BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

13 maja 2022

Od Plusk

 Ostatnia noc była dla rudej wyczerpująca. Do późna zajmowała się chorymi — zakatarzonym Janowcem i Wiatrem, zwyrodnieniem Ćmy i popękanymi poduszkami Jabłka sama nie czując się najlepiej. Do tego Wiśniowa Iskra powiedziała jej, że na trening ma przyjść wcześniej — przygotowała dużo zajęć, które ma zamiar zrealizować jutrzejszego dnia.
Plusk przeciągnęła się niechętnie i parę razy przejechała językiem po swojej sierści. Powolnie wyszła ze swojego legowiska, żegnając zapach ziół. Udała się w kierunku stosu na zwierzynę i sięgnęła po niewielkiego, brązowego ptaka, a następnie wgryzła się w jego brzuch. Naprzeciwko niej siedział srebrny kocur, który wyraźnie się jej przyglądał. Widziała w nim porwanego, ślepego Jeżynka. Poczuła uderzenie smutku i zwiesiła głowę.
Kiedy skończyła posiłek, z ogromną niechęcią spoglądała w kierunku wyjścia z obozu. Tak bardzo nie chciała tam iść. Była wyczerpana i przygnębiona. Bała się, że znowu się pomyli, a wstyd wypełni całe jej ciało. Brzuch ściskał ją na myśl o tym.
Chrupnięcie trawy wybiło ją z przemyśleń. Rozejrzała się, a jej oczom ukazał się Bez. Jego uśmiech ją rozczulał.
Kocur otarł się głową o jej bark, a kotka wtuliła się w jego futro. Czuła jego ciepło i radość. To uczucie było wspaniałe. Chciałaby, żeby nigdy się nie kończyło. Nie miała żadnych wątpliwości w kwestii miłości do niebieskiego.

***


Siedziała w medycznym legowisku Klanu Burzy. Brakowało jej obecności starszego, czekoladowego medyka. Mimo iż nie znała go tak dobrze, to jednak dobrze go wspominała i chciała, by wrócił. Niestety nie było to możliwe.
Od razu, kiedy Plusk zjawiła się u Wiśniowej Iskry, szylkretowa zadawała jej pytania odnośnie do roślin leczniczych i chorób, potem udały się na wspólne rozpoznawanie i szukanie ziół. Niezwykle się zmęczyła. Nie miała siły na dalszy wysiłek i trening. W wejściu do legowiska stanęły nagle dwa kocury — jeden rudy, drugi niebieski.
– Plusk, to twoja kolej. Spróbuj sprawdzić, co im dolega – zażądała żółtooka medyczka.
– Auć! – wrzasnął niebieski. – Możecie coś z tym zrobić?!
– J-Jak masz na imię? Spróbuję c-coś na to poradzić – zaczęła ruda, podchodząc bliżej kocura.
– Wrzosowa Rzeka, ale teraz to nieważne, zrób coś – pisnął, wskazując ogonem na zaczerwienione miejsce za uchem – z tym!
– Z-Zaraz coś na to poradzimy. A tobie, co dolega? – spytała, podnosząc wzrok na rudego.
– Wreszcie... – przewrócił oczami – brzuch mnie boli. Ostatnio zwymiotowałem.
– Dobrze, zatem wybiorę zioła, które powinny wam pomóc. Zaczekajcie.
Plusk wiedziała, jakich roślin użyje — wrotycz, oraz łodygę pokrzywy. Podeszła do sporego stosu i rozpoczęła poszukiwania. Masa zapachów przelatywała przez jej nozdrza, jednak szybko znalazła to, czego potrzebowała.
– Myślę, że masz infekcję po użądleniu – stwierdziła, zwracając się do Wrzosowej Rzeki.
– Yyy... faktycznie, jakieś robactwo latało mi nad głową, ale nie wiedziałem, że to od tego. Dasz mi to zielsko? Bo to swędzenie nie jest przyjemne.
– Tak, proszę – miauknęła, wręczając kocurowi łodygę pokrzywy. – Przeżuj ją. Powinno pomóc. Przyjdź tutaj jutro po drugą dawkę i nie rozdrapuj tego.
Niebieski kiwnął głową i pośpiesznie opuścił legowisko.
– Tobie pomoże wrotycz – powiedziała.
Rudy kocur z niesmakiem żuł roślinę.
– Niesmaczne – burknął.
– Ale ci pomoże, uwierz.
Po chwili wyszedł, wciąż mając kwaśną minę.
– Świetnie sobie poradziłaś, Plusk – stwierdziła szylkretowa medyczka, siedząca w kącie legowiska.

***


Jedyne czego teraz pragnęła, to odpoczynek. Cały dzień słuchania Wiśniowej Iskry, wykonywania jej poleceń, robienie kółek po terenie Klanu Burzy w poszukiwaniu ziół i opiekowanie się chorymi było niezwykle męczące. Była nieprzytomna.
Ciężko stawiając łapy, zmierzała do obozowiska Owocowego Lasu. Wszędzie czaił się mrok. Widoczność w ciemności przy zlepionych od wyczerpania oczu nie była najlepsza. Przez głowę przelatywała jej myśl zaśnięcia gdzieś w trawie, ale starała się ją wygłuszyć. Potrzeby ciała biły się z myślami niedoszłej medyczki.
Sapiąc ciężko, weszła na teren, na którym wojownicy polowali. Jeszcze moment, a będzie w obozie. Już prawie.
W jej nozdrza wpadł paskudny zapach. Nie był to jednak obrzydliwy zapach, taki jak niektórych ziół – ten budził w niej niepokój.
Otworzyła szerzej zmęczone, żółte ślipia. Rozejrzała się dookoła, próbując dostrzec źródło woni.
Stawiała łapy w wilgotnej, wysokiej trawie. Cały horyzont był nią porośnięty. Na samym początku nie widziała niczego, co byłoby podejrzane, dopóki spojrzała jeszcze raz w kierunku obozowiska.
Zjeżyła się i zwiesiła uszy. Poczuła gwałtowne uderzenie w brzuch.
W trawie leżało coś białego. Nie ruszało się.
Modliła się, by nie był to kot.
Starała się chodzić jak najciszej. Jej ogon usilnie próbował skryć się pod brzuchem, jednak nie pozwalała mu na to. Wmawiała sobie, że to tylko wytwór zmęczenia — nic takiego, w środku jednak obawiała się najgorszego.
Serce biło jej coraz szybciej, z trudem łapała oddech.
Im podchodziła bliżej, tym bardziej siebie okłamywała. Negatywne myśli prowadziły zaciętą walkę z pozytywnymi.
Pozytywne przegrały.
Na trawie utworzył się zarys białej, kociej sylwetki.
Zi... Ziębo? – zadrżał jej głos. – Ziębo?!
Była przerażona. Nie chciała żegnać kolejnego kota. Wszystko cholernie ją przytłaczało. Miało dojść kolejne zmartwienie?
Z trudem przełknęła ślinę, a łzy ściekły jej po polikach. Była bezsilną, żałosną medyczką.
Zaczęła iść naprzód, a łapy się pod nią uginały. Musiała kogoś powiadomić o całym zdarzeniu. Błysk była słabą liderką. Doprowadzała do śmierci masy kotów, tak samo, jak ruda. Były dokładnie takie same. Te przemyślenia wprawiły żółtooką w większy płacz.
Zi... Zię... Zię-b-bo... – wydukała.
Biała nic nie odpowiedziała. Świszczący wiatr wpadał jej w uszy, piach sypał w futro. Było coraz gorzej. Brzuch ściskał ją niemiłosiernie, a serce biło okropnie szybko. Wraz ze wzięciem głębokiego wdechu, wyszła poza wysoką trawę. Przymknęła oczy, czuła jak łzy lecą jej po skołtunionym futrze.
T-To ja, P-Plusk... Zi... Zięb-bo... – ciągnęła z trudem.
Tym, co skłoniło ją do otwarcia oczu, był rozpaczliwy pisk. Powieki odsłoniły zmęczone, żółte oczy.
– CHOLERA! – wrzasnęła.
Ujrzała znajomego, białego kocura o szarawym ogonie i jego zielone ślipia. Leżał bezruchu, obok czerwonej cieczy.
Czuła jak cierń wbijał się w jej serce, kolce dziurawiły gardło, a wilki skręcały kark. Był to najgorszy cios wymierzony w jej stronę. Ktoś uwziął się na jej żałosne, niepotrzebne istnienie. Niezapominajka, Raróg, Jeżynek, Drewno, Tajfun – wszyscy po kolei. A teraz Bez. Jej ukochany, jedyne wsparcie — ktoś dla kogo dalej żyła. Wszystko rozkruszyło się w jeden moment. Szczęście zniknęło momentalnie jak liść porwany przez wiatr.
Pod łapami rudej rozsunął się ląd, wpadła w przepaść żalu, po drodze przeprawiając się przez swoje łzy i krew bliskich, ostatecznie wpadając w paszczę oprawcy. Szlochała, krztusząc się. Nie mogła już ani chwili dłużej.
– B... B... B-Bz-Bzie... j-ja... j-ja...
Nie była już w stanie mówić.
Z wielkim trudem podbiegła do rannego. Leżał na trawie, oddychając ciężko. Patrzył na nią biednymi, zielonymi ślipiami. Na jego pysku widniała rana wyrządzona przez kocie szpony. Nie miała pojęcia, kto krzywdził koty w Owocowym Lesie, ale pałała do tego kogoś ogromną nienawiścią.
– N... n-nie pozwolę na kolejne s-skrzyw-wdzenie ciebie... – wyjąkała – u-uciekniemy r-r-az... razem...
Wtulała się w jego futro. To wszystko było jej winą. Była nieuważna i doprowadziła go do takiego stanu. Nie chroniła go. Pozwoliła na to.
Z jej pyska wydał się zdławiony krzyk o pomoc. Gorączkowo wycierała łzy. To koniec, jeżeli dopuści do odejścia kocura.
Oderwała oczy od rany niebieskiego i ujrzała zjeżoną wojowniczkę.
– Co się mu stało?! – krzyknęła kotka.
P-Proszę, w-wezwij B-Błysk.
Czuła na sobie podejrzliwy i pogardliwy wzrok liliowej. Bardzo przytłaczał dawną pieszczoszkę. Wiedziała, że żywi niechęć w stosunku do niej.
F-Fretko, b-błagam... z-zrób to dla mnie i d-dla niego.
Kotka mimo chwilowego namysłu kiwnęła głową i pobiegła w stronę legowiska burej.
Żółtooka owinęła ogon wokół rany niebieskiego. Nie miała na nic sił. Była beznadziejna. Szykowała się na wygnanie i degradacje. Najgorsza medyczka Owocowego Lasu w dziejach. Rozpacz uderzała w nią z każdej strony.
Wkrótce nad Plusk stanęła masa kotów. Wszyscy wlepili swoje oczy w nią. Wiedziała, że jej nienawidzą. Słyszała krzyki, słyszała ich przerażenie.
P-Plusk! – syknął bury kocur. – Dlaczego go do cholery skrzywdziłaś?!
Wiatr. Nie widziała go jeszcze w takim stanie. Jego źrenice były mniejsze od najcieńszych gałązek, a sierść przypominała kolce jeża.
– Nic m-mu nie zrobiłam, j-ja z-znalazłam go w-w takim s-stanie – rozpaczała. – Błagam, u-uwierz mi.
Widzieli w niej morderczynię. Poznali ją jako miłą i słodką kotkę, obecnie myślą o niej z przerażeniem i pogardą.
Masz brudny od krwi pysk i łapy! – wrzasnął czarny kocur, wychodząc z tłumu.
Jej koszmar się spełniał. Było coraz gorzej. Wszyscy byli przeciwko niej.
P-Pomóżcie mi g-go przenieść. On żyje! – błagała tłum. – Proszę was!
Szylkretowa kotka stojąca obok Wiatru podbiegła do rudej. Starała się podnieść rannego, lecz nie było to łatwe. Udało się dopiero wtedy, kiedy pomogła im Zięba i Zimoziół.

***


Na legowisku, zrobionym z liści i gałęzi leżał niebieski. Miał brzuch owinięty pajęczynami. Ruda płakała bez ustanku. Nie mogła wybaczyć sobie tego, co się stało. Bez przerwy siebie obwiniała, tworząc błędne koło.
Parę łez skapnęło na nieprzytomnego kocura. Wokół niej natomiast działa się burza — koty syczały, krzyczały, szeptały między sobą o sprawcy zdarzenia.
– Plusk, w-więc jak to się stało? – spytała Błysk, starająca się okiełznać emocję. – Zrobiłaś mu coś?!
– Błysk... m-myślę, że wszyscy wiecie, że g-go k-k... – głos Plusk zaczął drżeć. Smutek rozrywał jej gardło i serce – ...k-kocham i nic bym m-mu nie zrobiła.
D-Dlaczego więc masz brudne łapy? J-Jak go znalazłaś?
Bura wyglądała na równie przerażoną i zestresowaną, co żółtooka.
– Leżał n-na terenie, na którym wojownicy polują – przełknęła ślinę z bólem. – P-Próbowałam opatrzeć mu ranę.
Liderka przytaknęła.
Ruda miała ochotę zniknąć. Zapaść się pod ziemię. Zacząć życie od nowa, nie przychodząc do Owocowego Lasu. W tym momencie srogo tego żałowała. Wspominała momenty, kiedy przyszła tutaj i szkoliła się u czekoladowego wojownika. Ścieżka medyka zrujnowała wszystko. Nie nauczyła się walczyć i bronić bliskich. Gdyby tylko mogła cofnąć czas. Miała ochotę krzyczeć i wygonić wszystkie te koty z jej legowiska. Czuła się osaczona.
– Plusk – odezwał się inny niż wcześniej głos.
Medyczka podniosła głowę. Jej oczom ukazała się niebieskooka szylkretowa kotka.
J-Ja wiem, że jest ci ciężko... – ciągnęła – obserwuje to od dłuższego czasu i jest mi przykro. Jeżeli potrzebujesz rozmowy, przyjdź do mnie. Nie odbierz tego jako narzucanie się – dodała.
Doznała szoku.
Przed chwilą sądziła, że każdy jej nienawidzi. A teraz przyszedł kot, który przejmuje się jej istnieniem? Nie wiedziała, czy jest zdolna mu zaufać. Plusk wysłała Ważce długie, błagalne spojrzenie.

***


Wycieńczenie i ból. Te słowa najbardziej opisywały stan kotki. Co chwilę płakała, stercząc bez przerwy nad poszkodowanym. Jedyne, co było światełkiem w tunelu, było to, że kocur się obudził. Jednak dalej leżał, nie wstawał. Miał na pysku okropną, szpecącą ranę.
Plusk wyszła z legowiska. Wyczerpana. Całą noc spędzała nad opieką, z króciutkimi przerwami. Stan partnera nie pozwalał jej na zaśnięcie. Szła po kolejne pajęczyny — tamte skończyły się w nocy. Opuściła obozowisko będąc nieprzytomna. Widok dwoił się i troił. Słyszała za sobą kroki — tak się jej przynajmniej zdawało. Nie była pewna, czy naprawdę ktoś za nią idzie, czy to owoc zmęczenia. Nie wiedziała, póki się nie odwróciła — biegł za nią bury kocur.
– Plusk! – zawołał, podbiegając do jej barku.
C-Co się dzieje, Wietrze? – odparła zdziwiona.
– Potrzebuję ziół – kaszlnął. – Pewnie już wiesz, co mi dolega.
– Kaszlesz, n-niedobrze. Zaczekałbyś? Szukam pajęczyn dla B-Bzu.
– Mogę ci pomóc – zaoferował.– Wiem, że praca medyka jest trudna.
B-Byłoby miło z twojej strony.
Kocur skinął głową i potruchtał naprzód. Szli w nieco niezręcznej ciszy. Ta bariera przełamała się ze wkroczeniem kotów w teren, obrośnięty wysokimi, ciemnozielonymi krzewami. Kapała z nich rosa.
– Plusk, muszę ci coś powiedzieć – rzucił bury, przerywając obserwację.
– Czy moglibyśmy najpierw znaleźć te pajęczyny? To ważne, a porozmawiamy w legowisku.
Była zniecierpliwiona. Kocur wcale nie szukał pajęczyn. Chodził, patrząc na swoje łapy.
– Nie. Musimy porozmawiać tutaj.
Za dobrze znała te zaprzeczenia. Nie lubiła ich.
W-Wietrze, p-
– Nie przerywaj – sapnął niechętnie.
Zielonooki przysunął się do jej boku. Sprawiał wrażenie napiętego. To wywoływało niepokój u rudej.
– Wiesz pewnie, że to nie lisy stoją za próbą morderstwa twojego partnera, racja? – spytał, unosząc brew i wzrok na kotkę.
T-Tak, ma na pysku zadrapanie zrobione przez k-kocie pazury...
Czuła się coraz bardziej niepewnie. Nie chciała o tym rozmawiać.
– Znam sprawcę.
Serce Plusk zaczęło bić o wiele szybciej. Sprawcę, czyli tego, kto zranił niebieskiego. Znał tego drania.
K-Kto to?! – zawołała w panice.
– Ktoś, kogo znasz bardzo dobrze – powiedział, podchodząc jeszcze bliżej rudej.
Sierść jeżyła się jej na myśl o sprawcy tego zdarzenia. W stosunku do niego nie miała już żadnego ciepła. Psuł jej życie.
– Ja – syknął jej prosto do ucha.
Jej sierść się zjeżyła, źrenice zmniejszyły. Jak mogła przyprowadzić tu tego mordercę?! Zdrajca. Nie sądziła, że to wszystko się tak potoczy.
– MORDERCO! – krzyknęła.
– Zamknij się! – wrzasnął. – Bo ktoś usłyszy te krzyki!
Wystawiła pazury. Była gotowa zabić tego głupka. Zniknęła kochająca każdego Plusk.
– Nienawidzę cię! – wykrzyknęła, stając pod gardłem kocura.
– Ciszej tam, łajno! – syknął przez zęby, ściskając rudą pazurami za pysk. – Mam dla ciebie umowę — zabiję tego twojego kocurka, chyba że zdecydujesz się na kocięta ze mną. To jak?
Pragnęła wymazać go ze swojego życia. Żałowała wszystkiego. Wpadła w pazury oprawcy. Paskudne, które były gotowe zrobić wszystko przeciwko niej. Nienawiść.
– Gadaj! – rozkazał.
– K... k... k-k-kocięta... – wydusiła z siebie.
Kot, który zniszczył jej życie, miał mieć z nią kocięta. Nie mogła sobie tego wyobrazić. Szantaż.
– Wiedziałem. Może się jeszcze na coś przydasz – stwierdził, stając nad kotką.

Wyleczeni: Janowiec, Wiatr, Ćma, Jabłko, Falująca Tafla, Wrzosowa Rzeka


[przyznano 5%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz