Sam nie wierzył w to, że w ogóle mu się udało. Po tylu przeżyciach z Ognistym Językiem, śmierci dwójki bliskich mu kotów i jeszcze paru innych, nieprzyjemnych wydarzeniach, mógł w końcu wstąpić na kolejny etap życia. Kończył dni nauki, rozpoczynając nowy rozdział - z pewnością taki, który będzie wymagał od niego więcej skupienia i zaangażowania w wykonywane zadania.
Jeszcze do niedawno wracał do legowiska z podkulonym ogonem, płacząc w futro siostry po spotkaniu z czarnym, który w zwyczaju miał obwiniać go o wszystkie swoje niepowodzenia. Zmiana mentora sprawiła, iż przez ostatni księżyc cętkowany wędrował z przyklejonym do pyska uśmiechem, bo szylkretka okazała się czymś, czego zdecydowanie potrzebował. Spokojna, miła i troskliwa, nie naciskała na niego, tylko zadbała o to, by ich praca leciała w odpowiednim dla młodego tempie.
Rudzik wciąż miał w głowie wspomnienia czasów, gdy odsuwał od siebie samą myśl o mianowaniu. Nie czuł się gotowy, bo Ognisty tak naprawdę chciał jak najszybciej skończyć szkolenie, byleby mieć możliwość zostania zastępcą. Wojownik nie patrzył na umiejętności swego ucznia, tylko dbał o własne dobro.
A z Sowim Lotem było inaczej. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż dzięki niej zdołał pozbierać w sobie wszelkie pokłady energii i otworzył się na świat. Nie jąkał się tak często, a przy bliskich był nawet w stanie wypowiadać dłuższe i płynne zdania.
Cóż więc go tak najbardziej zmieniło?
Straty. Rzeczna Łapa nie zdążył nawet ukończyć treningu, był tak samo młody jak Rudzik, a już odszedł z tego świata. W przeciwieństwie do brata kremowy miał plany na przyszłość, o których czasami mu opowiadał. Szkoda tylko, iż niedane mu było je zrealizować.
Rudy dostał przez to motywacji dawkę determinacji. Zmotywował się do działania głównie przez poczucie winy wobec zmarłego. Na pewno poświęcił mu za mało czas, przez co nigdy nie mieli okazji zadbać o rozwój ich relacji, a teraz nie będzie im już to dane.
Tak samo potrzebował zaprezentować, że starania Sowiego Lotu nie poszły na marne. Zdążyła dokończyć jego szkolenie w sposób nienaganny, a i dzięki niej cętkowany pojął, że treningi potrafią być przyjemne.
Tyle się ostatnio działo, a on miał to szczęście przetrwać.
I to wszystko doprowadził do tego momentu, w którym to stał teraz liderką. Był wyprostowany i starał się w miarę możliwości dumnie wypiąć klatkę piersiową. Spiął każdy możliwy mięsień i wpatrywał się w odległy punkt za kotką, nasłuchując kierowanych w jego stronę słów.
- Rudzikowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?- Od razu rozbudził się z zamysłu, kiedy padło najważniejsze pytanie. Przełknął któryś raz z rzędu ślinę i skinął łbem.
- Przysięgam – odparł, najgłośniej jak potrafił. Widziało go w tym momencie wiele kotów, a i pewnie spora większość nie dowierzała, że mianowanie go będzie dobrym pomysłem, bo przecież to ciamajda.
A wbrew pozorom, Rudzik naprawdę nie radził sobie źle. Potrafił robić wszystko, co powinien, ale jak każdy miał gorsze i lepsze strony. Sowi Lot pozwoliła mu nabyć pewności siebie i zrozumieć, że nie jest takim najgorszym nieudacznikiem.
W wodzie szło mu lepiej niż na lądzie, toteż obiecał sobie, by w Porze Nowych Liści nałapać dla klanu jak najwięcej ryb. Musi w końcu czymś im wszystkim zaimponować i udowodnić, że Zbożowa Gwiazda nie popełnia błędu, mianując go.
- Mocą Klanu Gwiazdy… - niemalże dostrzegł u bengalki lekkie skrzywienie na pysku - nadaję ci imię wojownika. Rudzikowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Rudzikowy Śpiew. Klan Gwiazdy ceni twój spokój i determinacje, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy. – Mimowolnie uchylił pysk. On spokojny i zdeterminowany? Owszem, pod okiem Sowiego Lotu taki nawet był, aczkolwiek fakt, iż przypisano mu takie cechy, napawał go ulgą.
Ostatni raz pociągnął nosem, na myśl o otaczającym go chaosie, stracie brata i wspaniałej mentorki. Musi się z tym pogodzić i żyć dalej, innego wyjścia dla niego nie było.
Jeszcze do niedawno wracał do legowiska z podkulonym ogonem, płacząc w futro siostry po spotkaniu z czarnym, który w zwyczaju miał obwiniać go o wszystkie swoje niepowodzenia. Zmiana mentora sprawiła, iż przez ostatni księżyc cętkowany wędrował z przyklejonym do pyska uśmiechem, bo szylkretka okazała się czymś, czego zdecydowanie potrzebował. Spokojna, miła i troskliwa, nie naciskała na niego, tylko zadbała o to, by ich praca leciała w odpowiednim dla młodego tempie.
Rudzik wciąż miał w głowie wspomnienia czasów, gdy odsuwał od siebie samą myśl o mianowaniu. Nie czuł się gotowy, bo Ognisty tak naprawdę chciał jak najszybciej skończyć szkolenie, byleby mieć możliwość zostania zastępcą. Wojownik nie patrzył na umiejętności swego ucznia, tylko dbał o własne dobro.
A z Sowim Lotem było inaczej. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż dzięki niej zdołał pozbierać w sobie wszelkie pokłady energii i otworzył się na świat. Nie jąkał się tak często, a przy bliskich był nawet w stanie wypowiadać dłuższe i płynne zdania.
Cóż więc go tak najbardziej zmieniło?
Straty. Rzeczna Łapa nie zdążył nawet ukończyć treningu, był tak samo młody jak Rudzik, a już odszedł z tego świata. W przeciwieństwie do brata kremowy miał plany na przyszłość, o których czasami mu opowiadał. Szkoda tylko, iż niedane mu było je zrealizować.
Rudy dostał przez to motywacji dawkę determinacji. Zmotywował się do działania głównie przez poczucie winy wobec zmarłego. Na pewno poświęcił mu za mało czas, przez co nigdy nie mieli okazji zadbać o rozwój ich relacji, a teraz nie będzie im już to dane.
Tak samo potrzebował zaprezentować, że starania Sowiego Lotu nie poszły na marne. Zdążyła dokończyć jego szkolenie w sposób nienaganny, a i dzięki niej cętkowany pojął, że treningi potrafią być przyjemne.
Tyle się ostatnio działo, a on miał to szczęście przetrwać.
I to wszystko doprowadził do tego momentu, w którym to stał teraz liderką. Był wyprostowany i starał się w miarę możliwości dumnie wypiąć klatkę piersiową. Spiął każdy możliwy mięsień i wpatrywał się w odległy punkt za kotką, nasłuchując kierowanych w jego stronę słów.
- Rudzikowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?- Od razu rozbudził się z zamysłu, kiedy padło najważniejsze pytanie. Przełknął któryś raz z rzędu ślinę i skinął łbem.
- Przysięgam – odparł, najgłośniej jak potrafił. Widziało go w tym momencie wiele kotów, a i pewnie spora większość nie dowierzała, że mianowanie go będzie dobrym pomysłem, bo przecież to ciamajda.
A wbrew pozorom, Rudzik naprawdę nie radził sobie źle. Potrafił robić wszystko, co powinien, ale jak każdy miał gorsze i lepsze strony. Sowi Lot pozwoliła mu nabyć pewności siebie i zrozumieć, że nie jest takim najgorszym nieudacznikiem.
W wodzie szło mu lepiej niż na lądzie, toteż obiecał sobie, by w Porze Nowych Liści nałapać dla klanu jak najwięcej ryb. Musi w końcu czymś im wszystkim zaimponować i udowodnić, że Zbożowa Gwiazda nie popełnia błędu, mianując go.
- Mocą Klanu Gwiazdy… - niemalże dostrzegł u bengalki lekkie skrzywienie na pysku - nadaję ci imię wojownika. Rudzikowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Rudzikowy Śpiew. Klan Gwiazdy ceni twój spokój i determinacje, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy. – Mimowolnie uchylił pysk. On spokojny i zdeterminowany? Owszem, pod okiem Sowiego Lotu taki nawet był, aczkolwiek fakt, iż przypisano mu takie cechy, napawał go ulgą.
Ostatni raz pociągnął nosem, na myśl o otaczającym go chaosie, stracie brata i wspaniałej mentorki. Musi się z tym pogodzić i żyć dalej, innego wyjścia dla niego nie było.
***
Po czuwaniu zaczęło się jego nowe życie. Znalazł w legowisku wojowników wolne miejsce do spania, blisko posłania swojego wujka, a jednocześnie niedaleko rodziców. Trochę tęsknił za siostrą, ale czuł, że i jej niedługo uda się tu dostać. Wtedy będą spędzać więcej czasu razem, a przynajmniej będą się częściej widzieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz