*dawno temu*
Znowu wyszła ze żłobka, oczywiście bez nadzoru, bo Wzburzony Potok była fatalną karmicielką. Szła sobie obozem, kiedy nagle ktoś na nią wpadł. Kot pisnął, a gdy kocię uniosło spojrzenie, szybko rozpoznało kto to był – Błotnista Plama. Ta sama Błotnista Plama, która zrzuciła ją ze swego grzbietu, odrzucając zaszczyt zostania poduszką Wiru. Młoda rozszerzyła oczy, ale zaraz wróciła do porządnej prezentacji – dumnie uniosła wysoko podbródek, mrużąc oczy. No, no… ciotka jej się naraziła. Wspomniana czekoladowa wojowniczka odsunęła się lekko do tyłu. — P-przepraszam, j-ja... — zaczęła, ale nie dane jej było dokończyć, bo Wir jej przerwała.
— Nic się nie stało — stwierdziła chłodno, unosząc jeszcze wyżej brodę — a raczej stało się, ale mogę ci to wybaczyć i nie naskarżyć mamie. Pod jednym warunkiem. — tak, straszenie mamą było bardzo skuteczną techniką, o czym młoda przekonała się już jakiś czas temu.
Paskuda położyła po sobie uszy.
—J-jakim...?
— Że gdy tylko będę chciała, będę mogła się na tobie położyć — rzekła z powagą w głosie — i mnie nie zrzucisz.
Dawna partnerka Nastroszonego Futra zdziwiła się.
— A cz-czemu chcesz t-to r-robić...?
— Bo jesteś miękka. No ale utrzymuj higienę, bo... — spojrzała na jej futro marszcząc pysk z obrzydzeniem — masz pełno piachu na nim.
Czekoladowa skrzywiła się nieco.
— A t-twoja m-matka nie jest miękka?
— Jest, ale rzadko przychodzi do żłobka — stwierdziła. — więc, jak będzie? — spytała.
<Paskuda? Zgódź się albo śmierć>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz