— Lubi mnie. — poruszył wąsami Sokół. Pochylił się tak, żeby być na wysokości córeczki. — Gdy będziesz starsza, pokaże ci cały świat.
Szyszka uśmiechnęła się troskliwie. Zdecydowanie partner chciał być jak najlepszym ojcem dla ich potomstwa. Nie dziwiła mu się. Ona sama nie chciała zawieść kociaków i być w ich oczach kochaną mamą. Ślepia w kolorze żółtym, dokładnie takie same jak Szyszki, wpatrywały się chwilę w ojca, zanim ponownie go trąciła, wydając z siebie pisk.
— So sn-acy kosanie?
— To czułe słowo. Określasz nim osobę, którą kochasz. — Sokół spojrzał na karmicielkę. — Tak jak ja kocham twoją mamę i was.
Płomykówka zdawała się zapamiętywać każde słowo rodzica. Mała dopiero nie tak dawno otworzyła ślepka i uczyła się chodzić. Teraz jeszcze mówić. Szyszka była z niej ogromnie dumna!
— A... Sy... Syska?
Tym razem to czarnulka zdecydowała się odpowiedzieć na pytanie córeczki. Przyciągnęła ją do siebie ogonem. Mimo protestów małej, zaczęła wylizywać jej zmierzwione futerko. Z całego miotu, to ona najbardziej ją przypominała. Lizała futro malutkiej delikatnymi, acz szybkimi ruchami języka.
— To moje imię. Tak jak ty jesteś Płomykówką, ja jestem Szyszką. Twój tata to Sokół, a rodzeństwo Bielik, Głóg, Orzełek i Daglezja. Każde z nas ma własne, wyjątkowe imię. — zamruczała, liżąc pociechę za uszkiem.
— Może się pobawimy?
Szyszka zwróciła ślepia na Sokoła, który przyciągnął do siebie łapą jakiś kawałek mchu. Zwinął go w kulkę, którą popchnął w stronę Płomykówki. Mała capnęła zabawkę łapką, rozpoczynając rozrywanie materiału. Liderka Owocowego Lasu nie mogła powtrzymać się od rozbawionego poruszenia wąsikami. Z jej córeczki będzie prawdziwa rozrabiaka.
— Kochanie, to mech, a nie niebezpieczny borsuk. — wywrócił oczami z rozbawieniem Sokół.
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
<Płomykówko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz