Kminek marudziła, że Skowronek powinna zostać w pieńku. Tak, mogło jej coś się tam samej przytrafić, ale miała wrażenie, że na pewno coś im się przytrafi jeśli dzisiaj pójdzie. I nie było to dobre uczucie. Ale reszta rodzeństwa uparła się, żeby iść za mamą i Skowronek wkrótce stała na łapach. W drodze, gdy rodzeństwo szło przodem, Kminek momentami zapominała się i też przyspieszała, a potem stawała i oglądała się za siebie, czekając na siostrę z czujnie nastawionymi uszami. Potem szła obok niej wyprostowana i sztywna, by znowu przypadkiem wyrwać się do przodu, mimo ciągnięcia w łapie. W myślach postanowiła zapytać mamę, czy jakieś zioła byłyby pomocne przy kondycji siostry, podobnie jak w przypadku z jej raną na łapie. Przecież coś musiało być, a mama była mądra.
Znaleźli karmicielkę po znajomym zapachu mięty i potem siedzieli w krzakach, patrząc na to, jak poluje. Niestety wiewiórka, która miała być najpewniej ich śniadaniem lub obiadem, uciekła przez gwałtowny ruch i kocięta wydały z siebie zawiedzione pomruki. Bylica też ich zauważyła i po chwili bezruchu smutno się uśmiechnęła.
– No cóż… Gotowi na trening? – zagadnęła i kocięta kiwnęły głowami, być może lekko się krzywiąc.
Szli całą gromadą w znajomym kierunku, i Kminek przypomniała sobie o pytaniu.
– Mamo? – zaczepiła, przesuwając językiem po pysku, wciąż czując się niekomfortowo z tym słowem. Zwolniła kroku i z zadowoleniem dostrzegła, że kotka też tak zrobiła.
–Tak?
– Co do Skowronek… – Nerwowo zrobiła kilka malutkich kroczków. – Czy są jakieś zioła, które mogą jej pomóc tak jak mi z tą łapą? – Dla podkreślenia, o co chodzi, trzepnęła tylną kończyną.
– No cóż… – zaczęła ostrożnie. – Jestem pewna, że coś się znajdzie. Ale… – przerwała i potrząsnęła głową – Myślę, że możemy spróbować później znaleźć rumianek albo krwiściąg, jeśli nie będziecie zmęczeni. One wzmacniają organizm.
Kminek poruszyła uchem w znaku, że usłyszała, zrozumiała i się zgadza. Nawet jeśli będzie zmęczona, to i tak pójdzie. Zaniepokoiło ją jednak urwane zdanie. Ale co? Czyżby mama nie wiedziała, co jest jej siostrze? Zmarszczyła nosek. Nie miała jednak czasu tego roztrząsać, bo dotarli pod znajome drzewo. Kminek gdy tylko dostała sygnał, że może, zaczęła się wspinać bez oglądania na resztę. Nie miała ochoty na komunikację, pogrążona w myślach. Co gałąź cicho powtarzała sobie zioła, które poznała. Na razie było ich niewiele, ale skoro dostała informacje, musi je przyswoić.
Gdy na chwilę się odwróciła, Bylica oddaliła się nieco, podnosząc głowę i węsząc. Zanotowała to gdzieś z tyłu głowy i kontynuowała trening. Udało jej się dotrzeć odrobinę wyżej niż wcześniej i przycupnęłaby odpocząć. Dostrzegła ruch gdzieś z boku i nagle miała uczucie, że już to gdzieś widziała. Najpierw przeleciała szara, duża plama futra. Za nią nieznany kocur wyskoczył z trawy i zatrzymując się, kłapnął zębami w stronę Skowronek — najwyraźniej w biegu decydując, że odpuści sobie poprzednią ofiarę, która utknęła na jednej z niższych gałęzi. Na szczęście Bylica przybiegła i uderzyła w jego bok, zrzucając go w pół skoku na ziemię. Kminek wstrzymała oddech; to jest to wydarzenie, które czuła od rana. Wzdrygnęła się z nagłego uczucia deja vu i bez namysłu zaczęła schodzić, by cokolwiek zrobić. Nie wiedziała co, bo walki jeszcze się nie uczyli, ale mogła spróbować podsadzić siostrę wyżej, cokolwiek, byle daleko od pazurów obcego. Ochrona to nie walka, to może jej się udać. Po paru krokach napotkała przeszkodę w postaci Fiołka i wściekle syknęła, żeby się ruszył. Nie czekała jednak na to i skoczyła na najbliższą gałąź, zaczynając po kolejnych zeskakiwać, ze wzrokiem utkwionym w siostrze. Zeskoczyła na jej poziom i głową pchnęła w stronę kory.
– Szybko – syknęła, kątem oka obserwując walczącą matkę z kocurem, który zdołał się podnieść.
Próbowała pomóc Skowronek, jak mogła, głównie podsadzając ją i pchając w górę. Udało im się dotrzeć na poziom, gdzie kocur prawdopodobnie nie sięgnąłby na pierwszy skok. Gdy siostra była już teoretycznie bezpieczna, Kminek tyknęła ją jeszcze nosem w policzek i cofnęła się do miejsca, gdzie czekała dwójka rodzeństwa. Kociaki wychylały się z głównego pnia i jakby czekały na dogodny moment, wszystkie pewnie z tym samym pomysłem. I gdy ten nadszedł, trzy z nich skoczyły w dół na kocura, gryząc go na ślepo małymi kiełkami i wbijając szpilki w jego futro. Kocur zawierzgał i Deszcz poleciała kawałek dalej. Kminek i Fiołek za to puścili się i cali napuszeni wylądowali na ziemi, na której zaraz wylądował obcy. I się nie ruszył. Bylica go umarła i teraz szybko poruszała się do niebieskiego kociaka, który leżał, gdzie go wyrzuciło.
– Złamałaś sobie coś?
– Co znaczy złamać…
Bylica podniosła kocię, ignorując pytanie i z ulgą stwierdziła, że może ono stać. Rozglądnęła się po wszystkich pyskach, otrząsnęła i głośno westchnęła.
– To… może trochę lekcji anatomii. Korzystając z okazji – mruknęła jakby do siebie i wskazała ogonem, że ci, których nie ma już na dole, mają się zbliżyć.
Gdy wszyscy byli, położyła łapę na truchle i zaczęła opowiadać o kościach i gdzie najlepiej bić, by poważnie uszkodzić.
Zza trawy wychylił się jednak szary kot z wcześniej, na co wszyscy się najeżyli.
Znaleźli karmicielkę po znajomym zapachu mięty i potem siedzieli w krzakach, patrząc na to, jak poluje. Niestety wiewiórka, która miała być najpewniej ich śniadaniem lub obiadem, uciekła przez gwałtowny ruch i kocięta wydały z siebie zawiedzione pomruki. Bylica też ich zauważyła i po chwili bezruchu smutno się uśmiechnęła.
– No cóż… Gotowi na trening? – zagadnęła i kocięta kiwnęły głowami, być może lekko się krzywiąc.
Szli całą gromadą w znajomym kierunku, i Kminek przypomniała sobie o pytaniu.
– Mamo? – zaczepiła, przesuwając językiem po pysku, wciąż czując się niekomfortowo z tym słowem. Zwolniła kroku i z zadowoleniem dostrzegła, że kotka też tak zrobiła.
–Tak?
– Co do Skowronek… – Nerwowo zrobiła kilka malutkich kroczków. – Czy są jakieś zioła, które mogą jej pomóc tak jak mi z tą łapą? – Dla podkreślenia, o co chodzi, trzepnęła tylną kończyną.
– No cóż… – zaczęła ostrożnie. – Jestem pewna, że coś się znajdzie. Ale… – przerwała i potrząsnęła głową – Myślę, że możemy spróbować później znaleźć rumianek albo krwiściąg, jeśli nie będziecie zmęczeni. One wzmacniają organizm.
Kminek poruszyła uchem w znaku, że usłyszała, zrozumiała i się zgadza. Nawet jeśli będzie zmęczona, to i tak pójdzie. Zaniepokoiło ją jednak urwane zdanie. Ale co? Czyżby mama nie wiedziała, co jest jej siostrze? Zmarszczyła nosek. Nie miała jednak czasu tego roztrząsać, bo dotarli pod znajome drzewo. Kminek gdy tylko dostała sygnał, że może, zaczęła się wspinać bez oglądania na resztę. Nie miała ochoty na komunikację, pogrążona w myślach. Co gałąź cicho powtarzała sobie zioła, które poznała. Na razie było ich niewiele, ale skoro dostała informacje, musi je przyswoić.
Gdy na chwilę się odwróciła, Bylica oddaliła się nieco, podnosząc głowę i węsząc. Zanotowała to gdzieś z tyłu głowy i kontynuowała trening. Udało jej się dotrzeć odrobinę wyżej niż wcześniej i przycupnęłaby odpocząć. Dostrzegła ruch gdzieś z boku i nagle miała uczucie, że już to gdzieś widziała. Najpierw przeleciała szara, duża plama futra. Za nią nieznany kocur wyskoczył z trawy i zatrzymując się, kłapnął zębami w stronę Skowronek — najwyraźniej w biegu decydując, że odpuści sobie poprzednią ofiarę, która utknęła na jednej z niższych gałęzi. Na szczęście Bylica przybiegła i uderzyła w jego bok, zrzucając go w pół skoku na ziemię. Kminek wstrzymała oddech; to jest to wydarzenie, które czuła od rana. Wzdrygnęła się z nagłego uczucia deja vu i bez namysłu zaczęła schodzić, by cokolwiek zrobić. Nie wiedziała co, bo walki jeszcze się nie uczyli, ale mogła spróbować podsadzić siostrę wyżej, cokolwiek, byle daleko od pazurów obcego. Ochrona to nie walka, to może jej się udać. Po paru krokach napotkała przeszkodę w postaci Fiołka i wściekle syknęła, żeby się ruszył. Nie czekała jednak na to i skoczyła na najbliższą gałąź, zaczynając po kolejnych zeskakiwać, ze wzrokiem utkwionym w siostrze. Zeskoczyła na jej poziom i głową pchnęła w stronę kory.
– Szybko – syknęła, kątem oka obserwując walczącą matkę z kocurem, który zdołał się podnieść.
Próbowała pomóc Skowronek, jak mogła, głównie podsadzając ją i pchając w górę. Udało im się dotrzeć na poziom, gdzie kocur prawdopodobnie nie sięgnąłby na pierwszy skok. Gdy siostra była już teoretycznie bezpieczna, Kminek tyknęła ją jeszcze nosem w policzek i cofnęła się do miejsca, gdzie czekała dwójka rodzeństwa. Kociaki wychylały się z głównego pnia i jakby czekały na dogodny moment, wszystkie pewnie z tym samym pomysłem. I gdy ten nadszedł, trzy z nich skoczyły w dół na kocura, gryząc go na ślepo małymi kiełkami i wbijając szpilki w jego futro. Kocur zawierzgał i Deszcz poleciała kawałek dalej. Kminek i Fiołek za to puścili się i cali napuszeni wylądowali na ziemi, na której zaraz wylądował obcy. I się nie ruszył. Bylica go umarła i teraz szybko poruszała się do niebieskiego kociaka, który leżał, gdzie go wyrzuciło.
– Złamałaś sobie coś?
– Co znaczy złamać…
Bylica podniosła kocię, ignorując pytanie i z ulgą stwierdziła, że może ono stać. Rozglądnęła się po wszystkich pyskach, otrząsnęła i głośno westchnęła.
– To… może trochę lekcji anatomii. Korzystając z okazji – mruknęła jakby do siebie i wskazała ogonem, że ci, których nie ma już na dole, mają się zbliżyć.
Gdy wszyscy byli, położyła łapę na truchle i zaczęła opowiadać o kościach i gdzie najlepiej bić, by poważnie uszkodzić.
Zza trawy wychylił się jednak szary kot z wcześniej, na co wszyscy się najeżyli.
<Bylica?>
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz