niedługo po ataku na Sasanka
Brat. Brata ktoś mu roztrzaskał. Oh, pożałuje tego ostro.
Pazurami kreślił w twardej, popękanej ziemi jakąś niewyraźną postać. Dwa trójkąciki, kółko pod tym, dwie kreski, kluchowate ciałko i patykowate łapy. Ledwo mógł rozpoznać w tym zabierającym dech w płucach dziele kota, ale trudno. Odetchnął głośno, zawiał go podmuch wiatru. Zadrżał ponownie. Piaskowa Gwiazda kazała mu pracować w takim chłodzie, jeszcze jako przemarznięty debil. Ktoś mordował ważne dla niego osoby. Terror.
Zadrapał pazurami rysunek.
- Przeklęty jesteś, morderco!
Usłyszał łupnięcie o ziemię. Odwrócił się przerażony. Nie, to nie był morderca, a grad. Po chwili zaczęły spadać kolejne. Przestraszony rzucił się w stronę najbliższego drzewa. Przesiedzi tutaj, dopóty się nie skończy; jednak, co to do licha było?!
Lekcja pierwsza - nigdy się nie bawić w jakieś przeklinanie.
***
- Sasanku, potrzebujesz czegoś? - spytał wchodząc do legowiska medyków z zającem, który bardziej wyglądał jak skóra naciągnięta na kości niż obiad.
- Nic. - odpowiedział krótko kocur, a jego brat położył się obok niego. Uwielbiał tą półdługą sierść, w którą mógł się wtulić. Wtedy wyglądali jak jedna szara plama futra, prawie nie do rozróżnienia.
Teraz, z blizną na pół boku będzie to trudniejsze.
- Boli cię coś?
- Nrem. Jużr nrem. - mlaskając powiedział Sasanek. Jałowa Łapa otarł się o jego bok.
- Na pewno?
- Na pdewno. - mlasnął.
Polizał go po uszach.
- Nre jestem kociekem! - powiedział Sasankowy Kielich, kręcąc głową.
- Ale jesteś moim bratem.
- Jesteś głupi.
- Jesteś mysiomózgi.
- Pamiętasz jak jako kociak uciekłes przez moje głupoty z obozu?
- A jak ty sie wywaliłeś centralnie przede mną?
- A jak jako mały uczeń zadrapałeś pysk Żara?
- Nigdy nie żałowałam!
- Pamiętam wkurzoną minę Piaskowej!
- Ja też!
Buchnęli śmiechem.
Ukochany braciak.
***
Woda się wylewała z rzeki, niebo było istną wojną piorunów, a każdy huk był jak krzyk umierającego wojownika. Deszcz lejący się jak krew z nieba przybijał do ziemi. Wokół niego leżały martwe ciała które już nie przypominały tych nie tak dawno żywych kotów.
No, i on.
Szary, nietypowo pręgowany kocur o dziwnych oczach, a raczej ich braku. Oczodoły lśniły oślepiającą bielą, dosłownie światłem, niczym gwiazdy.
Był umorusany w krwi pokonanych. I kroczył w jego stronę pewnym krokiem, wykrzywiając pysk w psychopatycznym uśmiechu.
Zaraz zaraz.. Przecież to ja!
- Teraz spełni się twój największy koszmar..
Rzucił się wprost na niego, leżącego na trawie. Zamknął oczy, by nie widzieć swoich lejących się po kątach flaków.
Żaden cios jednak nie nastąpił. Jedynie dźwięki rozrywanego ciała. Otworzył niepewnie oczy.
On. Stał. Nad ciałem Sasanka.
Nie!
- BŁAGAM, NIE!
obudził się z krzykiem w legowisku medyka, z Sasankowym Kielichem u boku. Przysnął, przylepiony do jego boku.
Wtulił się w jego puchaty bok ponownie.
Nie pozwolę cię nigdy skrzywdzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz