Polana pełna kwiecia wszelakiego rodzaju. Pogodny wiatr rozwiewający przyjemnie futro. Chmury leniwie ciągnące się po błękitnym niebie. Wilcza Łapa kochała to miejsce. Przepełnione spokojem i beztroską sprawiało, że oddychało jej się lżej. Niska sylwetka skryta w kwiatach czekała na nią. Lekki uśmiech wkradł się na siwy pysk Wilczej. Pierwszy szczery.
— Witaj. — powitała ją kotka.
Serce czarnej zabiło szybciej. Skinęła łbem. Ciemne zielone ślipia wpatrywały się w nią pogodnie. Nerwowo oderwała od nich wzrok.
— Usiądziemy?
Trójkolorowa kotka siadła wśród kwiatów zachęcając Wilczą Łapę do zrobienia tego samego. Posłusznie wykonała próbę starszej.
— Jak w Klanie Burzy? Nadal ci dokuczają?
Czarny łeb zaprzeczył mimo że to nie była prawda. Lecz nie to się teraz liczyło. Nie chciała otwierać pyska. Mówić swoim zachrypniętym paskudnym głosem. Skazić nim uszy kotki.
— Może... poćwiczymy? — zaproponowała.
Puszysty ogon w kremowe i niebieskie łaty otarł się o chude ciało uczennicy. Wilcza uniosła się na miękkich łapach. Przyjęła pozycję, którą miesiącami próbował ją nauczyć Orlikowy Szept. Szylkretka zacmokała niezadowolona. Czarna położyła uszy.
— Kto cię tego nauczył? Skończone lisie łajno. Nic dziwnego, że nie możesz ukończyć treningu skoro taki mysi móżdżek cię uczy. Spójrz na mnie, Słoneczko. Ustaw łapy szerzej.
Wilcza niepewnie rozstawiła szerzej kończyny. Nie wierzyła, że to jej pomoże. To nie technika Orlikowego Szeptu była zła. To ona była beznadziejna.
— Wykorzystaj siłę tylnych łap, a nie przednich. Odbij się od ziemi wykorzystując swój ciężar, a nie siłę przednich łap. — zaprezentowała kotka.
Czarna niepewnie spróbowała powtórzyć pozycję niższa.
— O tak, właśnie tak. Świetnie, Słoneczko. Teraz tylko musisz się dobrze odbić. O tak. — podskoczyła.
Wilcza skierowała wzrok na swoje łapy. Chude i słabe jak wszystko w niej. Zacisnęła ślipię i odbiła się od ziemi. Skończyło się na uderzeniu pyskiem w ziemię.
— Wszystko w porządku?
Kotka znalazła się zaraz koło niej. Wilcza niechętnie oderwała pysk zawstydzona od gleby. Nawet to schrzaniła. Ciepły język przejechał po jej czubku łba. Zadrżała nieprzyzwyczajona do takiej bliskości. Pomarańczowe ślipię niepewnie zerknęło na kotkę.
— Nie martw się, Słoneczko. Nikt od razu nie zostaje mistrzem. No chodź. — złapała ją za kark i podniosła. — Teraz na pewno ci wyjdzie. Wierzę w ciebie. — uśmiechnęła się szeroko do czarnej.
Speszona Wilcza uciekła wzrokiem od tych zielonych ślip. Przyjęła pozycję. Skoczyła. Zaskoczona wylądowała na czterech łapach. Zdumiona spojrzała na kotkę. Ta posłała jej dumny uśmiech.
— Brawo! Widzisz, Wilcza Łapo. Jesteś bardzo utalentowaną kotką. Opanowałaś to za drugim razem. Mało komu się to udaje. — miauczała kotka.
Czarna położyła uszy. Nie wierzyła jej, ale nadal to było miłe. Nigdy nikt jej tak nie chwalił. Nikt nie poświęcił tyle uwagi. Nikt nie martwił się tak o jej problemy oraz o to co czuła.
Ale Ona była inna.
Wilcza Łapa po raz pierwszy poczuła, że komuś na niej zależy. Że ktoś ją zauważa. Nie uważa za nic nie wartą wronią strawę. Nie przynosi mu wstydu i hańby.
— To co? Może teraz pokażesz jak to wykorzystasz, Słoneczko? — miauknęła kotka, unosząc zadziornie brew.
Wysunęła pazury. Wilcza przykucnęła. Tym razem da sobie radę.
Nie przegra.
* * *
Złapała się piekącego polika. Rana ze snu została. Lepka krew moczyła jej łapę. Wilcza Łapa uśmiechnęła się niezauważalnie. Lubiła je. Swoje rany. Przypominały jej o Niej. Potwierdzały, że to wszystko nie było jedynie jej wymysłem wyobraźni. Wstała niechętnie ze swojego legowiska. Mróz powitał ją. A wraz z nim biały zmęczony pysk.
Orlikowy Szept.
Pewnie chciał już przejść na emeryturę. Odpocząć ze swoim partnerem zamiast użerać się z Wilczą Łapę już dwadzieścia cztery księżyce.
— Dziś będziesz miała test. Jeśli go nie zaliczysz, wiesz co cię czeka. — miauknął smutno.
Jego niebieskie ślipia nawet nie spojrzały na nią. Wilcza Łapa posłusznie podążyła za nim bez zająknięcia. Nie miała wyjścia. Nie chciała znów przeżyć tego. Na samą myśl o tamtej nocy z Koperkowym Powiewem czuła jak miękną jej łapy, a przed oczami pojawiają się czarne kropki.
— Masz czas do szczytowania słońca. Będę cię obserwował, Wilcza Łapo. — poinformował ją mentor.
Czarna niechętnie wyszła z obozowiska pierwsza. Z każdym krokiem panika rosła w niej. Wszystkie straszne historie, które usłyszała za kociaka ożywały w jej łbie. Czuła się jakby na każdym kroku czaił się potwór. Monstrum gotowe ją rozszarpać i pożreć.
"Uspokój się."
Wilcza zadrżała niespokojnie. Nie potrafiła. Stres był silny.
"Skup się na mnie. Jeśli pójdziesz tą ścieżką, potem w prawo i zbliżysz się do granicy z Klanem Nocy znajdziesz coś co pomoże ukończyć ci szkolenie."
Czarna niepewnie spojrzała w tamtym kierunku. Poranna mgła unosiła się w powietrzu. Zimna i wilgotna sprawiała, że ledwo było coś przez nią dojrzeć. Pomarańczowe ślipię zerknęło w stronę obozu. Orlikowy Szept nadal tam siedział. Niechętnie postawiła łapę wskazanym kierunku.
"No dalej, dalej, Słoneczko. Obiecuję, że nie pożałujesz."
Przyspieszyła kroku. Weszła w mgłę. Wilgotne powietrze dotarło do jej nozdrzy. Nie czuła nic prócz jego zimna. Rozglądała się nerwowo.
"Spójrz pod kłodą."
Niepewnie jej wzrok powędrował na pień drzewa leżący na granicy Klanu Burzy i Klanu Nocy.
Nora.
Kolorowy zad wystawał z niego. Wilcza szybko złapała stworzenie. Spojrzała na niego zdziwiona. Nigdy wcześniej nie widziała takiego królika. Był biały w łaty. Coś poruszyło się w norze. Wilcza zajrzała do niej niepewnie. Małe puszyste młode poruszały się w niej.
"Niespodzianka."
Wilcza cofnęła się zaskoczona. Skąd ona o tym wiedziała? Jak?
"Czy to ważne? Pospiesz się zanim ten staruszek faktycznie postanowi sprawdzić co robisz."
Czarna uśmierciła młode i wyniosła z nory. Złapała matkę i zaniosła bliżej obszaru, w którym faktycznie miała polować. Potem wróciła po jej młode. Cała trzęsąca się dotarła z łupami do obozowiska. Niebieskie ślipia mentora otworzyły się szerzej na jej widok.
— Wilcza Łapo, to twoje? — miauknął.
Siwiejąca kotka niepewnie kiwnęła łbem. Nienawidziła kłamać.
"Wszyscy ciągle kłamią, on też. Nie przejmuj się nim, Słoneczko"
— Wilcza Łapo, to twoje? — miauknął.
Siwiejąca kotka niepewnie kiwnęła łbem. Nienawidziła kłamać.
"Wszyscy ciągle kłamią, on też. Nie przejmuj się nim, Słoneczko"
* * *
Wilcza nie mogła uwierzyć. Brat także wpatrywał się w nią zdumiony. Jego zielone ślipia były takie szczęśliwe. Takie dumne. Chciałaby, żeby patrzył na nią tak częściej.
— Gratulacje, Wilcza. — miauknął ciepło, przytulając ją delikatnie. — Nawet nie wiesz jaki jestem z ciebie dumny. Udało ci się. Naprawdę udało ci się. Musimy to uczcić. Może wybierzemy się gdzieś w trójkę? Tylko ja, ty i Glinka? Będzie świetnie. — zapewniał ją.
Kotka zerknęła na własne łapy. Nie chciała mówić tego bratu, ale nie czuła się dobrze w towarzystwie jego partnera. Nie znała go. Bała się go. Zbyt przypominał jej Kamienną Agonię, której bała się równie mocno co Piaskowej Gwiazdy.
— Wilcza? Hej? Może, może jednak wypocznij. Zasłużyłaś na dłuższą drzemkę. — mruknął.
Czarna kiwnęła łbem. To była lepsza opcja. Mogła się spotkać z Nią. Już nie mogła się doczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz