Nieco się zaniepokoił tym, że liderka chciała z nim rozmawiać. Czyżby zauważyła, że za dużo czasu spędzał ze Srebrzystym Nowiem? Teraz też wracali razem z polowania, ale nie przyszłoby mu na myśl, że to spowodowałoby podejrzenia Różanej Przełęczy odnośnie ich dwójki.
— Oczywiście... wysłucham pani.
Nie czuł chłodu, a wręcz czuł jak powoli ogarnia go gorąc. Stresował się, lecz starał się to ukryć. Nie wiedział w końcu o co dokładnie mogło czarnej chodzić. Obawiał się jednak najgorszego. Te myśli same wypełniły mu umysł i nie chciały odejść.
— Chciałabym się dowiedzieć, czy jest coś, co chciałbyś zrobić. Zmienić. Zarzuty w stosunku do czegoś — powiedziała krótko, oczekując na odpowiedź.
Czy coś go niepokoiło? Pierwszą myślą było, że nie, ale zaraz przypomniał sobie rozmowę z siostrą. Przecież ciągle szukał mordercy ciotki, który pozostawał nieuchwytny. Czuł, że to wszystko było ponad jego siły. Różana Przełęcz powinna lepiej podejść do tego problemu i nareszcie go rozwiązać.
— Tak. Jest pewna sprawa. Dalej nie znaleziono mordercy mojej ciotki, a śledztwo wykazało, że musiał to być ktoś z nas. Co oznacza, że morderca sobie chodzi bezkarnie po obozie i może znów próbować skrzywdzić moich bliskich. Czy zrobi coś z tym pani?
— Robię przez cały czas — odparła, kierując wzrok przed siebie. — Mamy oczywiście podejrzenia, ale nie jest to proste. Na podstawie samych podejrzeń nie możemy kogoś ukarać — zamilkła na chwilę. — Większość nowo przybyłych do klanu oczywiście odpada, chociaż byli pierwszymi oskarżonymi. Co do drugiej kategorii natomiast... Są w klanie koty, które żywią dość mocno zakorzeniony żal do waszych krewnych i jestem pewna, że zdajesz sobie z tego sprawę. — Zmrużyła nieco oczy. — W tym nie możemy wykluczyć obecnych starszych.
— Moja siostra uważa, że to wina Tropiącego Szlaku z uwagi na to jak mnie traktował, gdy byłem jego uczniem... — podzielił się z nią swoimi spostrzeżeniami w tym temacie.
— Jego też mamy na uwadze — odparła. — A czy masz może dowód stanowiący coś więcej, niż słowa twojej siostry i cierpiącą inteligencję owego kocura?
— Tylko swoje doświadczenie z nim podczas treningów. Podtapiał mnie, przypominam. Nie wiem czy byłby zdolny kogoś zabić, ale sam fakt, że to robił... stawia go jako podejrzanego w tej sprawie. Przynajmniej w moich oczach i mojej rodziny.
— Może, gdyby udało mu się przez przypadek coś napomknąć... — liderka zaczęła lekko, zerkając z góry ukosem na pysk kremowego. — Może udałoby się coś zrobić~ W końcu przypominam, że Trop ma sporo kotów, które albo nie wierzą w podobne działanie albo zwyczajnie by go poparły. Pytanie do ciebie, czy dałbyś radę trochę mu zagrać na wąsach.
Oho... Czy dobrze rozumiał to co kotka mu proponowała? Naprawdę miał spróbować tak podejść do dawnego mentora? Jeśli to on był mordercą to mogłoby to się udać... Jeśli nie... Na pewno zyska nowego wroga.
— Mógłbym spróbować. Tylko... czy nie odwróci mych słów przeciwko mnie? Jest dość sprytny. A jeśli to naprawdę on to jak go sprowokuje to spróbuje mnie zabić... Mam być przynętą? — podzielił się z nią swoimi obawami.
— Widzisz, jak szybko załapałeś — odrzekła z uśmiechem, wydając się niezwykle zadowolona — Ale spokojnie, nie zostawimy cię samego, w końcu po co byłaby przynęta bez większego planu, prawda? Dla Tropa będzie to mały test... i zobaczymy, czy go zda.
Test... Nieco niepokoił go jego wynik. Czy może dlatego, że nie chciał, aby kocur okazał się mordercą? Gdyby rzeczywiście na jaw wyszły jego intencje, to szkolenie, które z nim miał i topienie nad rzeką, mogło nie być zwykłym żartem, a celowym działaniem. Co jeśli to on mógł zginąć? Nieważne... Pokręcił szybko głową. Musieli powstrzymać mordercę nieważne kim był.
— Ugh... Rozumiem. Tylko jeśli ma to zadziałać to nie może dowiedzieć się o tym moja mama oraz siostry i Srebrny... — ugryzł się w język. — Znaczy... mama i siostry — odchrząknął zmieszany. Że też musiał zawsze palnąć imię przyjaciela. Ale nie mógł się powstrzymać. Gdyby tylko Srebrny wiedział co zamierzał, próbowałby go albo powstrzymać, albo do nich dołączyć. Nie chciał narażać go na niebezpieczeństwo. Już wystarczało, że nadstawiał swoje życie w obronie Klanu Burzy.
— Oh, nie mam zamiaru się z nimi niczym dzielić. Jedynie z niektórymi kotami. Jakoś mogę w uszach usłyszeć zdanie twojej matki na ten temat. — Poruszyła zaraz po tym uchem. — I nie uważaj mnie za ślepą, to obraźliwe — prychnęła. — Może jestem stara, ale wzrok i słuch mam jeszcze dobry. Nie, Srebrzystego Nowiu również nie poinformuję.
Kiwnął głową, rozluźniając się nieco. Nie wiedział jednak co sądzić o tych jej słowach. Co miała przez to na myśli? Kocica jednak nie wyglądała jakby była chętna kontynuować temat, więc go porzucił, skupiając się na sprawie najważniejszej wagi.
— Co dokładnie mam zrobić?
— Trop lubi się jeszcze przejść po wrzosowiskach, chyba niezbyt się może pogodzić z próchniejącymi kośćmi — zaczęła. — Tego, czego od ciebie oczekuję, to wcielenia się na krótki moment w odbicie swoich krewnych. Liczę na małe przedstawienie, na próbę wytrącenia starszego z równowagi, żeby zaczął mówić. Nie sądzę, by było to specjalnie trudne, zdążyliśmy się przekonać, że lubi wykorzystywać dane mu okazje. Podołasz?
— Mam... mam zagrać praprababcie? — odparł całkowicie zszokowany. Serce mu na moment nawet stanęło. To... To było chyba dla niego za wiele. Kiedyś został zmuszony przez dziadka, aby ją odegrać. Długo żałował tego co wtedy zrobił. Był jednak tylko dzieckiem, nieświadomym wielu rzeczy. Teraz jednak pojmował wiele i wiedział, że Piaskowa Gwiazda była tyranem, za którego czasów nie chciał przenigdy żyć. A tym bardziej, aby jej cząstka była gdzieś nadal w nim. — Ja... ja... chce dorwać mordercę. Chcę go odkryć... Ale... — Położył po sobie uszy. — Czy to nie sprawi, że inaczej na mnie spojrzysz? Tak jak i reszta, która będzie to obserwować? Nie chcę później problemów... Nie lubię być do niej przyrównywany.
— Nie musisz się tego obawiać — rzuciła lekko. — Zdążyłam wyrobić sobie o tobie zdanie już podczas naszego treningu — odparła. — Zresztą, jesteś pewien, że to akurat naszej oceny się obawiasz?
Tak... Obawiał się oceny całego społeczeństwa. Jednak czy aby na pewno? Czy może tak naprawdę chodziło o niego samego? Owszem... Bał się zatracić. Bał się, że przepowiednie rodziny okażą się prawdą. Starał się jak mógł, aby postępować odwrotnie niż Piaskowa Gwiazda, a mimo to... mimo to jej cień podążał za nim nieubłagalnie nawet w tej chwili.
— A czyjej? Tylko będziesz tam ty, koty do pomocy i Trop... Nikt inny... — w końcu z siebie wydusił.
Liderka utkwiła na moment na nim spojrzenie, po czym wzruszyła barkami.
— Skoro tak... — ucięła temat. —W takim razie przyjdź do mnie, gdy nadarzy się odpowiednia okazja. Ostatnio nie miałam większej ochoty na opuszczanie obozu.
Skinął głową i odszedł.
***
W końcu nadszedł ten dzień. Dość długo na niego czekali, ponieważ zajęty był innymi sprawami. Ostatnio jednak udało mu się pozbyć Czarnej Łapy, więc jeden punkt na liście miał odhaczony. Pozostał tylko morderca ciotki.
Starszy był sam, a akcja miała się lada chwila zacząć. Stresował się, bo nie wiedział jak zareaguje Tropiący Szlak. Czy rzeczywiście okaże się mordercą i go zaatakuje? Czy liderka zdąży z pomocą na czas nim go zabije? Było to ryzykowne zagranie. Ale chciał tego. Tak udowodni siostrze, że był zdolny odnaleźć mordercę ciotki i wkupi się z powrotem w jej łaski.
Dał sygnał Różanej Przełęczy głową, po czym zaczął zbliżać się do swojego celu. Musiał utrzymać jego uwagę tak, aby nie spostrzegł przyczajonych kotów ukrytych w wysokiej trawie. Na domiar złego musiał się wczuć w kogoś kogo się obawiał, licząc na to, że nie stanie się kimś takim w przyszłości.
Wyprostował dumnie głowę i zaczął przedstawienie.
— Kogo me oczy widzą. Paskudny nierudy, który sądził, że może być ponad nasz rodzaj. — Zmierzył go pogardliwym spojrzeniem. — Widzę, że emerytura ci zbytnio służy. Nudzisz się... Jaka szkoda... Za moich czasów kopałbyś nory. Może do tego wrócimy, hm? Co powiesz na powrót dyskryminacji? Ja nie mogę się tego doczekać. Nie wiesz jak cudownie omotałam wokół pazura liderkę — mruczał, okrążając go powoli. — Robi wszystko co każe. To tylko chwila moment, abym wróciła do klanu po raz trzeci jako lider. O tak... Wiesz o czym mówię... Tak, miałeś rację we wszystkim co mówiłeś. Powróciłam. I zacznę swe zmiany od ciebie... Ty który mi wadzisz najbardziej... Ty któryś zabił moją prawnuczkę...
Przyszło mu to z trudem, ale wciąż pozostawał sobą. Nie czuł się inaczej, nie wpadł w panikę czy też w paranoję. Obserwował z uwagą kocura, który słysząc te słowa stanął jak wryty. Panowała cisza, którą nagle przerwał obłąkańczy śmiech. To Tropiący Szlak dawał upust swemu szczęściu.
— Wiedziałem! Całe życie miałem rację! — powiedział, a Piaszczysta Zamieć zauważył jak trzęsie się z ekscytacji. To go zaskoczyło. Nie spodziewał się, że taki wywrze na nim efekt. Kocur jednak zdawał się emitować pewnością siebie oraz wielkim poczuciem spełnienia, że oto dowiedział się "prawdy". Nie przyznał się jednak do zabicia jego ciotki, co go zaniepokoiło. Czyżby te słowa mu umknęły? Nie mógł jednak ich od tak powtórzyć, bo jeszcze zacznie coś podejrzewać. Musiał rozegrać to inaczej.
— Owszem miałeś. Żyłam w tym ciele, udając słabego kota, aby nikt mnie nie nakrył. Ale ty... Ty Tropiący Szlaku zwróciłeś moją uwagę... — Zrobił krok naprzód. Było to ryzykowne, ale musiał skupić na sobie jego uwagę. — I dzisiaj zapłacisz za to co zrobiłeś... Ja wiem... wiem o wszystkim doskonale. Czekałam na odpowiedni moment aż będziesz sam. A mogłeś tego uniknąć... Gdybyś tylko nie skrzywdził Płonącej Pożogi. Gdybyś pozwolił jej żyć... Ale nie... Okazałeś się buntownikiem. Paskudnym nierudym, który niczym robactwo pełza po ziemi i ją skaża swym istnieniem.
— HA! Masz czelność nazywać mnie tym, który skaża ziemię, podczas gdy to twoje rządy sprawdziły na nas tyle tragedii? — ryknął, obłąkanym wzrokiem błądząc po pysku kremowego, po zauważeniu braku ekspresji wojownika, zarechotał i dodał już spokojniej — Zasłużyła na to. Za to co zrobiła nam, mi, całemu Klanowi Burzy! To wy jesteście prawdziwa zarazą!
Nie dowierzał w to co słyszał. Przyznał się! Naprawdę się przyznał! Wściekłość zaczęła go palić wewnętrznie. Kocur wydawał się dumny z tego, że zamordował niewinną kotkę. Nie potrafił tego znieść. Żył z potworem. I to wcale nie był on pod postacią Piaskowej Gwiazdy. Potworem był Tropiący Szlak, który tak bestialsko, bez nawet cienia współczucia odebrał niepełnosprawnej kotce życie.
— Ona była niewinna! Jak mogłeś ją zabić?! Nie mogła nawet chodzić czy się bronić! Ty... ty... lisie łajno! — wrzasnął, po czym rzucił się na niego, wbijając swoje pazury w jego ciało.
— Piaszczysta Zamiecio — kremowy wojownik mógł usłyszeć głośny i rozkazujący głos Różanej Przełęczy, która wyskoczyła z kryjówki. — Wystarczy!
Zawisł nad leżącym na ziemi starszym, który próbował walczyć ze swoim byłym uczniem w tej niedogodnej pozycji.
— Przyznał się słyszałaś?! Zabił ją! Zabił! — zasyczał wrogo, przyciskając dawnemu mentorowi pysk do ziemi swoją łapą. — Pewnie planował zabić też kocięta mojej siostry! To wariat!
— Masz coś do powiedzenia na ten temat? — Kocica zignorowała go, zwracając się do Tropiącego Szlaku.
— Wy...! Wy lisie serca! Uknuliście to! — zacharczał, zdając sobie sprawę z tego, co naprawdę miało miejsce. Jego spojrzenie prześlizgnęło się na liderkę. Zaśmiał się gorzko. — Byłem głupi wierząc, że twoje rządy cokolwiek zmienią, Różana Przełęczo. Można udawać, że nie jest się rudym, jednak rudy nigdy z ciebie nie wyjdzie — skomentował, wpatrując się w rudawe plamy na grzbiecie kocicy. — Stałaś się taka jak oni wszyscy... A może zawsze byłaś.
— W tym momencie, masz przed sobą dwie opcje — zaczęła, spokojnie zerkając na burego z góry, chociaż czuć było gęstniejącą atmosferę. — Zawiodłeś już klan swoim postępowaniem wcześniej. Porzuciłeś daną ci szansę, po próbie czegoś, co nazwałeś treningiem. Powiedzmy sobie wprost. — Zniżyła nieco głowę w jego kierunku. — Od zaprowadzania porządku, jestem ja. — Wyprostowała się po czym odchrząknęła, czując jak głos jej chrypnie. — Możesz opuścić po cichu Klan Burzy. Nigdy się nie pojawiać na jego granicach i udawać, że twoja egzystencja nigdy nie miała miejsca, a reszta klanu zapamięta cię jako przykładnego wojownika... albo... oddam cię w łapy Piaszczystej Zamieci. Który to niezwykle dobrze odegrał swoją rolę.
Co. O czym ona mówi?! Rzucił Różanej Przełęczy zaskoczone spojrzenie, zaraz przenosząc swój wzrok na starszego, który już śpieszył z odpowiedzią.
— Urodziłem się wojownikiem i umrę jako wojownik. Wolę zginąć z honorem, niż gnić i chować się w opuszczonych, zawilgoconych norach. Nie zrobiłem nic złego. Wiem, że Klan Gwiazdy to doceni. Próbowałem ochronić nasz klan przed tym... tym robactwem, które sprowadziła Piaskowa Gwiazda, jednak najwyraźniej byłem jedyny. Jesteś zaślepiona, Różo. Ich lisimi gierkami. Jednak płomienie nie są wieczne - każdy pożar prędzej czy później zgaśnie, a jedyne co zostanie, to czarny popiół — odpowiedział sucho. Był już stary. Nie miał nic do stracenia. Postanowił zachować swój honor ten ostatni raz, nim śmierć zabierze go w swe łapy.
— Byłeś dobrym wojownikiem, Tropiący Szlaku — Rzuciła jedynie liderka, ze starczym żalem w oczach. Potem skierowała wzrok na kremowego wojownika, do którego powoli dochodziło to co się właściwie stało. — Jaki masz zamiar?
Jaki miał zamiar? Jaki?! Ha! Chciał zaśmiać się histerycznie, ponieważ kocica postawiła go w najgorszej możliwej sytuacji. Dlaczego mu to robiła?! On nie chciał nikogo zabijać! Jeśli to zrobi stanie się taki jak praprababcia. Przeleje krew i zasmakuje się w okrucieństwie. Dlaczego to mu kazała zdecydować? Czemu oddawała go w jego łapy? Nie miał pojęcia czy liderka widziała jak jego oczy błagają, a wręcz krzyczą, aby to ona to zrobiła. Aby to ona podjęła decyzję, aby to ona przelała krew mordercy, by on nie musiał. Bo wiedział, że trzeba było to zrobić. Jeśli go puszczą... Lew go zabije.
— Mogę się... zastanowić? — przełknął ślinę. — Daj mi czas do zachodu słońca — poprosił.
Różana Przełęcz zmierzyła go spojrzeniem i potaknęła. Kazała pilnować Tropiący Szlak, a następnie podeszła do Piaszczystej Zamieci, szepcząc mu na ucho.
— Jeśli zdecydujesz się go zabić... Zrób to poza terenami burzaków, najlepiej gdzieś na granicy. Nikt nie może o tym wiedzieć. Nikt — podzieliła się z nim wytycznymi, a następnie dała mu znać, że może odejść.
Czym prędzej udał się do obozu. Musiał kogoś prosić o pomoc, a najlepiej... aby tą odpowiedzialność przenieść na silniejsze barki.
***
Wiedział, że z Lew ostatnio nie mieli zbyt przyjaznych stosunków. Wręcz na samą myśl skręcało go, że ta na powitanie wyzwie go od zdrajców i nawet nie wysłucha. O dziwo jednak wyszła do niego przed żłobek, pokazując, że woli, aby jej kocięta nie widziały wujka, któremu w głowie namotali nierudzi.
— Znalazłem... mordercę ciotki — wyznał, a wyraz pyska Lew zmienił się w zaskoczenie po niedowierzanie i chłodną kalkulację.
— Mam nadzieję, że zrobiłeś w końcu coś dobrze, czyż nie? — dopytała, już szykując pazury, gdyby tylko wypowiedział coś nieodpowiedniego.
— Ja... Ja jeszcze nie wiem. T-to Tropiący Szlak. Złapaliśmy go. Przyznał się. Różana Przełęcz oddała go w moje łapy. Mam go zabić na granicy, ale... ale ja nie wiem Lew. Ja się nie nadaje do tego. Nie mogę tego zrobić. Klan Gwiazdy mi nigdy nie wybaczy — wziął głębszy oddech. — A ty... Ty mogłabyś... Nie masz oporów przed... — nie dokończył, bo siostra szybko mu przerwała, biorąc gdzieś na bok, aby nikt ciekawski im się nie przysłuchiwał.
— Ja? Ja jestem damą Piasku. Nie będę brudzić sobie łap jakimś nierudym ścierwem. To twoja robota. To ty powinieneś to zrobić.
— J-ja... Ja nie dam rady... Ja...
— Więc co? Darujesz mu życie? Potworowi, który zdolny byłby zabić moje kocięta? — prychnęła niedowierzająco.
— T-to może Jeleni Puch go... — znów mu przerwano.
— Jak możesz nawet o czymś takim myśleć! Już dość wycierpiał. Wstydź się! — Widząc jak brat cykorzy, przyciągnęła go bliżej siebie. — A co musi czuć nasza ciocia Płonąca Pożoga? — szepnęła wpatrując mu się w oczy, że aż dreszcz przebiegł mu po grzbiecie. — Co ona musi czuć. Odebrano jej życie...
— Lew... Nie... — wyskomlał wiedząc do czego ta zmierzała. Nie chciał tego słyszeć, nie chciał!
— Mogła umrzeć w starszyźnie jako staruszka, w spokoju. Mogła poznać moje kocięta. A zostało jej to wszystko odebrane... Z łap tego nierudego...
— Lew... Proszę... — pisnął, czując jak serce wali mu coraz szybciej, a poczucie winy w nim z każdą chwilą narasta.
— A raczej... nierudych, którzy ciągną cię za wąsy, a ty tańczysz tak jak rozkażą...
— Lew... Jeśli to zrobię... Jeśli zabiję... Zatracę siebie. Boje się... — szepnął przerażony wizją, że naprawdę to robi.
— Nie zatracisz. Nie bój się. Jeżeli Klan Gwiazdy skaże cię na potępienie za to, że wymierzyłeś sprawiedliwość splamionej duszy to nie jest ciebie wart. — Widząc jego wahanie, uniosła mu łapą łeb, by spojrzał jej w oczy. — Piasku... Pamiętasz jak mówiłam, że zawsze stanę po twojej stronie? Ale jak mam stawać, kiedy na każdym kroku mnie ranisz i ośmieszasz? Z przyjemnością bym pozbawiła życia Tropiący Szlak. To nic nie znaczące ścierwo. Gdyby Róża go wcześniej ukarała za to co ci robił może Płonąca Pożoga by żyła. Lecz ze mnie dama. Żądna mordu i przelania krwi, jednak dama. A ci nie wstyd prosić o to kotkę? Która ma na wychowaniu kocięta? A co jeśli mnie pozbawi życia? Musisz wziąć się w garść, Piasku.
— Ja nie chcę tego tak zakończyć. Nie jestem taki jak on... — szepnął wciąż pełen obiekcji co do tego pomysłu, chociaż z każdym słowem kocicy czuł, że ma rację. Jednakże bał się, bał i nie potrafił tego zwalczyć. Nie chciał być mordercą, nie chciał.
— To prawda nie jesteś. Ty byś bezbronnego kota nie pozbawił życia, ale zepsutą kanalię już tak. Kanalię, która żyła przez tyle księżyców, jak gdyby nic, czując się bezpiecznie...
— Klan Gwiazdy mi nie wybaczy — szepnął do siebie. — Co jeśli zamienię się w Piaskową Gwiazdę? Co jeśli mi się to spodoba? Co jeśli... — przerwał nie chcąc dopuścić tej myśli do siebie. Lękał się tego potwornie. Obawiał, że głód krwi w nim nagle zaskoczy i zacznie siać terror, ponieważ w jego żyłach płynęła krew tyranki.
— Piasku... Wymierzając sprawiedliwość temu, który bez chwili wahania pozbawił życia cioteczkę, zmyjesz z siebie łatkę zdrajcy naszej rodziny. Pomyśl o niej. Ona patrzy. Widzi jakiego ma bratanka. Gdybym umarła też byłbyś dla mnie taki okrutny? Chociaż patrząc po tym jak wypuściłeś wolno Czarną Łapę, to o czym ja nawet myślę. Oczywiście, że mnie nie kochasz.
— To nie tak! — zapewnił pośpiesznie, czując jak robi mu się sucho w gardle. Położył po sobie uszy i wbił wzrok w swoje łapy. Coraz bardziej utwierdzał się w tym, że nie miał wyjścia. Musiał to zrobić. Nikt mu nie pomoże. Nawet Różana Przełęcz pokazała mu, że jest jedna droga i nic pomiędzy. — Nie dam rady... — powtórzył niczym mantrę. — Sam nie dam rady... P-pójdziesz ze mną? — Uniósł na nią wzrok pełen płonnej nadziei. Czemu do tego aż tak jej potrzebował? Może dlatego, że jeśli naprawdę to zrobi to chciał, aby widziała, że był do tego zdolny. By nie musieć tego udowadniać na innym kocie, by na sumieniu nie mieć dwóch morderstw.
— Pójdę. Lecz będę tylko patrzeć, bo chce zobaczyć na własne oczy jak mój brat z kocięcia w końcu stanie się prawdziwym wojownikiem. Poczekaj tutaj. Musze znaleźć opiekę dla dzieci, by nikt niepowołany tu się nie pałętał — to mówiąc odeszła, pozostawiając go samego ze strachem, który powoli zaczął w nim narastać.
***
Przeszli przez most i dotarli na tereny niczyje. Szedł u boku siostry, wpatrując się w Tropiący Szlak, który prowadzony był przez Sójczy Szczyt. Zastępczyni pilnowała, aby nie uciekł lub nie zrobił nic głupiego. Dziwił się, że to ją wytypowała Różana Przełęcz. Czy byłaby zdolna zabić kota z jej rozkazu, gdyby mu się nie powiodło?
Położył uszy płasko po sobie, a nerwowość w nim narastała z każdym krokiem. Dla Lew wydawało się to proste. Mordowała Tropiący Szlak wzrokiem tak jakby gotowała się na tą chwilę od urodzenia. A on? On tam dygotał jak ostatni tchórz. Tak... Naprawdę musiał się wziąć w garść. Siostra była gotowa w jego obronie zabić samotnika, a on tego nie mógł zrobić dla niej?
To był ten problem, który trawił go od środka niczym rozżarzone węgle. Z jednej strony chciał odciąć się od rodziny, zapomnieć o tym jak go nazywali za jego plecami i żyć wolny bez ich nadzoru, lecz z drugiej strony pragnął wybaczenia, by zrozumieli go i aby był dalej częścią ich rodziny. Może był chory? Czemu pomimo tylu znaków wciąż starał się udowodnić swoją wartość? Nie wiedział.
— To tutaj — miauknęła zastępczyni, zatrzymując się.
Tropiący Szlak od razu odwrócił się w jego stronę, gotów pociągnąć go za sobą w otchłań. Kocur nie zamierzał się poddać, chciał umrzeć z honorem, w walce. Któryś z nich umrze... Wiedział, że staruszek nie miał z nim szans, a mimo to... poczuł niepokój. Miał zabić własnego mentora.
— Zabiorę twą duszę do Mrocznej Puszczy gdzie raz na zawsze zgaśniesz — warknął kocur, wyciągając pazury i szykując się do skoku.
Tyle było w nim nienawiści. Tyle zła, które informowało go o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Lew popchnęła go do przodu, by nie cofał się jak dureń, zwłaszcza że zastępczyni obserwowała. Kocica była w końcu następna po Różanej Przełęczy we władaniu klanem. Jeżeli się zbłaźni... Kto wie jaki będzie miała do niego stosunek, zwłaszcza że starał się jak mógł, aby ta go polubiła.
— Pomyśl o cioci. O tym jak ją mordował, jak zakopał, gdy dogorywała dusząc się piaskiem — usłyszał przy swoim uchu.
To była chwila moment, bowiem Tropiący Szlak zbił go z łap i przeturlał się z nim po ziemi. Rozpoczął się morderczy taniec.
***
Ból... Wrzask... i Trop z kawałkiem czegoś co należało do niego.
Ciepło spływające w dół, zalewające mu wnętrze ucha powodując głuchotę.
Odgłosy dochodzące z oddali, jakby znaleźli się pod wodą.
Tonął... Tonął we krwi, czując jak gardło się od niej napełnia, jak płuca łakną tlenu.
Ból, ból silny, oślepiający, piekący po policzku.
Walka. Walka o życie, walka w podwodnej toni, w której raz jeden był na górze, raz drugi, walcząc o oddech.
A potem nastała cisza.
***
To co się stało nie było egzekucją, którą rozkazała Różana Przełęcz. Tropiący Szlak chciał go porwać ze sobą. Chciał go zabić, swą ostatnią ofiarę.
Wrzasnął przeraźliwie, ze strachu i frustracji, która go ogarnęła. Patrzył na niekontaktujące ze światem białka oczu, na pysk splamiony krwią.
Krzyczał, krzyczał i nie wiedział jak przestać, wisząc nad ciałem, czując jak świadomość mu wraca. Jak ból roztacza się po jego ciele, jak świat informuje go, że żyje. Żyje, a śmierć jeszcze po niego nie nadeszła.
— Dlaczego?! — rzucił przed siebie, jak gdyby pytanie miało nadejść.
Stał roztrzęsiony na szeroko rozpostartych łapach, pod którymi leżał starzec. Mógł zginąć. Był tego bliski.
Lwia Paszcza się do niego zbliżyła, lecz tego nie zarejestrował. Sapał ciężko, przestając na moment nadwyrężać gardło.
Ha. Haha. Ha. To był tylko zły sen. Nie był do tego zdolny. Prawda?
Prawda?
Morderca. Miał to we krwi jak praprababcia. To jej geny - rozlegały się głosy widowni, która istniała w jego głowie. W jego myślach i jego obawach. Wskazywali na niego łapa, patrzyli z pogardą. Stawiali wyrok, dodawali łatki.
Niech oni się zamkną! Nie był nią. Nie... Wcale nie. To nie on. To nie on. To były łapy kogo innego. Niech go zostawią, niech przestaną się śmiać!
— Ciii Piasku. Już po wszystkim — miauknęła cichutko siostra, widząc w jakim stanie był jej brat. — Spisałeś się. Płonąca Pożoga będzie mogła w końcu zaznać spokoju po śmierci. Zachowałeś się jak na lidera przystało, czego nie można powiedzieć o niektórych... — szepnęła unosząc spojrzenie na stojącą niedaleko nich Sójczy Szczyt.
Nic nie powiedział, a jedynie oparł się łbem o jej ramię. Kocica powoli odprowadziła go od leżącego na ziemi truchła, które miało tu pozostać. Resztę pamiętał jak przez mgłę. Sójczy Szczyt zakopała ciało, a zbliżając się do mostu kazała obmyć mu się z krwi. Zadane rany strasznie piekły, ale to nie było najgorsze. Najgorsze było wspomnienie tego co uczynił. Smak i zapach, widok masakry, do której dopuścił.
— Różana Przełęcz kazała przekazać, abyście nie rozpowiadali o tym w obozie. Tropiący Szlak ma zostać uznany za zaginionego. Gdy ktoś będzie pytał, zaatakował was samotnik, tak wytłumaczymy jego rany. — Zastępczyni wskazała na kremowego wojownika, którego łeb zwisał smętnie.
— Czyli... Chcecie zataić informację o jego zbrodniach? — spytała Lwia Paszcza będąc pewna, że się przesłyszała. — Dlaczego? Wszyscy powinni zdać sobie sprawę z tego z kim żyli w klanie przez ostatnie księżyce. Z mordercą, Sójczy Szczycie. Powinni wiedzieć, że został ukarany — zwróciła się do kotki, a w jej złotych oczach emanowała wściekłość na szylkretkę za to co od nich oczekiwała. — Wystarczy już zamiatania ogonem występków kotów takich jak Trop. Zabił Płonącą Pożogę! Mógł zabić moje kocięta! — syknęła.
Sójczy Szczyt westchnęła.
— To decyzja liderki. Możesz iść do niej w tej sprawie jeśli coś ci nie odpowiada. Ja tylko przekazuje rozkazy — powiedziała, a następnie wznowili wędrówkę.
Ten odcinek podróży również był zasnuty mgłą. Słyszał tylko niezadowolone fuknięcie Lew, jej ciepło u jego boku, a przed oczami była krew, krew i ciało pozbawione życia.
***
Przyszli zdać raport Różanej Przełęczy. Został nieco z tyłu, dając Lwiej Paszczy przemawiać w tej sprawie. On nie miał nic do powiedzenia. To co się stało za bardzo na niego wpłynęło, za bardzo ugodło to w jego duszę. Czuł, że dzisiejszej nocy nie zaśnie. Tak samo kolejnej i kolejnej. Dopuścił się masakry. Zabił. Nie miał wyjścia. To była egzekucja, lecz też obrona własna. Gdyby tego nie zrobił, zginąłby. Już prawie Tropiący Szlak rozerwał mu gardło. Musiał to zrobić. Musiał być pierwszy... i był.
Kiedy kroczył, czuł na sobie wzrok. Słyszał szepty. Oni wiedzieli. Wszyscy wiedzieli. Chociaż krew zmył już dawno, czuł się brudny. Wciąż widział szkarłat, w którym były jego łapy. Czyżby to było złudzenie? A może ich nie domył? Jego oddech zatrzymał się na moment, lecz zaraz wznowił się na powrót, gdy usłyszał głos siostry. Znów zadała pytania, te same, które kierowała w kierunku Sójczego Szczytu. Różana Przełęcz zaczęła tłumaczyć, że nie było innego wyjścia, ponieważ połowa kotów w klanie popierała Tropiący Szlak. Wspomniała też o tym, że Płonąca Pożoga nadawała się do starszyzny i była przyczyną wojny, a przy tym i śmierci wielu kotów, a trzymanie jej w klanie było błędem i jakby wyjawili co się stało z Tropem to zapanowałaby wojna domowa, więc jeśli Lew nie miała swojej małej rudej armii to powinna zrozumieć sytuację w jakiej się znaleźli.
To tak go zaskoczyło, że aż zaniemówił, chociaż nie odezwał się odkąd tu przyszli ani słowem. Czyli jeśli ktoś się o tym dowie, to odpowie za wojnę domową?! W co on się wpakował! To nie tak miało wyglądać! Nie tak!
— Przecież nikt go nie popiera. Co to za bzdury. Nawet jego siostry się od niego odwróciły — broniła swoich racji ruda kocica.
— L-lew odpuść... — w końcu wydusił z siebie. — Jak to wyjdzie na jaw... Rozszarpią mnie. Nie ryzykujmy. Niech będzie tak jak mówi Różana Przełęcz.
Królowa jednak nie słuchała. Dalej kłóciła się z liderką, pytając czy jeśli Trop by jej zabił kogoś z rodziny, to też by po cichu załatwiła sprawę, czy jednak ogłosiła klanowi jak zdradzieckim lisim łajnem był, bo jej dzieci były przecież ponad innych wojowników.
— Jesteś tego pewna? Wszyscy myśleli, że nikt już nie popiera okrucieństwa wprowadzonego przez Piaskową Gwiazdę — rzuciła jej krzywe spojrzenie szylkretka. — Jeśli będziesz mogła mi z pełną pewnością powiedzieć, że dasz sobie odciąć łapę za to, co mówisz i wiesz co siedzi w głowach innych kotów, to daj mi znać. Z resztą, nie praw mi teraz o ogłoszeniach publicznych, jeśli chodzi o moje kocięta. Nie ja ukrywałam fakt istnienia niebezpiecznego kota w obrębach naszego klanu.
Słysząc to zamarł i położył po sobie uszy. Teraz wyszło na jaw, że liderka o wszystkim wiedziała. Lew go zabije. Nie zrobił tego Trop, zrobi to jego rodzona siostra. Chociaż podejrzewała to nie miała pewności, aż do tej chwili.
— Czy, aby na pewno nie ukrywałaś? — Siostra spojrzała taktycznie w jego stronę. — Spójrz na niego! To co zrobił mu Trop odcisnęło na nim piętno! A ja nikogo nie ukrywałam. To tylko pokazuję jak przeprowadzałaś rozmowy z nowo przyjętymi kotami. Kto wie czy reszta czegoś nie odwali w najbliższym czasie...
Miał już tego dość. Głowa go bolała od ich kłótni. Klanie Gwiazdy dzięki, że Lew się opanowała i nie stał się obiektem krzyków, bo już czuł, że siostra zacznie tyrać go przed liderką za to, że zdradził jej prawdę odnośnie Czarnej Łapy.
— Przestańcie! Wciągnęłyście mnie w swoje gierki. Teraz fanatycy Tropiącego Szlaku będą chcieli mnie zabić. Nieważne czy klan wie czy nie, wszyscy będą patrzeć na mnie jako na tego złego. Mam tego wszystkiego dość! — to powiedziawszy wyszedł, pozostawiając je same. Nie chciał tracić nerwów na wysłuchiwanie ich kłótni. Teraz miał poważniejsze problemy. Nie wiedział, że Trop miał taki posłuch, że mogłoby dojść po jego śmierci do wojny domowej. To nie mieściło się w jego głowie. Teraz kocur będzie go prześladował nawet po śmierci, we snach, na jawie i w kotach, którzy nienawidzą jego rodziny, a w nim widzą potwora. Im dłużej patrzył na swoje łapy, czuł... że mogą mieć rację.
***
Ta noc przyniosła mu koszmary. Wtulał się w bok Lwiej Paszczy, która po tym jak zaprezentował swoją roztrzęsioną postawę, kazała mu spać dzisiaj z nią i jej kociętami. Wahał się, ponieważ jedno z młodych siostry rzucało w jego kierunku już niezbyt przyjemne spojrzenia. Ale po namowie przystał na to. To była jedna noc, a potrzebował kogoś, kto wiedział co się stało i co mógł teraz przeżywać. Srebrzystego Nowiu nie widział. Być może polował lub zajmował się innymi wojowniczymi obowiązkami. Kocur na pewno jednak zauważy, że coś się stało. Nie dlatego, że miał blizny, które zostały opatrzone przez medyka, ale ogólnie jego stan. Czuł się... okropnie. Niczym wrak.
Gdy zasnął, budził się co chwila, wyrwany przez głos zmarłego. We snach widział scenę, do której dopuścił. Odtwarzał ją w głowie znów i znów, i znów. Lwia Paszcza jak i jej młode na pewno się tej nocy nie wyspały. Zrywał się ogarnięty lękiem, wyrywając się z objęć koszmarów z krzykiem, by zatopić nos z powrotem w ciepłej sierści siostry.
— Śnisz o potworze? — rozległo się obok jego ucha. Uchylił powieki i zauważył, że o jego nos opierały się małe łapki kocięcia o wywiniętych uszach. — Wujku... Ten potwór, który cię nęka to nic. Ja będę znacznie gorszy — zaśmiał się, a go zmroziło w trzewiach. O czym ten malec mówił? Co wmawiała mu Lew? Czego uczyła? Widząc jego przerażenie w ślepiach, kociak kontynuował. — Chcę przerosnąć praprapababcie. Wszyscy będą mi służyć, ty także.
Gdyby nie to, że była noc, a jego umysł dręczony był koszmarami i nie spał zbyt wiele, zapewne nie wziąłby tych słów malca na poważnie. Dzieci miały w końcu różne pomysły... Ale... Coś go w tym zaniepokoiło. Czemu miał takie marzenie? Czy on wiedział, że Piaskowa Gwiazda nie była dobrym kotem, a krwiożerczym potworem? Rozumiał, że wielkości nie zdobędzie w ten sposób?
— Płomyczku nie strasz wujka. Śpij — ziewnęła Lwia Paszcza, otulając syna do snu.
— Ale mamo, wujek jest zabawny. Lubię jak krzyczy przez sen. Szkoda marnować noc, aby to przegapić — wyjaśnił matce, która zmroczona przez zmęczenie, mruknęła tylko coś pod nosem, przytulając syna do swojej piersi.
Nie dotarły do niej te słowa? Do niego owszem... Potwory... Jego rodzina była jednym, wielkim potworem. Wypijali to z mlekiem matki, rośli i przyczyniali się do zła. Nieważne kim się było... dziedzictwo było zapisane w ich krwi. Z tym negatywnym nastawieniem, po raz kolejny zasnął.
***
Słyszał co się mówiło. Atak samotnika na jego osobę, zniknięcie Tropa i już powoli spiskowcy mieli materiał do plotek. Obawiał się jak bardzo powiążą go z tym wszystkim. Nie umiał ukrywać, że coś zaszło wtedy na granicy. Wmawiał im, że to był samotnik - nawet nie zdradził prawdy matce. Wiedziała tylko Lew. Ale i tak pewnego dnia zmuszony był stanąć oko w oko z kocicą, która pośrednio przyczyniła się do jego stanu. Nie winił jej... To była wszak jego decyzja. To on wybrał drogę. Mógł go wygnać, mógł zrobić cokolwiek innego, a wybrał ścieżkę śmierci.
— Mam prośbę... — powiedział, gdy byli sami w jej legowisku. — Musze od tego wszystkiego odpocząć. To, że na granicach źle się dzieje może być idealną wymówką dla tego co ci zaproponuje. Otóż... wyślij mnie do ich ochrony z Srebrzystym Nowiem. Zrobimy tam strażnice i będziemy na miejscu, częściej patrolując okolice. Musze odpocząć od tego co się stało, od mojej rodziny, od klanowych spraw. Pozwól mi na jakiś czas odetchnąć u boku kogoś kto pomoże mi dojść do siebie. Nie chcę jednak, aby moja rodzina o tym wiedziała. To znaczy o tym, że będę tam sam ze Srebrnym. Nie chcę też, by mnie szukali i sprawiali problemy. Najlepiej ogłoś nabór i potem przekaż klanowi swój werdykt kto pójdzie z chętnych co się zgłosili. Potwierdzę tym sposobem, że zrobiłem to, by lepiej chronić swoją rodzinę przed atakami samotników. Powiesz, że wysyłasz naszą dwójkę też w dwie różne strony. Wtedy nie dojrzą powiązania. Proszę — podzielił się z liderką swoim planem. Długo o nim myślał, ale uznał go za najlepszą opcję. Tylko w taki sposób rodzina nie będzie podejrzewała, że uciekał od problemów w ramiona nierudego. A bardzo teraz potrzebował jednego - by to Srebrzysty Nów się nim zajął. By pozwolił mu zapomnieć o koszmarze, spojrzeniach i bliznach, szpecących jego ciało. By go kochał szczerze, bez ukrywania się. By spali oboje wtuleni we własne futra.
<Różo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz