– Oczywiście, że mamy imiona! Za kogo nas uważasz! – obruszyła się Krokus i kontynuowała szczekanie na kotkę.
Kminek wykorzystała nieuwagę dorosłej i powoli przesunęła się bliżej biologicznej siostry, tworząc większy dystans i ścianę. Tak na wszelki wypadek, gdyby obca chciała coś zrobić Skowronek. Liliową stresowała sama wizja tego, że czyjś wzrok padnie na nią, że ktoś za bardzo się skupi na jej jedynej biologicznej rodzinie. Może będą chcieli pozbyć się najsłabszego ogniwa, którym była szylkretka, nieważne, jak bardzo starali się to ukrywać. Nie wiedziała, po co mogliby to zrobić; by zastraszyć resztę, może by nie musieć karmić jednego pyska więcej… Jak zapewnić im bezpieczeństwo?
Koteczka zerknęła na…karmicielkę? Nie była pewna, czy kiedykolwiek się przedstawiła albo czy ktoś użył jej imienia. Ta patrzyła się w dół i sugerując się zirytowanym machaniem ogona, powoli traciła cierpliwość do rzucania się burej. Cóż, odpowiedź przez walkę nie wchodziła w grę… Nawet jakby nie byli tacy mali, tutaj wróg miał przewagę liczebną. Te koty mogłyby im coś zrobić, gdyby stwierdziły, że Bylica była szpiegiem. Jeśli zaczęliby udawać, że są tylko biednymi kociakami… Wydawało jej się, że wtedy udałoby im się przeżyć w miarę dobrym stanie. Przecież oni wiedzą jaka jest prawda i najwyżej w przyszłości wszyscy mogą uciec. Kłamiąc mogą zachować skórę, te koty są w dużej grupie, pewnie mają więcej jedzenia i Skowronek mogłaby wyzdrowieć. Zamknęła oczy, przełykając gulę w gardle. Nie lubiła obcych, szczególnie takich obcych, ale jeśli było trzeba być tą jedną odpowiedzialną… Wstała z ich kółka knucia – w środku którego Fiołek wykopał dół – w którym wcześniej się ustawili, przeszła nieco w bok, cicho, jak cień i wyprostowała się, patrząc gdzieś w czoło kotki, unikając jej oczu. Ta wciąż patrzyła na Krokus. Wydała chrząknięcie, zwracając na siebie uwagę.
– Mamy imiona. – zaczęła, wracając do początku… czegokolwiek to było, jakiś typ rozmowy. W krótkim zdaniu zdążył poplątać się jej jednak język i musiała powtórzyć jeszcze raz. Potem zerknęła ukradkiem na rodzeństwo, patrząc jak ich przedstawić, by spojrzeniu umknęła siostra – To jest Deszcz, Fiołek, Krokus – wskazała ruchem pyszczka i musiała się oblizać, bo czuła jak klei się jej podniebienie – Um… Jestem Kminek.
Uciekła oczami gdzieś w bok, gdy zielonooka się ruszyła.
– Bardzo… ciekawe imiona. – miauknęła w zamian, też uciekając na moment spojrzeniem. Zaskoczona koteczka przekrzywiła głowę; do tej pory myślała, że obca jest spokojna, jednak ten drobny ruch… Też pewnie było jej niezręcznie. Ale nikt nie kazał jej ich wystawiać, tam, wtedy, więc Kminek stwierdziła, że nie jest jej jej szkoda. Cieszyła się też, że nikt z rodzeństwa nie zawołał “hej, zapomniałaś o Skowronek” ani nie fuknął na nią, gdy ich przedstawiała. A może po prostu nie usłyszała, przez ten szum w uszach.
Gdzieś z przodu zaszurały łapy. Wszystkie kociaki jak na zawołanie skoczyły w rów wykopany przez Fiołka, tworząc zły, ruszający się, dywanik z kolorowego futra z samym kocurem i Krokus na przodzie, gdy jasna kotka zakrywała Skowronek jak najbardziej z tyłu. Kociaki utkwiły spojrzenia w wejściu, ale nikt nie wszedł do środka. Część oczu przesunęła się więc na rozmówczynię.
<Echo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz