*Trochę temu*
Usłyszałam, jak ktoś woła moje imię, a właściwie była to Cętka, moja przyjaciółka. Pokuśtykałam pędem do niej. W burym pyszczku zwisał kociak młodej matki. Posłałam zmartwiony uśmiech.- Konwalio, bolą ją uszka. - miauknęła młodsza, ocierając się z pozdrowieniami o moje ciało. Odstawiła Niebo na ziemię.
- Tak? Zraz to sprawdzimy, poczekaj tutaj, dobrze, Cętkowany Kwiecie? - spytałam się kumpelki. - Nie martw się.
Chwyciłam za kark kociaka i przeniosłam ją na duży kamień pośrodku schowka medyka. Przyjrzałam się małej, liliowej, była podobna do ojca dzieci. Mały słodziak...
- Słoneczko, stój spokojnie. - mruknęłam, zagradzając drogę ogonem niebieskookiej. - Grzeczna. Teraz opowiedz mi, co nabroiłaś, że bolą cię uszka? - spojrzałam się na nią z sympatią i śmiechem.
- J-ja... Apsik! Deszczyk b-byl i bawiłam się w nim, przemokły mi chyba u-uska... - zadrżała.
- Uszka? Bolą cię, tak? - zapytałam się córeczki mojej przyjaciółki.
Koteczka pokiwała głową.
Podeszłam do następnego kamienia, na którym znajdowały się zioła. Wybrałam kilka z nich na ból uszów i wróciłam do Nieba. Na pewno to jej pomoże.
- Proszę. - podałam koteczce roślinki. Zjadła je w mgnieniu oka. Uśmiechnęłam się, jedną z najpiękniejszych radości na świecie, jest radość z leczenia chorych kotów. - I jak?
- Lepiej. - odpowiedziała niepewnie liliowa.
Pokiwałam głową, głośno mrucząc. Odstawiłam dziecko na ziemię.
- Możesz już wracać do swojej mamy, jak dalej będzie cię boleć, to przyjdź, mów śmiało co i jak. Nie bój się. - miauknęłam, odsyłając młodą.
***
Czas szybko leciał. Kwiatów już nie było, liści też. Wszystko było takie czarno-białe, takie smutne, jak życie. Nic ciekawego się nie działo, a ja musiałam całe dnie siedzieć w legowisku medyka pilnowana przez Orlika, albo inne koty. Czapli Potok umarł, niespodziewanie. Zniknął tak szybko jak jeden płatek śniegu na ciepłej, kociej łapie. Nie było go już, nie było. Nie ukrywam, był dla mnie ważnym kotek, dzięki niemu trafiłam do Klanu Burzy. Tu był jednak błąd, byłam tylko kulą u łapy. Wyobrażałam sobie co musi czuć teraz Cętkowany Kwiat, albo jej dzieci lub partner. Okropieństwo. Życie ciągle dawało w kość i nie zamierzało przestać.
Nocne czuwanie przy ciele zmarłego. Postanowiłam dołączyć, okazać jakoś szacunek. Córka Czapli przez ten cały czas płakała, nikt nie zasnął, ale nie byliśmy na nią źli. To w kocu jej ojciec, trudno, żeby się cieszyła.
Wiedziałam, że brązowooka chciała usłyszeć: ''Wszystko będzie dobrze'', ale... Nie potrafiłam, nie mogłam kłamać, nie będzie wszystko dobrze, będzie źle, jest źle. Wtulona w partnera płakała. Jak tamtym razem kiedy zginęła jej siostra. Postanowiłam dołączyć do uścisku, jakoś tak mi się zebrało...
***
Spoglądałam na bawiące się w śniegu młode koty. Była tam jedna z moich córek - Burzowa Łapa, a oprócz niej dzieci Cętki i Orlika. Przypatrywałam się im przypominając sobie czasy kiedy byłam w ich wieku. Łezka spłynęła mi po policzku. Strzepnęłam ogonem, widząc podchodzącego do mnie niebieskookiego.
- Spokojnie, nie ucieknę, nie mam nawet gdzie... - rzekłam.
Biały pokiwał głową.
- Nie chciałabyś dołączyć do zabawy? - spytał się z uśmiechem na jasnym pyszczku.
- Za stara jestem na takie rzeczy.
- Oj tam! Nigdy się nie jest za starym no i Jeżowa Ścieżka powiedział, że rozrywka może ci pomóc.
- W czym niby? Życie nagle się stanie piękniejsze? - powiedziałam zirytowana tymi gadkami.
Skrzywił się.
- Możesz chociaż spróbować, dla mnie, dla Burzy i młodego pokolenia.
Westchnęłam.
- Tylko raz.
- Raz. - podkreśliłam. - Tylko jeden raz.
<Niebiańska Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz