Jednak rana po śmierci jego ojca nadal była świeżą, a nawet wizja ich wspólnej gromadki dzieci nie sprawiła, że ostry charakter kocura zniknął. Miała wrażenie, że owijał swoje słowa jakimiś słodkimi chmurkami, ale ich wcześniej kłujące, gorzkie znaczenie nadal tam pozostawało. Szczęścia nie dodawał jej także jej niepokój. Mimo, że oczywiście wiedziała, jak kocięta przychodzą na świat, to nie była pewna, czy jej plan w ogóle się powiódł. Nie poczuła żadnej zmiany, niczego. Nie chciała zapeszać, ale nie wiedziała, czy w tym brzuchu, w który wtulał się momentami Czereśnia, kłębiło się jakiekolwiek życie.
Nie poszła jednak do Świergot, ani nawet do którejś z mam. Nikt nie wiedział. No, może oprócz Topoli - nie mogła trzymać mordki zamkniętej wobec swojego najlepszego przyjaciela. I chyba Ambrowiec się domyślała, bo posyłała jej śmieszne spojrzenia, na które ona się tylko rumieniła. Jak na razie, to był ich sekret. O ile rzeczywiście było co trzymać w sekrecie.
Kontynuowała treningi z Fruczak, obowiązki wypełniała jak zwykle. Czereśnia tylko uśmiechał się na to, mówiąc coś w stylu "Cieszę się, że dobrze się czujesz. Przydajesz się naszej społeczności". Od początku nie była pewna, czy nie powinna przypadkiem być urażona przez te słowa, ale w końcu komplement to komplement... Skoro w końcu zwraca na nią taka uwagę, jaką by chciała, to będzie kontynuować. Przekonała się już przecież, że na jego afekcje trzeba sobie zapracować. Jakoś je utrzymać musi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz