Tego wszystko było dla niej za dużo, szczególnie teraz, kiedy ojciec zaczął ją wciągać w swoje parszywe gierki. Rankiem ponownie zabrał ją poza tereny klanu klifu, w to samo miejsce, gdzie kazano jej zamordować Bursztynowy Pył. Kotka trzęsła się na każdym kroku, jednak miała świadomość tego, że jeśli nie będzie słuchać - oberwie cała jej rodzina. Przed wyjściem poszła do medyków po nasiona maku, sprawdzając przy okazji jak ma się Tańcząca Pieśń i jej skręcona łapa.
Tym razem ofiarą był ktoś inny.
Samotnik o biało-niebieskiej sierści.
Tym razem zawahała się zbyt długo, wściekły rudzielec siłą zmusił ją do zaciśnięcia szczęk na niewinnym kocie.
Iskrzący Krok z całych sił zaciskała oczy, byleby tylko nie widzieć przerażenia na pysku swojej ofiary.
Później miała zanieść go na granicę z klanem nocy i wybebeszyć. Zrobiła to, chociaż żołądek wywracał się jej na lewą stronę, a sama kotka zwymiotowała paręnaście razy. Nie czuła się sobą, kilkakrotnie siedząc nad strumykiem myślała nad pójściem do jego ujścia. Może rzeka byłaby na tyle głęboka, że spokojnie mogłaby się utopić. Może.
Zostawało jej jeszcze zjedzenie trucizny, jednak nie znała się na nich. Owszem, miała pojęcie o niektórych ziołach, jednakże nigdy nie poruszała z medykami tego tematu.
Chciała spokoju, świętego spokoju. Żeby jak raz każdy pozwolił jej zdechnąć w spokoju, zamiast naskakiwać dookoła i pytać, czy wszystko jest dobrze.
Jak na złość, trafiła na Wschodzika, kociaka Zajęczego Omyku i Miętowej Gwiazdy. Wzięła głęboki wdech, wymuszając na sobie radosny uśmiech oraz słodki, ociekający wręcz miodem, ton głosu. Czuła na sobie palące spojrzenie ojca. Musiała grać, kiedy była na widoku.
Przymknęła ślepia, skupiając się na rozmowie z malcem. Zabawa w chowanego… Niechętnie, wręcz walcząc ze sobą, aby odejść w cholerę - przystała na propozycję kociaka. Zakryła łapą oczy, zaczynając odliczać. Kilka razy zamotała się w numerach ze zmęczenia, zaraz jednak wróciła na dobre tory.
— Szukam! — zawołała donośnie. Na moment rozmowy w obozie ucichły a zaciekawione ślepia zwróciły się na nią. Nastroszyła futro, kuląc uszy. Nie czuła się komfortowo. Ruszyła przed siebie, chcąc uniknąć niewygodnych pytań.
Nastawiła uszy, nasłuchując czy czasem Wschodzik nie robi hałasu. Kocurka nie zdradziły jednak niepożądane ruchy a zapach. Młody ukrył się pod legowiskiem wojowników, który znacznie różnił się od woni, jaką miały kocięta. Szylkretka uniosła gałązki, odsłaniając kryjówkę rudzielca.
— Znalazłam cię — miauknęła bez większego entuzjazmu, przyglądając się malcowi.
Tym razem ofiarą był ktoś inny.
Samotnik o biało-niebieskiej sierści.
Tym razem zawahała się zbyt długo, wściekły rudzielec siłą zmusił ją do zaciśnięcia szczęk na niewinnym kocie.
Iskrzący Krok z całych sił zaciskała oczy, byleby tylko nie widzieć przerażenia na pysku swojej ofiary.
Później miała zanieść go na granicę z klanem nocy i wybebeszyć. Zrobiła to, chociaż żołądek wywracał się jej na lewą stronę, a sama kotka zwymiotowała paręnaście razy. Nie czuła się sobą, kilkakrotnie siedząc nad strumykiem myślała nad pójściem do jego ujścia. Może rzeka byłaby na tyle głęboka, że spokojnie mogłaby się utopić. Może.
Zostawało jej jeszcze zjedzenie trucizny, jednak nie znała się na nich. Owszem, miała pojęcie o niektórych ziołach, jednakże nigdy nie poruszała z medykami tego tematu.
Chciała spokoju, świętego spokoju. Żeby jak raz każdy pozwolił jej zdechnąć w spokoju, zamiast naskakiwać dookoła i pytać, czy wszystko jest dobrze.
Jak na złość, trafiła na Wschodzika, kociaka Zajęczego Omyku i Miętowej Gwiazdy. Wzięła głęboki wdech, wymuszając na sobie radosny uśmiech oraz słodki, ociekający wręcz miodem, ton głosu. Czuła na sobie palące spojrzenie ojca. Musiała grać, kiedy była na widoku.
Przymknęła ślepia, skupiając się na rozmowie z malcem. Zabawa w chowanego… Niechętnie, wręcz walcząc ze sobą, aby odejść w cholerę - przystała na propozycję kociaka. Zakryła łapą oczy, zaczynając odliczać. Kilka razy zamotała się w numerach ze zmęczenia, zaraz jednak wróciła na dobre tory.
— Szukam! — zawołała donośnie. Na moment rozmowy w obozie ucichły a zaciekawione ślepia zwróciły się na nią. Nastroszyła futro, kuląc uszy. Nie czuła się komfortowo. Ruszyła przed siebie, chcąc uniknąć niewygodnych pytań.
Nastawiła uszy, nasłuchując czy czasem Wschodzik nie robi hałasu. Kocurka nie zdradziły jednak niepożądane ruchy a zapach. Młody ukrył się pod legowiskiem wojowników, który znacznie różnił się od woni, jaką miały kocięta. Szylkretka uniosła gałązki, odsłaniając kryjówkę rudzielca.
— Znalazłam cię — miauknęła bez większego entuzjazmu, przyglądając się malcowi.
< Wschodziku? >
Wyleczeni: Tańcząca Pieśń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz