— Dlaczego? Kim on jest? Jest rudy? — padła seria pytań.
— Powód jest prosty. Czułem się przez ciebie samotny, a on… On po prostu okazał się lepszy od ciebie. Nie, nie jest rudy, ale i tak jest wspaniały. Ma piękne… — zawahał się, kreując sobie w głowie totalnie losowy wygląd przystojnego wojownika — bure futro. I dużo bieli. Nie wiem jak to powiedzieć, ale jest… Jest idealny – stwierdził.
Co takiego?! Zdradzał go z jakimś burasem?! Przecież to była dla niego hańba! On był lepszy niż ten kocur! Nie mógł po prostu w to uwierzyć. Stał tam niczym wmurowany. Nie sądził, że Rudzik mu to zrobi. Że przez swoje złe ocenienie sytuacji, porzuci go dla kogoś innego.
Przecież on był idealny! Nie dostrzegał tego?! Był niczym słońce na niebie, płomień ognia, ktoś kto pomógł mu przezwyciężyć strach i dał miłość oraz ciepło! To musiał być chory żart, musiał!
- Nie wierzę! Kłamiesz! - fuknął, kręcąc głową, wypierając to co właśnie usłyszał.
- Ale taka jest prawda! A teraz... teraz mnie zostaw w spokoju!
Te słowa zabolały. Jak mógł coś takiego powiedzieć? Już nie chciał się z nim spotykać? Chciał zerwać tę więź, która ich połączyła? To był sen, musiał! Rudzik nigdy by mu czegoś takiego nie zrobił!
Odszedł jednak.
Tak jak chciał.
Odszedł, ponieważ nadal nie docierało do niego to, że kocur mówił na poważnie. Może potrzebował jeszcze czasu? Wierzył, że na zgromadzeniu sobie wszystko wyjaśnią i przybiegnie do niego, przepraszając za te wszystkie okrutne słowa!
***
Ryczał jak bóbr. To co mówił było prawdą. Obserwował jak kleił się do tego burasa. Jak ze sobą rozmawiają... Nie mógł tego znieść. Gdyby nie afera z tą samotniczką, nie pozbyłby się tak łatwo jego kochasia. Pobiegł pomóc klanowi, a on został sam na sam z Rudzikiem, który złamał jego serce na drobne kawałeczki.
Dlatego też niech się nie zdziwił, że zamordował tego kota! Nadal czuł niedosyt. Mógł lepiej się postarać, a nie tylko rozerwać mu gardło. Powinien krzyczeć i cierpieć największe męki! Za to, że odebrał mu Rudzika!
Te całe dnie były pozbawione sensu. Czuł się jakby spał, chociaż to była jawa. Okrutna rzeczywistość. Słowa Piaskowej Gwiazdy nadal nie docierały do jego zasnutego mgłą umysłu. Mieli iść na wojnę. Wojnę z Klanem Nocy.
Nie miał ochoty iść tam i obserwować tej masakry. Mógł tam być Rudzik. Nie darowałby sobie, gdyby ujrzał jak morduje. Dlatego też został w obozie, oczekując powrotu jego uczennicy. Kotka wyruszyła wraz ze swoim rodzeństwem, by zdobyć dla ich klanu chwałę. On nie potrafił. Nie teraz, gdy serce cierpiało. Nie martwił się jednak o byłego kochanka. Wierzył, że babcia nie zabiję tak pięknego rudasa.
Czuł jednak też coś innego.
Zawód.
Czy te uczucia nie przysłaniały mu głosu rozsądku? Był silny, mógłby załatwić nocniaki niczym płonący huragan trawiący drzewa. Ale nie mógł... Ze względu na niego.
Wziął gwałtowny oddech, próbując opanować gromadzące się w ślepiach łzy. Dobrze, że był sam w legowisku wojowników. Nie chciał niepotrzebnych plotek. Mimo wszystko powinien wziąć się w garść i ogarnąć. Jak nie mógł żyć dla Rudzika, to mógł dla klanu.
- Wracają! - głosy dobiegające z zewnątrz, dodały mu sił, by przetrzeć przekrwione oczy i wyjść na światło dzienne, witając współklanowiczów.
Byli poranieni, ale szczęśliwi. Wygrali.
Błysk rudych, obcych futerek przykuł jego uwagę. Serce na chwilę stanęło, a oczy nie mogły uwierzyć w to co widziały. Rudzikowy Śpiew szedł wraz z trzema uczniami, otoczony przez burzaki.
Zdradził swój klan? Jednak zmienił stronę?
Ich wzrok się spotkał. Motyle w brzuchu na nowo załaskotały go, a smutek gdzieś zniknął. Rudzik tu był, był i zostanie z nim na zawsze!
<Rudzik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz