pora nowych liści
Instynktownie zatrzymała się razem z pozostałymi członkami patrolu, gdy Modliszkowa Cisza przystanął. Czyżby wyczuł zagrożenie? Przez dłuższą chwilę kocur miał utkwiony wzrok w jednym punkcie, by następnie lekkim zmieszaniem na pysku wznowić marsz. Dopiero gdy mały owad zbliżył się do pyska kotki i zabrzęczał jej koło ucha zrozumiała, że to on był powodem, przez który się zatrzymali. Zarówno Przeplatkowy Wianek, jak i Norniczy Ślad, zbyt mocno pochłonięte rozmową, niespecjalnie przejęły się nieuzasadnionym postojem.
Przy granicy patrol postanowił się rozdzielić, Margaretkowy Zmierzch udała się za Modliszkową Ciszą w jedną stronę, pozostałe kotki w drugą. Mieli się spotkać po drugiej stronie terenów, gdy zatoczą pół koło wzdłuż patrolowanych granic, by następnie wrócić do obozu i zdać raport liderowi i zastępczyni. Idąc wzdłuż Drogi Grzmotu, nie raz kotce zdążyło się kichnąć, gdy po czarnym podłożu poruszał się z ogromną prędkością olbrzymi potwór, wzniecając pył i kurz dookoła. Tę część terenów pospieszne minęli, kierując się na południe. Ku uldze wojowników, odcinek który przebyli nie był naruszany przez ostatnie księżyce.
Mijając kwiecisty fragment terenów budzący się z zimowego snu, pozwoliła sobie na chwilę relaksu. Spoczęła na krótkiej trawie, zachęcając kremowego do tego samego, który zajął miejsce niedaleko niej.
– Chyba przeceniłam swoje siły na zamiary. – podjęła, przeciągając się na podłożu. Zakwasy po treningach z Zawodzącą Łapą dały o sobie w końcu znać. Jako medyczka rzadko opuszczała tak często obóz, a poza tym, aby zdobyć zioła, nie musiała za nimi ganiać tak jak za zwierzyną. Czasami tęskniła za chwilami spędzonymi w Skruszonej Wieży, w szczególności tymi gdy mentor opowiadał jej dokładnie o ziołach i mogła pomagać schorowanym kotom, jednak nie żałowała decyzji o zmianie roli. Była wdzięczna byłej liderce za możliwość obrania innej ścieżki, nawet po zakończeniu treningu.
Mały latający nakrapiany obiekt powoli zbliżył się do kotki i zdecydował się wylądować na jej nosie. Mimo kichnięcia i podrzucenia owada w powietrze, ten nie odleciał, tylko ostrożnie zajął miejsce na grzbiecie kotki, rozpoczynając wędrówkę po jej futrze.
– Modliszkowa Ciszo, spójrz. – zwróciła się do kocura, będąc pewna, że biedronka zainteresuje syna Obserwującej Gwiazdy, tak samo, jak pszczoła z wcześniej. – Podobno biedronki przynoszą szczęście, a przynajmniej tak uważają koty żyjące poza klanami, które nie wierzą w Klan Gwiazdy... – wyjaśniła kocurowi, mając nadzieję, że nie słyszał o tej symbolice. Być może ta symbolika przypadnie kocurowi do gustu, zważywszy na fakt, że nie praktykował wiary w Klan Gwiazdy tylko... No właśnie, w co? – Niektóre nawet uważają, że to zmarli przybierają postać tych owadów, by móc się z nami pożegnać... – Zmieniła nieco ton, na melancholijny, decydując się zapytać swojego "wujka" o to, jak się trzyma on i jego druga siostra, Szafirka, po stracie rodziców i starszego brata, których sama Margarteka uważała za dziadków i ojca. W końcu to właśnie z Salamandrą rozmawiała najczęściej z całej ich trójki i wiedziała, przez co kotka przechodziła, rozumiała jej ból i sama go podzielała. Nawzajem siebie wspierały i jeśli tylko mogła, chciała również pozostałej dwójce okazać wsparcie oraz zrozumienie, aby nie cierpieli w samotności. Bo może i nie łączyły ich więzy krwi, ale byli jej rodziną.
Instynktownie zatrzymała się razem z pozostałymi członkami patrolu, gdy Modliszkowa Cisza przystanął. Czyżby wyczuł zagrożenie? Przez dłuższą chwilę kocur miał utkwiony wzrok w jednym punkcie, by następnie lekkim zmieszaniem na pysku wznowić marsz. Dopiero gdy mały owad zbliżył się do pyska kotki i zabrzęczał jej koło ucha zrozumiała, że to on był powodem, przez który się zatrzymali. Zarówno Przeplatkowy Wianek, jak i Norniczy Ślad, zbyt mocno pochłonięte rozmową, niespecjalnie przejęły się nieuzasadnionym postojem.
Przy granicy patrol postanowił się rozdzielić, Margaretkowy Zmierzch udała się za Modliszkową Ciszą w jedną stronę, pozostałe kotki w drugą. Mieli się spotkać po drugiej stronie terenów, gdy zatoczą pół koło wzdłuż patrolowanych granic, by następnie wrócić do obozu i zdać raport liderowi i zastępczyni. Idąc wzdłuż Drogi Grzmotu, nie raz kotce zdążyło się kichnąć, gdy po czarnym podłożu poruszał się z ogromną prędkością olbrzymi potwór, wzniecając pył i kurz dookoła. Tę część terenów pospieszne minęli, kierując się na południe. Ku uldze wojowników, odcinek który przebyli nie był naruszany przez ostatnie księżyce.
Mijając kwiecisty fragment terenów budzący się z zimowego snu, pozwoliła sobie na chwilę relaksu. Spoczęła na krótkiej trawie, zachęcając kremowego do tego samego, który zajął miejsce niedaleko niej.
– Chyba przeceniłam swoje siły na zamiary. – podjęła, przeciągając się na podłożu. Zakwasy po treningach z Zawodzącą Łapą dały o sobie w końcu znać. Jako medyczka rzadko opuszczała tak często obóz, a poza tym, aby zdobyć zioła, nie musiała za nimi ganiać tak jak za zwierzyną. Czasami tęskniła za chwilami spędzonymi w Skruszonej Wieży, w szczególności tymi gdy mentor opowiadał jej dokładnie o ziołach i mogła pomagać schorowanym kotom, jednak nie żałowała decyzji o zmianie roli. Była wdzięczna byłej liderce za możliwość obrania innej ścieżki, nawet po zakończeniu treningu.
Mały latający nakrapiany obiekt powoli zbliżył się do kotki i zdecydował się wylądować na jej nosie. Mimo kichnięcia i podrzucenia owada w powietrze, ten nie odleciał, tylko ostrożnie zajął miejsce na grzbiecie kotki, rozpoczynając wędrówkę po jej futrze.
– Modliszkowa Ciszo, spójrz. – zwróciła się do kocura, będąc pewna, że biedronka zainteresuje syna Obserwującej Gwiazdy, tak samo, jak pszczoła z wcześniej. – Podobno biedronki przynoszą szczęście, a przynajmniej tak uważają koty żyjące poza klanami, które nie wierzą w Klan Gwiazdy... – wyjaśniła kocurowi, mając nadzieję, że nie słyszał o tej symbolice. Być może ta symbolika przypadnie kocurowi do gustu, zważywszy na fakt, że nie praktykował wiary w Klan Gwiazdy tylko... No właśnie, w co? – Niektóre nawet uważają, że to zmarli przybierają postać tych owadów, by móc się z nami pożegnać... – Zmieniła nieco ton, na melancholijny, decydując się zapytać swojego "wujka" o to, jak się trzyma on i jego druga siostra, Szafirka, po stracie rodziców i starszego brata, których sama Margarteka uważała za dziadków i ojca. W końcu to właśnie z Salamandrą rozmawiała najczęściej z całej ich trójki i wiedziała, przez co kotka przechodziła, rozumiała jej ból i sama go podzielała. Nawzajem siebie wspierały i jeśli tylko mogła, chciała również pozostałej dwójce okazać wsparcie oraz zrozumienie, aby nie cierpieli w samotności. Bo może i nie łączyły ich więzy krwi, ale byli jej rodziną.
<Modliszkowa Ciszo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz