Źle się czuł. Od rana, gdy tylko się obudził, trawiła go gorączka. Nie miał sił się podnieść, a co dopiero wyjść na polowanie. Czyżby morderca znów zaatakował i podał mu jakąś trucizne? Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie. Musiał dostać sie do wujka... musiał.
Zmusił swoje kończyny do dźwignięcia bardzo ciężkiego ciała. Zachwiał się, ale dał radę utrzymać równowagę. Powoli, krok za krokiem, brnąc przez śnieg, dotarł do legowiska medyka. Dojrzał tam Wiśniową Łape, która zajmowała się segregacją ziół.
Jeżowa Ścieżka na jego widok, przerwał to co robił. Nie przyglądał się czym był tak pochłonięty. Chciał tylko dostać coś co go uratuje, przed zbliżającym się zgonem.
- Co się stało? - zapytał, podchodząc do kremowego.
- Źle się czuję - miauknął, siadając na mchu. Och jaka ulga. Mimo to, nie poczuł się lepiej.
Wujek zaczął go oglądać, dopytywał czy coś go boli, co jadł. Odpowiedział mu na wszystko najlepiej jak umiał. W końcu kocur przejrzał go i znalazł martwego kleszcza.
- Rozumiem już co ci dolega - to powiedziawszy, chwycił jakieś zioła i mu je podał. Zjadł bez gderania, kładąc później pysk na mchu.
Okazało się, że ta gorączka była wynikiem właśnie tego insekta. Yh... że też go nie zauważył... Ale takie małe robaki trudno było wypatrzeć w sierści.
Znużony zamknął oczy, zapadając w niespokojny sen. Na szczęście, gdy się ocknął, czuł się nieco lepiej. Od razu kamień spadł mu z serca. Dostał jeszcze szansę poodychać powietrzem.
***
Widząc co zrobiła jego matka żałował, że wtedy nie umarł. Ona... zabiła Muszy Lot. Sama kiedyś zmusiła ich do zrobienia kociąt... a teraz? Zabiła ją, bo ta chciała jej przylać? Tak samo było z Płaczącą Wierzbą. Najpierw zrobił córkę, a później ta ją zamordowała. Czy i on będzie następny? Nie mógł patrzeć na to obrzydliwe okrucieństwo, do którego zostali zmuszeni medycy. Oddalił się, powstrzymując odruch wymiotny, gdy zapach krwi dotarł do jego nosa. To nie było normalne. Nie było. Żałował, że był jej synem... Nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Już nigdy...
Nie martwił się teraz tym, że mógł zostać zaatakowany przez mordercę. Chciał udać się najdalej od tego, co miało miejsce. Nie chciał tego pamiętać. Ani słyszeć. A o to było trudo, ponieważ krzyki było słychać nawet poza obozem.
Przyspieszył kroku, wręcz zmuszając się do biegu. Przekroczył granicę Klanu Burzy, kierując się na nieznane tereny. Tam przynajmniej śpiewały ptaki. Ptaki w Porze Nagich Drzew. Najwidoczniej nie wszystkie opuściły to zapomniane przez Klan Gwiazdy miejsce.
***
Wrócił do obozu, próbując nie patrzeć na zakrwawiony śnieg. Panowała cisza. Było po wszystkim. Nie unosił wzroku. Słyszał szepty. Głowa Muszego Lotu... nabita... nie, nie. Nie patrz! Nie chciał! Wzrok wbijał w łapy. Szedł tak, aż nie zderzył się z kimś.
- Uważaj jak łazisz! - Czarne futro znalazło się tuż koło niego.
Kamienna Agonia... albo Łapa... nie interesował się jej imionami. Ostatnio dużo razy miała je zmieniane.
- Przepraszam... - miauknął. - To okropne... to co się stało... Ona ją zabiła... zabiła... tak jak naszą córkę... Myślisz, że opętała ją Mroczna Puszcza? Zachowuje się gorzej niż za mojej młodości.
<Kamień?>
Wyleczony: Drżąca Ścieżka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz