Niedługo po potwierdzeniu informacji o ciąży Jastrzębiego Zewu
Jeszcze nie tak dawno temu leżała wtulona w czarne futro partnera, a teraz starała się przemówić do rozsądku spokojnym tonem jednemu z Klifiaków, którego łapa znajdowała się na jej głowie, przyciskając ją do podłoża, oraz w tym samym czasie próbowała uspokoić Kozi Przesmyk, który nerwowo chodził wzdłuż granicy, uderzając ogonem o trawę, starając się nie zaognić sytuacji, w której szylkretka się znalazła.
– [...] Mam po dziurki w nosie waszych sojuszy i sojuszniczych miotów... Nagadaliście mojej córce jakichś głupot i się zgodziła na umowę z wami, królikojadami, zamiast związać się z miłości z kimś z rodzimego klanu... – Wbił spojrzenie w srebrzystego wojownika, którego kły były jeszcze bardziej widoczne niż dotychczas. – W skrócie, możesz przekazać waszemu liderowi i temu pół kotowi, ojcu kociąt, że żadne z moich wnucząt nie trafi do waszego klanu. Już ja tego dopilnuję! Po moim trupie! – prychnął, plując tuż obok łapy Margaretkowego Zmierzchu, by następnie zwrócić się do niej: – A ty zostaniesz moim gościem, do czasu aż liderzy nie zdecydują się wybrać innych kotów, które wyrwą z łap ich rodzin z zamiarem oddania ich do drugiego klanu, jakby nic nie znaczyły i były w ich oczach śmieciami. Bo jak inaczej zdecydują, które kocię na zostać w klanie, a które mogą oddać? Może by tak przehandlowali swoje kocięta bądź innych bliskich? Wierzyłem, że klany różnią się od Betonowego Świata i dlatego do nich dołączyłem chcąc zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim, ale jak widać możecie z nim na spokojnie konkurować.
– Nic nikomu nie nagadaliśmy... na pewno twoja... twoja córka dobrowolnie przystała na zostanie kandydatką sojuszniczego miotu. – poinformowała kocura, będąc pewna swych słów. Nowa liderka Klanu Klifu nie wyglądała na taką kotkę, która by przymuszała członków klanu do różnych zadań przez wzgląd na swoje widzimisię, a na kogoś pokroju jej partnera-kota, który mimo pełnienia funkcji lidera potrafił porozmawiać jak równy z równy pomimo dzielącej ich hierarchii w społeczności i zapytać go o własne zdanie. – Poza tym mamy już sojusz, a ten miot miałby go tylko umocnić. Jeśli mnie teraz puścisz, oboje wrócimy do naszych obozów i zapomnimy o tym nieporozumieniu na granicy... – Nim ucichła pisnęła, czując wbijające się pazury w jej skórę. Mimo chęci załagodzenia sytuacji związanej z tym sojuszniczym miotem obawiała się, czy zaraz nie doprowadzi do rozpoczęcia wojny pomiędzy klanami. Przepychanki pomiędzy bratanicą i medyczką Klanu Klifu były lontem, a dzisiejsze spotkanie między dorosłymi wojownikami wychodziły na to, że iskrą. Dostrzegając gotowość Koziego Przesmyku do ataku na burego kocura, pokręciła dwukrotnie głową i wbiła w niego błagalne spojrzenie, aby nie dał się prowokować i nie zaatakował Klifiaka.
– Co tak sterczysz? Jeśli ci zależy na życiu ukochanej leć przekazać swojemu liderowi moje słowa! – wykrzyknął do wojownika, który postanowił do góry uszy na dźwięk słów. Na pysku Kózka pojawił się lekki rumieniec, jednak wojownik zachował zimną krew i bez zająknięcia odpowiedział natychmiast na zaczepkę byłego samotnika.
– Lepiej dla ciebie by było, jeśli byłaby moją ukochaną, a w tej chwili podduszasz partnerkę mojego lidera, Króliczej Gwiazdy. Jeśli się o tym dowie, na pewno nie unikniesz kary z jego łap, jak i również z łap Liściastej Gwiazdy za próbę zamachu!
– Partnerka lidera? – powtórzył, zadowolony z poznania relacji łączącej szylkretkę i czarnego kocura. – No proszę. Niech zgadnę, pewnie macie kocięta... Pewnie niewiele młodsze od mojej córki, a może już nawet sama zostałaś, bądź zostaniesz babcią. Powiedz, czy pozwoliłbyś, aby twoje wnuczęta posłużyły jako pionki? Aby wychowywały się daleko od was? – Zaprzeczyła słysząc pierwsze pytanie. Wystarczyło jej widzieć, jak jej własna matka, a i również babka, traktowała swoje kocięta jak nic nieznaczące pionki, które miały posłusznie wykonywać narzuconą wolę starszych wypełniając wolę przodków i to, co rozpoczęła Piaskowa Gwiazda po objęciu władzy. Jednak to o czym mówił kocur różniło się od losu, jaki miał spotkać kocięta Jastrzębiego Zewu i Barszczowej Łodygi. Może i nie był to miot z miłości, a powstały w celu umocnienia sojuszu, jednak wiedziała doskonale, że te kocięta, nieważne gdzie pozostaną, będą kochane przez swych najbliższych. Nie miał ich czekać los pionków, jak uważał to starszy kocur. Raczej nikt ich by nie krytykował, jeśli by zechciały żyć własnym życiem i być może pewnego dnia dołączyć do drugiego klanu, a być może do całkowicie innego. – No właśnie. Więc doskonale rozumiesz mnie i pewnie ...
– T A T O!
Od strony Klanu Klifu do granicy truchtem zbliżyła się trójka kotów. Na ich widok kocur zelżał uścisk, tak, że Margaretka mogła bez problemu zaczerpnąć oddechu. Jeden z kotów trzymał się z tyłu, mając przez cały czas spojrzenie utkwione na szylkretce o wywiniętych uszach. Nie było mowy o pomyłce, wspomniana kotka musiała być tą córką burego kocura, która zgodziła się na zostanie matką kociąt sojuszniczego miotu. Szylkretka obdarowała ojca gniewnym spojrzeniem, lecz na chwilę odwróciła się do stojącego na tyle kota. Jakby czekając na jego pozwolenie, po przytaknięciu przez niego głową, zbliżyła się do granicy.
– Tato...
– Jastrząb... Ja... Miedź – Zmieszany kocur, starał się znaleźć poparcie w cynamonowej kotce, która wzdychając pokręciła łebkiem i głową przywołała kocura do siebie. Sądząc po tym, jak kocur posłusznie wykonał polecenie wspomniana kotka musiała być jego partnerka, jak i również matką kotki, która zbliżyła się do Margaretki i pomogła jej się podnieść z trawy razem z Kózkiem. Niczym mały kociak wtulił się w bok partnerki. Między nimi wywiązała się rozmowa, której szylkretka nie miała przyjemności usłyszeć. Była jednak niemalże pewna, że kocur jest łajany.
– Wybacz mojemu ojcu. Odkąd mój brat zaginął, ale na szczęście wrócił, a moja siostra niestety zginęła..., stał się na punkcie najbliższych strasznie drażliwy i opiekuńczy. Czasami do przesady. Ale to dobry kot, pomimo groźnej aparycji.
– ... I zachowania. Chwilę temu groził nam obojgu i mówił, że zostałaś przymuszona do uczestnictwa w sojuszniczym miocie...
Kotka parsknęła śmiechem, przerywając kocurowi.
– Ja? To była moja własna decyzja. I jej n i e żałuję. – podkreśliła wyraźnie, tak aby każdy ją usłyszał, nie racząc podzielić się powodem takich, a nie innych decyzji. – Jestem Jastrzębi Zew. A wy?
– Margartekowy Zmierzch.
– Kozi Przesmyk. – mruknął kocur
Jastrzębi Zew obeszła dookoła Margaretkę, przyglądając jej się uważnie. Na widok draśnięcia na czubku głowy szylkretki zmarszczyła nieznacznie pyszczek.
– Widzę, że nie zostałaś za bardzo pokiereszowana. To tylko mała ranka. Do wesela się zagoi! A przynajmniej mawia tak mój ojciec. – miauknęła z radością w głosie i z taką swobodą, jakby urodziła się mówcą. Udało jej się odwrócić uwagę od nieporozumienia mającego miejsce jeszcze chwilę. Margaretka była wręcz oczarowana osobowością Jastrzębiego Zewu.
– Tak... Mam nadzieję, że przy kolejnym spotkaniu, być może najwcześniej podczas przekazania twoich i Barszczowej Łodygi kociąt do Klanu Burzy twój ojciec nie będzie stawiał oporu i nie zechce już nikogo przyduszać. A w szczególności mnie... Skoro zależy mu tak na rodzinie, myślę, że powinien przekonać się zarówno do Barszczu, jak i do mnie... Lepiej, żeby kociętom nie przedstawił go jako "pół kota"... – przestrzegła kocice
Oczy Jastrząb zaświeciły się jak pięć złoty, gdy próbowała dodać dwa do dwóch.
– "Pół kota"? – Uniosła pytająca brew. – Aaaaa. – Prawdopodobnie zrozumiała aluzję własnego ojca kryjącą się za nazwą kocura, będącego ojcem jej kociąt. – Jesteś siostrą Barszczowej Łodygi?
– Nie. Jestem partnerką jego brata, Króliczej Gwiazdy. Co prawda wy nie skończyliście jako partnerzy, ale w moich oczach należysz do rodziny. Ty i twoje kocięta. – posłała kotce uśmiech. Być może nie tyle, co zyskała kolejną siostrę, ale również przyjaciółkę? Albo, chociażby kogoś z Klanu Klifu do kogo na zgromadzeniach czy przy spotkaniach na granicy mogłaby otworzyć pysk.
Do rozmowy dołączyli po jakimś czasie Jerzykowa Werwa wraz z Miedzianym Kłem. Z pyska kocicy ponownie padły przeprosiny za zachowanie partnera. Bury kocur do niedawna tak pewny siebie i swych przekonań, potulnie mówił "Przepraszam" za każdym razem, gdy został poproszony o to, jak i nieśmiało pytał się, czy wnuczęta nie mogą dłużej spędzić czasu w Klanie Klifu z bliskimi nim udadzą się do drugiej rodziny, w szczególności te wybrane do zamieszkania w Klanie Burzy. Niestety Margaretka nie odpowiadała na pytania, nie mogła zmieniać umów zawartych pomiędzy liderami i rodzicami sojuszniczego miotu.
– Ale wiem jedno. Na pewno wasza obecność w Klanie Burzy będzie zawsze mile widziana! – powiedziała, starając się ignorować spojrzenie Koziego Przesmyku mówiące "Chyba żartujesz".
Wymienili pomiędzy sobą jeszcze kilka zadań, by w końcu wrócić do swych obozów. Mieli powiadomić liderów o sprzeczce na granicy, jednak w głównej mierze o dojściu do porozumienia i wszystko jest dobrze. Kózek marszcząc pysk, wpatrywał się w Margaretkę.
– No co? Wolałbyś, aby doszło do wojny?
– "... wasza obecność w Klanie Burzy będzie zawsze mile widziana" czy ty siebie słyszysz? O mało co nie wyzionęłaś ducha przez... przez tego... A zapraszasz ich jak...
Kotka nachyliła się do Koziego Przesmyku, uważnie przyglądając się jego pyskowi, a dokładnie miejscu przy nosie, które zdobiła ruda plamka. Zignorowała całkowicie to, że kocur zaniemówił z powodu takiej bliskości.
– Ty jesteś szylkretem! Szylkretowy kocur! – wyszczerzyła zęby do kocura, by już po chwili się roześmiać. – Byłam pewna, że celowo, a może i przypadkiem brudzisz sobie futro, bo może... sama nie wiem, ale ta plamka, jej kształt, nie zmienia się, a nawet nie zniknęła, gdy się kąpaliśmy... A twoi rodzice... – W jej oczach pojawił się błysk. Ponownie się roześmiała, a kocur całkowicie zbity z tropu jedynie prychnął i otrzepał się.
– Nie zmieniaj tematu... – prychnął, po czym się uśmiechnął. – Miło widzieć twój uśmiech po tylu księżycach.
– Mogłabym powiedzieć to samo. – Ponownie obdarowała kocura uśmiechem, ciesząc się, że ten smutek, który dostrzegała w jego oczach księżyce temu zniknął.
Być może tak jak i Margaretka znalazł powód, a może i milion powodów do uśmiechu.
Jeszcze nie tak dawno temu leżała wtulona w czarne futro partnera, a teraz starała się przemówić do rozsądku spokojnym tonem jednemu z Klifiaków, którego łapa znajdowała się na jej głowie, przyciskając ją do podłoża, oraz w tym samym czasie próbowała uspokoić Kozi Przesmyk, który nerwowo chodził wzdłuż granicy, uderzając ogonem o trawę, starając się nie zaognić sytuacji, w której szylkretka się znalazła.
– [...] Mam po dziurki w nosie waszych sojuszy i sojuszniczych miotów... Nagadaliście mojej córce jakichś głupot i się zgodziła na umowę z wami, królikojadami, zamiast związać się z miłości z kimś z rodzimego klanu... – Wbił spojrzenie w srebrzystego wojownika, którego kły były jeszcze bardziej widoczne niż dotychczas. – W skrócie, możesz przekazać waszemu liderowi i temu pół kotowi, ojcu kociąt, że żadne z moich wnucząt nie trafi do waszego klanu. Już ja tego dopilnuję! Po moim trupie! – prychnął, plując tuż obok łapy Margaretkowego Zmierzchu, by następnie zwrócić się do niej: – A ty zostaniesz moim gościem, do czasu aż liderzy nie zdecydują się wybrać innych kotów, które wyrwą z łap ich rodzin z zamiarem oddania ich do drugiego klanu, jakby nic nie znaczyły i były w ich oczach śmieciami. Bo jak inaczej zdecydują, które kocię na zostać w klanie, a które mogą oddać? Może by tak przehandlowali swoje kocięta bądź innych bliskich? Wierzyłem, że klany różnią się od Betonowego Świata i dlatego do nich dołączyłem chcąc zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim, ale jak widać możecie z nim na spokojnie konkurować.
– Nic nikomu nie nagadaliśmy... na pewno twoja... twoja córka dobrowolnie przystała na zostanie kandydatką sojuszniczego miotu. – poinformowała kocura, będąc pewna swych słów. Nowa liderka Klanu Klifu nie wyglądała na taką kotkę, która by przymuszała członków klanu do różnych zadań przez wzgląd na swoje widzimisię, a na kogoś pokroju jej partnera-kota, który mimo pełnienia funkcji lidera potrafił porozmawiać jak równy z równy pomimo dzielącej ich hierarchii w społeczności i zapytać go o własne zdanie. – Poza tym mamy już sojusz, a ten miot miałby go tylko umocnić. Jeśli mnie teraz puścisz, oboje wrócimy do naszych obozów i zapomnimy o tym nieporozumieniu na granicy... – Nim ucichła pisnęła, czując wbijające się pazury w jej skórę. Mimo chęci załagodzenia sytuacji związanej z tym sojuszniczym miotem obawiała się, czy zaraz nie doprowadzi do rozpoczęcia wojny pomiędzy klanami. Przepychanki pomiędzy bratanicą i medyczką Klanu Klifu były lontem, a dzisiejsze spotkanie między dorosłymi wojownikami wychodziły na to, że iskrą. Dostrzegając gotowość Koziego Przesmyku do ataku na burego kocura, pokręciła dwukrotnie głową i wbiła w niego błagalne spojrzenie, aby nie dał się prowokować i nie zaatakował Klifiaka.
– Co tak sterczysz? Jeśli ci zależy na życiu ukochanej leć przekazać swojemu liderowi moje słowa! – wykrzyknął do wojownika, który postanowił do góry uszy na dźwięk słów. Na pysku Kózka pojawił się lekki rumieniec, jednak wojownik zachował zimną krew i bez zająknięcia odpowiedział natychmiast na zaczepkę byłego samotnika.
– Lepiej dla ciebie by było, jeśli byłaby moją ukochaną, a w tej chwili podduszasz partnerkę mojego lidera, Króliczej Gwiazdy. Jeśli się o tym dowie, na pewno nie unikniesz kary z jego łap, jak i również z łap Liściastej Gwiazdy za próbę zamachu!
– Partnerka lidera? – powtórzył, zadowolony z poznania relacji łączącej szylkretkę i czarnego kocura. – No proszę. Niech zgadnę, pewnie macie kocięta... Pewnie niewiele młodsze od mojej córki, a może już nawet sama zostałaś, bądź zostaniesz babcią. Powiedz, czy pozwoliłbyś, aby twoje wnuczęta posłużyły jako pionki? Aby wychowywały się daleko od was? – Zaprzeczyła słysząc pierwsze pytanie. Wystarczyło jej widzieć, jak jej własna matka, a i również babka, traktowała swoje kocięta jak nic nieznaczące pionki, które miały posłusznie wykonywać narzuconą wolę starszych wypełniając wolę przodków i to, co rozpoczęła Piaskowa Gwiazda po objęciu władzy. Jednak to o czym mówił kocur różniło się od losu, jaki miał spotkać kocięta Jastrzębiego Zewu i Barszczowej Łodygi. Może i nie był to miot z miłości, a powstały w celu umocnienia sojuszu, jednak wiedziała doskonale, że te kocięta, nieważne gdzie pozostaną, będą kochane przez swych najbliższych. Nie miał ich czekać los pionków, jak uważał to starszy kocur. Raczej nikt ich by nie krytykował, jeśli by zechciały żyć własnym życiem i być może pewnego dnia dołączyć do drugiego klanu, a być może do całkowicie innego. – No właśnie. Więc doskonale rozumiesz mnie i pewnie ...
– T A T O!
Od strony Klanu Klifu do granicy truchtem zbliżyła się trójka kotów. Na ich widok kocur zelżał uścisk, tak, że Margaretka mogła bez problemu zaczerpnąć oddechu. Jeden z kotów trzymał się z tyłu, mając przez cały czas spojrzenie utkwione na szylkretce o wywiniętych uszach. Nie było mowy o pomyłce, wspomniana kotka musiała być tą córką burego kocura, która zgodziła się na zostanie matką kociąt sojuszniczego miotu. Szylkretka obdarowała ojca gniewnym spojrzeniem, lecz na chwilę odwróciła się do stojącego na tyle kota. Jakby czekając na jego pozwolenie, po przytaknięciu przez niego głową, zbliżyła się do granicy.
– Tato...
– Jastrząb... Ja... Miedź – Zmieszany kocur, starał się znaleźć poparcie w cynamonowej kotce, która wzdychając pokręciła łebkiem i głową przywołała kocura do siebie. Sądząc po tym, jak kocur posłusznie wykonał polecenie wspomniana kotka musiała być jego partnerka, jak i również matką kotki, która zbliżyła się do Margaretki i pomogła jej się podnieść z trawy razem z Kózkiem. Niczym mały kociak wtulił się w bok partnerki. Między nimi wywiązała się rozmowa, której szylkretka nie miała przyjemności usłyszeć. Była jednak niemalże pewna, że kocur jest łajany.
– Wybacz mojemu ojcu. Odkąd mój brat zaginął, ale na szczęście wrócił, a moja siostra niestety zginęła..., stał się na punkcie najbliższych strasznie drażliwy i opiekuńczy. Czasami do przesady. Ale to dobry kot, pomimo groźnej aparycji.
– ... I zachowania. Chwilę temu groził nam obojgu i mówił, że zostałaś przymuszona do uczestnictwa w sojuszniczym miocie...
Kotka parsknęła śmiechem, przerywając kocurowi.
– Ja? To była moja własna decyzja. I jej n i e żałuję. – podkreśliła wyraźnie, tak aby każdy ją usłyszał, nie racząc podzielić się powodem takich, a nie innych decyzji. – Jestem Jastrzębi Zew. A wy?
– Margartekowy Zmierzch.
– Kozi Przesmyk. – mruknął kocur
Jastrzębi Zew obeszła dookoła Margaretkę, przyglądając jej się uważnie. Na widok draśnięcia na czubku głowy szylkretki zmarszczyła nieznacznie pyszczek.
– Widzę, że nie zostałaś za bardzo pokiereszowana. To tylko mała ranka. Do wesela się zagoi! A przynajmniej mawia tak mój ojciec. – miauknęła z radością w głosie i z taką swobodą, jakby urodziła się mówcą. Udało jej się odwrócić uwagę od nieporozumienia mającego miejsce jeszcze chwilę. Margaretka była wręcz oczarowana osobowością Jastrzębiego Zewu.
– Tak... Mam nadzieję, że przy kolejnym spotkaniu, być może najwcześniej podczas przekazania twoich i Barszczowej Łodygi kociąt do Klanu Burzy twój ojciec nie będzie stawiał oporu i nie zechce już nikogo przyduszać. A w szczególności mnie... Skoro zależy mu tak na rodzinie, myślę, że powinien przekonać się zarówno do Barszczu, jak i do mnie... Lepiej, żeby kociętom nie przedstawił go jako "pół kota"... – przestrzegła kocice
Oczy Jastrząb zaświeciły się jak pięć złoty, gdy próbowała dodać dwa do dwóch.
– "Pół kota"? – Uniosła pytająca brew. – Aaaaa. – Prawdopodobnie zrozumiała aluzję własnego ojca kryjącą się za nazwą kocura, będącego ojcem jej kociąt. – Jesteś siostrą Barszczowej Łodygi?
– Nie. Jestem partnerką jego brata, Króliczej Gwiazdy. Co prawda wy nie skończyliście jako partnerzy, ale w moich oczach należysz do rodziny. Ty i twoje kocięta. – posłała kotce uśmiech. Być może nie tyle, co zyskała kolejną siostrę, ale również przyjaciółkę? Albo, chociażby kogoś z Klanu Klifu do kogo na zgromadzeniach czy przy spotkaniach na granicy mogłaby otworzyć pysk.
Do rozmowy dołączyli po jakimś czasie Jerzykowa Werwa wraz z Miedzianym Kłem. Z pyska kocicy ponownie padły przeprosiny za zachowanie partnera. Bury kocur do niedawna tak pewny siebie i swych przekonań, potulnie mówił "Przepraszam" za każdym razem, gdy został poproszony o to, jak i nieśmiało pytał się, czy wnuczęta nie mogą dłużej spędzić czasu w Klanie Klifu z bliskimi nim udadzą się do drugiej rodziny, w szczególności te wybrane do zamieszkania w Klanie Burzy. Niestety Margaretka nie odpowiadała na pytania, nie mogła zmieniać umów zawartych pomiędzy liderami i rodzicami sojuszniczego miotu.
– Ale wiem jedno. Na pewno wasza obecność w Klanie Burzy będzie zawsze mile widziana! – powiedziała, starając się ignorować spojrzenie Koziego Przesmyku mówiące "Chyba żartujesz".
Wymienili pomiędzy sobą jeszcze kilka zadań, by w końcu wrócić do swych obozów. Mieli powiadomić liderów o sprzeczce na granicy, jednak w głównej mierze o dojściu do porozumienia i wszystko jest dobrze. Kózek marszcząc pysk, wpatrywał się w Margaretkę.
– No co? Wolałbyś, aby doszło do wojny?
– "... wasza obecność w Klanie Burzy będzie zawsze mile widziana" czy ty siebie słyszysz? O mało co nie wyzionęłaś ducha przez... przez tego... A zapraszasz ich jak...
Kotka nachyliła się do Koziego Przesmyku, uważnie przyglądając się jego pyskowi, a dokładnie miejscu przy nosie, które zdobiła ruda plamka. Zignorowała całkowicie to, że kocur zaniemówił z powodu takiej bliskości.
– Ty jesteś szylkretem! Szylkretowy kocur! – wyszczerzyła zęby do kocura, by już po chwili się roześmiać. – Byłam pewna, że celowo, a może i przypadkiem brudzisz sobie futro, bo może... sama nie wiem, ale ta plamka, jej kształt, nie zmienia się, a nawet nie zniknęła, gdy się kąpaliśmy... A twoi rodzice... – W jej oczach pojawił się błysk. Ponownie się roześmiała, a kocur całkowicie zbity z tropu jedynie prychnął i otrzepał się.
– Nie zmieniaj tematu... – prychnął, po czym się uśmiechnął. – Miło widzieć twój uśmiech po tylu księżycach.
– Mogłabym powiedzieć to samo. – Ponownie obdarowała kocura uśmiechem, ciesząc się, że ten smutek, który dostrzegała w jego oczach księżyce temu zniknął.
Być może tak jak i Margaretka znalazł powód, a może i milion powodów do uśmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz