Okay, misja chyba się udała. Co prawda w jej łebku pojawiło się dużo nowych pojęć i dziwnych sformułowań, głównie za sprawą niemiłego pana, ale przybrany tatuś postanowił ją przygarnąć.
— Purchawka! — miauknęła wesoło.
Już spełniła ostatni warunek. Uf, poszło łatwiej niż sądziła. Nie musiała przechodzić żadnych sprawdzianów wiedzy czy popisywać się umiejętnościami sportowymi, których zresztą nie miała. Zadowolona wstała by ruszyć za Miodkiem, ale coś poszło nie tak i zderzyła się z tylną łapą kocura.
— Ojć. — pisnęła zaskoczona.
Zamrugała oczkami. Coś musiało pójść nie tak, ale nie była pewna co konkretnie.
— Wszystko w porządku, Purchaweczko? Uderzyłem cię przypadkiem? — nachylił się nad nią czekoladowy pan.
Pokiwała energicznie łebkiem. Musiała coś wymyśleć na szybko. Jeśli uznają ją za jakąś nie ten tego, jak Misztela, jeszcze nie będą chcieli jej zabrać do Owocowego Lasu! A przecież pan Miodek obiecał jej dużo kotów do zabaw i psot. Ptyś nigdy nie miał ochoty na zabawę, więc zawsze strasznie się nudziła. Nie mogła stracić raju, który był niemal na wyciągnięcie łapy.
— Chciałam wejść ci na plecki... — miauknęła nieco uciekając wzrokiem. — Bolą mnie łapki...
Usłyszała śmiech. Taki niezbyt miły. Srebrny kocur mówił coś do pana Listka. Nie za dużo z tego zrozumiała, więc wbiła żółte ślepka w czekoladowego. Ciepły uśmiech na jego pysiu, sprawił, że radośnie podskoczyła. Jeszcze nigdy nie była tak niesiona! Jejku. To dopiero była przygoda. Nie czekając aż Miodek się rozmyśli, szybciutko wspięła się nieco koślawie na jego grzbiet. Czekoladowy wstał powoli i ostrożnym krokiem zaczął iść za dwójką pozostałych kocurów.
Purchawka podziwiała widoki, mocno trzymając się gęstego futra. Z tej wysokości wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Wcześniej nawet nie wiedziała ile pięknych kwiatków rośnie na tej polanie. I takie kolorowe. Niebieskie, żółte i czerwone.
— Jak tu pięknie! — oznajmiła zachwycona.
— Tak, Porą Zielonych Liści jest tu naprawdę urodziwie...
Purchawka zmarszczyła nosek. Znowu jakieś dziwne słowa.
— Urodziwie? Co to? Ktoś tu coś urodził? — zapytała nieco zdezorientowana.
Wesołe ślepka pana Miodka spojrzały na nią.
— Nie, nie, to znaczy, że jest bardzo ładnie, Purchaweczko. — wyjaśnił kocur.
Koteczka pokiwała łebkiem.
— Aha, a miodek? Co to?
— Pszczółki go robią, by mieć co jeść jak spadnie śnieg. Jest żółty i bardzo słodki. Tylko trzeba uważać, bo bardzo się lepi do futerka.
Dymna była w szoku. Chyba sam mędrzec Owocowego Lasu niósł ją właśnie na swych barkach do swego domu. Skąd on tyle wiedział? Było to poza pojęciem małej kotki. Pokiwała łebkiem, próbując przyswoić te wszystkie cenne informacje.
— Bardzo dużo wiesz. Skąd? — nie mogła wyjść z podziwu.
Srebrny pan zatrzymał się i spojrzał na tą dwójkę.
Srebrny pan zatrzymał się i spojrzał na tą dwójkę.
— Bo to przybłęda. Tyłek go swędzi to się szwenda... — niemiły pan przerwał, widząc, iż znajdka pokazuje mu język. — No proszę, taka mysia strawa, a język ma siłę pokazać.
Purchawka przekręciła łebek zdezorientowana.
— Mysia strawa? A co to?
Purchawka przekręciła łebek zdezorientowana.
— Mysia strawa? A co to?
<Misiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz