Czuła po kocurze, że wpadł w furię. Atakował ją zawzięcie, pazury uderzyły jej bok. Coś zaszumiało w uszach wojowniczki. Coś kazało jej pomścić Króliczy Sus. Ten kretyn ją wydał. Nikt nie będzie terroryzował jej rodziny!
Koty atakowały się z zawziętością. Czarna miała większe doświadczenie, była wojowniczką, jednak niebieski... był silny, jak na ucznia. Nawet zbyt silny. Jego błysk w oczach pełen determinacji. Kotka pazurami ścięła go z nóg i dwójka poturlała się po płaskim podłożu. Bolało, cholernie bolało, gdy orał ją pazurami.
- Nie chcesz ze mną walczyć - Warknęła.
- Chcę.
- Nie wiesz, co zrobiłam - Nie dawała spokoju. - Nie wiesz, co ty zrobiłeś, wydając Króliczy Sus!
Czuła ból, ale nie zważała na niego. Chciała go zabić.
Zadrżała, czując to uczucie. Zabić. Zabić.
Zabijanie zmieniało kota.
Zwęglone Futro nie byłby z niej dumny, widząc, co wyprawia. To nie jest to, czego po niej oczekiwał.
- Stój.
- Już się boisz, niewdzięcznico? - Krzyknął kocur.
- Powiedziałam, stój, głupku! - Wrzasnęła i próbowała przyszpilić go do ziemi, jednak dalej stawiał opór. - Chcesz, żebyśmy oboje tu zginęli?! Pozabijali się nawzajem?! Czy nie na to liczy Piaskowa Gwiazda?!
Oboje znieruchomieli. Wojowniczka rozluźniła się, wciąż patrząc mu głęboko w oczy. Pilnowała, by nie zrobił nic głupiego. Jednak wiedziała, że Jałowa Łapa nie miał ułomnej inteligencji.
- Co masz na myśli? - Miauknął ze złością. - Tyle dla ciebie zrobiłem, próbowałem do ciebie dojść, a ty masz to w dupie!
- Myślisz, że jest mi łatwo? - Warknęła, marszcząc brwi. - Zmarł mi mentor, a ja nie mogłam nic zrobić. Potem rodzice. Króliczy Sus, zamordowana brutalnie na moich oczach. Świerszczowy Skok, jego martwe zamglone oczy. Zabity przez mordercę. Zginęła Pszczeli Pyłek. Teraz rodzeństwo jest w moich łapach, rozumiesz?! Niewiele rodziny im zostało. Nie potrafię ich wychować! Moje życie wisi na włosku. W jednej chwili ktoś może... zdradzić, co zrobiłam, a ja mogę pożegnać się z życiem. Z rodziną. Ze wszystkimi, na których kiedykolwiek mi zależało!
Poczuła, jak złość wyleciała z niej, gdy tylko wyrzuciła z siebie, co czuła.
- Nie, Jałowa Łapo. Nigdy nie byłam niewdzięczna za to, co zrobiłeś. - Syknęła. - Boję się słabości. Boję się zaufać komuś, aby po raz kolejny zginął. Tak, jak wszyscy dotąd. Piaskowa Gwiazda chce, żebyśmy zwariowali. Chce zmusić nas do posłuszeństwa. Robiąc to, tylko sprawiamy jej przyjemność.
Schowała pazury, czekając na reakcję kocura. Gdy się nie odezwał, westchnęła.
- Wytarzajmy się w kałuży i po prostu powiedzmy, że zaatakował nas borsuk.
Zaprowadziła go do rowu. Nie odzywał się. Ona również. Szli w niezręcznej, morderczej ciszy. Żaden z nich nie miał słów, którymi mógł się posłużyć.
Kałuża miała zapach borsuka, który prawdopodobnie tu był. Albo nie był. Nie mogła tego odczytać, ale zapach był wystarczający, by jakoś to wytłumaczyć. Miała nadzieję.
- Mamy szczęście, że rany nie są tak duże. Może nie będzie z nimi problemu. Kilka zadrapań... Mogło być gorzej. - Westchnęła. - Oboje mogliśmy zginąć.
- To, co mówiłaś wcześniej, to prawda? - Spytał. Jego ogon dalej bił, w głosie miał wyrzut.
- Tak, to prawda. - Warknęła. - Wszystko jest porąbane. Nie wiem, co chcesz w tej chwili zrobić. Mam to już gdzieś.
Odwróciła się. Nie wiedziała, co się po nim spodziewać. Czy mogła mu zaufać? Dać mu jeszcze jedną szansę? Czy był tego wart? Czy chciałby ją zaatakować kolejny raz?
Cieszyła się, że rany nie były poważne. A mogły. Mogło skończyć się śmiercią. Kalectwem. Już nigdy mogli o tym nie zapomnieć. Czy słusznie pomyślała o Zwęglonym Futrze?
- Tak bardzo przepraszam. - Wyszeptała. - Wiem, że nie byłbyś dumny. Znowu przyniosłam ci wstyd. Nawet nie wiem, czy po tym wszystkim dalej ci na mnie zależy!
<Jałowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz