- Umiesz polować? - Zapytał szczyl, a czarna strzepnęła ogonem.
- Nie podniecaj się tak. Zapolujesz dopiero, gdy będziesz uczniem. - Warknęła. Położyła jedno ucho, wpatrując się w wyjście z obozu. No tak. Może powinna zastosować nieco bardziej praktyczny sposób wychowania. - Ale możemy przetestować zdolności tego "świetnego, wspaniałego wojownika".
- Tak! Tak! - Krzyknął Wrzos z podekscytowaniem, a kotka przewróciła oczami. Dzieci. Naiwne jak stado wróbli.
Wyszła z obozu, a za nią niebieski. Ciekawiła się, ile przetrwa na mrozie. Warstwa śniegu była tak duża, że ledwo sterczała mu głowa. Widziała, że było mu ciężko, ale nie zwracała na to uwagi. Przyśpieszyła kroku, podnosząc brodę.
- Widzę, wielki wojowniku, że dobrze sobie radzisz. - Chciała przetestować to, jak słucha. Czy Króliczy Sus tu była? Podobało jej się to wychowanie? - Przyzwyczaj się, że nie będzie mamusi, która będzie cię karmiła. - Warknęła. - W Klanie Burzy będziesz polował i męczył się, a chociażbyś pluł krwią, i tak nie zaznasz odpoczynku.
- Tak, tak - Niebieski pokiwał głową, ziewając. Swoje racje uważał za jedyne słuszne.
Kamienna Agonia widziała w nim dawną siebie. Wciąż taka była - pyszna, samolubna, arogancka, nieprzyznająca się do winy. Jednak zrozumiała już, że nie zawsze świat jest taki, jak go sobie namaluje. Wyobrażała sobie zbyt wiele i na własnej skórze doznała nauczki. Musiała na swoim przykładzie nauczyć tego Wrzosa. Byłaby zdolna zrobić to nawet siłą.
- Prawdziwy wojownik jest bezwzględny. - Warknęła, unosząc głowę do góry. - Nigdy nikomu nie ufa. Możesz sobie wyobrażać siebie jako najlepszego wojownika świata, ale nic ci to nie da. Wyobrażasz sobie świat taki, jakim chcesz, aby był. A prawda jest taka, że jest brutalny, głupi i pełen cierpienia. I jeśli to ty z tym cierpieniem nie zawalczysz, to ono nie odejdzie.
- Co ona tam wie - Usłyszała pomruk kociaka. Pokręciła z gniewem głową, ale wiedziała, że wyjdzie to tylko na nim gorzej. Zarozumiały skurczybyk. Musiała mu jakoś przemówić do rozsądku.
- Zaufałam kiedyś komuś - Mruknęła, czując jak odrywa się od rzeczywistości. - Nie chciałam się przyznać do swojego lęku. I nie żałuję tego. Jednak w tamtej chwili mogłam postąpić inaczej. Odwrócić się, nafaszerować wroga wyzwiskami i pozwolić mu tkwić we frustracji, że nie udało mu się mnie sprowokować. Zamiast tego przyjęłam wyzwanie i do dziś mam zatargi z tym kimś. Bałam się, żałowałam, że postąpiłam tak, a nie inaczej. A jednak pozwoliłam sobie zawalczyć ze strachem i nie pozwoliłam go już sobie odczuć. Dalej czuję smutek, bo przeżyłam o wiele więcej, niż ty, gnoju, i wiem, jak łatwo jest zniszczyć moją cierpliwość. Możesz pokazać wrogu, że jesteś w stanie coś zrobić, ale nigdy nie daj mu się prowokować. Nigdy mu nie ufaj.
Wiedziała, że niebieski ma w dupie to, co do niego mówi. Prychnęła pod nosem, na chwilę zatrzymując się, by smarkacz ją dogonił. Ujrzała rów idealny do jej nikczemnych planów. Był w małej części wypełniony roztopionym śniegiem, choć wody nie było dużo. Nie był na tyle głęboki, by zranić kociaka czy wręcz go zabić, ale na tyle, aby nadawał się do zapieczętowania jej wywodów.
- To teraz zamknij oczy. - Warknęła. Kocurek spojrzał na nią z lekkim wyrzutem.
- Po co niby?
- Zamknij je - Syknęła, a dzieciak wykonał polecenie, choć nie wyczuła w nim żadnego lęku.
Ledwo wytrzymywała smród wypływający z kałuży. Spodziewała się, że to mieszanina śniegu, deszczu i zapewne sierści jakiegoś borsuka. Wyczuwała stary zapach stwora. Śmierdziały nie do wytrzymania, a w dodatku były silne. Ale przynajmniej nie było ich tak dużo.
- Otworzysz je dopiero wtedy, gdy ci powiem.
Po tych słowach pchnęła kociaka w dół małego rowu, a ten pisnął, zjeżdżając po krawędzi. Otworzył co prawda oczy, ale i tak musiał mieć niezłą niespodziankę.
Ona za to miała ubaw, widząc jego zaskoczone spojrzenie, gdy wpakował się do wody.
- Zaufałeś mi - Uśmiechnęła się z dumą, ciesząc się, że miała rację. - Gdybyś uważnie mnie słuchał i nie był zapatrzony we własne racje, nie siedziałbyś teraz w kałuży jak ostatni kretyn.
Wyciągnęła pysk, aby sięgnąć po kocura i go wyciągnąć. Ciekawiła się, czy przyjmie pomoc. Jeśli taki sposób wychowania nie zadziała, może powinna raz a dobrze owalić go za jego irytujące zachowanie. Miał szczęście, że w tak młodym wieku wyszedł poza obóz. Miał kogoś dorosłego, kto by go wyciągnął. Czarna poznała terytorium dopiero będąc uczennicą. Uczennicą Zwęglonego Futra. Westchnęła.
Naprawdę nie chciała źle dla rodzeństwa. To przez pieprzoną Piaskową Gwiazdę stali się jej wychowankami! Gdyby tylko nie zabiła pierdolonej Króliczy Sus. Kamienna Agonia nie wiedziała już, co robić. Pieprzone rodzeństwo. Gdyby tylko potrafiła matkować. Wychowywać. Czuła, że brakuje jej pomocy ciotki albo chociażby Jałowej Łapy. Ten drugi nie miał problemów z agresją, a Niebo potrafiła wychowywać. Ona była cholernie okropna w takie rzeczy. Miała nadzieję, że czegoś to nauczy jego brata. Jeśli nie... Cóż, może powinna pozwolić, aby sam siebie wychowywał. Co wtedy z niego wyrośnie? Momentalnie straciła cały zapał, mając ochotę wrócić teraz do obozu i zapierdolić każdego, kto jest współwinien jej wszystkich smutnych myśli.
<Wrzos? siostra chce dobrze>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz