- M-m-morda? - zapytał zdziwiony.
- Tak! Tak się mówi, aby komuś przerwać jego falę wyzwisk. Mówisz morda, a ten powinien się zamknąć. Jak nie... To na inną lekcję. Teraz pracujemy nad tym. No dalej. Pokaż swój płomień! On tam w tobie jest! Nie tylko na futrze, ale i w głębi ciała. No już. - Wbił w niego oczekujące spojrzenie.
- Cz-czyli mam ci p-powiedzieć coś n-nie m-miłego? - wykrztusił. - A-ale j-ja n-nie chcę cię obrażać - stwierdził zlękniony, niemalże czując, jak łapy uginają mu się pod naporem jego własnego ciężaru. Ziemia zaczęła mu się nagle wydawać strasznie zimna, a jej chłód rozchodził się po jego ciele, począwszy od poduszek, a kończąc na czubku ogona.
- Tak. Wyobraź tu sobie kogoś, kto najbardziej cię denerwuje i powoduje w tobie najwięcej złości. Dalej pójdzie już z górki - odparł, patrząc na niego zachęcająco.
Pierwszym kotem, który przyszedł mu na myśl, był Ognisty Język. Był w stanie wyobrazić sobie mentora stojącego tuż przed nim. Dumna postawa i pogardliwie spojrzenie pomarańczowych ślepi, utkwione centralnie na biednym uczniu. Przełknął ślinę, przypominając sobie wszystkie słowa, jakimi czarny raczył go obdarować.
Przydałby się rewanż.
- J-jestes n-nieudacznikiem i d-do niczego się n-nie n-nadajesz! - wyrzucił szybko, chcąc zabrzmieć na pewnego siebie, lecz jego strach jak zwykle objawił się w postaci zająknięć.
Widząc brak zrozumienia na pysku rudego kocura, skulił się bardziej. Może włożył w to za dużo emocji i ten pomyślał, że go naprawdę obraża?
Wystraszony chciał już przeprosić.
- Nie było najgorzej, ale czeka nas dużo pracy. Stanowczo brakuje ci porządnych kotów w klanie, które traktowały by cię z należytym szacunkiem - mruknął, wzdychając.
- Oh... A n-nie poczułeś s-się urażony?
- Czym?
- M-myślałem, że za b-bardzo s-się wczułem i m-moje s-słowa o-odebrałeś jako taki a-atak...
Wojownik pokręciło z niedowierzaniem głową.
- Oh, czeka nas jeszcze więcej pracy, niż przewidywałem.
- Tak! Tak się mówi, aby komuś przerwać jego falę wyzwisk. Mówisz morda, a ten powinien się zamknąć. Jak nie... To na inną lekcję. Teraz pracujemy nad tym. No dalej. Pokaż swój płomień! On tam w tobie jest! Nie tylko na futrze, ale i w głębi ciała. No już. - Wbił w niego oczekujące spojrzenie.
- Cz-czyli mam ci p-powiedzieć coś n-nie m-miłego? - wykrztusił. - A-ale j-ja n-nie chcę cię obrażać - stwierdził zlękniony, niemalże czując, jak łapy uginają mu się pod naporem jego własnego ciężaru. Ziemia zaczęła mu się nagle wydawać strasznie zimna, a jej chłód rozchodził się po jego ciele, począwszy od poduszek, a kończąc na czubku ogona.
- Tak. Wyobraź tu sobie kogoś, kto najbardziej cię denerwuje i powoduje w tobie najwięcej złości. Dalej pójdzie już z górki - odparł, patrząc na niego zachęcająco.
Pierwszym kotem, który przyszedł mu na myśl, był Ognisty Język. Był w stanie wyobrazić sobie mentora stojącego tuż przed nim. Dumna postawa i pogardliwie spojrzenie pomarańczowych ślepi, utkwione centralnie na biednym uczniu. Przełknął ślinę, przypominając sobie wszystkie słowa, jakimi czarny raczył go obdarować.
Przydałby się rewanż.
- J-jestes n-nieudacznikiem i d-do niczego się n-nie n-nadajesz! - wyrzucił szybko, chcąc zabrzmieć na pewnego siebie, lecz jego strach jak zwykle objawił się w postaci zająknięć.
Widząc brak zrozumienia na pysku rudego kocura, skulił się bardziej. Może włożył w to za dużo emocji i ten pomyślał, że go naprawdę obraża?
Wystraszony chciał już przeprosić.
- Nie było najgorzej, ale czeka nas dużo pracy. Stanowczo brakuje ci porządnych kotów w klanie, które traktowały by cię z należytym szacunkiem - mruknął, wzdychając.
- Oh... A n-nie poczułeś s-się urażony?
- Czym?
- M-myślałem, że za b-bardzo s-się wczułem i m-moje s-słowa o-odebrałeś jako taki a-atak...
Wojownik pokręciło z niedowierzaniem głową.
- Oh, czeka nas jeszcze więcej pracy, niż przewidywałem.
***
*Przed zgromadzeniem*
*Przed zgromadzeniem*
Biegł w stronę granicy z Klanem Burzy, nawet nie patrząc pod łapy. Czuł lekką ekscytację, nie mogąc się doczekać spotkania z pewnym kocurem. Nie wiedział, czy mógł nazywać go przyjacielem, chociaż miał do tego ochotę.
Z zamyślenia i braku skupienia nie dostrzegł wystającego z ziemi korzenia. Zahaczył o niego przednią kończyną i poleciał na ziemię. Z szoku otworzył pysk, a cały piach wleciał mu do środka.
- Uważaj! Rudemu nie przystoi brudzić tak pięknego futerka.- Usłyszał nad sobą głos burzaka.
- Rozżarzony Płomieniu! - wykrztusił z podekscytowania, próbując jednocześnie pozbyć się drobinek brudu z języka. - N-nie u-uwierzysz!
- Co się stało? - Wyglądał na zainteresowanego taką ilością radości u zazwyczaj strachliwego kocurka, u którego na mordce najczęściej gościł smutek.
- M-mianowali mnie! J-już nie jestem uczniem, od t-teraz nazywam się Rudzikowy Śpiew! O-ostatnio l-liderka zmieniła mi mentora i z nowym się w-wiele n-nauczyłem, a j-jeszcze t-ty m-mi tyle pomogłeś, mój wujek... - wymieniał.
- A twój nowy mentor był rudy? - zapytał, jakby była to najważniejsza rzecz na świecie.
- No... Miała trochę r-rudego w futrze, ale miała też trochę czerni i bieli...
- Miała?
- No... Nie żyje już. Została zamordowana... - wymamrotał, zastanawiając się, czy zaraz nie zapędzi się z podawaniem informacji o sobie i nie zdradzi przypadkiem czegoś o swoim klanie. Ufał Żarowi, ale rozsądek też musiał mieć. Od teraz powinien się mimo wszystko pilnować. - A-ale... N-nie chcę rozmawiać o smutnych sprawach. Chciałem c-ci p-podziekować, bo b-bardzo mi pomogłeś! Wydaję m-mi się, że dzięki t-tobie t-trochę m-mniej b-boję się wszystkiego!
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz