś się stanie… — bąknął znudzony spoglądając na Diamenta, który był zajęty segregacją ziół — Ugh. Idę do Kasztelanu! — oznajmił — Idziesz?
<Diament?>
[trening 795]
I z mojej strony to byłby ostatni odpis na sesje, ze względu na to, że Jerzyk ucieka z miasta powoli. Bardzo dziękuję za relkę pomiędzy nim i Diamentem. Jak wróci z klanu to można będzie wznowić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz