Marchewka to, Marchewka tamto. Kotka przejęła jego życie. Wszystko co robił (jeśli nie polował albo nie chodził na patrole) było z nią. Ona zawsze musiała wiedzieć gdzie idzie, z kim, kiedy, kiedy wróci, czy to kotka i czy oby na pewno go nie będzie zdradzać. Czuł się jak w potrzasku. Jak w klatce. Walonej klatce.
I akurat napatoczył mu się pod nos jakiś dzieciak. Chyba z Klanu Wilka czy jakoś tak.. Kto wie. Nie przejmował się takimi durnotami. Wiedział jednak że ma na futrze rude plamy, a to już kreśliło kotkę w jego oczach. A stała zaraz przed nim i gapił się na nią jak na idiotkę.
- Uhm, witaj, rudzielcu. - powiedział, chcąc się ugryźć w język.
- Mhm? - odwróciła się szylkretka.
Niezręczna sytuacja, bo nawet nie wiedział co chce i co powiedzieć.
- Uhm.. Wiesz, Bycza Szarża mi mówił że jest zajęty i abym cię na polowanie wziął.
Co on za kretyństwa wygaduje?!
Uczennica wzruszyła ramionami.
- A czy on nie śpi teraz w legowisku wojowników?
- Nie mam pojęcia, ale tak mi powiedział.
Brzmiał tak mało przekonująco, jakby gadał o latających jeżach.
A to wrażenie zostało spotęgowane przez przeciągającego się Byka, który wychodził z ziewnięciem na pysku, budząc się z drzemki.
Czy on musi mieć takie szczęście?
<Wietrzna Łapo? Przepraszam że jest takie krótkie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz