*przed zgro i karą*
Słońce paliło im wszystkich skóry. Słonecznikowa Łodyga, Szybka Łania, Niebiański Kwiat i ona. A dokładniej jeszcze Rozżarzony Płomień na prowadzeniu. Nieczęsto miała okazję, żeby porozmawiać z wujkiem. Wyglądał na przybitego. To tylko trening. Kolejna granica do oznakowania i powrót do domu. Nic wielkiego. Patrol szedł w stronę granicy z Klanem Wilka, wymieniając się plotkami. Ot, romanse, zdrady, morderstwa czy inne takie. Każde największe głupoty, jakie można było wymyśleć.
Porą opadających liści było wyjątkowo ciepło. Słyszała od innych, że zwykle była to deszczowa i gnuśna pora roku. Teraz stąpała po zeschniętej trawie, patrząc w niemal bezchmurne niebo. Nie żeby narzekała. Jej odpowiadało, gdy było sucho i skwarno.
– Wy też to czujecie? – zakręcił nosem w powietrzu Słonecznikowa Łodyga, rozglądając się uważnie. Zrobiła to samo, chociaż szczerze nie wiedziała o co chodzi. Dopiero po chwili, widząc malujące się na pyskach innych obrzydzenie i zaniepokojenie zrozumiała, że to ktoś obcy. Faktycznie, smród był trochę inny.
– Czuję!
– Nie tak głośno. – skarcił ją Rozżarzony Płomień. – Chodźcie, może to jakiś zabłąkany wilczak.
– Będzie zaraz zbierał strzępki, jakie mu pozostaną z uszu. – miauknęła ruda wojowniczka.
– Nie gadajcie tyle tylko chodźmy. – zakończyła spokojnym tonem Niebo.
Ruda uczennica ruszyła za kotami, wypatrując zagrożenia. Czy naprawdę mógł tu być wilczak? Nie miała nawet jednego księżyca treningu, a już będzie się bić! To była świetna perspektywa. Zobaczą jeszcze, jakie posiada talenty.
Krzew zaszeleścił niepewnie, zdradzając w nim obecność kogoś innego. Od razu z jej pyska uciekł donośny syk. Wiedział, że oni wszyscy tu są. Nie miał wyboru.
Z krzewu wyszedł krępej budowy, bury kocur, nie przypominający nikogo, kto mógłby należeć do jakiegokolwiek z czterech Klanów. Również jego zapach nie był typowo wilczakowy, a raczej przesiąknięty zapachem granicy. Tak czy siak, był to intruz. Z myszą w pysku! Ich myszą!
– Zostaw zwierzynę i wynoś się z terenów Klanu Burzy. – ostrzegła go Szybka Łania, wysuwając pazury.
– I nie stawiaj łapy na naszych terenach nigdy więcej! – dodała Narcyz.
Widać było, że samotnik nie należał do tych agresywnych, a raczej płochliwych. Powolnie odłożył gryzonia na ziemię i sam się oddalił, postraszony kilkoma syknięciami i tupnięciami. Narcyzowa Łapa była z siebie dumna. Podeszła do rudego kocura, swojego krewnego.
– Widziałeś, jak go przestraszyłam, wuju?
<Rozżarzony Płomieniu?>
Słońce paliło im wszystkich skóry. Słonecznikowa Łodyga, Szybka Łania, Niebiański Kwiat i ona. A dokładniej jeszcze Rozżarzony Płomień na prowadzeniu. Nieczęsto miała okazję, żeby porozmawiać z wujkiem. Wyglądał na przybitego. To tylko trening. Kolejna granica do oznakowania i powrót do domu. Nic wielkiego. Patrol szedł w stronę granicy z Klanem Wilka, wymieniając się plotkami. Ot, romanse, zdrady, morderstwa czy inne takie. Każde największe głupoty, jakie można było wymyśleć.
Porą opadających liści było wyjątkowo ciepło. Słyszała od innych, że zwykle była to deszczowa i gnuśna pora roku. Teraz stąpała po zeschniętej trawie, patrząc w niemal bezchmurne niebo. Nie żeby narzekała. Jej odpowiadało, gdy było sucho i skwarno.
– Wy też to czujecie? – zakręcił nosem w powietrzu Słonecznikowa Łodyga, rozglądając się uważnie. Zrobiła to samo, chociaż szczerze nie wiedziała o co chodzi. Dopiero po chwili, widząc malujące się na pyskach innych obrzydzenie i zaniepokojenie zrozumiała, że to ktoś obcy. Faktycznie, smród był trochę inny.
– Czuję!
– Nie tak głośno. – skarcił ją Rozżarzony Płomień. – Chodźcie, może to jakiś zabłąkany wilczak.
– Będzie zaraz zbierał strzępki, jakie mu pozostaną z uszu. – miauknęła ruda wojowniczka.
– Nie gadajcie tyle tylko chodźmy. – zakończyła spokojnym tonem Niebo.
Ruda uczennica ruszyła za kotami, wypatrując zagrożenia. Czy naprawdę mógł tu być wilczak? Nie miała nawet jednego księżyca treningu, a już będzie się bić! To była świetna perspektywa. Zobaczą jeszcze, jakie posiada talenty.
Krzew zaszeleścił niepewnie, zdradzając w nim obecność kogoś innego. Od razu z jej pyska uciekł donośny syk. Wiedział, że oni wszyscy tu są. Nie miał wyboru.
Z krzewu wyszedł krępej budowy, bury kocur, nie przypominający nikogo, kto mógłby należeć do jakiegokolwiek z czterech Klanów. Również jego zapach nie był typowo wilczakowy, a raczej przesiąknięty zapachem granicy. Tak czy siak, był to intruz. Z myszą w pysku! Ich myszą!
– Zostaw zwierzynę i wynoś się z terenów Klanu Burzy. – ostrzegła go Szybka Łania, wysuwając pazury.
– I nie stawiaj łapy na naszych terenach nigdy więcej! – dodała Narcyz.
Widać było, że samotnik nie należał do tych agresywnych, a raczej płochliwych. Powolnie odłożył gryzonia na ziemię i sam się oddalił, postraszony kilkoma syknięciami i tupnięciami. Narcyzowa Łapa była z siebie dumna. Podeszła do rudego kocura, swojego krewnego.
– Widziałeś, jak go przestraszyłam, wuju?
<Rozżarzony Płomieniu?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz