Wiatr prześlizgnął się po jego futrze, wsuwając w nie swoje zimne palce. Brzask nastroszył sierść. Zbliżała się Pora Nagich Drzew.
Kilka wschodów słońca temu opuścił swoje nadrzewne legowisko. Gdy ostatnie pomarańczowe liście spadły z osłaniających je konarów, zdecydował, że pora poszukać czegoś innego. Schronienia, które zapewni mu ciepło podczas mroźnych poranków. Po raz pierwszy miał spędzać je sam.
Rozejrzał się, analizując otoczenie. Zbliżył się nieco do terenu leśnych klanów, nie na tyle jednak, by czuć się zagrożony. Jeśli nie chciał któregoś wschodu słońca natknąć się na klanowicza, powinien odbić trochę w stronę tamtej polany. Może uda mu się przy okazji coś upolować. Niebo zachmurzyło się niebezpiecznie. Zanosiło się na kolejną burzę. Jeśli nie chciał zmoknąć, powinien się pospieszyć. Brzuch zaburczał, domagając się jedzenia.
Tuż obok trzasnęła gałąź.
- Okay, koniec twojego lenienia zada na moich terenach.
Spiął mięśnie, gotowy do obrony. Powoli odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos. Dziwnie znajomy głos…
Kawka wyglądał na równie zaskoczonego jego widokiem.
- Nieistotny promyk ciepła, on przyniesie nadzieję… - wymamrotał kocur.
Bury nie zrozumiał z tego ani słowa. Zrozumiał za to coś innego.
- Jestem Brzask - miauknął, zanim czarny zdążył powiedzieć coś jeszcze, akcentując swoje nowe imię. - A tak w ogóle, ciebie też miło widzieć. - Jego uśmiech był ciepły, ale ślepia zmęczone. - Nie wiedziałem, że to twoje tereny. I nie leniłem się za bardzo - dodał żartobliwie.
<Braciak? ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz