Jakiś czas po porodzie
Było dziś wyjątkowo spokojnie, a co za tym idzie, było okropnie nudno! Mamusia gdzieś tam spała, była widocznie zmęczona, choć wcale nie było tak późno. Ona zawsze była zmęczona i czasami trochę dziwnie przygnębiona, gdy obserwowała swoje kocięta. Gąbka nigdy nie rozumiała, dlaczego tak było, przecież Klan Nocy chciał kocięta, prawda? Młodą kotkę często odwiedzała rodzina, która zawsze chętnie się z nią bawiła, która wręcz ubóstwiała ją i jej siostrę! Przecież… byli tak wyczekiwanym miotem, dlaczego w takim razie czarno-biała kotka wyglądała tak, jakby wcale się ich nie spodziewała? Może smucił ją fakt, że nie było przy niej ojca pociech? Gąbka słyszała, że miot mamusi i tego kocura z Klanu Wilka był jakąś taką umową, ale podobno obaj są bardzo szanowanymi członkami swoich klanów i przecież musieli się już wcześniej przyjaźnić! Gąbka spojrzała na karmicielkę, a potem na wyjście ze żłobka. “Przecież się nie skapnie, jak na chwilę wyjdę, prawda? Mamusia śpi, nic nie zauważy!” pomyślała, skradając się w stronę wyjścia ze żłobka. Gdy była już wystarczająco blisko, ciepłe promienie słoneczne owinęły kotkę swoim ciepłem. Przystanęła ona na chwilę, obserwując niebo ze zmrużonymi oczami. Widziała latające po nim ptaki i sunące, śnieżnobiałe chmurki. Było tak wspaniale! No i było też gorąco! Różana Woń mówiła jednak, że Gąbka powinna uważać, gdy jest za zimno lub za ciepło, bo wtedy coś może się jej stać… to było jednak dawno. Teraz na Gąbce zaczynały już rosnąć włoski, które jednak wciąż nie były tak gęsto rozłożone, jak na Mątwie. Kto wie, może kiedyś łysa koteczka wśród swoich pobratymców nie będzie już do odróżnienia? Gąbka zaczęła skradać się w stronę legowiska starszyzny, starając się, drogę przebyć przebywając w cieniu. Skakała z jednego zacienionego miejsca do drugiego, zachowując się tak, jakby słońce było morderczym laserem, które miałoby ją unicestwić w kilka uderzeń serca. W końcu nadszedł ten moment. Ostatni sus i znajdzie się u celu. Gąbka skoczyła, lecz z marnym skutkiem. Zaryła pyszczkiem o ziemię, jednak to wcale jej nie zniechęciło. Skóra trochę ją piekła od upadku, ale Gąbka nie zważając na to, radośnie wtargnęła do środka. Tam, ukojona chłodnym cieniem, wyprostowała się i stanęła na samym środku, chcąc wygłosić przemowę.
— Cześć! Mamusia mi powiedziała, żebym tu przyszła, bo podobno kociaki bardzo lubią słuchać opowieści starszych. I to się zgadza! Bo ja uwielbiam historyjki! — pisnęła, rozglądając się po kulkach futra, które skulone były w swoich posłaniach. Jedna z nich, ta całkowicie puchata, wyciągnęła swój łebek do góry, patrząc na Gąbkę. Łysa kotka spojrzała najpierw prawo, a potem w lewo, jakby upewniając się, że nieznajomy patrzy akurat na nią, a nie na kogoś innego.
— Och, czy to księżniczka, córka zastępczyni, przyszła nas tutaj odwiedzić? — mruknął starszy trochę ochrypłym głosem. Po tych słowach odchrząknął. Przez chwilę młoda Gąbka zastanawiała się co odpowiedzieć, a potem radosnym krokiem zrobiła kilka kroków w stronę starszego i się wyprostowała, chcąc wyglądać bardzo dumnie. Nie było to jednak łatwe ze względu na to, że była raczej małym, w dodatku łysym, oseskiem.
— No a jak! Gąbka we własnej osobie! — przedstawiła się, a w jej oczach błysnęła iskierka. Starszy, jasnofutry kocur mlasnął kilka razy i wygodnie ułożył się na swoim posłaniu, potem spojrzał na Gąbkę.
— W takim razie myślę, że mogę mieć kilka opowieści do przekazania — stwierdził, a na jego licu pojawił się skromny, subtelny, lecz ciepły uśmiech. Najwidoczniej całe swoje życie czekał na tę chwilę! Przez chwilę biały kocur wpatrywał się w ścianę legowiska starszych, lecz potem spojrzał się ponownie na Gąbkę.
— Wiesz, kim była Srocza Gwiazda? — zapytał.
— Nie do końca, ale mamusia powiedziała mi, że to moja prababcia i to dzięki niej jestem dziś księżniczką! — mruknęła z dumą w głosie. Starszy zachichotał, był widocznie zadowolony myślą, że może opowiedzieć młodemu pokoleniu, kim była Srocza Gwiazda.
— No tak, to prawda, można tak powiedzieć. Srocza Gwiazda wzięła pod skrzydła twoją babcię – Wirującą Lotkę, tym samym sprawiając, że dołączyliście do rodu — wyjaśnił Gąbce. Niestety kotka nie znała ani Sroczej Gwiazdy, ani Wirującej Lotki. Pewnie obie umarły przed jej narodzinami!
— A czym jest ten cały ród? Czy Srocza Gwiazda miała jeszcze jakieś kocięta? — dopytała.
— Biologicznych… nie. Miała jednak jeszcze trzy córki, których imiona brzmiały: Tuptająca Gęś, Kotewkowy Powiew i nasza obecna przywódczyni – Spieniona Gwiazda. Tuptająca Gęś związała się z Wieczorną Gwiazdą, przywódczynią Klanu Wilka. Mieli oni wspólnie miot sojuszniczy, z którego narodziła się Różana Woń i Muszlowa Łapa — miauknął, wspominając o dwóch kotkach, które przyszły na ten świat z tego samego powodu, co Gąbka.
— Różana Woń! Znam ją, to medyczka naszego klanu! — uradowała się łysa kotka, że w końcu lepiej kojarzy choć jedną z kotek, o której jest teraz mowa.
— Owszem. Żyje i ma się dobrze, ale z tego, co słyszałem, nie można powiedzieć tego samego o Muszlowej Łapie. Podobno gdzieś zaginęła — westchnął.
— Ale czym w końcu jest ród? — mruknęła, porzucając temat Muszlowej Łapy. Był interesujący, ale też i trochę smutny. Gąbka nie miała ochoty o nim rozmawiać.
— Ród to wymysł jakże mądrej i wspaniałej, niestety byłej już przywódczyni Klanu Nocy. To ona zauważyła, że najlepiej dla klanu będzie, jeśli władzę będą sprawowali członkowie jej rodziny, bo tylko w taki sposób uzyska ona pewność, że klan będzie się prężnie rozwijał, a na szczycie nie zasiądzie nigdy nikt niepożądany, czyż to nie jest wspaniałe? — zachwycił się, w jego oczach błysnęła iskierka dumy. Gąbka zastanawiała się, dlaczego biały kocur tak bardzo wychwala Sroczą Gwiazdę. Czy łączyło ich coś więcej?
— Musisz przyznać, że twoja świętej pamięci prababcia była kotem genialnym, bardzo mądrym. Znałem ją już od czasów kocięcych i mam z nią tyle wspomnień! Kiedyś nawet uratowała mnie od wydry… — mruknął rozmarzonym głosem i westchnął.
— Ojej! To musiało być ekscytujące! A jak wyglądają wydry? — spytała kotka. Jej mamusia nigdy nie opowiadała jej o rzeczach, które spotka poza obozem!
— Tak… ekscytujące. Jeśli chodzi o wydry, to są trochę jak takie koty, tyle że o krótkich nóżkach. Mają też przylegające do ciała futro i są dosyć, hm, gruboskórne. Mogą wyglądać słodko na pierwszy rzut oka, ale w rzeczywistości są niebezpieczne! — ostrzegł Gąbkę. Na całe szczęście łysa koteczka na razie nie planowała z żadną wydrą walczyć na śmierć i życie!
— Mam nadzieję, że nigdy żadnej nie spotkam! A jakie jeszcze znasz zwierzęta? Walczyłeś kiedyś z jakimś? — zaczęła się dopytywać. Rany! Biały staruszek miał tak rozległą wiedzę! Szkoda by było, gdyby się zmarnowała, prawda?
— …
— Znam psy, lisy, borsuki... To jedne z najgroźniejszych zwierząt, jakie można spotkać! Nie chciałabyś nigdy zobaczyć ich na własne oczy! Poza tym są jeszcze… kuny i jastrzębie! — zaczął wymieniać. Gąbka w pewnym momencie jego wypowiedzi otwarła szeroko oczy, przypominając sobie o tym, że kiedyś słyszała, że w klanie jest szylkretowa uczennica o imieniu Kunia Łapa! Czy jej też powinna się bać?
— No… może i bym nie chciała. Brzmią strasznie! A czy Kunia Łapa też jest niebezpieczna? Ktoś mi o niej opowiadał, ale już nie pamiętam kto! — przeraziła się, na myśl o tym, że mogliby mieć w obozie mordercę. Dlaczego jeszcze ją tu trzymali? Powinni ją szybko gdzieś zamknąć albo wygonić, zanim pobije się z klanowiczami!
— Kto… Kunia Łapa? Ach, to pewnie jakaś uczennica, ale ona nie jest groźna! Kunia Łapa jest kotem, a nie kuną — zachichotał, na co Gąbka zmarszczyła brwi. “Ja już swoje wiem! To kuna w przebraniu kota!” pomyślała. Usiadła jak naburmuszony kociak.
— To dlaczego ma tak na imię? Dlaczego ktoś chciałby nazywać kota czymś, co jest niebezpieczne? Nie rozumiem! — jęknęła i tupnęła przednią łapą o ziemię.
— Nie wiem… — zaśmiał się starszy, ale Gąbce wcale do śmiechu nie było. Gdyby ona kiedyś miała kogoś nazwać, to na pewno celowałaby w imiona… takie jak na przykład Kwiatuszek albo Kamyczek!
— Aha. To ja już chyba wrócę do mamusi, zanim zacznie za mną tęsknić! Może kiedyś wrócę! — pożegnała się ze starszym i ruszyła w stronę wyjścia z legowiska. Może dopyta się mamy o Kunią Łapę? Mamusia wie wszystko!
— Do zobaczenia! — krzyknął za nią biały kocur. Słońce było teraz schowane za białymi chmurami, co sprawiało, że nie dawało już tak mocno po oczach. Gąbka spokojnym krokiem weszła do żłobka, jakby nigdy nic się nie stało, jednak tam czekała na nią jej mama, która zmierzyła ją gniewnym wzrokiem.
— Gąbko! Gdzie ty się podziewałaś? Musisz mi mówić, jak gdzieś wychodzisz — westchnęła. Łysa kotka podeszła do mamusi, kładąc po sobie uszy. Czarno-biała kotka owinęła ją swoim ogonem, a Gąbka tylko ospale ziewnęła i ułożyła się w kulkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz