Nawet komplement, który usłyszała z ust malucha nie zmienił jej nastawienia. Motylek działała jej na nerwy. Było coś takiego w jej postawie, tonie głosu, gestykulacji, co sprawiało, że sierść jeżyła się na karku niebieskiej. Mimo trafności jej słów, mimo uprzejmości… Jastrzębi Podmuch nagle zrozumiała, o co chodzi.
Miała przed sobą małą kopię Płonącej Waśni. Uciekinierki, która zabrała jej córce kocięta i partnera. Mimowolnie wysunęła pazury.
- Kłócą się ciągle bez żadnych powodów. Mama ma z nimi dużo roboty, ale ma też dużo szczęścia, bo ja jestem bezproblemowym dzieckiem i nigdy nie musi się martwić, że zrobię coś głupiego.
Motylek przyglądała jej się wyczekująco. Jastrząb czuła, że powinna ją pochwalić, albo chociaż się uśmiechnąć, ale żadne miłe słowa nie były w stanie przejść jej przez gardło. Nawet jeśli winą szylkretki było tylko to, że się urodziła.
Spojrzała na pozostałą dwójkę i już wiedziała, że nigdy nie nazwie ich wnukami. Jak bardzo by się nie starały. Jak bardzo cudowne by nie były.
Tak, ich jedyną winą było ich urodzenie się. Ale dla Jastrzębiego Podmuchu był to grzech niewybaczalny.
- Cudownie - warknęła. - Mam nadzieję, że… - “wasza matka” jakoś nie chciało jej przejść przez gardło - Rozkwitający Pąk szybko wróci.
Mała spojrzała na nią niezadowolona, zanim jednak zdążyła znów zacząć trajkotać, niebieska odezwała się zimnym tonem, mierząc spojrzeniem pozostałą dwójkę:
- Macie słuchać Rozkwitającego Pąku i nie sprawiać jej kłopotów. Inaczej traficie do Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd. To straszne miejsce, do którego idą wszystkie złe koty. Trafiają tam na całą wieczność. Na zawsze - podkreśliła. - Panuje tam niemal zupełny mrok. Poskręcane drzewa zasłaniają niebo, a po uschniętej trawie snuje się mgła. Panuje zupełna cisza. Nie ma ptaków, myszy ani innych kotów. Tylko mordercy, kłamcy i gwałciciele. Też tam traficie - spojrzała po kolei na każde z nich - jeśli nie będziecie dobrzy dla mamy.
<Motylku? xD>
Mammo, babcia straszy mnie piekłem p:
OdpowiedzUsuń